Author | |
Genre | horror / thriller |
Form | prose |
Date added | 2014-05-07 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2603 |
Rozdział IX
Wardes po wizycie u profesora, wrócił pośpiesznie do domu, pobiegł na strych i zamknął się na klucz, jakby poznał jakąś wielką tajemnicę przeznaczoną tylko dla wysoko wtajemniczonych. Zrobił to bez żadnego słowa, całkowicie w milczeniu. Z tego, co powiedziała mi matka Darrena, Christine, miał on tego dnia spędzić tam około dwóch godzin, po czym wykonał kilka telefonów. Po kilku minutach oddzwonił do niego tajemniczy mężczyzna. Rozmowa miała być krótka i prosta, jednak Christine, matka Darrena nie słyszała czego ona dotyczyła. Zaraz po krótkim telefonie miał wyjść z domu i odjechać wraz z jakimś mężczyzną, średniej wielkości furgonetką. Wrócił wieczorem. Miał wejść do domu, udać się na strych, zabrać coś stamtąd i ponownie gdzieś wyjść.
Do domu wrócił następnego dnia około godziny ósmej rano. Według jego matki miał być dość mocno zdenerwowany. Zaraz po przyjściu, udał się szybkim krokiem na strych, trzasnął drzwiami i nie wychodził stamtąd przez resztę dnia. Jego matka Christine, słyszała dobywające się z góry różne dźwięki. Między innymi słyszała jakby dźwięk przesuwanych mebli, brzęk szkła i dziwne drapanie w podłogę. Jednak nie odważyła się, by pójść tam i sprawdzić co robi jej syn. Od pewnego czasu wolała nie wtrącać się w to, czym się zajmował.
Matka Darrena, chcąc zająć czymś swoje myśli, wzięła świeżą gazetę, którą roznoszono zawsze o szóstej rano. Usiadła wygodnie w fotelu i przeczytała pierwszą stronę tejże gazety. To, co przeczytała zszokowało ją. Artykuł, który wywołał u niej zszokowanie brzmiał tak:
Morderstwo uniwersyteckiego wykładowcy.
Wczoraj w godzinach rannych, znaleziono ciało profesora Berksa, wykładowcy z uniwersytetu mieszczącego się niedaleko miasteczka Dunwers. Ciało znalazła asystentka profesora, pani Siena Johnson. Niezwłocznie powiadomiono odpowiednie służby, które przybyły na miejsce zdarzenia już po piętnastu minutach od zgłoszenia. Na miejsce zdarzenia przybył także komisarz Anthony Lyman, który jednoznacznie oznajmił, że profesor Berks został zamordowany. Mianowicie sprawca udusił profesora, jednak narzędzia zbrodni nie znaleziono. Według ustaleń policji, do zajścia miało dojść późnym popołudniem w gabinecie profesora. Na tą chwilę sprawca nie jest znany, jednak policja ma już kilku podejrzanych...
Christine, matka Darrena, znała dobrze profesora Berksa, dlatego wieść o jego śmierci, poruszyła ją. W tej chwili przeszło jej przez myśl, coś, co wolałaby, aby nie okazało się to prawdą. Dobrze wiedziała, że Darrena nie było, wtedy w domu, a jego zachowanie jest dziwne i podejrzane. Szybko jednak odsunęła od siebie tą myśl, gdyż uważała, iż jest on z natury spokojnym człowiekiem i raczej nie byłby w stanie dopuścić się czegoś takiego. Jednak co do pewnych spraw, matka Darrena się myliła. Ale o tym później.
Darren Wardes często wychodził z domu, wracał późnymi popołudniami, a gdy już wracał, udawał się na strych, gdzie spędzał praktycznie resztę dnia. Śledztwo w sprawie morderstwa profesora Berksa trwało, jednak mogłoby się wydawać, że nieszczególnie interesowano się tą sprawą i ktoś celowo wszystko opóźnia. Nie jednokrotnie umarzano podobne sprawy, gdyż jak to tłumaczono, brak było jakichś szczególnych poszlak, czy śladów. Myślę jednak, że kryło się za tym coś, czego się jeszcze, wtedy nie spodziewałem.
