Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2014-05-01 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2109 |
Za oknem leje się gorąco majowego popołudnia, zza okna dobiegają dźwięki dzwonu, umieszczonego w kościelnej wieży i szum samochodów. Ulica nie jest bardzo ruchliwa, ale hałas silników jest po dłuższym czasie nużący dla uszu zwykłej śmiertelniczki, pozbawionej magicznych mocy tłumienia nieprzyjemnego dźwięku zanim on dotrze do uszu. A tą zwyczajną śmiertelniczką jestem ja. Nudząc się jak mops i mając tak wiele pracy, że za nic nie można się do niej zmusić, postanowiłam zrobić COŚ.
COŚ jest czymś, czego sama nie potrafiłam wtedy bliżej określić. Szukając CZEGOŚ do zrobienia postanowiłam przejrzeć strony internetowe. Cóż, na pierwszy ogień poszedł popularny portal społecznościowy. Oglądając zdjęcia znajomych, po raz setny tego popołudnia, poczułam ukłucie żalu. Maj, piękna pogoda, weekend a ja jestem tu, w czterech, co prawda zielonych, ale jednak ścianach, zawalona pracą i egzystencją z samą sobą. To ostatnie bywa nader trudne. Czytając ich posty, zastanawiałam się kiedy ja napiszę „Jestem zajebista, w zajebistym świecie, zamieszkałym przez zajebistych ludzi.”. Po tym poście zrezygnowałam z inwigilacji profilów znajomych w celu zabicia nudy, bo mogłoby to doprowadzić do depresji, i to bezpodstawnej.
Nadszedł czas na portal informacyjny, klik i witała mnie strona pełna zdjęć, kolorowych tytułów artykułów, i duże zapewnienie, że tutaj znajdę wszystkie informacje o tym, co dzieje się w kraju i na świecie. Przeczytałam artykuł o parze królewskiej w Wielkiej Brytanii i ich synu, który stał się ikoną mody, bo nosi ogrodniczki. Przebrnęłam przez wywiad z jakimś politykiem- chciałam wiedzieć co w Warszawie na ulicy Wiejskiej piszczy- cóż nic nie piszczy, tylko cały czas obrzucają się wzajemnie łajnem. Myślałam, że artykuł o modzie coś wniesie do mojego życia, więc klik klik i czytałam o bąbelkowych butach, było dość ciekawie i nawet wyobraziłam sobie,że gdybym była milionerką, kupiłabym sobie, zaprojektowaną przez siebie, w internetowej aplikacji, parę właśnie takich bąbelkowych szpilek. Trzy artykuły na jednej stronie to wystarczająca ilość, aby znudzić człowieka, dlatego znowu słychać było stukanie palców o klawiaturę i znalazłam się na stronie z ogłoszeniami.
Ogłoszenia, anonse, kupię, sprzedam, oddam w dobre ręce, zatrudnię kogoś/ siebie- tam szukałam zajęcia dla siebie, przynajmniej na to jedno popołudnie. Ogłoszenie o kursie obsługi wózka widłowego- całkiem interesujące, ale jako kobieta subtelna, nieco gardząca skrajnymi grupami feministek, i zupełnie nieskoncentrowana na odróżnianiu pedału hamulca od pedału gazu, od razu kliknęłam w inne ogłoszenia. Właśnie to zrobiłam dla bezpieczeństwa społeczeństwa
w którym żyję... Kolejne „Oddam wszystkie powieści Wiktora Hugo”- pomyślałam, że lektura z pewnością zabiłaby nudę, ale zabiłaby ją za kilka dni, a nie tu i teraz. Chociaż ekscytacja książką, zabija nudę na kilka dni przed jej trzymaniem w dłoniach, pierwszym otwarciem, dotknięciem papieru i poczuciem zapachu tuszu i kleju, w wypadku nowej książki. Spojrzałam na półkę z książkami i uświadomiłam sobie, że nie ma tam nawet miejsca na świeżo przeczytaną powieść Stephena Kinga. Z względów mieszkaniowych książek w moim pokoju, powieści Wiktora Hugo musiały trafić w inne „dobre ręce” niż moje. Przez głowę przemknęła mi arogancka myśl, że przecież nie ma lepszych rąk niż moje, przynajmniej jeśli chodzi o książki... DALEJ- uwielbiam ten przycisk do dnia dzisiejszego. Kolejne ogłoszenie o znalezionej suce z trójką szczeniąt w opuszczonym domu. Autor zapewnia, że psia mama jest kochana i łagodna a szczeniaczki są „słodziutkie, milusie i smutne, bo nie mają domu”. Słowa te oczywiście potwierdza zdjęciem niepełnej psiej rodziny brązowych kundelków. Zapatrzyłam się na nie chwilkę, bo psiaki były naprawdę słodkie, niewielka, wychudzona suka, miała ogromnie, smutne oczy i kliknęłam DALEJ.
