Author | |
Genre | prose poetry |
Form | prose |
Date added | 2011-05-22 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 3723 |
Lubię przesuwać dłońmi po twoich plecach. Wzdłuż kręgosłupa, tej ostatniej oazy twojej moralności. Kiedy od ciebie oddziela mnie tylko cienki materiał twojej koszuli. I tak jest dobrze. Bo gdyby nie ta subtelna granica mogłabym zapomnieć, że nie wolno mi szeptać Ci do ucha i mówić tego co bym chciała. Zapomniałabym, że mam łzy gotowe do szaleńczych wyścigów w dół po twoim ramieniu, na którym tak wygodnie mi opierać głowę. W mojej pamięci zawieruszyłaby się pewnie ta delikatna różnica pomiędzy chorą wyobraźnią, a rzeczywistością. Umknęłoby mi, że masz kogoś kto podaje Ci rano kawę. Czarną i depresyjną, słodzoną tylko uśmiechem. To do niej należy to ramię i usta, które uśmiechają się lekko, jakby niepewnie. Wszystkie twoje słowa, ciepłe jak pierwsze promienie słońca wiosną.
Ale dzisiaj pada deszcz. Wiesz, że tego nie lubię. Za dobrze mnie znasz i za często otulasz ramieniem. Tak boleśnie, bez podtekstów. Bez drugiego dna, w którym mogłabym znaleźć chociaż cień nadziei na coś więcej. Teraz biegniesz, żeby kupić jej kwiaty. Chyba ty jeden pamiętasz jeszcze, że kobiety lubią je dostawać. Krople rozbijają się o mój parasol. Ty mokniesz. Możesz nie zdążyć, bo ostatnia kwiaciarka w popłochu zbiera te drobne cuda. Zaraz się uśmiechniesz tak, że staruszka przypomni sobie tego chłopaka, który patrzył na nią tak jak ty teraz. I z zwykłego sentymentu sprzeda Ci ten banalny wiecheć.
Poczekam aż znikniesz mi z oczu. Zawsze byłam dobra w czekaniu.
Ona patrzy na mnie w ten sposób, który już zawiązuje między nami tę nić porozumienia. Nie wiem czy wiedziałeś, ale kobiety potrafią nawiązywać takie niewerbalne potyczki. Widzę to w tych pojedynczych gestach. Wyrównała sukienkę i po raz kolejny wygładziła włosy. Wszystkie te drobne poprawki, prawie niewidoczne, znaczą dokładnie tyle, że mam się trzymać z daleka. To ostrzeżenie, subtelne jak te delikatne, anemiczne pocałunki, które składa co jakiś czas na twoich ustach lub policzku. Ale ty krążysz koło mnie nieświadom tych wszystkich oznak zbliżającej się katastrofy. Może sama jestem sobie winna, bo nie powinnam tu przychodzić. Tyle, że chciałam ją poznać. Zobaczyć w czym jest lepsza ode mnie. A tak naprawdę stwierdzić, że jest gorsza, pospolita, mdła i nudna. Że nie istnieje żaden racjonalny powód dla którego miałbyś z Nią zostać. I jest właściwie tylko kwestią czasu kiedy sam to spostrzeżesz. Ale niestety ani jedna moja złudna nadzieja nie znalazła poparcia w rzeczywistości. Twoja żona jest jedną z tych kobiet o łagodnych rysach i delikatnym uśmiechu skradzionym Mona Lizie. I chociaż zmarszczki powoli zapełniają jej twarz siateczką drobnych pęknięć, to wyznaczają one jedynie kolejne dni przy Tobie. Nic dziwnego że tak ślicznie odcinają się jej kurze łapki przy oczach. Musiała się wiele śmiać. Wciąż ma niezłą figurę. Może jest odrobinę zbyt krępa w dolnych partiach, ale nie masz na co narzekać. Szczególnie, że patrzy na Ciebie z tą czułością charakteryzującą kobiety oddane. A tego brakuje nam w dzisiejszym świecie. Naiwnego trwania pomimo wszystko.
Można ją kochać. Na pewno za każdy jej uśmiech, który pamiętasz pewnie jeszcze ze zdjęć. Takie wspomnienia są najniebezpieczniejsze. Przywiązują silniej niż bzdurne obietnice składane przed ołtarzem. Ona zna twój smak i gust. Wie dokładnie co Cię rozbawia. Jednym słowem jest w stanie wywołać uśmiech na twojej twarzy, w chwili kiedy tego potrzebujesz. Żaden rozsądny człowiek by jej nie zostawił.