Po około tygodniu od tamtych wydarzeń, Darren Wardes planował spotkanie z jakimś tajemniczym mężczyzną. Mieli się spotkać w tutejszej bibliotece. Ten tajemniczy mężczyzna miał rzekomo posiadać informacje na temat Albrechta Dunnewera, jednak Wardes nie spodziewał się niczego szczególnego. Doskonale wiedział, że starano się za wszelką cenę wymazać wszelkie ślady na temat tego człowieka i nie istniały żadne inne dokumenty, oprócz tych, które upubliczniono dopiero w czasach współczesnych. Wardes i tajemniczy mężczyzna spotkali się w bibliotece, tak jak się umawiali. Było to około godziny czternastej. Mężczyzna ten był wysoki, w ciemnych okularach, ubrany w garnitur na, który zarzucony był długi, ciemny płaszcz. Przywitali się w milczeniu, podając sobie dłonie, po czym usiedli w miejscu, gdzie nikt nie mógłby podsłuchać ich rozmowy. Pierwszy odezwał się mężczyzna w ciemnych okularach:
- Przejdźmy od razu do rzeczy. I proszę pamiętać, żadnych nazwisk.
- Oczywiście. Pełna dyskrecja.
- Jak pan już zapewne zauważył, człowiek ten miał zostać, że tak powiem, pogrzebany na amen. Musieli znać jakiś jego plan. Co więcej, to, co miało wyjść na jaw, musiało mieć tak niezwykły i prowokujący charakter, że usilnie starali się ukryć to i zapomnieć. Wymazanie to miało najwyraźniej całkiem ważne uzasadnienie. Pewni ludzie mieli za zadanie zniszczyć wszystko, co było w jakikolwiek sposób związane z tą osobą, jednak jak widać, nie do końca się sprawdzili w tym zadaniu.
- Rozumiem. Ale w jakim celu mieli to zrobić? - zapytał zaciekawiony.
- Widzi pan. - odparł - Człowiek ten, był bardzo niebezpieczny dla otoczenia, czego oczywiście nie dało się po, nim poznać. Krył swoje prawdziwe oblicze pod wieloma maskami. Jego przodkowie znani byli z rzekomego parania się magią. Niektórych skazano nawet na śmierć, innym zaś udało się gdzieś ukryć i przetrwać. Jak łatwo można się domyśleć, człowiek ten poszedł w ślady swoich przodków. Jednak to, co robił i w czym zgłębiał wiedzę, było bardzo szokujące, a nawet nienormalne, żeby nie powiedzieć bestialskie.
- Ma pan na myśli praktyki nekromantyczne?
- Gdyby to była tylko nekromancja. - wyprostował się na krześle - On nie zawracał sobie głowy tak pospolitymi rzeczami. Z tego co pamiętam, jakieś dwadzieścia lat przed jego śmiercią, ktoś miał mu pokazać pewną księgę i wciągnąć go w jakąś tajemniczą sztukę magii. Od tamtej pory miał całkowicie się zmienić, charakter, zachowanie, a nawet wygląd.
- Z tego, co udało mi się dowiedzieć, planował on coś, nad czym pracował przez wiele lat. - przybliżył się nieco – Miał wykonać jakieś ważne zadanie. Coś, co jak stwierdził, było jego przeznaczeniem. Wie pan, co to takiego było?
Mężczyzna chwilę pomyślał, wziął kilka głębszych wdechów, po czym odpowiedział:
- Niestety, nie.
- Nie wie pan, czy nie chce pan powiedzieć? - rzucił zdenerwowany Wardes.
- Jedyne co wiem na ten temat to to, że człowiek ten chciał przywołać coś, co nie należy do tego świata. Nic więcej nie wiem.
W tej chwili zapadła cisza. Darren Wardes pomyślał sobie, że spotkanie to nie wniosło w zasadzie nic nowego. Tajemniczy mężczyzna w ciemnych okularach zdawał się wiedzieć coś więcej na ten temat, jednak z jakiegoś powodu nie chciał tego ujawnić. Dlaczego się spotkał, skoro miałby zatajać jakieś informacje? Podejrzane też było jego zachowanie. Zdawał się być zdenerwowany, rozproszony. Mimo, że mężczyzna ten stwierdził wcześniej, że nie chce żadnych pieniędzy, Wardes wyciągnął z kieszeni swojej beżowej marynarki, kopertę z pieniędzmi, położył ją na stoliku, przy, którym siedzieli i przysunął ją bliżej mężczyzny, po czym powiedział:
- Może to odświeży nieco pańską pamięć.
