Author | |
Genre | biography & memoirs |
Form | prose |
Date added | 2015-02-02 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2907 |
- Przyjechali Ruscy - rozeszło się wśród załogi, gdy hali pojawiło się pięciu obcych.
Przyjrzałem się im dyskretnie i faktycznie, wyglądali trochę inaczej niż Niemcy i Turcy dookoła. Dowiedziałem się, że nasza firma podpisała z jakąś moskiewską fabryką umowę licencyjną i że ci Ruscy przyjechali do nas na szkolenie. Dowiedziałem się, czego chciałem i przestałem się tym interesować. „To” jednak zainteresowało się mną, bo po kilku dniach mój szef i zapytał:
- Czy uczyłeś się w szkole rosyjskiego?
- Uczyłem się, ale wszystko już zapomniałem - odpowiedziałem.
- To sobie przypomnisz - powiedział. - Chcieliśmy tym Ruskim zrobić taki sam kurs przygotowawczy jak ty miałeś, ale oni powiedzieli, że kursu nie potrzebują. Dałem im wiec do uruchomienia maszynę, ale widzę, że kręcą się koło niej, a postępów nie ma. Idź i pomóż im. Tylko zrób to delikatnie, żeby się nie obrazili.
Spakowałem moje narzędzia i ociągając się, poszedłem do radzieckich gości. Po drodze zastanawiałem się, co mam im powiedzieć. Nie powiem przecież, że szef mnie przysłał, bo sobie nie radzą.
- Zdravstvuitie - powiedziałem i w głowie poczułem kompletną pustkę.
- Priviet! - odpowiedział najbliższy z nich i uśmiechnął się od ucha do ucha. - Skąd znasz rosyjski?
- Uczyłem się w szkole. Jestem Polakiem - odpowiedziałem.
- Polak? Uciekłeś z Polski? Podobno dużo Polaków ucieka na Zachód - wyterkotał.
- Ja nie uciekłem. Pracuję tu legalnie i wrócę do Polski - wyjaśniłem.
Wszystko to, ku mojemu zdziwieniu, powiedziałem mniej więcej po rosyjsku. W każdym razie on mnie zrozumiał. Podeszli pozostali i zaczęli sie przedstawiać.
- Wowa.
- Pietia.
- Lonia.
- Dima.
- Siemion Piotrowicz - tłumacz.
„Siemion Piotrowicz - tłumacz” - zabrzmiało wyniośle i sam Siemion Piotrowicz wydał mi sie niesympatyczny. Wyglądał jak żołnierz z radzieckich filmów wojennych i nawet ubrany był w oficerską letnią bluzę.
- Po co Niemcy pana przysłali? - zapytał z agresją w głosie.
- Bo pan źle tłumaczy i przez pana koledzy mają problemy - odpaliłem bez namysłu.
Siemion Piotrowicz zamilkł, a ja już widziałem siebie na dywaniku u szefa. Przecież miało być delikatnie, żeby się nie obrazili. Spojrzałem na Wowę, Pietię, Lonię i Dimę. Stali ze spuszczonymi głowami, ale czułem, że trafiłem w sedno.
- No, chłopaki? Z czym macie problemy? - zapytałem ignorując tłumacza.
Okazało się, że wszyscy czterej znają podobne maszyny. Nie znają tylko języka niemieckiego i nie rozumieją instrukcji ani opisów stosowanych procedur, a Siemion Piotrowicz nie potrafi im pomóc. Wzięliśmy się wspólnie do pracy, a moja pomoc ograniczała się tylko do tłumaczenia niemieckich terminów technicznych. Siemion Piotrowicz stał blisko i wyciągał uszy, ale widać było, że nic z tego technicznego języka nie rozumiał.
Jednak nie zawsze rozmawialiśmy o technice, a moi Rosjanie szybko nauczyli się omijać tłumacza, żeby pogadać o innych sprawach. Jak podejrzewałem, Siemion Piotrowicz był ich aniołem stróżem z KGB. Dlatego w jego obecności zachowywali się oficjalnie, ale gdy go nie było, mówili śmiało o wszystkim. Od Wowy dowiedziałem się, że zaraz po studiach został wzięty do wojska i spędził pół roku na wojnie afgańskiej. Opowiadał, że bał się wychodzić z baraku, bo jego kolegę zastrzelił w drzwiach afgański snajper. Wowa był łącznościowcem i na akcje bojowe nie chodził, ale inni chodzili i drugi jego kolega zginął rozszarpany przez minę. Takich opowieści nie mógł słuchać Siemion Piotrowicz, choć na pewno znał wojenną przeszłość Wowy. Pietia był inny. O sobie mówił niewiele, ale wiele pytał. Przysiadał się często w czasie przerwy śniadaniowej i pytał o Wałęsę, o Solidarność i o stan wojenny. Niczego nie komentował, tylko uważnie słuchał jak pilny student na wykładzie. Lonia był lekkoduchem. Pochodził z bogatej rodziny i bardziej interesowały go modne spodnie, aparaty fotograficzne i piwo, niż Wałęsa. Dima był małomówny i nie bardzo pasował do reszty.
