Go to commentsEdville, Rozdział I
Text 1 of 1 from volume: Edville,
Author
Genremystery & crime
Formprose
Date added2014-10-26
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views2557

Rozdział I

Porywisty wiatr zwiał uschnięty listek dębu, a jego lot ukazał krótkie i kruche życie w tym mieście. Jesień dobiegała końca. Szarą, ciasną ulicą przechadzała się młoda para zamożnego małżeństwa. Rudowłosy mężczyzna potknął się o próg pewnego z mieszkań i zaklnął pod nosem. Wstając otrzepał się z kurzu, podał dłoń małżonce i ruszyli dalej. Drzwi, przy których zaszło całe to zamieszanie otworzyły się. Jake wychylił przez nie głowę i wyszedł. Chodząc ponurymi ulicami Edville rozmyślał nad tym co dziś go spotka. Lekko przygnebiony, szedł i rozgladał się na boki. Nie dostrzegł życia ani ruchu. Ulice były puste, przechodził przez opuszczoną dzielnice. Nie znosił zgiełku i hałasu, wolał iść swoją własną drogą. Puste ulice w pewien sposób uszczęśliwiały go w tym wszystkim. Po dłuższym spacerze wkroczył znów na teren tętniący życiem - rynek miejski. Zauważył siedząca pod starą wierzbą grupkę znajomych. Jednak tylko dwóch z całej tej gromady przywitało się z nim. Pewien młodszy o 4 lata młodzieniec chcący mu się przypodobać oraz jego nowy przyjaciel Griss. Młodszy pochwalił się zdobytymi bochenkami chleba i podzielił się z Jake`iem.

- Nie było łatwo, ale dałem z siebie wszystko. Dwa dla ciebie dwa dla mnie.

Uśmiechnął się do niego w podzięce. Mimo wszystko nie lubił go, ponieważ twierdził, że jest zbyt irytujący. Jednak zyskiwał na tym, że nie musiał ryzykować, bo ktoś zrobi to za niego. W tle rozległ się głośny śmiech, w chwili gdy Jake obracał się wiedział już o co chodzi. Lens znowu się zakłada. Znany jest z tego, że zawsze wygrywa zakłady dzięki swojej determinacji i pewności siebie. Jake nie pawał do niego sympatią, z resztą jak do kogokolwiek innego. Lens wyruszył po to o co się założył - naszyjnik starej Gerty. Biedna, stara Gerta, nie zostało jej już kompletnie nic oprócz stoiska z warzywami i wiekowego naszyjnika, była obiektem wszelkich drwin, z powodu braku jednego oka. Nigdy nie zrobiła niczego złego nikomu, nawet `przymykała oko` na dzieciaków które podbierały jej warzywa. Lensowi nie powiodło się tym razem. Nawet nie zbliżył się na 10 kroków do Gerty. Został złapany przez straż miejską. Ktoś musiał go rozpoznać i krzyknąć. Ale skąd straż miejska. Jake nigdy nie widział, by rynek był pilnowany przez strażnikówRozdział IPorywisty wiatr zwiał uschnięty listek dębu, a jego lot ukazał krótkie i kruche życie w tym mieście. Jesień dobiegała końca. Szarą, ciasną ulicą przechadzała się młoda para zamożnego małżeństwa. Rudowłosy mężczyzna potknął się o próg pewnego z mieszkań i zaklnął pod nosem. Wstając otrzepał się z kurzu, podał dłoń małżonce i ruszyli dalej. Drzwi, przy których zaszło całe to zamieszanie otworzyły się. Jake wychylił przez nie głowę i wyszedł. Chodząc ponurymi ulicami Edville rozmyślał nad tym co dziś go spotka. Lekko przygnebiony, szedł i rozgladał się na boki. Nie dostrzegł życia ani ruchu. Ulice były puste, przechodził przez opuszczoną dzielnice. Nie znosił zgiełku i hałasu, wolał iść swoją własną drogą. Puste ulice w pewien sposób uszczęśliwiały go w tym wszystkim. Po dłuższym spacerze wkroczył znów na teren tętniący życiem - rynek miejski. Zauważył siedząca pod starą wierzbą grupkę znajomych. Jednak tylko dwóch z całej tej gromady przywitało się z nim. Pewien młodszy o 4 lata młodzieniec chcący mu się przypodobać oraz jego nowy przyjaciel Griss. Młodszy pochwalił się zdobytymi bochenkami chleba i podzielił się z Jake`iem. - Nie było łatwo, ale dałem z siebie wszystko. Dwa dla ciebie dwa dla mnie.Uśmiechnął się do niego w podzięce. Mimo wszystko nie lubił go, ponieważ twierdził, że jest zbyt irytujący. Jednak zyskiwał na tym, że nie musiał ryzykować, bo ktoś zrobi to za niego. W tle rozległ się głośny śmiech, w chwili gdy Ardachre obracał się wiedział już o co chodzi. Lens znowu się zakłada. Znany jest z tego, że zawsze wygrywa zakłady dzięki swojej determinacji i pewności siebie. Ardachre nie pawał do niego sympatią, z resztą jak do kogokolwiek innego. Lens wyruszył po to o co się założył - naszyjnik starej Gerty. Biedna, stara Gerta, nie zostało jej już kompletnie nic oprócz stoiska z warzywami i wiekowego naszyjnika, była obiektem wszelkich drwin, z powodu braku jednego oka. Nigdy nie zrobiła niczego złego nikomu, nawet `przymykała oko` na dzieciaków które podbierały jej warzywa. Lensowi nie powiodło się tym razem. Nawet nie zbliżył się na 10 kroków do Gerty. Został złapany przez straż miejską. Ktoś musiał go rozpoznać i krzyknąć. Ale skąd straż miejska. Ardachre nigdy nie widział, by rynek był pilnowany przez strażników.