- Proszę pana. Umowa była inna. - powiedział nieco zdumiony.
- Tak, tak. Pamiętam jaka była umowa, jednak sam pan jej nie dotrzymał. Twierdził pan, że posiada pan jakieś niepublikowane informacje na temat tego człowieka, a tak naprawdę nie wniosły one niczego nowego.
- Proszę posłuchać. - przysunął się bliżej i powiedział szeptem – Pan Dunnewer prawdopodobnie nie był do końca sobą. Wielu ludzi podejrzewało, że człowiek ten został opętany przez jakieś nieznane byty, które miały nad, nim władzę i, które miały wykorzystać go do jakichś bliżej nieznanych celów. Ale jak dobrze wiemy, ludzie wierzą w to, w co chcą wierzyć. Różne plotki krążyły, ale, ile w tym wszystkim było prawdy, tego nie wiadomo. Gdyby jednak plotki te w jakiś sposób, by się potwierdziły, człowiek ten byłby prawdopodobnie najniebezpieczniejszym człowiekiem jaki stąpał po ziemi.
- Co ma pan na myśli?
- Miał on robić tak straszne rzeczy, że nie dziwię się wcale, że chcieli wymazać go z kart historii. To, że zlecał grabieże grobów, a zwłoki odpowiednio preparował do swoich celów, to na pewno pan już wie. - odetchnął nieco, po czym kontynuował – Organizował on różne wyprawy w poszukiwaniu różnych dziwnych artefaktów, które miałyby być dowodem na istnienie nieznanego dotąd kultu, czczącego jakieś bóstwa, które miały rzekomo przybyć na Ziemię z dalekich gwiazd, wiele milionów lat temu. Dunnewer był tak zafascynowany tym kultem, że stało się to jego obsesją i postanowił poświęcić temu resztę swojego życia. Można nawet powiedzieć, że uczynił siebie współczesnym „wielkim kapłanem” tego dziwacznego kultu. Był przekonany, że służąc tym jakże potężnym bóstwom, osiągnie wielką wiedzę i moc, które to dałyby mu władzę, a może nawet i nieograniczone możliwości. Wardes był nieco zaskoczony tym, co usłyszał od tego mężczyzny. Doskonale wiedział jak wpłynąć na kogoś, by ten zaczął mówić. Darren był człowiekiem pewnym siebie i, jeśli postawił sobie jakiś cel, to robił on wszystko, co było możliwe, aby go osiągnąć. I tym razem, można powiedzieć, że dostał on to, czego chciał. Darren Wardes przez chwilę rozmyślał nad tym, co przed chwilą usłyszał. Poprawił się odrobinę na krześle i powiedział:
- Najwyraźniej pan D znał jakieś sekrety, które zabrał ze sobą do grobu.
- Z pewnością.
Wardes westchnął głośno , postukał chwilę palcami o stolik, po czym powiedział na koniec:
- Dziękuję panu za te informacje. Wiem już chyba wystarczająco dużo.
Po czym podsunął kopertę jeszcze bliżej mężczyzny w okularach, wstał i odszedł w ciszy. Wardes opuścił budynek biblioteki i zamyślony szedł wolnym krokiem w stronę domu.
Szedł on pod ciemnym, zachmurzonym niebem. Dało się nawet słyszeć nadchodzącą burzę. Przez całą drogę Wardes miał wrażenie, że ktoś za, nim idzie, że ktoś go śledzi. Darrena dręczyło dziwne uczucie, stawał się jakby senny, zaczęło mu się kręcić w głowie. Do domu wrócił chwiejnym krokiem, jakby był pijany, robiło mu się niedobrze. Zdjął marynarkę, nalał sobie do szklanki trochę wody, po czym wziął kilka łyków i udał się na strych. Usiadł na krześle i odetchnął trochę. Wziął z biurka kilka kartek papieru, pióro i począł notować wszystkie informacje jakie udało mu się pozyskać dzisiejszego dnia. Spisując je, drżały mu ręce, a w pomieszczeniu panował nieznośny chłód. Darren Wardes zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Zaczął wyczuwać czyjąś obecność, jednak nikogo nie widział ani nie słyszał. Pisząc, rozglądał się kątem oka na boki, czy przypadkiem ktoś nie czai się na jego osobę. Ukończywszy notatki, wziął jedną z książek, traktującą o dawnych praktykach religijnych, aby nieco jego umysł się zrelaksował. Wolał nie zaglądać do księgi, którą tu znalazł, gdyż, ilekroć do niej zaglądał czuł się nie najlepiej.
