Go to commentsSUKUB part 2/2
Text 2 of 2 from volume: Opowiadania
Author
Genrefantasy / SF
Formprose
Date added2015-03-03
Linguistic correctness
Text quality
Views2040

SUKUB CIĄG DALSZY


Klub pękał w szwach. Anna rozejrzała się po wnętrzu z nadzieją, że ujrzy Filipa. Nie było go. Zauważyła wolne miejsce przy barze. Chociaż rozsądek podpowiadał jej, że powinna wyjść skierowała kroki w stronę baru. Poczuła się nieswojo, gdy zauważyła, że oczy wszystkich zwrócone są na nią. Przezwyciężyła odruch paniki i chęć do ucieczki. Zmusiła się do uśmiechu i usiadła. Znajomego barmana nie było, a mężczyzna, który stanął przed nią nie wyglądał na zachwyconego jej widokiem. Chwilę się jej przyglądał, a gdy pochylił się nad barem zauważyła jak marszczy nos jakby ją obwąchiwał. Okropne, pomyślała. Strach przeszedł w ciekawość, a jej uśmiech się poszerzył. Osobnik odsunął się, ale uśmiechu nie odwzajemnił za to spytał dość chłodno, co jej podać. Anna zamówiła wódkę z sokiem pomarańczowym i po dwóch łykach nieco się rozluźniła. Goście się jej już tak ostentacyjnie nie przyglądali, tylko zerkali niby przelotnie. Klub znajdował się w piwnicy starej kamienicy, był bardzo klasycznie urządzony, wcześniej tego nie zauważyła. Popijając drinka rozglądała się po wnętrzu podziwiając nastrój tego miejsca. Kamienne ściany zdobiły obrazy z kilku stuleci, od zwykłych portretów po sceny marynistyczne. Przy niewielkiej scenie, a właściwie podeście stał fortepian. Po obu jego stronach lśniły średniowiecznych zbroje. Z wysokich sufitów falami spływały jedwabne woale po niżej, których zamocowano trzy ogromne żyrandole. Wcześniejsze świece zastąpiono żarówkami, co według Anny zepsuło cały efekt, ale kapiący wosk na głowy gości i podłogę nie byłby atrakcją. Westchnęła, wpadając melancholijny podziwiała to niezwykłe miejsce. W tle rozbrzmiewała ballada, Scorpionsów ( Sand me en angel). Jej anioł się nie zjawiał i trochę rozczuliła się nad sobą. Właśnie skończyła drinka i już miała poprosić o kolejnego, gdy za plecami poczuła falę gorącej energii. Skóra na plecach zaczęła ją piec niemiłosiernie. Odwróciła się energicznie z nadzieją, że ujrzy Filipa, ale to nie był on. Stała przed nią piękna blondynka o wręcz porcelanowej cerze. Jej oczy świeciły złotym blaskiem, a grymas ust świadczył o wrogim nastawieniu. Anna z fascynacją obserwowała zmiany, które zachodziły w wyglądzie kobiety. Zastanawiała się, którą z tych istot, o których mówił jej Filip jest ta dziewczyna. Była ubrana w wieczorową czarną suknię. Długie, wręcz szponiaste paznokcie w kolorze krwistej czerwieni sprawiały wrażenie jakby ożyły, a jej usta powiększyły się jak gdyby ktoś wypełnił je botoksem. Kobieta przybrała pozę przygważdżając ją do baru i uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Annę oblał pot, aż zabrakło jej powietrza w płucach. Najdziwniejsze było to, że nikt nie zareagował. Anna poczuła się jak pot spływa jej po plecach. Myślała, że zemdleje. Kobieta za to sprawiała wrażenie jakby dobrze się bawiła. Uśmiechała się wrednie.

- Przestań – wydyszała Anna.

- Takie jak ty nie mają tu wstępu – odparła kobieta z jadem w głosie.

- Jestem gościem Filipa – z trudem odpowiedziała Anna.

Grymas zdziwienia i niedowierzanie przemknął przez twarz porcelanowej piękności. Odsunęła się o krok i Anna mogła zaczerpnąć powietrze pełną piersią, aż poczuła ból.

- Zaprosił cię Filip?

Anna skinęła tylko głową.

Reakcja kobiety była zaskakująca. Roześmiała się, a dźwięk jej głosu odbił się echem po klubie wprawiając Annę o zawrót głowy.

