| 19 Sty 2015 o 18:31 Napisała Gloinnen -Administratorka Przyjaznego Portalu Literackiego „Ósme piętro”:
"Wiadomość Gloinnen Tytuł: Kondycja krytyki literackiej na portalach internetowych Zamieszczono: 05 cze 2013, 14:16
Administrator "Popularna opinia o internetowych portalach literackich nie jest zazwyczaj szczególnie entuzjastyczna. Naturalnie, istnieją lepsze i gorsze, lecz wiele razy zetknęłam się z przekonaniem, że poezja internetowa jest beznadziejna, że portale i fora to wylęgarnia grafomanów, że pisanie portalowe to wiocha i żenada.
Na pewno takie uogólnienie jest krzywdzące, zwłaszcza dla dobrych Autorów, którzy w sieci publikują, uczestniczą aktywnie w życiu ulubionych portali i nie można im zarzucić grafomanii, czy też bylejakości. W każdej jednak obiegowej opinii jest ziarenko prawdy.
Zwykło się mawiać, że winna temu zjawisku jest ogólna dostępność większości portali literackich dla szerokich rzesz Autorów. Fora zastąpiły szuflady i sztambuchy. Mnóstwo osób, którym jedynie wydaje się, że pięknie piszą, ma teraz okazję zaprezentować publicznie swoje twory, a że statystycznie więcej jest niestety Autorów nieutalentowanych, niż utalentowanych, normalną kolej rzeczy stanowi wysyp gniotów.
Z szerszej obserwacji WIELU witryn poświęconych literaturze, a zwłaszcza poezji, doszłam do wniosku, że problem jednak wcale nie tkwi w statystyce i otworzeniu wirtualnej przestrzeni publikacyjnej dla mas grafomanów. Jest to tylko jedna strona medalu i wierzchołek góry lodowej. Trudno mieć pretensję do kogoś, że kiepsko pisze, że nie uświadamia sobie tego, że, przekonany o ogromnych walorach swojej twórczości, chce się nią z całym światem podzielić. To ani nie dziwi, ani nie gorszy, więcej - to jest bardzo ludzkie. Wydaje mi się jednak, że główną przyczyną, dla której poezję portalową (podkreślam - nie całą, ale w znacznym odsetku) uważa się za mało ambitną, jest brak rzeczowej, merytorycznej debaty krytycznoliterackiej z prawdziwego zdarzenia.
Owszem, wiersze można wklejać na wielu portalach i forach. Są one mniej lub bardziej obficie komentowane przez innych piszących użytkowników, najczęściej pozostających na równoległym poziomie. Trudno oczekiwać od słabego Autora - subtelności, wyrobienia i krytycznego zmysłu. Gniotorób pieje z z zachwytu pod wypocinami innego gniotoroba i vice versa. Im dłużej zaś dany portal istnieje, tym więcej kółeczek wzajemnego wsparcia się tworzy i tym mocniej zaznacza się ich siła. Cała sytuacja zaczyna w zasadzie być całkowicie sprzeczna z wyjściową ideą dla jakiej fora powstają.
Z założenia, mają być miejscem kontaktu Autora z czytelnikami, dotarcia do jak najszerszej liczby odbiorców i poznania ich zdania na temat własnej twórczości. Tu także - przynajmniej, jeśli poznać zdanie wielu administratorów - założycieli takich portali - wyjściowo powinna powstać przestrzeń krytyki i dialogu. Tymczasem, w warunkach, gdy funkcjonowanie forum opiera się jedynie na kółeczkach i wzajemnym kadzeniu sobie przez grupki znajomych królika, niczym się ono w konsekwencji nie różni od osławionych "imienin cioci", gdzie Autor "się produkuje", a wszyscy mdleją z zachwytu. Skądinąd - powiedzenie komuś, że jego wiersz nadaje się na wspomniane "imieniny cioci" - to straszny afront, bo przecież gdzieżby, a skąd, w żadnym wypadku! JA publikuję na FORUM LITERACKIM! I nikt nie widzi, że to jest praktycznie dokładnie to samo.
A czemu?
Ponieważ lubię robić różne "zestawienia", więc pozwolę sobie także i tym razem na mały "przegląd" diagnostyczny.