Wardes czytał do późna, przeanalizował wiele książek o podobnej tematyce Chciał wiedzieć w tym temacie jak najwięcej, szukał czegoś nietypowego, czegoś, co było na tamte czasy dziwaczne i nieznanego pochodzenia. Zmęczony już jednak, postanowił położyć się do łóżka. Próbował zasnąć jednak jego dziwne przeczucie, że ktoś przebywa w tym pomieszczeniu oprócz niego samego, nasilało się. Począł słyszeć nieznane i niezrozumiałe szepty, a chłód jaki panował przyprawiał o silne dreszcze. Nagle poczuł, że jego ciało zaczęło drętwieć, było jakby sparaliżowane. Następnie jego powieki robiły się coraz cięższe, miał mroczki przed oczami, a nawet lekkie zawroty głowy. Zaczął powoli jakby odpływać. Nie wiedział co się z, nim dzieje, wpadał w panikę. W tej chwili czuł jakby coś go przygniatało, coś czego zwykłe oko nie było w stanie zobaczyć. Nie był w stanie nic powiedzieć, a co dopiero krzyknąć. Coś obcego wprowadzało go w stan snu, czy transu. W końcu nastała ciemność.
Rozdział X
Z samego rana Darren Wardes opuścił strych, wyszedł z domu, udał się do szopy skąd, według jego matki miał coś zabrać, po czym wsiadł do czekającej już na niego niewielkiej furgonetki, stojącej nieopodal i odjechał wraz z kierowcą. Wrócił późnym wieczorem. Matka Darrena powiedziała mi, że na furgonetce była załadowana jakaś skrzynia, której wcześniej nie było, ale nie wiedziała, co to takiego było. Wardes wziął ze strychu niewielką skrzynkę z jakimiś chemikaliami, po czym wyszedł z domu, wsiadł do furgonetki, która pojechała dalej. Prawdopodobnie mieli się zatrzymać w pobliżu opuszczonego domu Kimdsona, ale co do tego nie była pewna. Nad ranem, Darren Wardes wrócił do domu i od razu udał się na strych, do swojego królestwa. Matka cierpiała od pewnego czasu na bezsenność, dlatego słyszała jak Darren często wychodził z domu późnym wieczorem, a wracał wczesnym rankiem i resztę dnia spędzał na górze. Następnego dnia, Wardes przechwycił świeżą gazetę przed jego matką i wyrwał stronę, na której był wydrukowany pewien niepokojący artykuł. Udało mi się jednak ustalić datę wydania tej gazety i dotrzeć potem do niniejszego artykułu, który nosił taką treść:
Nietypowy rabunek w Brixstone.
Dziś w nocy, w Brixstone doszło do nietypowego zajścia. Mianowicie, pewien świadek widział jak na tamtejszym cmentarzu dwoje mężczyzn z łopatami ładowało tajemniczą skrzynię na ciemnozieloną furgonetkę, po czym odjechali z miejsca zdarzenia. Natychmiast świadek ten, powiadomił odpowiednie służby, które po dłuższej chwili przybyły na miejsce. Znaleziono pusty dół, prawdopodobnie grób, który zabezpieczono na potrzeby śledztwa. Na tą chwilę nie udało się ustalić, kto został pochowany w tymże grobie i w jakim celu grób ten został splądrowany, jednak policja zapewnia, iż sprawcy zostaną wkrótce schwytani.
Pewnego dnia przyniósł do domu jakieś dziwne naczynie, przypominające nieco amforę na wodę. Musiała być ciężka, na co wskazywałoby pełne wysiłku sapanie i ciężkie kroki na schodach, które następnie przekształciły się w przytłumione tupanie na poddaszu, by ostatecznie zakończyć się trzaśnięciem drzwi. Darren zamknął się tam w ścisłym odosobnieniu, nikogo tam ni wpuszczał, odmawiał także wszelkich posiłków. Matka słyszała dziwne syczenie i bulgotanie. W całym domu można było wyczuć ohydny i nieopisany smród, który wydobywał się ze strychu. Jak potem wyjaśniał matce, odór ten miał być nieszkodliwy, a jego odosobnienie jest konieczne ze względu na badania jakie miał prowadzić. Zakazał jej także wchodzenia do jego pracowni na poddaszu i pod żadnym pozorem miała tam nie dopuszczać innych osób.