-`Coś musiało się ostatnio wydarzyć?`- pomyślał.

Z jego przemyśleń wzbudził go żałosny wrzask. Lens był katowany. Próbował uciekać, daremnie. Cały tłum który zebrał się na rynku w jednej chwili ucichł. Lens leżał martwy na ulicy. Był chuderlawy i wysoki. Nie mógł długo wytrzymać takiego bólu. Wszyscy stali osłupieni wpatrując się w strażników uspokajających tłumy. Jake nie marnował czasu na stanie, patrzenie i rozpaczanie nad tym co się stało, ponieważ sądził, że to nie pomoże nikomu. `Tu chodzi o coś więcej niż tylko brutalność strażników. Chodzi o ich ogólna obecność na rynku.`- powiedział sam do siebie. Słońce powoli zaczęło zachodzić.Wracając pustymi alejami swojej ulubionej dzielnicy, Jake zauważył smukła sylwetkę w oddali. Strażnik. `Nie tylko na rynku, ale nawet tutaj. Skoro pilnują nawet opuszczonej dzielnicy, muszą być wszędzie.` - pomyślał. Wszedł do domu przed zmrokiem i usiadł na skraju starego, twardego łóżka. Położył się i zasnął.


Otworzyłem oczy, rozejrzałem się po pokoju i odechciało mi się żyć, a co dopiero wstać. Wyjrzałem przez okno i stwierdziłem że nie ma jakiegokolwiek sensu wychodzenia dziś z domu. Zamknąłem oczy i pogrążyłem się we śnie.

Głośne pukanie, wybudziło mnie z płytkiego snu. Otworzyłem drzwi i ujrzałem równą mi postać o ciemnych oczach i jednakowo ciemnych włosach. Przede mną stał Griss. Nigdy do mnie nie przychodził. Wczorajsze wydarzenie musiało to zmienić. Często opowiadał mi o problemach jego ojca z alkoholem. Choroba jego matki wcale nie polepszała atmosfery w domu. Nie lubił w nim przebywać, wolał ucieczkę od tej przykrej rzeczywistości. Przywitał się ze mną, a ja wpuściłem go do mieszkania. Zaproponowałem mu by usiadł do pustego stołu.- Co u ciebie słychać, dowiedziałeś się czegoś ciekawego ostatnio? - zapytał mnie- Nie - odparłem - a ty? - Dowiedziałem się dlaczego od wczoraj zakatowali Lensa. Ostatnio w mieście wzrosła przestępczość. Odnotowano kilka morderstw, ale jak narazie ofiary nie mają ze sobą nic wspólnego, ale mam zamiar się tym zająć. Zabójstwo naszego sprytnego kolegi na oczach ludzi, było niczym innym jak tylko pokazaniem działań straży miejskiej. Burmistrz chce byśmy myśleli, że straż nie stoi w miejscu i krok po kroku zwalcza przestępczość.   W jednej chwili rozpętał się rzęsity deszcz i przerwał Griss`owi.