- Niebywałe – powiedziała nadal się śmiejąc. Po czym zwróciła się do barmana, by nalał im po drinku.

Biorąc swoją szklankę w dłoń spojrzała znacząco na Annę i usiadła przy barze. Gdy Anna usiadła i uniosła swoją szklankę odwzajemniając toast nieznajomej ta się odezwała.

- Od bardzo dawna nie widziałam sukuba. To dziwne, że zaprosił cię Filip znając uprzedzenia Maksa.

Znowu ten Maks. Nie była trędowata, by tak nią gardził. Co mogło się wydarzyć w życiu tego potężnego człowieka, że tak mocno nie nawiedził sukubów?

- Nie znasz tej historii, widzę po twojej twarzy, że nie.

- Masz rację, wszyscy mówią o nienawiści Maksa do sukubów, ale nikt nie chce wdać się w szczegóły.

- Nie wtrącamy się w nie swoje sprawy, tym bardziej do życia strażników.

- No tak dwaj bogowie trzęsą klubem.

- Zgrywasz ważniaczkę?

Anna nagle zdała sobie sprawę gdzie jest i jak mało wie o tych wszystkich ludziach, którzy dyskretnie obserwowali dwie kobiety przy barze.

- Wybacz, nie, oczywiście, że nie, ale złości mnie to jak jestem traktowana, tylko, dlatego, że jestem sukubem. – Powiedziała to na głos jakby w końcu zaakceptowała fakt, czym jest naprawdę.

Reakcja kobiety zaskoczyła ją. – Mam na imię Eliza i masz rację możesz być zła…

- Jestem Anna – skinęła lekko głową.

- Anno – dokończyła Eliza.

- Tak naprawdę nie jestem zła, ale nie wiem, o co chodzi z tą urazą Maksa do sukubów.

Eliza wyprostowała się z gracją damy. Założyła nogę na nogę i spojrzała na Annę z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Właściwie to historia stara ja świat. Maks był żonaty, a jego żoną jak się domyślasz była kobieta sukub. Muszę przyznać, że w tamtym czasie nie znałam nikogo, kto byłby tak szczęśliwy. Uwielbiał ją, a ona tak przynajmniej się zdawało jego. Pewnego dnia zniknęła i wszelki ślad po niej zaginął. Rozpaczliwie szukał jej przez wiele lat, aż w końcu przestał, ale nienawiść i uraz do twego rodzaju pozostał. Uznał jej zniknięcie za zdradę i od tamtej pory nie widzieliśmy nikogo takiego jak ty. Od i cała historia.

- Smutna historia, ale nadal nie uważam by miał prawo mnie osądzać, a ponadto to dziwne, by ktoś, kto kochał tak mocno odszedł z własnej woli. Może coś jej się stało?

Eliza roześmiała się.

- Rozumujesz jak człowiek, zabawna jesteś. W naszym świecie obowiązują ścisłe zasady. Nie możemy łamać ich nie ponosząc konsekwencji. Ale dosyć mówienia o przykrych sprawach. Dziś mamy święto. Comiesięczny turniej. Jedno z nas wróci do domu i mam nadzieję, że tym razem to będę ja.

- Filip mówił mi o turnieju, ale nie wyjaśnił, na czym on polega.

- Zasady są proste. Ten, któremu uda się znaleźć Klejnot Nadziei przed świtem przejdzie przez bramę.

- Klejnot Nadziei, a jak on wygląda?

- Nigdy nie wiemy, ale jak go znajdziesz będziesz wiedziała, że to on.

- Widzę, że dobrze się bawisz. – Anna usłyszała za plecami głos swojego anioła i jak zwykle przyprawił ją o lekkie drżenie serca.

Obie kobiety odwróciły się. Filip w towarzystwie Maksa stał i uśmiechał się do Anny. Maks miał poważną minę, ale nie było w niej wrogości tylko ciekawość. Skinął lekko głową na powitanie. Anna odwzajemniła gest. Eliza wybuchła tym swoim dźwięcznym śmiechem zwracając na siebie jego uwagę. Przeniósł wzrok na porcelanową piękność.

- Elizo, jak miło, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością.

Eliza wysunęła dłoń z gracją nimfy, a Maks ujął ją i pocałował.

- Przyjemność po mojej stronie – odpowiedziała z uwodzicielskim uśmiechem.

Flirciara, pomyślała Anna.

- Anno? – Filip ujął ją pod ramię. – Chciałbym z tobą porozmawiać.

