Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2014-12-28 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2289 |
Edgar Black siedział przy ognisku i robił strzały. Wykonywał tą pracę tak, jakby zależała ona od jego życia, chociaż w sumie rzeczywiście częściowo tak było, jakość strzał decydowała czy coś upoluje, czy o zgrozo, to właśnie Edgar będzie ofiarą wygłodniałych, wściekłych i bezlitosnych bestii, które tylko czekają czy jakiś żywy obiekt, nadający się do zjedzenia, znajdzie się w ich pobliżu. Rozumienie chłopaka dotyczące solidności narzędzi służących do walki było całkowicie słuszne, ale nierozsądne robienie tej pracy przez noc. Łowcy potrzebują wypoczynku, jednak Edgar rzadko kiedy odpoczywał. Pragnął mieć przez jak najdłuższy czas mieć oczy dookoła głowy. Śledzenie potworów był jego najważniejszym celem, lecz zadawanie bólu nie dawało mu żadnej satysfakcji czy też dumy, po prostu robił to co uważał za słuszne. Zabijał dla bezpieczeństwa innych ludzi, zwłaszcza dzieci, które mogą zapuszczać się w głąb Czarnego Lasu. Krajobraz tego miejsca nie cechował się ogólnym pięknem. Stare, nagie o niewiarygodnych rozmiarach drzewa, kolczaste krzewy, mgliste niebo, wszystko takie szare, bez odrobiny życia. Patrząc na to, Edgar czuł, że jego wczesne dzieciństwo było również takie jak ten nędzny urok Czarnego Lasu.Gdy był maleńkim chłopczykiem jego mama została pożarta, do dziś nie wiadomo przez co, a o ojca nigdy nie poznał.
Osieroconego Edgara przygarnął niejaki Walter Wogner, zapalony myśliwy i podobno emerytowany wojownik. Przez większość uważany za dziwaka ze specyficznym poczuciem humoru, ale jego wychowanek darzył go nieskończonym szacunkiem, uważał go za mentora prowadzącego po stromych oraz skalistych ścieżkach żywota. Uwielbiał przede wszystkim wysłuchiwać wspaniałych historii z dzielnym Walterem Wognerem w roli głównej. Podobno brał udział w Wojnie Pięciu Wysp, dał w pysk Mrocznemu Wilczurowi, legendarnej bestii przebywającej między Doliną Śmierci a Wąwozem Potępionych. Wspomniany drapieżnik wysysał z ludzi duszę wraz z energią i dzięki temu, stawał się jeszcze potężniejszy. Opowiadał również o tym, że obronił własnym ciałem króla Leonarda, podczas walki z Wiarołomcami, przeciwnikami władcy. Seria strzał o mało nie przebiła Waltera na wylot. W podzięce król przyznał mu jako nagrodę hektary łąk i pastwisk, które bohater sprzedał, bo uznał, że nie nadaje się na gospodarowanie takim bogactwem. Ogólnie tych heroicznych wyczynów swego opiekuna, Edgar naliczył ponad sto pięćdziesiąt. Zdawał sobie sprawę z tego, że opowiastki Wognera nie mają nic wspólnego z prawdą. Wojna Pięciu Wysp zakończyła się siedem wieków temu, Mroczny Wilczur istniał tylko w ludzkiej wyobraźni i służył do straszenia łatwowiernych dzieciaków, a o królu Leonardzie nikt nie słyszał, aby taki władca kiedykolwiek rządził w Krainie Cienia, ale chłopcu to nie przeszkadzało. Kochał barwne, ciekawe, zapierające dech w piersiach, chociaż zmyślone, przygody Waltera, który dawniej codziennie mierzył się ze śmiercią. Dzięki tym bajkom Edgar odpływał myślami gdzieś daleko, utożsamiał się z tymi opowieściami. Właśnie przez te historyjki odkrył w sobie pragnienie przeżywania przygód, może nie takich wyidealizowanych jak historiach zastępczego ojca, ale również ciekawych i, co najważniejsze, autentycznych. Z pewnością o wiele bardziej było doświadczenie tego na własnej skórze. Edgar chciał walczyć, bronić sprawiedliwości, chronić słabych i pokrzywdzonych, innymi słowy pozostać cichym bohaterem, a przy okazji poczuć smak adrenaliny oraz niebezpieczeństwa. Chciał, aby jego pragnienia stały się rzeczywistością. Zaczął codziennie trenował pod czujnym okiem Waltera. Młody chłopak wiedział, że ciężka praca przyniesie rezultaty. Ćwiczył walkę wręcz, przy użyciu miecza, ale przede wszystkim upodobał sobie łuk, który otrzymał w prezencie od Wognera. Ten smukły, prosty z wyglądu, a jednocześnie wymagający siły przyrząd pozostał Edgarowi wyjątkowo bliski. Czuł, że jego ukochana broń oraz on, tworzą zgraną drużynę, byli jednością. Napinając łuk, odczuwał pustkę w głowie, wszelkie zmysły były wyostrzone. Pozostając w dziwnym transie słyszał wszystkie w pobliżu, nawet cichutkie odgłosy przyrody. Skupiony, widział w ciemnościach wyraźniej od przeciętnych ludzi. Odkrywając te zdolności zrozumiał, że był niezwykły, został obdarowany przez los tą mocą, aby wykorzystywać ją w dobrej wierze. Od tamtej pory nie miał już żadnych wątpliwości. Musi zostać łowcą. Po nagłym zgonie nauczyciela i zarazem wcieleniu dobrego ojca, którego nigdy nie miał okazji poznać, postanowił jeździć po kraju, zwalczać zło. To postanowienie wyrył w swym sercu, przyrzekł sobie to przestrzegać aż do śmierci...