Teraz z Nią tańczysz, obejmujesz delikatnie jakby miała rozlecieć się w twoich palcach. Ona opiera głowę na twoim ramieniu w tym zagięciu które powinno być tylko i wyłącznie moje. Zaciskam mocno palce tak, że paznokcie wbijają się w dłonie. Nawet jej nie obracasz, jakbyś martwił się, że podczas tego śmiesznego ruchu ktoś wyrwie jej rękę i zabierze ją od ciebie. Więc to niemożliwe i na pewno teraz wydaje mi się, że patrzysz na mnie nad jej ramieniem i specjalnie przesuwasz dłoń wzdłuż jej pleców. Jakbyś chciał dać mi znak, że tylko czekasz. Aż ta piosenka się skończy. Widzę w twoich oczach ten błysk, który świadczy o czymś więcej niż tylko uprzejmym zainteresowaniu. Patrzysz na mnie. Pierwszy raz widzisz mnie, a nie szarą garsonkę o ładnym kroju. Jeszcze chwila i melodia się skończy, chciałabym wierzyć, że podejdziesz do mnie i tak zwyczajnie po łobuzersku zapytasz co mnie gryzie. Ale dzisiaj nie jestem w stanie Cię jej zabrać. Nie na dobre. Może na parę dni, może i miesiąc. Jeśli użyłabym wszystkich tych pokrętnych kobiecych sztuczek. Ale to za mało. Trzeba prawidłowo ocenić stawkę. A prawda jest taka, że dziś mogę liczyć jedynie na pocałunek gdzieś z dala od ludzi i światła. Pewnie nie uwierzysz, ale pierwszy raz ucieszył mnie jej kolejny całus. Bo choć na chwile przestałeś świdrować mnie wzrokiem. I mogę wyjść zanim znowu za jej plecami spojrzysz na mnie.
Dziś mnie całujesz. Delikatnie jak dziecko. Jakbyś rzeczywiście zwracał uwagę na różnice wieku między nami. Myślisz, że te parę lat więcej nauczyło Cię życia. Nie kochany, ale działa na moją korzyść. Bo jak każdy mężczyzna patrzysz. I nie ważne stają się przysięgi skoro szepczę Ci do ucha. Wpadasz w moją sieć. Powoli i nieubłaganie. Zaczyna Ci zależeć na tym co się ze mną stanie. Już nie tylko tulisz mnie podając chusteczki, teraz badasz jak daleko wolno Ci się posunąć. To naprawdę trudne odmawiać sobie ciebie. Ale przeszłam katorgę wyrzeczeń nazywanych pospolicie dietą. Nie wiele różnią się twoje pocałunki od pudełka czekoladek. W nadmiarze mi zaszkodzą. Więc kończę rozpustę po jednym delikatnym muśnięciu, które dla ciebie znaczy więcej niż dla mnie. Gdybyś to wiedział, pewnie pomyślałbyś, że jestem okrutna. Ale przecież uśmiecham się miękko, a w tym delikatnym wygięciu ust kryje się obietnica. Więc dopóki twoja wyobraźnia działa - to wystarczy.
Kiedy mnie nie trzymasz, a jestem tak blisko, że musiałbyś tylko wyciągnąć ręce żeby mnie pochwycić, dostajesz szału. Widzę to w sposobie w jaki zawsze zakładasz dłonie, żeby jakoś je zająć. I tak, muszę to przyznać, czuję odrobinkę satysfakcji. Takiej przyjemnej, rozgrzewającej w chłodne wieczory, które ciągle spędzasz z Nią. Zastanawiam się czy dalej obejmujesz ją przed snem, czy teraz musi oglądać twoje plecy. A może ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości tulisz ją myśląc o mnie. To takie miłe, kiedy wy mężczyźni przedłużacie w nieskończoność chwilę rozstania. Ale z drugiej strony my-kobiety uwielbiamy się łudzić, że jeszcze jest nadzieja. I wszystko da się posklejać znowu w jeden wielki dom.