Pierwszym problemem jest właśnie istnienie kółek wzajemnego wsparcia. Pomijając ich "ciocioimieninowy" charakter, są to grupy niesamowicie hermetyczne, szczelne, wodoodporne, ba! nawet kuloodporne! Jakakolwiek próba zasugerowania, że twórczość choćby jednego z członków takiego kółeczka, nie jest wysokich lotów, spotyka się natychmiast ze zmasowaną odsieczą i rejtanowską obroną. Formy tej obrony to cały zasób rozmaitych chwytów erystycznych - od strategii "ad widowniam", poprzez "wykręcanie kota ogonem", dywersję, ośmieszanie, wyprowadzanie z równowagi, czepianie się słówek, przekręcanie wypowiedzi, po prymitywne ataki personalne. Wszystko, aby zagdakać, aby tylko nikt czasem nie miał wątpliwości, kto tu jest "czarnym ludem". Krytykant -cham. A już niech ręka boska czy też czartowska (niepotrzebne skreślić) broni od ruszenia naczelnego guru takiej grupki. Najczęściej jest on najsłabiej piszącym z całego towarzystwa, ale najgłośniej krzyczącym, umiejącym zrobić z siebie ofiarę spisku, posiadającym niebywały tupet w imputowaniu i złośliwym ripostowaniu, a przy tym najbardziej zaimpregnowanym przeciw głosom zdrowego rozsądku. No cóż, najwidoczniej jest to też forma charyzmy. Taka postawa dławi jakiekolwiek próby w zarodku, i niejako jej pochodną są kolejne wypunktowane przeze mnie zjawiska.
Problem numer dwa stanowi też - paradoksalnie - brak miejsca na przyzwoitą robotę krytycznoliteracką. Oczywiście wiele portali ma specjalne działy przeznaczone na różnego rodzaju polemiki o dobrym pisaniu. Miejsca tego jednak brakuje w mentalności użytkowników - Autorów. Znakomita większość uważa, że taka debata jest całkowicie zbędna, że to tylko jakieś pseudoakademickie pierdolety, nikomu do szczęścia nie potrzebne. Do szczęścia bowiem potrzebny jest jedynie cukier puder i śmietanka, aby wyprodukować jak największą ilość lukru. Próba opracowania i zaproponowania choćby najskromniejszego zbioru wskazówek, jak pisać - z góry skazana jest na sromotną klęskę, przede wszystkim ze względu na pokutujące i bezdyskusyjne przekonanie, że jedynym drogowskazem jest: "pisać jak serce dyktuje". W rozbrajający sposób Autorzy są sobą, wypluwając z siebie kolejne kserokopie identycznej, miałkiej tandety i kiczu, ale nikt nie ogranicza ich radosnej ekspresji i nie psuje humoru negatywnymi recenzjami. Zwolennicy powyższej koncepcji uważają, że nie istnieją żadne kryteria, według których można oceniać twórczość poetycką, bo liczy się dusza, wrażliwość, itp. Przywoływane jest często "prawdziwe piękno" jako kategoria absolutna, "bogactwo ludzkiego wnętrza" i "szczerych, autentycznych przeżyć"... Naturalnie nie wolno na te jakże wzniośle i kryształowo brzmiące wartości podnosić ręki, bo jest to po prostu niewybaczalna profanacja. W tym momencie prozaiczna, przyziemna, chłodna krytyka, zdzierająca tę pozłotę i stwierdzająca, że pod nią "wiersz jest nagi" jawi się niczym bezduszny demon, którego trzeba za wszelką cenę spacyfikować, za pomocą najróżniejszych egzorcyzmów, o których już oględnie wspomniałam powyżej. Dyscyplina, rygor, teoria, kanony - to pojęcia wyklęte, niepoprawne politycznie, godzące w ducha wolnej poezji, ergo, mamy kolejną barykadę i podstawę do promowania intelektualnej nieprzemakalności.
Trzecim problemem jest chyba brak pomysłu na "ars poetica". Poezja, nawet ta dobra i ciekawa, wydaje mi się bardzo rozproszona. Tu i tam, na różnych portalach, pojawiają się ciekawe osobowości twórcze, interesujący Autorzy, czy też krytycy, którzy mimo systematycznego zagwizdywania, mają coś do powiedzenia. Nie ma w tym wszystkim jednak uporządkowania, nie ma dyskusji, nie ma konsekwencji ani ciągłości. Czasem tylko ktoś uparty będzie do znudzenia lansował jakąś mniej lub bardziej rozsądną koncepcję, ale bez jakiegoś szerszego odzewu. Bywa, że jakaś maniera, czy jakaś specyficzna cecha przyjmie się na jednym z portali, ale nie wyjdzie już poza jego obręb. W warunkach, gdy w ogóle krytyka jest postrzegana jako deptanie sacrum, niemożliwe jest proponowanie żadnych trendów, czy wytyczanie szlaków. Mało tego, niemożliwa jest nawet dyskusja nad tym, czy takie szlaki można/należy wyznaczać i jakie. Że obrażeni grafomani-megalomani pyskują - spadaj, co mnie będziesz pouczać, jak pisać - to nie dziwota. Ale skądinąd nawet Ci najlepsi nie bardzo mają na taką debatę ochotę i pomysł. Reasumując, wszystko sprowadza się do realizacji porzekadła "każdy sobie rzepkę skrobie". Każdy dzierga w domowym zaciszu swoje utwory, a jeżeli w jakiś sposób zaistnieje w światku - to zbiera laury i się cieszy, ale nie ma to przełożenia na rozwój krytycznego dialogu. Rzadko kiedy na forach/na portalach można znaleźć ciekawe eseje, felietony, krytycznoliteracką publicystykę. Najwyżej wzajemne recenzowanie sobie wydanych tomików i zbiorków oraz pokonkursowe laurki, czasem promocje książek i niewiele więcej. Z czego to wynika? Z rozproszenia? Z braku refleksji? Z egoizmu i egocentryzmu? Z tumiwisizmu? Ze zniechęcenia? Z lenistwa? (z drugiej strony - komu by się chciało inicjować taką debatę, pod pręgierzem publiczki nastawionej jedynie na poklask i "wszystko-mi-wolno-bo-co-a-wy-się-odczepcie-od-mojego-pisania").