- Dima to Tatar - powiedział kiedyś Wowa. - Oni inaczej żyją i myślą.
Nawet milczący Tatar Dima był sympatyczniejszy od Siemiona Piotrowicza, który nie potrafił lub nie chciał rozmawiać ze mną o niczym poza pracą lub polityką.
- Wy Polaki nas nie lubicie - zaczepił mnie kiedyś.
- E tam! Przesada - odpowiedziałem na odczepkę.
- To dlaczego chcecie, żeby nasze wojska wyszły z Polski? - ciągnął
- A po co mają u nas być? - odpowiedziałem.
- Przecież was wyzwoliliśmy - zdziwił się.
- Bardzo jesteśmy wam za to wdzięczni, ale nie zapraszaliśmy was na stałe. Austrię też wyzwoliliście, a nie zostaliście tam - wyjaśniłem.
- A kto by was bronił przed niemieckimi odwetowcami? - kontynuował.
- Ci odwetowcy podpisali z waszą fabryką umowę i goszczą was tutaj - odpowiedziałem.
- Ale wy Polaki i tak nas nie lubicie - zakończył.
Nie wiem, ile Siemion Piotrowicz miał takich samych wojskowych bluz, ale nigdy nie widziałem go ubranego inaczej. Zauważyli to też Niemcy i niedługo zaczęli go nazywać: „ten w bluzie KGB”.
Goszczeni byli ci Rosjanie po królewsku. Firma dała im do dyspozycji domek z pełnym wyposażeniem, darmowe obiady w kantynie i auto do dyspozycji na każdy weekend. Jeździli, gdzie chcieli, ale interesowały ich tylko supermarkety i porównywanie cen pomiędzy Stuttgartem i Monachium. W któryś poniedziałek Pietia powiedział:
- Jeździmy tak i jeździmy, a poza wieszakami w sklepach niczego nie widzieliśmy.
- No to wyskoczmy gdzieś razem - zaproponowałem.
- A Siemion Piotrowicz? - odpowiedział zrezygnowany. - Jak się go pozbyć?
Przyszła jednak i na Siemiona Piotrowicza czarna godzina. Wielkanoc tamtego roku była późno i zaraz po niej wypadały moje imieniny i 1 Maja. Ze świątecznego wyjazdu przywiozłem polską wódkę i powiedziałem Rosjanom o imieninach.
- Świetnie! - ucieszyli się. - I od razu uczcimy 1 Maja.
- A Siemion Piotrowicz? - zapytałem jak Pietia kiedyś. - Jak się go pozbyć?
- Nie bój się - usłyszałem w odpowiedzi. - Wszystko urządzimy jak trzeba. Ty tylko przynieś tę polską wódkę.
1 Maja był ciepły i idealny na piknik. Znaleźliśmy miejsce na ognisko, a Tatar Dima nie pił i był naszym kierowcą. Rozpaliliśmy ogień, przygotowaliśmy mięso do pieczenia i rozpoczęła się akcja.
- No, Siemionie Piotrowiczu! Wypijcie polską wódkę za zdrowie polskiego kolegi - zaczął Wowa i nalał mu pół szklanki.
- Pańskie zdrowie! - powiedział Siemion Piotrowicz i wypił jak na radzieckiego człowieka przystało.
- Popijcie - zaproponował Lonia i podał mu butelkę piwa.
Siemion Piotrowicz popił.
- W Polsce mówimy, że zaraz trzeba wypić na drugą nogę, żeby nie kuleć - powiedziałem i nalałem od serca.
Siemion Piotrowicz wypił i popił piwem. Posiedział trochę przy ognisku, ale objawów spożycia alkoholu jakoś nie było po nim widać. Zacząłem już żałować tej zimniutkiej wódki, ale chłopcy nie przestawali:
- Siemionie Piotrowiczu! A winka spróbujecie? - zaproponował któryś i nalał mu szklankę taniego wina z kartonu.
- Dawaj - zgodził się Siemion Piotrowicz.
- Pijcie to piwo Siemionie Piotrowiczu, bo zaraz będzie ciepłe i niedobre - upomniał inny.
W ten sposób agent Siemion Piotrowicz po godzinie był już gotowy... do snu. Ułożyliśmy go w aucie, a Tatar Dima powiedział:
- Pijcie riebiata. Jak się obudzi, to ja mu znowu naleję.