Filip nie czekając na jej odpowiedź prowadził ją w stronę korytarza, który znajdował się przy barze. Zanim w nim zniknęli Anna odwróciła się na chwilę i zauważyła jak Maks prowadzi Elizę w stronę podestu, na którym stał fortepian. Piękna z nich była para, pomyślała. Anna poczuła lekki uścisk i odwróciła się unosząc lekko głowę spojrzała na Filipa. Gdy ich spojrzenia się spotkały usłyszała jego chrapliwy głos.

- Bałem się, że nie przyjdziesz.

- Ale jestem – odparła.

- Jesteś – powiedział otwierając drzwi do biura. Popchnął ją lekko, gdy przystanęła zastanawiając się czy je przekroczyć. Potykając się odwróciła głowę i spiorunowała go wzrokiem. Uśmiechnął się i gdy tylko zamknął je za nimi wziął ją w ramiona i bez wstępów zaczął całować. Zaskoczona, ale szczęśliwa zanurzyła dłonie w jego włosach i oddała pocałunek. Po chwili przerwała pocałunek i spojrzała z przestrachem na Filipa. On zauważył jej reakcję. Nie rozumiał, co ją tak przeraziło, więc spytał:

- Co się stało kwiatuszku?

- Nie powinniśmy tego robić – odpowiedziała prawie szeptem jednocześnie próbując uwolnić się z jego objęć.

Filip był nieugięty i tylko się uśmiechnął. Przytrzymał jej podbródek i spojrzał na nią pożądliwie.

- Nie bój się mnie. Nie zrobię ci nic złego.

- Nie boję się, ale ja mogę wyrządzić krzywdę tobie.

- Nie, nie możesz. Ale możesz mnie nie chcieć, tylko nie wiem czy to zniosę.

Anna roześmiała się, bo poczuła niesamowitą euforię, uczucie, o którym marzyła przez całe swoje życie. Chciała być całowana, dotykana, kochana i Filip mógł jej to dać. Nie, wręcz zapragnęła, aby jej to dał. Zapach jego pożądania zaćmił jej zmysły wywołując zawrót głowy.

- Wiesz, nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę – odparła.

- Oj dzieje się kwiatuszku. – Jego usta musnęły jej usta obiecując raj. – Chcę cię teraz, pragnę pieścić twoje doskonałe ciało i dać ci rozkosz, której nigdy nie zapomnisz.

Ona również tego chciała i pozwoliła wziąć się za rękę. Filip podszedł do regału z książkami. Nacisnął na jedną z nich i szczęk mechanizmu wprawił regał w ruch. Ukryte przejście stanęło otworem. Ściskając dłoń Filipa weszła w ciemność. Wiedziała, że ta decyzja zmieni jej życie. Zaryzykowała. Po dosłownie kilku chwilach jej oczom ukazał się widok, który ją zachwycił. Pomieszczenie przypominało średniowieczną komnatę. Jedynym oświetleniem były świece i palący się ogień w ogromnym kamiennym kominku. W pomieszczeniu nie było szaf za to pod ścianą stały dwa ogromne kufry i dwa fotele z niewielkim stolikiem przy kominku. Anna z zachwytem chłonęła atmosferę panującą w komnacie. Jej wzrok zatrzymał się na łóżku, ogromnym drewnianym meblu, który stał na niewielkim podwyższeniu. Wnętrze osłaniał baldachim z jedwabnymi zasłonami. Jego samotnia różniła się od jej mieszkania.