Można oczywiście przyjąć, że skoro taka krytyczna debata istnieje tylko w formie szczątkowej, a jeśli już nieśmiało kiełkuje - zostaje natychmiast wyrwana jak chwast - oznacza to tyle samo, co komunikat, że jest zbędna. Tylko zapytam się retorycznie - kto tak uważa? Zbędna dla kogo? Na pewno zbędna dla kółek wzajemnej adoracji, bo niszczy ich świetne samopoczucie. Może zbędna dla jakiejś grupy Autorów - megalomanów (niezależnie od tego, czy piszą dobrze, czy źle), którzy uważają ją za głupotę, stratę czasu, albo stęchłą apoteozę formalizmu. Do tego dołączyć można niezrozumiałą, lecz powszechną arogancję i lekceważenie, zwłaszcza wobec nowicjuszy, osób niekoniecznie "obytych", ale mających dobre chęci i ciekawych tego, w jakim miejscu współczesna poezja stoi, czy ku jakim horyzontom zmierza. Oprócz "obrażalskich" wersoklepów jest przecież grono osób, które chcą się rozwijać, słuchają krytyki, stosują się do dobrych rad i potrzebują jakichś punktów odniesienia. Na dodatek - śmiem twierdzić, że brak horyzontów - jest czymś zabójczym, rozleniwiającym i bardziej ograniczającym, niż rzekome "zniewolenie", spowodowane próbami ich wyznaczenia, czy zdefiniowania.
Nie chce mi się jednakże osobiście wierzyć, że tylu posiadających potencjał, myślących poetów, którzy na fora zaglądają i publikują na nich, nie próbuje także sprawdzić się w roli kogoś, kto podejmie zmagania z rozważaniami teoretyczno-literackimi. Naturalnie, nie każdy ma wykształcenie humanistyczne, imponujący dorobek, nie każdy jest erudytą-omnibusem, ale "dobrym poetą będąc" jednak na ogół twórca posiada jakieś zdanie o warsztacie, o metaforyce, o grach i zabawach ze słowem, itp. Czemu więc ten aspekt literackiego życia i relacji między Autorami praktycznie zanikł? A przecież jeszcze nie tak dawno kwitły salony, grupy poetyckie, towarzystwa, gdzie o "ars poetica" dyskutowało się z nie mniejszym ferworem, niż pisało i czytało wiersze. Dziś funkcję "salonów" przejęły portale, ale najwidoczniej nie są w stanie wszystkiego udźwignąć. A szkoda, bo przecież dyskusje, ścieranie się tez i postulatów, są zawsze pro-rozwojowe, zmuszają do autorefleksji, rewizji własnego spojrzenia np. na warsztat, powodują, że pisanie staje się bardziej świadome i przemyślane. Nikt jednak tych tez nie stawia, a już polemika na ich temat wydaje się w ogóle kosmiczną chimerą. Neofita, szukający pomocy, w najlepszym wypadku dostanie od miejscowego "guru" radę w stylu - poczytaj sobie tych, których ci wskażę, i ucz się od nich. Pozostawię bez komentarza.
