Author | |
Genre | biography & memoirs |
Form | prose |
Date added | 2014-02-28 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 3548 |
OGNISKO
Kiedy - już dorosły - chcę ojcu posłać wiadomość do nieba, rozpalam ognisko. Niebo odsyła mi to, co ma dla mnie najlepszego. Jestem dziecięco młody, blisko pierwszych, co z tego, że czasem może biednych, dni.
Siedzę znów przy otwartych drzwiczkach pieca. Babcia Celestyna przy kołowrotku nigdy nie umrze. Nuci: „ A gdy będziem zasypiali, niech cię nawet sen nasz chwali”. Płomyki radośnie mrugają, po ścianach chaty pełzają wesołe chochliki. W palenisku ciepło trzeszczy chrust, tak jak w lesie, gdy zbieram poziomki.
Mama w wielkiej dzieży miesi ciasto, rozchodzi się zapach zakwasu. Będą pyszne podpłomyki, rumiane i z gęstą śmietaną, zimną i lepszą niż lody pistacjowe. Tato w drewutni obok dłutem drąży niecki.
- Rozpryhajte chłopci koni, tych mene pidmanuła, nie ujezżaj ty, moj gałubczyk - słychać jego mocny głos.
- Cicho, bo chata się rozleci - woła mama, ale widać, że się jej podoba.
Dziadek nanosił znad stawu wikliny. Cała izba w pachnących gorzkawą zielenią snopach. Zszedł z pieca i plecie kosz. Tak wielki, że schowam się w nim cały i nikt mnie nie znajdzie. Potem jeszcze zrobi kilka mioteł, żeby było czysto w chacie i koło chaty. Ciocia Klimcia wyszywa następną makatkę. Teraz okręty są jeszcze większe. Niedługo popłyną w nieznane kraje. Jak bezpiecznie, gdy wszyscy są razem. Dzisiaj nie słychać ani jednego huku wystrzału. To nic, że trochę ciemno. Babcia zapali lampę dopiero do bliskiej już wigilijnej kolacji. Na co dzień szkoda nafty.
Aniele, stróżu mój. Jak dobrze zasnąć po długim spokojnym dniu na świeżej słomie, co przyjemnie trzeszczy pod mocno nakrochmalonym prześcieradłem.
Żelazna baba gdzieś daleko, chyba o nas zapomniała.