Filip lubił surowe klimaty, ale żyli w czasach, które pozwalały na nieco wygód. Do póki nie poznał Anny nie zależało mu, ale ona wiele zmieniła. Gdy poprosił, aby przyszła do klubu postanowił wprowadzić kilka zmian. Głównie takich, które mogły stworzyć romantyczny nastrój. Kilka aromatycznych świec, jedwabna pościel i baldachim z przeźroczystych woali ociepliły pomieszczenie. Przy łóżku i kominku rozłożył grube miękkie dywany. W pierwszy odruchu pomyślał o zwierzęcych skórach, ale w rezultacie wygrały dywany. Miał nadzieję, że się jej spodoba i chyba tak właśnie było. Pozwolił, aby krążyła oglądając wszystko, a on w tym czasie zrobił im po drinku i usiadł w fotelu przy kominku. Czekał obserwując ją. Zaglądała w każdy kąt robiąc przy tym minę ciekawskiego dziecka. Filip zastanawiał się, czy Anna była z kimś wcześniej. Sprawiała wrażenie nowicjuszki, ale do końca nie był tego pewien. Spojrzała na niego, a on wyciągnął do niej dłoń. Podeszła posłusznie i w jednej chwili znalazła się na jego kolanach. Dotykał jej wodząc dłońmi po piersiach, szyi, a jego usta wędrowały po karku szepcząc obietnice rozkoszy. Anna nigdy nie zaznała takiego uczucia. Dotyk dłoni Filipa rozpalał jej skórę i z każdą sekundą pragnęła więcej. Zatracała się w tych doznaniach pozwalając na wszystko, co robił z jej ciałem. Nie miała pojęcia jak to się stało, ale po chwili była całkiem naga w objęciach mężczyzny, którego znała zaledwie dobę. Filip podniósł się z fotela trzymając Annę w ramionach. W kilku krokach znalazł się przy łóżku. Ułożył ją na miękkim posłaniu i z uśmiechem na twarzy wycofał się znikając na chwilę. Gdy wrócił on również był nagi. Położył się przy niej. Podparty na łokciu przez chwilę wodził wzrokiem po jej ciele.

- Wiesz, że jesteś piękna.

Anna nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Ona wygadana wręcz pyskata nie wiedziała, co powiedzieć. Nigdy jeszcze nie była w takiej sytuacji. Uśmiechnęła się i uniosła dłoń by dotknąć jego ust. Obrysowała palcem ich zarys czując na opuszkach delikatne mrowienie. Wszystko, co dotyczyło dotyku sprawiało jej wyjątkową przyjemność. Wodząc wzrokiem za dłonią, którą dotykała Filipa czuła się jak odkrywca. On z niezwykłą cierpliwością obserwował jej poczynania, bo niewątpliwie ta cierpliwość była wystawiona na ogromną próbę. Jego ciało drżało z podniecenia i gdy Anna zjechała dłońmi w stronę brzucha jego samokontrola prysła jak mydlana bańka. Złapał ją za nadgarstki i pociągnął lekko, ale wystarczająco mocno, by znalazła się na nim. Anna z szeroko otwartymi oczami patrzyła na niego z góry. Bliskość nagiego ciała Filipa wywołała w niej falę gorąca, która ogarnęła ją od stóp po czubek głowy. Wsparta dłonie na jego piersi, a on przyciągnął jej głowę i pocałował. Oddawała pocałunki zatracając się w nich. Filip był zachwycony, gdy Anna mościła się w jego ramionach. Trzymając jej biodra kierował tak by przyjęła go w siebie. Anna czuła jak nabrzmiała męskość kochanka szuka wejścia ku jej niewinności. Czuła, że musi go przyjąć, by ukoić pragnienie, które rosło w niej z każdą sekundą. Miała władzę na Filipem, dał ją jej by mogła sama zadecydować, kiedy to się stanie. Poruszała się powoli i gdy jego penis wsuwał się w nią doznanie podniecenia wzrastało, aż wybuchło eksplozją rozkoszy pomieszanym się z bólem. Anna krzyknęła wymawiając jego imię. Filip ścisnął jej biodra przyciągając do siebie. Zamarł na moment czekając. Próbował odczytać czy bardzo ją zranił.

Anna w odpowiedzi poruszyła się i uśmiechnęła do niego. Zachwycony jej reakcją uniósł się lekko i przewrócił ją na plecy. Anna oplotła go nogami dając pełny dostęp do swojego ciała. Filip poruszał się w niej coraz szybszymi ruchami. Nie mogąc dłużej czekać zadrżał i zesztywniał całkowicie zatracając się we własnym spełnieniu. Anna głaskała go po plecach, czując jak ogarnia ją niewyobrażalne szczęście. Filip nie ruszał się przez chwilę. Anna myślała, że zasnął, ale nagle uniósł głowę.

- To było cudowne. Dziękuję ci Anno.

- Niesamowite – odparła i uśmiechnęła się do niego.

Filip uwolnił ją od własnego ciężaru i położył się na boku wspierając na łokciu.

- Sprawiłem ci ból?

Anna poruszyła nieznacznie nogami. Czuła lekki dyskomfort, ale nie spodziewała się, że będzie tak dobrze. Straciła dziewictwo, ale z tego powodu poczuła tylko ulgę. Stało się. Była kobietą, prawdziwą kobietą.