Tutaj przeżyłam szok, wtedy myślałam, że nic mnie w życiu nie zdziwi a tu bezczelnie zaburzono mój pogląd o przewidywalności drogi, jaką pędzi, nie zważając na ograniczenia prędkości, świat. KURS DOBREJ WRÓŻKI- lawendowy nagłówek przykuł moją uwagę aż tak, że poczułam zapach fioletowawych drobnych kwiatuszków z ogrodu babci. Przeczytałam informację, że kurs jest absolutnie darmowy, a po jego ukończeniu można dostać pracę w Agencji Wróżek. Zabrzmiało jak zapowiedź nowej bajki z Barbie w roli głównej, jakie są teraz serwowane dzieciakom przez Disneya. „Boże, co to ludzie nie wymyślą!”- tak właśnie pomyślałam i kliknęłam w, również lawendowy, odnośnik, który miał przekierować mnie do strony internetowej Agencji Wróżek.
Spodziewałam się strony internetowej typu „To żart, jesteś frajerem a w nagrodę dostaniesz wirusika, zwącego się wirusiskiem roku i on zniszczy wszystkie twoje pliki i oprogramowanie”. Na szczęście dla moich plików i oprogramowania się zawiodłam. Strona całkiem schludna, kilka zdjęć z miło wyglądającą panią w jesieni życia, w szarej garsonce i siwym koku na głowie. Zakładki uporządkowane na górze. Zajrzałam do zakładki O NAS. Cóż, oprócz tego, że dobre wróżki istnieją, kierują się dobrem, łagodnością i empatią to niczego się nie dowiedziałam. Zakładka DLA CIEBIE odsłoniła rąbek tajemnicy działania tej organizacji. Otóż, jeśli potrzebowałbyś/ potrzebowałabyś pomocy, pocieszenia, rady, rozmowy to zadzwoń na podany poniżej numer i twoja osobista wróżka, którą możesz wybrać w zakładce TWOJA DOBRA WRÓŻKA, przybędzie i Ci pomoże. Zastanawiałam się, ile to kosztuje i czy wróżka pomoże mi wygrać milion w Lotto.
TWOJA DOBRA WRÓŻKA- to dopiero była zakładka. Każda wróżka i wróż mieli tam tak jakby swoją wizytówkę i charakterystykę w jednym. Wróżka Alicja miała zdjęcie eksponujące duży biust i kobiece kształty, przypominając nieco prehistoryczną figurkę Wenus z Willendorfu i opisywaną ją cechami cierpliwej, pozytywnej oraz specjalizującej się w sprawach dotyczących dzieci. Była tam również wizytówka wróżki Łucji. Drobna, młoda dziewczyna z fioletowymi włosami, opisywana jako empatyczna, odważna i idealna do kontaktu ze zbuntowanymi nastolatkami. Zobaczyłam również zdjęcie wróża Macieja- to dopiero dziwne. Osoba intrygująca, sarkastyczna, dobrze rozumiejąca kobiety i specjalizująca się w radzeniu z ich bolączkami. Pomyślałam, że zadzwonię do wróża Macieja, kiedy mój wykładowca, płci żeńskiej, zostanie napadnięty przez Zespół Napięcia Przedmiesiączkowego i będzie chciał wyżyć swoje hormonalne wahania na głupich, niepiśmiennych i słynących z analfabetyzmu, studentów. Ostatnia już zakładka DOŁĄCZ DO NAS. Tam znalazłam formularz, dzięki któremu mogę zapisać się na kurs i przy okazji sama przeprowadzić psychoanalizę swojej osobowości.