Podczas następnych kilku dni matka rzadko widywała Darrena, praktycznie w ogóle. Wardes przesiadywał na strychu w całkowitym odosobnieniu, pracując nad czymś dla niego ważnym, a posiłki zamawiał pod drzwi pracowni. Przypadkowy słuchacz mógł wyłapać dochodzący z góry brzęk szkła, dziwne syczenie, z pewnością jakichś chemikaliów, przelewanie jakichś cieczy, czy szum palnika gazowego. Innymi razy można było usłyszeć z przerwami recytowanie tajemniczych formułek, zaśpiew jakby litanii, a wszystko to w dziwnym, niespotykanym języku. Dziwaczy zapach coraz bardziej roznosił się po domu, nasilał się i powoli stawał się nieznośny. Mimo wszystko, Wardes zapewniał, że tak musi być i, że wkrótce to minie.
Cztery miesiące później, był to, wtedy pierwszy dzień maja, miało miejsce pewne mroczne wydarzenie. Mianowicie po południu Wardes począł recytować dość doniosłym głosem pewną formułę, którą powtarzał wielokrotnie. Musiał przy tym palić jakieś kadzidło, gdyż po całym domu roznosiła się ostra, żywiczna woń, a dym z niego szerzył się po całym domu. Dziwaczne formuły Wardes wypowiadał tak głośno, że dało się je słyszeć nawet na zewnątrz. Po około dwóch godzinach nastąpił punkt kulminacyjny. Wardes w tej chwili śpiewnie recytował jakiś tekst, a robił to jakby obsesyjnie, w jakimś transie. Najdziwniejsze jednak miało się dopiero wydarzyć. W jednej chwili w całej dzielnicy rozległo się nieprawdopodobne ujadanie psów. Ich szczekanie było tak głośne i nieznośne, że zaczęło to niepokoić mieszkańców miasteczka Dunwers. Niebo zasłoniły ciemne chmury, mimo tego, iż zapowiadano na ten dzień ładną pogodę. Nagle rozległ się huk grzmotów. Wardes nie zwracając na to szczególnej uwagi, kontynuował swój tajemny obrzęd, najwyraźniej z powodzeniem, o czy świadczą te zjawiska. Po chwili, na strychu rozbłysło dość silne światło, a temu dziwnemu zjawisku towarzyszył niemały wstrząs. Matka Darrena była przerażona całą sytuacją. Już chciała pójść na strych, sprawdzić co się stało, lecz usłyszała nieznany jej głos. Był on niski i doniosły. Nigdy wcześniej go nie słyszała. Czyżby oprócz Darrena, na strychu był ktoś jeszcze? Następnie usłyszała ona jak Darren Wardes przemówił stanowczym tonem, w nieznanym jej języku. Według niej, brzmiało to, jak rozkaz skierowany do kogoś, kto nie chciał się mu podporządkować. Nagle matce Darrena zakręciło się w głowie, po czym straciła przytomność.
Ocknęła się dopiero następnego dnia. Tuż obok był Darren, który pomógł jej wstać i usiąść na fotelu. Przyniósł jej szklankę wody, a następnie zapytał ją czy wszystko w porządku. Ta przytaknęła tylko głową na znak, że wszystko dobrze, lecz zaraz potem zapytała o wczorajsze wydarzenia. Darren powiedział jej jedynie, że nic szczególnego wczoraj się nie wydarzyło oraz, że najwyraźniej jest zbyt przemęczona i musi odpocząć. Wardes upewnił się, ile jego matka pamięta z wczorajszego dnia, wziął świeżą gazetę, wyrwał z niej stronę z pewnym artykułem, resztę zostawiając, a następnie wrócił na strych, zamykając drzwi na klucz. I do tego artykułu udało mi się dotrzeć:
Podejrzane zachowanie psów w Dunwers.