- Myślałam, że będzie inaczej, strasznie, ale było cudownie. Odwróciłeś moją uwagę i dziękuję ci za to.

- Kwiatuszku jesteś jak glina w rękach rzeźbiarza. Chętnie kontynuowałabym swoje dzieło, ale musimy wrócić do klubu.

- Turniej?

- Tak, ale musisz mi obiecać, że po wszystkim spotkasz się ze mną.

- Dobrze – odpowiedziała.


Filip przepuścił Annę przodem. Gdy wchodziła do gwarnej sali jej uwagę zwrócił osobliwy widok. Maks siedział przy fortepianie grając: ‘’ My Hart Will Go On’’ z filmu Titanic, a Eliza śpiewała. Anna zatrzymała się. Zauroczona głosem Elizy zamarła w bezruchu. Filip stanął za nią obejmując w pasie przyciągnął do siebie. Gdy ostatnie takty piosenki umilkły rozległy się brawa. Występ najwyraźniej dobiegł końca, bo Maks wstał od fortepianu i ujmując dłoń Elizy ukłonił się publiczności. Anna uchwyciła jego spojrzenie, jego oczy lśniły z zadowolenia. Ujmując Elizę pod ramię podszedł do nich. Zerknął na Filipa. Anna poczuła jak jej anioł odsunął się od niej i stanął przy Maksie. Eliza uśmiechnęła się do Anny i poprowadziła ją do baru. Obaj strażnicy udali się na środek klubu. Zapadła grobowa cisza, wszystkie oczy zwrócone były ku dwóm strażnikom. Filip przemówił.

- Witajcie. Dziś pełnia i jak co miesiąc spotykamy się w naszym klubie, by świętować ten dzień. Jeszcze tej nocy czeka nas jedna atrakcja, na którą pewnie z niecierpliwością czekacie. To tyle z mojej strony. Ogłaszam turniej za rozpoczęty.

- Elizo, turniej zawsze kojarzył mi się z walką? – Anna spytała szeptem.

- Owszem masz rację. Klejnot Nadziei jest gdzieś w klubie i będzie należał do pierwszej osoby, która go znajdzie i nie pozwoli go sobie odebrać.

- To ciekawe. – Anna uśmiechnęła się, bo nie sposób było wyobrazić sobie Elizę walczącą z kimkolwiek znajdującym się w klubie.

- Co jest ciekawe? - Filip stanął przy Annie.

- Myślałam, że wystarczy znaleźć klejnot, ale Eliza twierdzi, że to nie jest takie łatwe. – Anna zwróciła się do Filipa.

- Spójrz na nich. – Machnął ręką pokazując na gości. – Większość z nich już szuka klejnotu.

Anna zauważyła jak dwie kobiety lewitują wśród woali pod sufitem oglądając dokładnie każdy żyrandol. Czwórka mężczyzn z jedną kobietą węszyła między stolikami klęcząc i warcząc na pozostałych gości. Dwóch kolejnych mężczyzn siedzących pod ścianą bacznie obserwowało szukających jakby czekali na jakąkolwiek oznakę entuzjazmu z ich strony. Cwaniacy, pomyślała Anna. Odwróciła głowę i spojrzała na Elizę. Z zaskoczeniem stwierdziła, że oczy kobiety przybrały dziwną barwę. Świeciły jak dwa słońca w bezchmurny dzień. Rozglądała się po lokalu z uwagą łowcy. Pozostali goście pili i dobrze się bawili. Barman puścił nastrojową balladę Scorpionsów i wrócił do pracy. Nalał Filipowi i Maksowi po szklaneczce whisky, a Annie wódkę z sokiem. Anna upiła spory łyk i zdobyła się na odwagę, by odezwać się do Maksa.

- Jestem pod wrażeniem dla twoich umiejętności.

Spojrzał na nią i uśmiechnął się. – Dziękuję – powiedział. – Dawniej czerpałem z niej wiele radości. Moja żona pięknie śpiewała. – Maks zamyślił się.

- Była sukubem, prawda. Wszyscy o tym mówią, mówią także, że ich nie nawiedzisz, dlatego moja obecność tutaj jest niepożądana.

Maks roześmiał się i nachylił ku Annie.