Kliknęłam, na ekranie pojawił się formularz do wypełnienia. Zabrałam się do tego z nadzieją, że nie będzie jak bankowe formularze, pytał o imiona zmarłych przodków, spis cyferek w odpowiedniej, indywidualnej kolejności dla każdego obywatela i inne pierdoły. Przecież wróżki związane są z magią, zobaczą w tafli wody, albo świecach, albo jeszcze stosując inną, być może okultystyczną, sztuczkę, mój pesel czy numer serii dowodu osobistego.
Formularz; etap pierwszy DANE OSOBOWE
Imię; Barbara
Nazwisko; Kos
Data urodzenia; 29.02.1991
Miejsce urodzenia; Warszawa
Nr kontaktowy; 999 888 777
Cóż, imię jak imię, zawsze mogę zostać Wróżką Basią. Nazwisko ptasie, ale w sumie lepiej niż moja koleżanka, swoje panieńskie nazwisko Sroka, zamieniła na nazwisko męża Gupek. Nie ma
co narzekać, bo na jej przykładzie widać, że może być gorzej, chociaż zmiana nazwiska jej by się przydała... Może dobra wróżka? Data urodzenia, hmmm mogłam poczekać jeden dzień, a tak impreza urodzinowa co cztery lata. Było mi smutno kiedy, będąc dzieckiem z koleżankami zapraszałyśmy się na mini-przyjęcia urodzinowe a one zawsze śmiały się, że ja nie mam w tym roku urodzin i nie dostanę prezentów, nie pójdę z rodzicami do zoo albo do kina. Urodziłam się
w stolicy, mieszkam w stolicy i żadna wróżka, magicznym lawendowym samochodem nie zmusi mnie do jej opuszczenia, chyba, że w celach rekreacyjnych na jeden dzień bo jestem mieszczuchem, mimo spalin, szumów, turkotów i innych hałasów i trujących substancji wytwarzanych przez blaszane, ludzkie wynalazki.
Formularz; ETAP DRUGI O Tobie
Cechy pozytywne; Miła, Ciekawska, Optymistka
Cechy negatywne;Uparta, Posiadaczka niewyparzonego języka, Perfekcjonistka
Talenty; Talent do udawania, że mam jakiś talent
Hobby; Czytanie
Marzenia; Móc napisać „Jestem zajebista, żyję na zajebistym świecie,
wśród zajebistych ludzi.” na popularnym portalu społecznościowym.
Etap drugi zmusił mnie do myślenia. Musiałam być szczera wobec siebie i wobec formularza. Cechy pozytywne przyszły mi z niebywałą trudnością kreatywnej głowy, Cechy negatywne wpajano mi od dziecka,więc nie było w tym większego problemu. Talenty- Łatwo byłoby napisać brak, ale zawsze wszyscy mieli jakieś talenty a ja się dostosowywałam swoim brakiem, że w końcu usłyszałam, że jestem utalentowana w nieutalentowaniu i pewnie pozostałabym taką szara myszką do końca myszowatych dni mojego życia. Marzenie miałam już dawno, ale dziecko pisząc post potrafiło je zwerbalizować i wykorzystałam to w formularzu. Nie pozostało nic innego jak kliknąć dalej, gdzie czekały mnie podziękowania, zachęta do popularyzowania strony i obietnica rychłego telefonu od wróżki, zajmującej się kursem.
Spojrzałam na zegarek i przeraziłam się- „To już ta godzina?!”, Byłam w lesie z pracą,
z pierogami na jutrzejszy obiad i milionem innych zajęć nadprogramowych, które pojawiły
się kiedy zadzwoniła moja racjonalna przyjaciółka i powiedziała o kilku kolokwiach, przypomniała o pracy zaliczeniowej na jutro i kazała wrócić na ziemię, kiedy powiedziałam jej o tym,
że postanowiłam zostać certyfikowaną dobrą wróżką. W sumie, dlatego się z nią przyjaźnię,
bo wraca moje ciało i dusze w kierunku realiów życia, od którego, lekkoduch taki jak ja, ucieka jak najdalej.
ratings: perfect / excellent