Potrafię prześledzić każdy twój ruch. Teraz wbijasz wzrok w mój kark. Być może robisz to z przyzwyczajenia, a może po prostu zastanawiasz się czy myślę o Tobie. To na pewno by Ci schlebiało. Teraz twoje oczy prześlizgują się po moich plecach od prawej łopatki wzdłuż kręgosłupa i przez chwile zatrzymują się na pośladkach. Być może dłużej niż sam planowałeś, bo widzisz, teraz się obracam. Powolutku, wspinając się na palce tylko na tyle by cała sylwetka wyprężyła się jak dobrze nastrojona struna. Nawet nie starasz się udawać, że się zamyśliłeś. Twój wzrok wraca tą samą trasą w górę. Równie wolno jak przedtem. Patrzysz mi prosto w oczy. Za dużo widzę w nich śmiałości, denerwującej pewności. Więc jeszcze nie zrozumiałeś tej drobnej różnicy, że teraz ja rozdaję karty. Przykro mi, po raz kolejny się rozczarujesz. Myślałeś, że podejdę. W ten wyuczony sposób, kiedy biodra kręcą ósemki. Ale ja stoję i czekam. A ty masz wciąż za mało odwagi by przyjąć na siebie odrobinę odpowiedzialności. Opieram się o blat i delikatnie odginam głowę. Rozchylam usta tylko na tyle byś mógł sam sobie dopowiedzieć o co mi chodzi. I wiesz jakie to śmieszne, że takie drobne gesty działają na Ciebie o wiele bardziej niż mocno wycięty dekolt bluzki.
Dzisiaj delikatnie mnie obejmujesz. Jakbyś nagle przypomniał sobie na nowo, że też jestem człowiekiem. Lubię kiedy twoje palce śledzą moje żebra. Jedno po drugim jakbyś nie wiedział ile ich jest. I wtulasz twarz w moje włosy, które specjalnie nie są dziś upięte. Pozwalam twoim dłoniom zabłądzić aż na brzuch. A ustom szeptać do ucha na wpół zrozumiałe oklepane frazesy. Nie pozwalasz sobie na więcej. Może już uwierzyłeś, że tak naprawdę nie chcę żebyś cierpiał. I wmówiłeś sobie, że całe twoje życie u boku tamtej kobiety, która parę miesięcy temu była tą jedyną i cudowną, jest jakimś niezrozumiałym nieporozumieniem. I teraz jeszcze się miotasz. Ale gdzieś w głębi duszy wiesz, że to dobra decyzja. Już postanowiłeś. Że teraz przy mnie powinieneś się budzić. Pewnie wieczorami zdarza Ci się patrzeć na jej zdjęcie. Odbitkę twojego ulubionego, kiedy uśmiechnięta patrzy w obiektyw na tle jakiejś uliczki. Ma rozpuszczone włosy szarpane przez wiatr, a zamiast zmarszczek piegi na policzkach. Pewnie Ty zrobiłeś to zdjęcie gdzieś podczas jednej z waszych słynnych wędrówek. Patrzysz na ten poblakły kartonik i zastanawiasz się co się zmieniło. Oczywiście dalej ją szanujesz, dlatego załatwisz wszystkie te sprawy szybko i twoim zdaniem bezboleśnie. Mężczyźni myślą, że pieniądze są w stanie załatać dziurę w sercu. Jakby kolejna sukienka lub buty bez aprobaty w waszych oczach coś znaczyły. Wiem, że ma klasę więc nie będzie płakać. Przynajmniej nie przy Tobie. Może gdzieś w czterech ścianach. Ja pozwolę sobie przejść gdzieś blisko Ciebie. Tylko na tyle by po jednym twoim śledzącym mnie spojrzeniu, zrozumiała, że nie ma już szans cię odzyskać.
Czasami mam takie noce jak ta, czarne jak atrament rozlany na białej kartce. Wtedy już nie wierzę, że to ramię które mnie obejmuje należy do Ciebie. A ten delikatny podmuch przebiegający przyjemnym dreszczykiem po moich plecach jest twoim oddechem. Jakie to śmieszne, że tulisz mnie jak pluszowego misia, w tych starych czasach kiedy jeszcze byłeś małym chłopcem. Mówiłeś, że bałeś się ciemności. Bo cienie przybierały jakieś niezrozumiałe karykaturalne kształty, które nie pozwalały Ci zasnąć. Ściskałeś wtedy miękkiego przyjaciela-i zaciskając powieki wierzyłeś, że to wystarczy. Z takiej naiwnej wiary nigdy się nie wyrasta. Chcemy wierzyć, że jest ktoś kto nas pilnuje. Czy utożsamimy go z aniołem, Bogiem czy ukochaną osobą naprawdę nie jest istotne. Najważniejsze jest to przekonanie, że on czuwa. Zastanawiam się czy twój pluszowy towarzysz, tak jak ja teraz, miał oczy szeroko otwarte z przerażenia i starał się uwierzyć że któregoś dnia nie obudzi się na dnie skrzyni z niechcianymi zabawkami.