- Nie, nienawidzę ciebie. Gdy Filip mi o tobie powiedział, przyznaję byłem zły, ale kiedy cię poznałem… Nie wiem jak to powiedzieć. Jesteś policjantką, wojowniczką. Walczyłaś z demonem nie mając pojęcia na jak wielkie niebezpieczeństwo się narażasz. Żaden z sukubów, które poznałem nie stanąłby do walki z demonem takim jak Nergal.

- Maks, nie musisz jej czarować – wtrącił się Filip.

- Nie martw się, nie odbiorę ci jej.

Anna prychnęła.

- Ja tu jestem.

- Wybacz słonko, ale woń uprawianego przez was seksu nawet mnie przyprawia o zawrót głowy.

Anna uniosła głowę i spojrzała na Filipa w niemym pytaniu.

- Wszyscy mamy nieco bardziej wyczulone zmysły. Ty tego nie czujesz?

Anna rozejrzała się po klubie szukając oznak nadmiernego zainteresowania, ale nawet, jeśli było tak jak mówił Filip, to na nikim nie robiło to najmniejszego wrażenia.

- Filipie chciałabym wrócić do domu.

- No widzisz, co narobiłeś. – Filip z wyrzutem zwrócił się do Maksa.

- Przestańcie proszę. Jestem zmęczona, a jutro idę do pracy.

Nie jesteś ciekawa finału turnieju – spytał Maks.

- Nie wiem – odparła szczerze.

- W takim razie chodź ze mną. – Maks złapał ja za ramię. – Zagram dla ciebie w ramach przeprosin.

- Ja, nie, nie musisz. – Anna bez rezultatu próbowała uwolnić się od mężczyzny.

Filip zaśmiał się cicho i nic nie zrobił, aby jej pomóc. Gdy się poddała Maks puścił ją i skierował się ku fortepianowi. Anna miała właśnie wejść na podest, gdy jej uwagę przykuła rycerska zbroja. Widziała ją wcześniej, ale coś się zmieniło. Przy pasie błyszczał niewielki kamień na cienkim łańcuszku. Mimowolnie wyciągnęła dłoń zdejmując go ze zbroi. Wokół powietrze zawirowało i wszystko zabarwiło się na czerwono. Życie w klubie zamarło, a oczy wszystkim zwrócone były na nią. W pierwszym odruchu chciała rzucić klejnotem, ale zamiast tego ścisnęła go mocno w dłoni i stanęła w rozkroku czujnie się rozglądając. Filip stanął przed nią i patrzył na zaciśniętą dłoń.

- Anno, oddaj mi klejnot – powiedział spokojnie.

- Wiesz, że nie może tego zrobić – powiedział Maks podchodząc do nich.

- Maks, ona nie może przejść przez bramę. Nigdy nie należała do tamtego świata, zginie.

Anna wodziła wzrokiem od Filipa do Maksa. Ich głosy wydawały się głuche i coraz bardziej odległe. Poczuła, że zaraz zwymiotuje. Co się z nią dzieje? Nie chciała tego klejnotu, nie chciała rezygnować z życia, które znała.

Kłótnia przybierała na sile. Filip wrzeszczał potrząsając Elizą. Maks odciągał go od kobiety próbując uspokoić oboje. Anna próbowała unieść powieki bez rezultatu. Czuła się bezradna i słaba jak kociak. Docierały do niej pojedyncze słowa. – Wiedziałaś… Księżniczka… Przewrót…

- Fi…lip? – Anna próbowała unieść głowę.

Poczuła czuły dotyk na policzku.

- Cicho kwiatuszku. Nic nie mów.

- Co się dzieje? – spytała.

- Będzie dobrze. Spokojnie, zaraz ci pomogę.

Filip pocałował ją. Anna poczuła jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej ciele. Uniosła powieki i ujrzała zatroskaną twarz Filipa. Wydarzyło się coś złego, za co sama ponosiła winę. W dłoni trzymała Klejnot Nadziei i za żadne skarby nie mogła rozprostować palców. Tkwił w niej jakby przykleił się na super glu.

- Nie chcę go Filipie – wysyczała przez zęby. – Elizo, chciałaś go zdobyć, więc zabierz go sobie.

- Nie mogę, chociaż wierz mi bardzo bym chciała. – Eliza podeszła do łóżka, na którym leżała Anna i usiadła na jego skraju. – Nigdy nie powinnaś go zdobyć. Twoja matka celowo odizolowała cię od nas. Wiedziała, że Maks znienawidzi sukuby, gdy ona odejdzie i to, że trafisz do tego klubu było jak jeden do miliona.