A wydaje mi się, że dużo w tym momencie tracimy, jako członkowie społeczności publikującej w internecie. Przecież krytyka literacka, czy też różnego rodzaju analizy i spory, nie muszą być domeną li i jedynie akademicką, powiązaną ze środowiskiem tzw. ekspertów, nieraz całkowicie oderwanych od poezji "żywej". Któż lepiej zrozumie wiele twórczych dylematów Autora, niż drugi Autor? Któż nie jest bardziej kompetentny, aby zaproponować jakieś zmiany w postrzeganiu poezji i jej roli, niż ktoś, kto zjadł na niej zęby? Jednakże zamiast tej współpracy w doskonaleniu - siebie samych - i poezji w ogóle (pod względem formy, treści, estetyki, funkcjonalności itp.) mamy chłód, niechęć, wrogość. Pragnienie "dowalenia" - słabym, bo można tym sposobem poprawić własne o sobie mniemanie, a dobrym, żeby ich "upupić", bo nie daj Boże, żeby się okazali lepsi ode mnie. Ewentualnie - obojętność, wyobcowanie, gdyż w sumie co mi zależy, mam to w nosie. Najwyżej rzucę tu kilka perełek przed ryje, a niczym więcej zajmować mi się nie chce, bo i po co?
Ostatnią kwestia, jaką pragnęłam podnieść, jest też syndrom opuszczania gniazda. Znam z różnych portali mnóstwo osób, które się na nich niejako "wychowały", zaczynając właśnie od internetu przygodę z pisaniem. Dzięki drobnej garstce aktywistów, którym się jeszcze coś "chciało", ci ludzie coś osiągnęli, zaistnieli na szerszą skalę, zostali zauważeni. Najczęściej jednak osiągnięcie sukcesu - mniejszego czy większego - oznacza koniec uczestnictwa. Dobrzy Autorzy odchodzą z forum, nie mają już czasu, motywacji ani zaparcia, by dalej działać na rzecz - powiedzmy - literackiej wspólnoty. Niby zrozumiałe. Do zaangażowania, dobroczynności nie da się wszak nikogo zmusić. Ale to smutne i przykre, gdy potem te same osoby gdzieś brylują, rzucając z nonszalancją i z dyzgustem wypowiedzi, z których wynika, że poezja portalowa jest beznadziejna, a fora literackie to kocie szambo. Wielki poeta staje "ponad" i "powyżej". To, że sami się z tej społeczności wywodzą, zostaje bardzo szybko zapomniane. Jeżeli gdzieś tam jeszcze zaglądają, robią to jedynie po to, aby poinformować, co ostatnio wydali, jaki konkurs wygrali, ewentualnie zaprosić na kolejne spotkanie autorskie, a w dalszej kolejności - wylansować jakichś swoich protegowanych.
Aby rzecz podsumować, mogę jedynie wyrazić nadzieję, że pomału to wreszcie zacznie się zmieniać, a działalność portalowa, umożliwiająca "Autorów obcowanie" zostanie potraktowana jako szansa do zrobienia czegoś wartościowego. Istnieją pewne "światełka w tunelu". Wiele portali powiązanych jest np. z innymi formami działalności, np. wydawanie internetowych czasopism i magazynów literackich, współpraca z wydawnictwami, stacjami radiowymi, lokalnymi mediami (także w internecie), itp. Tam już krytyka w jakimś stopniu istnieje. Szkoda jednak, że ta debata w zasadzie jawi się niemożliwa bezpośrednio "u podstaw", w formie międzyautorskiego dialogu, wymiany refleksji, pomysłów, poglądów na temat oczekiwań i dezyderatów, poetyckich wartości, kategorii estetycznych, itp. Na pewnym poziomie jest to trudne do realizacji, po części ze względu na zwykłe ludzkie lenistwo, ale także ze względu na jakieś trudne do wykorzenienia przeświadczenie, że każda tego rodzaju inicjatywa to zamach na czyjąś wolność i na swobodę czyjegoś pióra. Ciężko też przekonać piszących, że mogą oni być odpowiedzialni za kształtowanie kierunków, trendów, że coś od nich zależy - jeżeli tylko zechcą. A samym wierszom mogłoby to wyjść tylko na dobre. Podobna polemika, moim zdaniem, zmotywowałaby do różnego rodzaju prób, eksperymentów, poszukiwań. Przecież nic tak nie obroni nawet najgenialniejszej tezy, niż skuteczny i świetnie napisany przykład w formie dobrego utworu. Sądzę, że więcej krytyki i starć, a nawet lekkie "bicia piany" - o formę zapisu i o cechy (treść) przekazu - mogłyby zadziałać mobilizująco i odświeżająco.
Zdaję sobie sprawę, że żadne utyskiwanie i biadolenie (w stylu niniejszego wywodu) pewnie nie zmieni radykalnie i znacząco obecnej sytuacji. Wszystko bowiem zależy od dobrej woli Autorów. Od tego, czy - jak ongiś w szkole - znajdą się chętni do zrobienia gazetki."--- Hellsichtige [Jasnowidząca] | |