A wszystko przez jej słowa…
Tego dnia byłam z siebie dumna. Ubrałam się w tę czerwoną sukienkę. Jedną z tych, które kupuje się na specjalne okazje tylko po to, żeby leżała w szafie czekając na swoją kolej. Zwykle ma klasyczny krój, taki który jest odporny na kaprysy projektantów i podmuchy geniuszu z dalekich wybiegów. Dobrałam do niej proste czarne szpilki o cieniutkich obcasach. Pewnie nawet nie zdawałeś sobie sprawy ile czasu spędziłam przed lustrem poprawiając każdą najdrobniejsza niedoskonałość. Ograniczyłam się do prostej biżuterii, żeby żadne błyskotki nie odrywały twojego wzroku ode mnie. Stałeś tam z nią. Gładziłeś ją po ręce i coś szeptałeś. Ale nie miałam się czego obawiać. Bo te gesty nie były niczym więcej niż zwykłą uprzejmością z tą domieszką łaski, jaką widać kiedy ktoś wrzuca drobne z zakupów do kubka żebraka.
Z trudem wierzyłam, że aż tak się zmieniła. Coś w niej przygasło. Wiesz mówią, że kobieta kochana promienieje od środka. Może właśnie to w Niej zgasiłam. Bo wiem, że nie Ciebie obwinia o to co się dzieje. My kobiety jesteśmy w stanie pozabijać się byle tylko ładnie usprawiedliwić wasze wybryki. W naszym mniemaniu jesteście bezwolnymi kukiełkami kierowanymi przez nasze kaprysy, spojrzenia i zachcianki. Pytanie tylko, która z nas pociąga za sznurki?
Szłam wyprostowana, sprężyście i delikatnie. Tak jak kobiety powinny zawsze się poruszać. Jedno twoje spojrzenie dodało mi skrzydeł. Spojrzałam na nią i wiedziałam, że teraz nie oddycha. Tego boimy się najbardziej - stawać do nierównych pojedynków. Z góry przegranych walk, które trzeba podjąć. Bezwiednie ścisnęła twoją dłoń, tak mocno, że musiałeś na nią spojrzeć. I tym jednym gestem wszystko zaprzepaściła. Bo nie była jeszcze gotowa na twoje spojrzenie na przybranie tej chłodnej obojętności, która ratuje tą ostatnią cząstkę dumy, jaka pozostaje nam w takich chwilach. Była blada. Zapytałeś nawet czy dobrze się czuje. Przedstawiłeś mnie. Żeby być kulturalnym. I w tym krótkim momencie, wiedziałam, że na chwilę wyrwała mi sznurki z rąk i parę z nich, pewnie nawet niezbyt istotnych spadło na scenę. Ale to wystarczyło żeby w mojej głowie zakiełkował ten lęk.
Całując powietrze obok mojego policzka wysyczała „Uważaj na plecy, bo na pewno za tobą stoi jakaś młodsza, mądrzejsza i z większymi ambicjami”
Postanowiłam Ci zaufać. Ciągłe spoglądanie za siebie mnie męczy. A bezsenne noce psują smak zwycięstwa. Zepchnęłam jej słowa głęboko w te najczarniejsze zakątki głowy, których nie odwiedza się nawet z przewodnikiem. Ale to nie jest takie łatwe. Skupiam się na tym jak pachniesz i niestety szukam tam nutki kobiecych perfum. Patrzę Ci głęboko w oczy i czekam na ten moment kiedy odwrócisz pierwszy wzrok i będę mogła całkiem bezkarnie wierzyć, że kłamiesz. Kiedy rozmawiasz przez telefon szukam w twoim głosie cieplejszych tonów które mogą wzniecić pożar w sercu jakiejś naiwnej dziewczynki i sprawić że postanowi dla ciebie stać się kobietą.
