Go to commentsPunkt ciężkości
Author
Genrehorror / thriller
Formprose
Date added2015-02-18
Linguistic correctness
Text quality
Views2466

Miłość powinno malować się na czerwono. Nie dlatego że czerwienieją ci z miłości policzki. Nie dlatego, że z wrażenie zagryzasz wargi, aż do krwi. Nie. Tu chodzi bardziej o tragedię. W każdej miłości jest jakaś tragedia. W każdej jest odrobina jakiegoś strachu.  Przynajmniej mnie tego nauczyło życie.  A reszta? Reszta to już tylko nieposkromiona namiętność, która odbiera rozum i zdrowy rozsądek.

Gdy zaczynam opowiadać pewne wydarzenia nie wiem za bardzo gdzie zacząć, bo tak naprawdę nie mam pojęcia gdzie standardowo zaczynają się tragiczne historie. Być może za mało uważnie obserwowałam to wszystko. Być może za mało się przyglądałam? Nie wiem. Bystrość spojrzenia nie gwarantuje klarowności obrazu. Posłużę więc się kimś, a raczej sposobem kogoś kto opowiada o wiele lepiej niż ja. Dickens zawsze zaczynał swoje opowieści od narodzin bohatera, zacznę więc od moich narodzin w tym mieście.



Kiedy byłam mała, wierzyłam, że całe moje życie będzie jak jeden, długi letni dzień i to chyba to w większości ukierunkowało moje podróże. Wybierałam dość bezstroskie i ciepłe kraje, dające zwodnicze poczucie mniejszych zmartwień. Do Kapsztadu wyjechałam za mężczyzną. Być może głupi powód, być może naiwny. Nie wiem. Każdy powód jest dobry by zmienić życie, a ja chyba tego potrzebowałam.  Dodatkowo kraj porażał mnie krajobrazem. Nie martwiłam się o języki. Podróżując od wielu lat po świecie i spędzając dni na podsłuchiwaniu innych, nauczyłam się tylu różnych dialektów, że mogłam spokojnie zamieszkać gdziekolwiek mi się podobało. Jak szczur, czasem się śmiałam. Jak szczur.

Wracając do mężczyzny. Fernando pochodził z Hiszpanii, na stałe jednak mieszkał w RPA. Uwielbiał cynowe kubki, które kiedyś kupował całymi masami specjalnie dla brata, uwielbiał patrzeć na bociany, które lawinami tu zlatywały i dotyk moich rajstop. Połączyło nas uczucie tak gwałtowne, że sami się go przeraziliśmy. Spotkaliśmy się gdzieś przypadkiem, w jakiejś kawiarni bodajże. Udawałam, że nie rozumim co mówi do mnie nachalny kelner. Fernando przysiadł się do mnie, ratując niejako z opresji. Od tej pory rzucał się w moje ramiona z płomiennym szaleńswtem, a ja czułam jakbym miała nie jednego mężczyznę, a dwóch czy trzech. Namiętność występna i dzika, od której zapewne przewracały się w grobach kości naszych rodziców. Potrafiliśmy zamykać okna na całe tygodnie by nie tracić czasu na rozbieranie się, spacerowaliśmy nago po domu, tak jak zawsze radziła mi moja nieżyjąca już siostra.


Jednego miesiąca, był to bodajże duszący już upałami maj, zaskoczyła nas wiadomość. Fernando musiał lecieć na kilka tygodni do Ameryki, jakiś kontrakt, którego treści za grosz nie rozumiałam rozrywał brutalnie nasz kokon. Po wielu godzinach pożegnalnych, miłosnych figli machałam mu na lotnisku zwiniętą jak gołąb ręką. Cóż, słodka samotności, bądź dla mnie czuła.


Wtedy to właśnie zaczęłam podsłuchiwać sąsiadów zza ściany.

***


-Przestań!- damski krzyk wyrwał mnie ze snu. Znów. Kurwa, znów. Była 2 w nocy. Przetarłam oczy i spojrzałam nieprzytomnie na zegarek. Właśnie zaczynali.

-Co mam przestać? Chciałem cię tylko dotknąć!- głos sąsiada był lekko zagłuszony przez cienką ścianę dzielącą te pudło mieszkalne na osobne siedziby.

-To nie dotykaj, przecież śpię! Stajesz się pierdolonym zbokiem!- głuchy huk poinformował mnie, że coś uderzyło o ścianę.

-To tak o mnie myślisz?!

-Tak!

To mogło ciągnąć się do rana, a mogło równoczesnie zakończyć się za chwilę. Ona trzaśnie jakimiś drzwiami do jakiegoś niewidzialnego pokoju i za chwilę usłyszę jej łkanie, tylko że z innej strony. Albo on huknie drzwiami i pewnie gdzieś wyjdzie, bo będzie słychać tylko pojedyńcze kroki. Jej kroki, ciche jak bieganie wróbli wygłodzonych po zimie w Polsce. Nie słuchałam już, przeniosłam się do salonu, dwie ściany dalej.


