Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2014-10-02 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2357 |
Zawsze chciałem walczyć z demonami. I nie mam na myśli tu jakiegoś gównianego Scooby-Doo, ale prawdziwą walkę, z prawdziwymi demonami. No i się doigrałem. Pierwszą walkę przegrałem, nie wiedząc nawet, że ją przegrałem. Zostałem opętany i przez długi czas żyłem nieświadomy tego, że moje ciało zamieszkuje ktoś jeszcze. Nie pamiętam kiedy dokładnie się ujawnił, ale za każdym późniejszym razem przejmował coraz większą nade mną kontrolę. Teraz mam chwilę, ale nie wiem jak długo jeszcze ta chwila potrwa. A może nawet i tej chwili wcale nie mam, gdyż często nawet nie zdaję sobie sprawy, czy to on, czy to może już ja.
Próbowałem go wyegzorcyzmować i czasem nawet się udawało, ale zawsze wracał. Zawsze. A nie ma innego wyjścia by pozbyć się demona nie zabijając przy tym opętanego. Być może powinienem zrobić to drugie. By uratować swoich bliskich. Nie jestem jednak pewien, czy on mi na to pozwoli. Czy nie powstrzyma moich rąk. Czy nie sparaliżuje moich palców, bym liny nie dał rady pod sufitem zawiesić.
Nie dam rady już mu się opierać. Coraz częściej mu ulegam, żeby tylko mieć już spokój. Oddaje mu swoje ciało, żeby już się nie męczyć i wtedy moja świadomość odpływa w słodki niebyt. Dopóki coś jej z tego nie wyciągnie. I wtedy znowu trzeba walczyć. I tak kurwa do zajebania. Więc może lepiej zabić nas oboje, zanim on skrzywdzi kogoś z moich bliskich. Tyle że ci bliscy też będą potem cierpieć z powodu mojej śmierci. Bo oni nie wiedzą nic o demonie, jakżeby mogli wiedzieć. Oczywiście nie raz z nim rozmawiali, myśląc, że to ja i nabierali się na jego diabelskie sztuczki.
Nawet kiedy jestem świadomy, bardzo często nie wiem, które myśli są jego, a które moje. Nie raz i nie dwa, byłem pewien, że to mówię ja, a potem się okazywało, że to mówi on. Albo odwrotnie. Często boję się, nie chcę dopuszczać się do siebie tej myśli, a jednak dopuszczam, że to wszystko może właśnie jest jak w Scooby-Doo. Że zdejmę demonowi z twarzy maskę i się okaże, że to nie tylko jest człowiek, a nawet i ja sam.
Muszę już kończyć. Czuję, że znowu nadchodzi. W całym ciele to czuję. A ja chcę mu ulec, choć tak bardzo nie chcę, bo nawet jeśli mu ulegnę to po chwili spokoju zacznę czuć się jak słaba szmata. Egzorcyzmy nie działają, a innych łowców demonów nie znam, więc znikąd oczekiwać pomocy. Myślę więc o szubienicy. Albo o kolejnym nieskutecznym egzorcyzmie. Albo patrzę na żyletki. A zaraz potem na leżącą obok nich morfinę...
ratings: acceptable / medicore
ratings: very good / medicore