- Zapomniałem swojego płaszcza... I tak nie spieszy mi się do domu.

- Możesz przeczekać u mnie dopóki nie przejdzie.- zaproponowałem mu.- Dziękuje, miło z twojej strony.

Dowiedziałeś się czegoś na temat tego mieszkania albo swojej rodziny, cokolwiek?

-Nie - odparłem. Temat moich rodziców  zawsze mnie przygnebiał, tylko dlatego, że nic o nich nie wiem. Nie pamiętam od kiedy mieszkam sam. Straciłem poczucie czasu w tym ponurym mieszkaniu. Każdy dzień jest taki sam jak poprzedni. Życie straciło sens. Niewiele łączy mnie z tym światem oprócz pytań na które muszę poznać odpowiedzi.

- Może przeszukamy to mieszkanie, jest szansa na znalezienie czegoś co należało do twoich rodziców.

Zgodziłem się, ponieważ nie miałem nic do ukrycia, a do niektórych szuflad i szafek nie zaglądałem wcześniej. Rozpoczęliśmy przeszukiwanie. Nie znalazłem nic oprócz starych zakurzonych rupieci. Raz natrafiłem na nieczytelny dokument... albo pewną jego część. Griss zawołał mnie z piętra, wbiegł szybko po schodach. Griss wskazał na drzwi w suficie w sypialni. Przesunąłem szufladke nocna leżąca obok łóżka, bo brakowało mi trochę by dosięgnąć drzwi. Były wypłowiałe i zakurzone. Znalazłem na nich uchwyt i pociągnąłem do siebi. Na drugiej stronie znajdowała się rozkładana drabina, weszliśmy po niej na poddasze. Panował tu półmrok, ale po wytarciu kurzu z okna, promień światła lamp ukazał stojąca za mną szafę. Otworzyłem ją, wisiał w niej czarny płaszcz i suknie balowe. Wyjąłem płaszcza i nałożyłem go na siebie. Pasował idealnie, nie był ani za ciasny ani zbyt luźny. Nagle przestał padać deszcz. Griss zerwał się ze starego bujanego krzesła i oznajmił, że chyba lepiej już pójdzie. Odprowadziłem go do drzwi, gdy uświadomiłem sobie, że jest już późny wieczór.

- Może odprowadzisz mnie jeszcze trochę? - spytał zakłopotany.

- I tak nie mam nic do stracenia.