***


-Obudź się do kurwy nędzy!- teraz zbudził mnie on. Przekręcam się na bok już spokojnie. Przywykłam. W ciągu pierwszysch dwóch tygodni nieobecności Fernanda przespałam tylko 4 całe noce. Reszta to piekło.

Widzę oczami wyobraźni jak szarpnie ją za bark, jak wybudzona ze snu patrzy ze strachem na niego. Pewnie chce od niej seksu. Pieprzyć się jak zwierzak, bo coś mu się przyśniło. 

Albo chce rozmawiać.

-Czego chcesz wariacie.- syczy ona. Ciekawe jak ona wygląda. Nie widziałam żeby z tego mieszkanie ktoś wychodził. A ja nigdy wcześniej tego nie zauważyłam.  

Ale wcześniej byłam zajęta sycącym życiem z Fernandem, nie duszącymi się nawzajem sąsiadami.

-Porozmawiajmy- jest zadziwiająco spokojny. Jakby uszło z niego całe powietrze wymieszane z wściekłością.  Łóżko trzeszczy. Przekręciła się pewnie by na niego spojrzeć. Albo na plecy, by na niego nie patrzeć.

-Kocham cię, ale za chwilę zacznę cię nienawidzić i będę musiala upierdolić ci łeb we śnie, rozumiesz? Albo cię zostawię. To jest mniej karalne- powiedziała ona cicho, wyjątkowo miękkim i ciepłym głosem. Być może teraz dotyka jego twarzy, być może nie wyciąga nawet dłoni spod kołdry.

Usłyszałam potem cichy szloch. Chyba jego.

***


Huk. Trzask. Coś upadło na podłogę. Z odgłosów wnioskuję, że ciało. Nie wiem którego z nich. Potem usłyszłam krótką szamotaninę zakończoną jękami. Jękami rozkoszy. Jękami jej rozkoszy. Trwały chyba z dwie godziny. W tym czasie wypiłam herbatę, napisałam wiadomość do Fernanda i przyjaciela z Europy. Zza ściany bił strumień żywej lawy. Zastanawiałam się czy nie iść jutro do nich i nie poprosić ich o zachowywanie się. Jednak te odgłosy seksu działały na mnie zaskakująco kojąco i podniecająco. W głowie wyświetlał mi się film z ich nagimi ciałami, splecionymi w uścisku pełnym ognia, dookoła powywracane materace i talerze na podłodze. On przytrzymuje jej głowę by się nie wyrywała, ona zaś staje się posłuszna. Konwencjonalne igraszki zmieniają się  w agresywne pieszczoty i wrogie spojrzenia. Ona zapomina, tylko na ułamek sekundy, o obronie, przerażona tym do czego dopuściła, ale było już za późno. Złapał ją na słabości, złapał ja na chwili miłości do niego. Straszliwy wstrząs unieruchomił ją w punkcie ciężkości i przygwoźdźił do tej podłogi, w tym pokoju, by pieprzyć się z tym mężczyzną. Wolę obrony zdruzgotała beznadziejna i nienasycona żądza. Potem usłyszałam już tylko ciche sapanie. Chyba zakneblował jej usta. No cóż skarbie, czas na ciebie. Teraz może usnę.


Następnego dnia zbudziło mnie wycie. I nie było to wycie kobiety czy mężczyzny zza ściany, tylko wycie syren. Syren policyjnych radiowozów. Niespotykane tutaj. Obwiązałam się szlafrokiem i wyszłam przed dom. Grupa policjantów dyskutowała zaciekle, jednak byli za daleko abym cokolwiek zrozumiała. Złapałam za łokieć mężczyznę stojącego obok i spytałam czy wie co się dzieje.

-Chodzi o tą parę z 3 piętra. Ta dziewczyna. Rzuciła się balkonu, spadła prosto na głowę. Zginęła na miejscu. Straszna masakra.

-A co z nim?- wyszeptałam.

-Nie wiem. Nikt go nie widział.


  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Literówki:
Rozumiem (jest rozumim), brakuje "z" przed balkonu. Liczyłem na happy end. Tak jak w filmach pornograficznych, one zawsze kończą się happy endem. Napisane profesjonalnie, tak mi się wydaje. Pozdrawiam.
avatar
Znowu "tą", a reszta? Za "pstro" :)))
avatar
Ciekawa konstrukcja fabuły, osadzonej dwa w jednym jak żółtko w białku jednego jajka - moja miłość sąsiaduje z twoją na grubość zimnej ściany.

Intrygujące nagłówki opowiadania i zbioru, w których punkt ciężkości zależy od tego, CO konkretnie uznamy za to najlepsze: zagadkowy odlot Fernanda na kontrakt w Ameryce? Skok z balkonu jako wyjście z matni zwanej niechcianą miłością?
© 2010-2016 by Creative Media