Dzisiaj jest ten pieprzony coroczny bankiet. Równo rok temu patrzyłeś na mnie nad ramieniem swojej żony. Dzisiaj to mnie trzymasz w rękach. Tulisz i szeptem zapewniasz o oddaniu. Chcę Ci wierzyć. Tak jak chce się zatrzymać ładny sen, kiedy budzik terkocze zapowiadając poranek. Przesuwasz dłonią wzdłuż moich pleców. Odrobinę za nisko aby można było to uznać za taneczne faux pas. Wymuszam na Tobie obrót. Obracasz mnie powoli. Wspinam się na palce i szybko spoglądam za siebie. Stoją tam trzy. Jak szekspirowskie wiedźmy. Takie prawdziwe, nie krogulcze karykatury, tylko zmysłowe uwodzicielki. Zdecydowane i patrzące w swoje karty rozsypane w niezrozumiały wzór. Każda z nich się uśmiecha. Widzę po sposobie w jaki potrząsają kieliszkami, że już coś sobie postanowiły. Pewnie któraś wybije to sobie z głowy jeszcze dziś wieczorem. Może kolejna najzwyczajniej zapomni w ramionach innego. Ale jedna dopnie swego. Kończę obrót i całuję Cię w policzek. Tak delikatnie i anemicznie jakbym chciała tylko zaznaczyć, że wciąż przy Tobie jestem. I jeszcze przynajmniej teraz jesteś mój. Sznurki mi się plączą i już wiem, że pozycja obrońcy jest o wiele trudniejsza. Bo można tylko się cofać.
Odginam głowę i uśmiecham się. Jakby nic się nie stało. I już wiem. Teraz zacisnę zęby i będę prowadzić tą małą wojnę o Ciebie. Jedną z tych walk, które trzeba podjąć mimo świadomości niechybnej przegranej. Ty głaszczesz mnie po policzku i z ostatnia nutą piosenki idziesz im naprzeciw. Nieświadom, że jeszcze mam wszystkie sznurki w ręku i jeśli pociągnę, wrócisz do mnie. Jednak teraz nie ma takiej potrzeby. Boję się tylko, że kiedy szarpnę za mocno linki się zerwą. A ja nie zdążę ich pozbierać i moja silna wola już nie wystarczy za nas oboje.
ratings: perfect / excellent
Pomimo tego, że opisane przez Ciebie damsko-męskie gry mam, ze względu na wiek, jakby już za sobą,przeczytałem tekst z zainteresowaniem, gdyż pięknie oddaje on klimat "damsko-męskich zmagań". Nawet jeśli więcej w nim literackiego kunsztu, aniżeli realiów, jest on przekonywujący, i mnie,a może wielu innych panów, potrafi wciągnąć w kobiecą, a może tylko literacką, grę. Gratuluję!
ratings: very good / excellent
Poprzedni komentator dostrzegł w nim błąd. Ja, być może z tego powodu, że tekst czytałem powoli, uważnie, jakby list kierowany był do mnie, dostrzegłem inne potknięcia, co spowodowało, że za poprawność językową nie dałem najwyższej oceny. Jednym z tych potknięć jest brak konsekwencji. Bo skoro tekst jest listem, to autorka ma pełne prawo, by zaimki typu: "ci, tobie, ciebie, twoich, tobą" kierowane do adresata, pisać wielką literą. Autorka z tego prawa korzysta wybiórczo, przemiennie i to zupełnie przypadkowo. Niepotrzebnie zaś napisała zaimek "Nią" wielką literą, gdyż wskazana kobieta nie jest adresatem listu, tylko osobą z nim tańczącą.
Drugie potknięcie to chroniczny brak przecinków oddzielających zdania podrzędne w zdaniu złożonym. Podam tylko jeden przykład, w którym są aż dwa błędy tego typu: "Rozchylam usta tylko na tyle byś mógł sam sobie powiedzieć o co mi chodzi". Przecinków brakuje przed "byś" i przed "o". Ale mimo tych uwag tekst jest wspaniały. Podziwiam i gratuluję (Przed zapisaniem tego komentarza przeczytałem go uważnie dwukrotnie, by bardziej wnikliwi ode mnie czytelnicy nie wypomnieli mi tzw. literówek, które, niestety, dość często mi się zdarzają).
ratings: perfect / excellent
Kukiełka (patrz nagłówek tekstu) wie, że tańczy swój straceńczy taniec marionetki na sznurkach, wie, że jej 5 minut dobiega końca, zna świetnie swoją niszczącą choreografię oraz tragiczny finał scenariusza - i mimo to wytrwale kręci swoje damsko-męskie piruety i te wszystkie pas des deux zgodnie z wolą tego, co za te jej sznurki pociąga.
Kim jest ów ktoś? Możemy się tego jedynie domyślać
Świetne portrety psychologiczne trójki bohaterów tego trójkąta - a i czworokąta też
ratings: perfect / excellent