Po drodze rozmawialiśmy o tym że całkiem możliwe jest to, że w mieście grasuje morderca. Nieodpowiedni temat na wracanie nocą do domu, ale ten czas szybko upłynął. Odprowadziłem go do domu i zacząłem wracać. Zapomniałem o tym, że wracam sam. Czas nie zleci mi tak szybko jak przy rozmowie z Griss`em, zacząłem się bać. Nie wiadomo co mogło być za rogiem, a grobowa cisza nie należała do najprzyjemniejszych odczuć. Wpatrzony w swój chód wsłuchiwałem się w dźwięk kroków. `Nie jestem nawet w połowie drogi` pomyślałem. Gdy nagle usłyszałem krzyk i błaganie o pomoc. Zawahałem się. Oklamywałem siebie sam, tym że nie mam pewności skąd dobiegają te krzyki. Po chwili wahania przełamałem się i pobiegłem do źródła hałasu. W ciemnym zaułku do którego dobiegłem, zobaczyłem mężczyzne odzianego w białą szatę i maskę wyglądem przypominająca dziób ptaka. Niestety kobieta nad którą stał była już nieżywa. Musiała uciekać i zostać w końcu zabita. Gdy uświadomiłem sobie, że przez cały czas się na niego patrzyłem, on powoli podchodził do mnie ze swym cienkim sztyletem. Skoczył na mnie próbując pchnąć mnie swoim nożem, lykonałem unik, na swoje nieszczęście, wgłąb zaułka. Byłem w beznadziejnej sytuacji, oczy zalewały mi się łzami gdy powoli cofałem się od niego, a on do mnie. Poczułem jak uderzam o coś plecami. To mój koniec. Łzy spływały po moich polikach, nie chciałem umierać. Nigdy nie cieszyło mnie życie, ale w obliczu zagrożenia zrobiło mi się szkoda tego, że nigdy nie doceniałem tego daru. Był 2 kroki ode mnie, spojrzałem spojrzeniem blagajacym o litość, otarłem łzy o rękaw płaszcza, który dziś znalazłem. Czy ostatnią moją myślą będzie płaszcz?  Jestem żałosny. Mężczyzna zamachnał się..-`Coś musiało się ostatnio wydarzyć?`- pomyślałZ jego przemyśleń wzbudził go żałosny wrzask. Lens był katowany. Próbował uciekać, daremnie. Cały tłum który zebrał się na rynku w jednej chwili ucichł. Lens leżał martwy na ulicy. Był chuderlawy i wysoki. Nie mógł długo wytrzymać takiego bólu. Wszyscy stali osłupienie wpatrując się w strażników uspokajających tłumy. Jake nie marnował czasu na stanie, patrzenie i rozpaczanie nad tym co się stało, ponieważ sądził, że to nie pomoże nikomu. `Tu chodzi o coś więcej niż tylko brutalność strażników. Chodzi o ich ogólna obecność na rynku.`- powiedział sam do siebie. Słońce powoli zaczęło zachodzić.Wracając pustymi alejami swojej ulubionej dzielnicy, Jake zauważył smukła sylwetkę w oddali. Strażnik. `Nie tylko na rynku, ale nawet tutaj. Skoro pilnują nawet opuszczonej dzielnicy, muszą być wszędzie.` - pomyślał. Wszedł do domu przed zmrokiem i usiadł na skraju starego, twardego łóżka. Położył się i zasnął.