- Moja matka? Co chcesz przez to powiedzieć?

- Dobrze myślisz. Maks jest twoim ojcem.

Anna spojrzała na Maksa. Z jego zbolałej miny mogła wywnioskować, że wiadomość o tym, iż jest jego córką zszokowała go bardziej niż ją.

- Nie rozumiem? – Anna zwróciła się do Elizy.

- Twoja matka była zbiegiem.

- Nie wiedziałem – wtrącił Maks.

- Nikt nie wiedział. Mnie powiedziała, gdy zorientowała się, że jest w ciąży. Obiecałam twojej matce, że nie powiem nikomu i dotrzymałam słowa, ale dzisiaj po tym, co się stało nie mogę już milczeć. Nie możesz przejść przez bramę.

- Elizo, ja nigdzie się nie wybieram.

- Nie masz wyboru.

- Nie ma, ale nie pójdzie sama – powiedział Maks i podszedł do nich. – Będę przy tobie.

- Ja pójdę – odezwał się Filip.

- To moja córka i moje miejsce jest przy niej. Obronię ją przed wyrocznią. – Maks spojrzał ostro na Filipa.

- Nie słyszeliście, nigdzie się nie wybieram. – Anna usiadła i próbowała wstać z łóżka.

Eliza nerwowo krążyła po pomieszczeniu.

- Musisz przejść przez bramę, nie masz innego wyjścia – powiedziała. -  Jesteś dorosła i silna, więc możesz stanąć do walki o władzę.

- To jakiś obłęd. Tato zrób coś. – Anna błagalnie zwróciła się do Maksa.

- Kochanie chciałbym, ale nie wiem, co robić. Twoja matka mnie oszukała. Jest częścią wyroczni. Zawsze myślałem, że to jedna osoba, ale Eliza twierdzi, że jest inaczej. Nie mieliśmy pojęcia, że tam trwa walka o władzę, a ty jesteś jedną z pretendentek do niej.

- Bzdura. Ja nie chcę. – Anna próbowała rozprostować palce dłoni chcąc pozbyć się klejnotu.

- Będę przy tobie kochanie. – Maks objął ją i przytulił.

- Wy nie rozumiecie, moje życie jest tutaj z tobą Filipie. – Anna nieśmiało spojrzała na niego. - Musi być inne wyjście.

Filip wyciągnął do niej dłoń. Maks puścił córkę pozwalając podejść do przyjaciela. Obserwował tych dwoje i zrozumiał, że jest pewne rozwiązanie. Bardzo niebezpieczne dla Anny. Nie był pewien, czy jest gotowy by ją utracić.

- Jest – odpowiedział.

Wszyscy spojrzeli na Maksa. Strażnik podszedł do barku. Nalał sobie pełną szklankę whisky i wypił jednym haustem. Odwrócił się i spojrzał na piękną młodą kobietę, która była jego córką. Fakt, że jego żona odeszła, aby ratować ją przed wyrocznią stała się pewnym rodzajem ulgi. Miał jednak do niej żal, że zataiła przed nim prawdę. Chroniłby Annę i dzisiejsza sytuacja nie miałby miejsca. Teraz przyszła jego kolej musiał uratować ich dziecko. Miał plan. Ryzykowny, ale mógł się powieść. Anna była zakochana i miała mężczyznę, który kochał ją. Tak pomyślał obserwując ich. Jeśli się myli straci córkę.

- Markusie? – Filip podszedł do przyjaciela. – Jaki to plan? – spytał.

- Mam, ale jest pewne ryzyko – odpowiedział Maks. – Usiądźcie, proszę. Elizo zostań z nami, będziesz nam potrzebna.

Filip usiadł sadząc sobie Annę na kolanach. Eliza zajęła miejsce w drugim fotelu. Maks mówiąc chodził po biurze. Widział ich zaskoczone miny, ale również błysk nadziei w oczach.