Edgar?- za placami chłopaka dał się usłyszeć znany mu damski głos. Nie zamierzał się odwracać, nie miał ochoty na pogawędkę z nią, wolał skończyć robotę jeszcze przed świtem. W tej chwili wcale jej nie potrzebował, zwłaszcza charakterystycznego dla niej piskliwego głosiku:
- Proszę cię- wychrypiał, po czym głośno zakaszlał. Takie były skutki przesiadywania wieczorem pod gołym niebem bez odpowiedniego ubrania. Edgar miał na sobie tylko cienką, lnianą, koszulę, brązowe, dziurawe w wielu miejscach spodnie, tylko zaciągnięty na twarz czarny kaptur nadawał się na tak wyjątkowo mroźną noc- Muszę to wreszcie zakończyć, strzały same się nie zrobią. Musimy przecież coś upolować, żebyśmy byli najedzeni, więc daj mi spokój, którego obecnie tak bardzo potrzebuję- mówiąc te słowa, nawet nie utrzymywał z Marą kontaktu wzrokowego. Może zachował się wobec niej mało uprzejmie, ale musiał tak postąpić. Tutaj chodziło o przetrwanie. Często żałował, że pokazał jej swój świat. Praca łowcy teoretycznie wydaje się prosta. Jego zadanie to zabicie stwora i zaniesienia go do zleceniodawcy, następnie otrzymuje pieniądze lub zapas żywności. Łowca nie posiadał życia przepełnionego rozrywką, bogactwem i sławą. Edgar ciężko pracował fizycznie aby zarobić choć parę groszy. Najczęściej zabijał dal siebie. Skóry zawsze się przydawały jako ciepłe okrycie, a jaja skrzydlatych ptaków nadawały się na smaczny i pożywny posiłek, w którego w tych ciężkich czasach tak bardzo brakuje. Ziemie Krainy Cienia to zwykle wyniszczone, martwe lasy, nieurodzajne gleby nasączone krwią po latach wojen i atakach różnego gatunku bestii. Martwił się,że Mara przez niego zginie, mogła przecież w każdym momencie znaleźć się w niebezpiecznej sytuacji. Edgar w żadnym wypadku nie nadawał się na odpowiedniego towarzysza:
- Przyniosłam ci jedzenie, pomyślałam, że jesteś głodny- Mara mruknęła niewyraźnie, ciskając w niego kromkę chleba z mięsem, owiniętą w papier. Jej oczy były pełne smutku i rozpaczy. Czuła się odtrącona oraz niechciana. Mocno zabolało ją chłodne nastawienie Edgara, odwróciła się na pięcie i schowała się do małego, ale praktycznego namiotu, aby Edgar nie zwrócił uwagi, że płacze. Nie tylko ona miała popsuty humor. Młody łowca miał wyrzuty sumienia, za szorstko potraktował Marę. Była emocjonalną, ale dobrą dziewczyną. Dokładnie pamiętał jak się poznali, a warunki tego spotkania wcale nie były idealne. Animezje, niewidzialne dla ludzkiego oka zjawy, które zawładały duszą człowieka, po czym po czym sprawiały, że osoba opętana sama rozszarpywała siebie na kawałki. Owe istoty zaatakowały dom pewnego rybaka. Cało z tego wyszła tylko jego najmłodsza córka, dzięki interwencji Edgara. Jedynie on potrafił zauważyć zjawy, ponieważ wytwarzały one jaskrawe aury, tylko dla niego widoczne. Po chwili było już po wszystkim. Zniknęły zjawy, pozostawiając po sobie śmierć i cierpienie. Mara o mało nie popadła w obłęd widząc swoją rodzinę martwą, z brakami skóry w różnych miejscach. Dziewczyna padła na kolana, kruczoczarne włosy opadły na ramiona. Drżącymi rękami chwyciła strzępy dłoni ojca i pocałowała jego opuszki palców, uczyniła ten gest z każdym członkiem rodziny, był to taki znak pożegnalny, pokazujący, że mocno ich kochała. Nagle zalana łzami, rzuciła się w ramiona, kompletnie zaskoczonego Edgara. Po paru sekundach jego speszenie znikło, pojawiło się za to współczucie oraz troska. Przytulił ją, doskonale wiedział co to znaczy utrata bliskich, on nie miał pocieszyciela, wsparcia, którego wtedy tak bardzo potrzebował. Być może dlatego był samotnikiem, nie angażował się w przyjacielskie relacje z innymi. Lubiał być sam, ale gdy spotkał tą roztrzęsioną, bezbronną dziewczynę, zrodził się u niego instynkt opiekuńczy, stwierdził, że powinien ją przygarnąć, chociaż taka decyzja nie była opłacalna, ledwie w pojedynkę wiązał koniec z końcem. Nie posiadał prawie nic, ale ona była całkowicie biedna. Zaproponował jej, kiedy już trochę ochłonęła aby podróżowała z nim, nie miał co prawda luksusów, ale przynajmniej nie byłaby sama, bez grosza przy duszy i opieki kogoś uzbrojonego. Ci co przebywali w Krainie Cienia, a nie posiadali jakiejkolwiek broni, ginęli od razu. Mara po dłuższym zastanowieniu, zgodziła się przyjmując tą rozsądną dla niej propozycje. Od tego zdarzenia minęło półtora miesiąca. Edgar przerwał robotę, postanowił ją przeprosić. Nie chciał aby jego stosunki z Marą uległy zmianie na gorsze. Podszedł do namiotu i zajrzał do środka. Nikogo w nim nie było. Na tkaninie były ślady pazurów i krople krwi. Coś ją porwało, a on tego nie zauważył:
- Mara!!- krzyczał na całe gardło, licząc na to, że się odezwie- Mara!!!