Wczorajszego dnia w Dunwers, uwagę mieszkańców wzbudziło podejrzane zachowanie psów. Dziwny był również nieprzyjemny zapach, który był wyczuwalny w całym mieście. Prawdopodobnie źródłem tego zapachu był wyciek chemikaliów z pobliskiej fabryki papieru, jednak nie udało się jeszcze niczego ustalić. Zapewnia się, że nie ma powodów do obaw. Uznano także, że przyczyną dziwnego zachowania się psów był właśnie niniejszy odór, które je pobudził...
Jednak nie tylko tego dnia psy głośno i przy tym nieznośnie ujadały. Dało się zauważyć, że od tamtego dnia zachowanie psów było dość dziwne. Mianowicie, były one podejrzanie niespokojne, a ich czujność mogłaby sugerować zbliżające się jakieś niebezpieczeństwo. Takie zachowanie jest jednak całkiem uzasadnione. Nikt nie był w stanie wyjaśnić tego zjawiska. Pojawiło się wiele teorii, które wzajemnie się wykluczały. Żadna jednak nie była na tyle przekonująca, by mogła zostać uznana za właściwą. Problem ten uniemożliwiał mieszkańcom normalne funkcjonowanie, wielu nie mogło zasnąć przez panujący hałas. Problem ten był uciążliwy do pewnego momentu. Mianowicie, w dziwnych i niewyjaśnionych okolicznościach, niespokojne psy zaczęły znikać. Z każdym dniem, siła szczekania malała, cichła, by pewnego dnia całkowicie ucichnąć. Nastała cisza. Mieszkańcy byli nieco zaniepokojeni nagłym zniknięciem tychże zwierzaków. Podejrzewano nawet, że ktoś celowo pozbył się psów, by rozwiązać problem. Nie pomylili się, co do tego. Pewnego dnia, jeden z mieszkańców Dunwers, pan Cambert udał się do pobliskiego lasu po drewno na opał. Niespodziewanie natknął się na głęboki dół, a to, co w, nim znalazł niemało go przeraziło. W wykopanym dole znajdowały się zwęglone ciała psów, które w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęły z miasteczka. Natychmiast powiadomiono o tym policję, która to, trochę niechętnie przybyła na miejsce, z wiadomych względów. Zabezpieczono miejsce zdarzenia, spisano protokół, zrobiono kilka zdjęć, a następnie zabrano stamtąd zwęglone ciała i zapakowano do czarnych worków. I ta sprawa niestety nie została wyjaśniona nie wiadomo czy z braku dowodów, czy z innych przyczyn. Od tamtej pory można było spodziewać się praktycznie wszystkiego.
Od pierwszego dnia maja, Darren Wardes znacznie się zmienił. Co prawda minął dopiero nieco ponad tydzień, ale zmiany były wyraźnie widoczne. Wardes rzadko opuszczał strych, a jeśli już to robił, to jedynie na chwilę. Jego matka widziała go od tamtego dziwnego dnia, zaledwie dwa, może trzy razy. Wygląd jej syna nieco ją przeraził. Był bardzo blady, znacznie schudł, miał podkrążone oczy i był nerwowy. Zauważyła u niego także lekkie drżenie lewej ręki. Matka Darrena powiedziała mi, że niejednokrotnie wyraźnie słyszała na strychu dwa głosy. Jeden należał do Darrena, jednak drugiego nie rozpoznała. Głos ten był niski, przenikliwy i mocny. Pewnego dnia słyszała jak tajemniczy głos powiedział:
- Csii..., pisz to, co mówię.
Reszta dziwacznych rozmów była dla niej niezrozumiała. I może nawet to lepiej. Choć nie dla mnie. Rozmowy zazwyczaj trwały kilka godzin z półgodzinnymi przerwami. Przypominały one nieco sesje. Według relacji jego matki, z początku większość rozmów oparta była na zadawaniu serii pytań i odpowiedzi na nie. Z czasem przerodziły się one jedynie w formę dyktowania. Po około miesiącu od przeprowadzenia przez Wardesa jakiegoś tajemnego rytuału, nie było już słychać dwóch głosów, a jedynie jeden, zupełnie nowy. Jak się okazało, był to głos Wardesa. Zmienił się tak jak zmienił się jego wygląd i zachowanie. Był teraz zupełnie innym człowiekiem. Wyglądał on teraz jakby miał około czterdziestu lat, był jeszcze bledszy, a drżenie lewej ręki się nasiliło. Stał się jakby zupełnie innym człowiekiem.