Bawiliśmy się do wieczora, popiliśmy i swobodnie porozmawialiśmy. Siemion Piotrowicz budził się parę razy, ale czujny Tatar usypiał go zaraz kolejnym kieliszkiem wódki. 1 Maja przeminął, a nasz agent KGB miał lukę w pamięci. Myślę, że w raporcie dziennym napisał: „W dniu pierwszomajowego święta nic ważnego nie zaszło.”
Życie biegło, radzieccy koledzy coraz lepiej radzili sobie w pracy i któregoś dnia szef mnie odwołał. Odtąd tylko Wowa lub Pietia przychodzili podczas przerw śniadaniowych, żeby pogadać. Siemion Piotrowicz zapewne odetchnął, bo nawet zaczął mi się pierwszy kłaniać. Jego niechęć do Polaków jednak nie osłabła i wyszła na wierzch zaraz przy pierwszej okazji. Któregoś dnia zostałem zaproszony przez Rosjan na piwo. Siedzieliśmy w ogródku przed ich domem, a tylko Siemion Piotrowicz był w środku i oglądał telewizję.
- Co pan ogląda Siemionie Piotrowiczu? - zapytałem przez otwarte okno.
- Niech pan wejdzie i zobaczy - zaprosił.
Oglądał transmisję z parady wojskowej z okazji urodzin brytyjskiej królowej.
- Widzi pan? Żyje taki pasożyt i jeszcze mu defilady urządzają - skomentował.
- Jaki pasożyt? - zapytałem
- Królowa. Po co ona narodowi? - ciągnął.
- A wasz Gorbaczow, po co jest potrzebny narodowi? - odpaliłem.
- On rządzi - odpowiedział wyraźnie już zły Siemion Piotrowicz.
- A co robi wasz premier i rząd? W takim razie to oni są pasożytami - odciąłem się.
- U was też jest sekretarz partii i rząd - odgryzł się.
- To od was przyszło. Ja wolałbym króla zamiast komitetu centralnego - odpowiedziałem. - Król przynajmniej reprezentowałby tradycję narodową.
- Wy Polaki nie lubicie nic, co rosyjskie - Siemion Piotrowicz wrócił do swojej starej śpiewki.
- Nie, Siemionie Piotrowiczu. My nie lubimy tego, co sowieckie, a nie tego, co rosyjskie - odpowiedziałem.
- A jaka to różnica? - zdziwił się.
- Nie wie pan? Puszkin był rosyjski, a Stalin sowiecki. Taka to różnica - wyjaśniłem.
- Uczony pan, uczony - burknął Siemion Piotrowicz i wyszedł do łazienki.
Dopiłem piwo i pożegnałem się tylko z chłopakami, bo Siemion Piotrowicz już się nie pokazał.
Po kilku kolejnych tygodniach Rosjanie wyjeżdżali i przyszli się pożegnać. Chłopcy mówili, że kupili za dużo prezentów i martwili się czy nie będzie kłopotów na granicy.
- A pan, Siemionie Piotrowiczu? Co pan kupił? - zapytałem.
- Nic. Tu niczego dobrego do kupienia nie ma - odpowiedział poważnie.
ratings: perfect / excellent
Marianie, na początku opowiadania jest kilka literówek itp.
ratings: perfect / excellent
Ponadto wskażę brakujące przecinki przed: jak ty miałeś, ignorując, czy nie będzie; zbędny przecinek przed: niż Wałęsa.
Ale jestem tak zafascynowany tym tekstem, że oceny za poprawność językową nie obniżam.
Nie jestem o tym przekonany, ale wydaje mi się, że ten tekst już gdzieś czytałem.
Niestety nie ustrzegłem się błędów, choć bardzo się staram.
Pozdrawiam.
ratings: perfect / excellent
/choćby nie wiedzieć, jakie garnitury od Gucciego nosił i jakie wielkie szkoły był skończył/
można odróżnić od pierwszego spojrzenia.
Po tym, jak traktuje przedstawicieli innych /niż jego własny/ krajów
D Z I S I A J, niestety, niestety, nie zapraszamy
Dla ich własnego bezpieczeństwa
Muszę Ci się przyznać, że do niedawna uważałem Rosjan za nieszczęsliwy naród, który od zawsze był gnębiony przez swoich "wielkich".
Teraz już tak nie uważam. Oni mają w sercach "Wielką Rosję" i dla tej obłąkańczej idei zrobią wszystko.
Nie szkoda mi więc tzw. prostych ludzi, bo oni też są zakochani w Putinie. Chcieli go, więc niech teraz cierpią.