Otworzyłem oczy, rozejrzałem się po pokoju i odechciało mi się żyć, a co dopiero wstać. Wyjrzałem przez okno i stwierdziłem że nie ma jakiegokolwiek sensu wychodzenia dziś z domu. Zamknąłem oczy i pogrążyłem się we śnie.    Głośne pukanie, wybudziło mnie z płytkiego snu. Otworzyłem drzwi i ujrzałem równą mi postać o ciemnych oczach i jednakowo ciemnych włosach. Przede mną stał Griss. Nigdy do mnie nie przychodził. Wczorajsze wydarzenie musiało to zmienić. Często opowiadał mi o problemach jego ojca z alkoholem. Choroba jego matki wcale nie polepszała atmosfery w domu. Nie lubił w nim przebywać, wolał ucieczkę od tej przykrej rzeczywistości. Przywitał się ze mną, a ja wpuściłem go do mieszkania. Zaproponowałem mu by usiadł do pustego stołu.- Co u ciebie słychać, dowiedziałeś się czegoś ciekawego ostatnio? - zapytał mnie- Nie - odparłem - a ty? - Dowiedziałem się dlaczego od wczoraj zakatowali Lensa. Ostatnio w mieście wzrosła przestępczość. Odnotowano kilka morderstw, ale jak narazie ofiary nie mają ze sobą nic wspólnego, ale mam zamiar się tym zająć. Zabójstwo naszego sprytnego kolegi na oczach ludzi, było niczym innym jak tylko pokazaniem działań straży miejskiej. Burmistrz chce byśmy myśleli, że straż nie stoi w miejscu i krok po kroku zwalcza przestępczość.   W jednej chwili rozpętał się rzęsity deszcz i przerwał Griss`owi.- Zapomniałem swojego płaszcza... I tak nie spieszy mi się do domu- Możesz przeczekać u mnie dopóki nie przejdzie.- zaproponowałem mu.- Dziękuje, miło z twojej strony. Dowiedziałeś się czegoś na temat tego mieszkania albo swojej rodziny, cokolwiek?-Nie - odparłem. Temat moich rodziców zawsze mnie przygnebiał, tylko dlatego, że nic o nich nie wiem. Nie pamiętam od kiedy mieszkam sam. Straciłem poczucie czasu w tym ponurym mieszkaniu. Każdy dzień jest taki sam jak poprzedni. Życie straciło sens. Niewiele łączy mnie z tym światem oprócz pytań na które muszę poznać odpowiedzi.- Może przeszukamy to mieszkanie, jest szansa na znalezienie czegoś co należało do twoich rodziców. Zgodziłem się, ponieważ nie miałem nic do ukrycia, a do niektórych szuflad i szafek nie zaglądałem wcześniej. Rozpoczęliśmy przeszukiwanie. Nie znalazłem nic oprócz starych zakurzonych rupieci. Raz natrafiłem na nieczytelny dokument... albo pewną jego część. Griss zawołał mnie z piętra, wbiegł szybko po schodach. Griss wskazał na drzwi w suficie w sypialni. Przesunąłem szufladke nocna leżąca obok łóżka, bo brakowało mi trochę by dosięgnąć drzwi. Były wypłowiałe i zakurzone. Znalazłem na nich uchwyt i pociągnąłem do siebi. Na drugiej stronie znajdowała się rozkładana drabina, weszliśmy po niej na poddasze. Panował tu półmrok, ale po wytarciu kurzu z okna, promień światła lamp ukazał stojąca za mną szafę. Otworzyłem ją, wisiał w niej czarny płaszcz i suknie balowe. Wyjąłem płaszcza i nałożyłem go na siebie. Pasował idealnie, nie był ani za ciasny ani zbyt luźny. Nagle przestał padać deszcz. Griss zerwał się ze starego bujanego krzesła i oznajmił, że chyba lepiej już pójdzie. Odprowadziłem go do drzwi, gdy uświadomiłem sobie, że jest już późny wieczór.- Może odprowadzisz mnie jeszcze trochę? - spytał zakłopotany- I tak nie mam nic do stracenia.   Po drodze rozmawialiśmy o tym że całkiem możliwe jest to, że w mieście grasuje morderca. Nieodpowiedni temat na wracanie nocą do domu, ale ten czas szybko upłynął. Odprowadziłem go do domu i zacząłem wracać. Zapomniałem o tym, że wracam sam. Czas nie zleci mi tak szybko jak przy rozmowie z Griss`em, zacząłem się bać. Nie wiadomo co mogło być za rogiem, a grobowa cisza nie należała do najprzyjemniejszych odczuć. Wpatrzony w swój chód wsłuchiwałem się w dźwięk kroków. `Nie jestem nawet w połowie drogi` pomyślałem. Gdy nagle usłyszałem krzyk i błaganie o pomoc. Zawahałem się. Oklamywałem siebie sam tym że nie mam pewności z kąd dobiegają te krzyki. Po chwili wahania przełamałem się i pobiegłem do źródła hałasu. W ciemnym zaułku do którego dobiegłem, zobaczyłem mężczyzne odzianego w białą szatę i maskę wyglądem przypominająca dziób ptaka. Niestety kobieta nad którą stał była już nieżywa. Musiała uciekać i zostać w końcu zabita. Gdy uświadomiłem sobie, że przez cały czas się na niego patrzyłem, on powoli podchodził do mnie ze swym cienkim sztyletem. Skoczył na mnie próbując pchnąć mnie swoim nożem, lecz wykonałem unik, na swoje nieszczęście, wgłąb zaułka. Byłem w beznadziejnej sytuacji, oczy zalewały mi się łzami gdy powoli cofałem się od niego, a on do mnie. Poczułem jak uderzam o coś plecami. To mój koniec. Łzy spływały po moich polikach, nie chciałem umierać. Nigdy nie cieszyło mnie życie, ale w obliczu zagrożenia zrobiło mi się szkoda tego, że nigdy nie doceniałem tego daru. Był 2 kroki ode mnie, spojrzałem spojrzeniem blagajacym o litość, otarłem łzy o rękaw płaszcza, który dziś znalazłem. Czy ostatnią moją myślą będzie płaszcz?  Jestem żałosny. Mężczyzna zamachnał się.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media