Anna chodziła po sypialni Filipa powtarzając w kółko, że nie może tego zrobić. To było kolejne szaleństwo, które całkowicie burzyło jej dotychczasowe życie. Pogodziła się z faktem, że jest sukubem i przyjęła do wiadomości, w jaki sposób powinna o siebie dbać, ale propozycja Maksa wykraczała poza jej pojmowanie. Miała napić się krwi Filipa, a później on miał ją uśmiercić, by ponownie ożywić. Istne szaleństwo. Filip początkowo wyraził dezaprobatę, ale w końcu zgodził się z Maksem. Eliza miała odebrać jej Klejnot Nadziei w chwili śmierci Anny. Plan na pozór wydawał się dobry. Anna nie bała się śmierci, ale teraz, gdy poznała Filipa nie chciała go stracić. Podszedł do niej zatrzymując w miejscu. Uniósł jej głowę i spojrzał w oczy.

- Zaufaj mi, uda się. Anno nie mamy czasu, noc ma się ku końcowi.

- Ufam ci, ale boję się, że cię stracę. Wiem, że krótko się znamy, ale ja cię kocham.

Filip uśmiechnął się i pocałował ją w czoło, ale nic nie powiedział. Poprowadził ją w stronę łóżka i ułożył wygodnie. Nachylił się nad nią i pocałował jakby żegnał się z nią już na zawsze. Annie zakręciło się w głowie, a pod powiekami poczuła łzy. Filip działał metodycznie jakby nie zauważał jej rozpaczy. Uniósł nadgarstek i zatopił w nim zęby, a raczej kły zauważyła Anna. Krew pociekła strużką kapiąc na jedwabną pościel. Nie patrząc Annie w oczy przystawił go do jej ust i szepnął. - Pij kwiatuszku.

Anna przytrzymała nadgarstek i uniosła do ust. Poczuła słodkawo metaliczny smak krwi. Myślała, że nie zdoła jej przełknąć, ale kolejny łyk sprawił jej przyjemność, następny wzmógł dziwną tęsknotę. Po chwili wiła się w ramionach Filipa chcąc by zawładnął jej ciałem.

- Później kwiatuszku dam ci to, czego tak potrzebujesz, teraz musimy iść. – Filip odsunął się od Anny.


Maks trzymał Annę w ramionach, głaskał po włosach jak małą dziewczynkę. Żegnał się, bo wiedział, że widzą się po raz ostatni. Gdy puścił ją w końcu podszedł do Filipa i uścisnął mu dłoń.

- Dbaj o moją córkę i pilnuj by nie pakowała się w kłopoty.

- Powiem twojej matce, że wyrosłaś na piękną kobietę, Anno. – Eliza objęła dziewczynę.

- Musimy zaczynać – przerwał im Filip.

Anna wstrzymała oddech. Nadeszła chwila, której się obawiała, ale była gotowa. Podeszła do niewielkiej kanapy stojącej pod ścianą. Położyła się i przymknęła powieki. Wiedziała, że najtrudniejsze zadanie czeka Filipa. Musiał ją uśmiercić wbijając w jej pierś rytualny sztylet. Krew, którą jej podał miała jej pomóc wrócić do życia. Anna poczuła jak Eliza ujmuje jej dłoń, w której trzymała Klejnot Nadziei. Jej zadanie polegało na wyjęciu go z dłoni, gdy ona umrze. Wtedy to Eliza przejdzie przez bramę w towarzystwie Maksa. Anna drugą dłoń zacisnęła na oparciu kanapy i czekała na swoje przeznaczenie. Potworny ból przeszył jej klatkę piersiową, z ust wydobył krzyk. Anna próbowała zaczerpnąć powietrze próbując się unieść, ale bez rezultatu. Z westchnieniem opadła na kanapę i już nie oddychała. Jej umysł nie podążył za ciałem nadal była świadoma. I chociaż wiedziała, że jej ciało umarło wierzyła, że Filip ją uratuje. Siłą umysłu zakotwiczyła się tej myśli i czekała. Żałowała, że nie może usłyszeć, co dzieje się z jej nową rodziną. Uśmiechnęła się w duchu, bo uświadomiła sobie, że właśnie zyskała rodzinę, której tak naprawdę nigdy nie miała. Zyskała coś więcej, zakochała się. Czuła w sobie wiele nowych doznań, które bardzo się jej podobały. Wiedziała, że już nigdy nie będzie sama. Chociaż musiała przyznać, że gdy wyznała miłość Filipowi, on nie odwzajemnił wyznania. Ale to, co wydarzyło się między nimi dało jej nadzieję na wspólną przyszłość. Jeśli oczywiście dostanie taką szansę. Tkwiła w dziwnym zawieszeniu w grobowej ciszy, a jej cierpliwość powoli się wyczerpywała.


Klejnot Nadziei wypadł z dłoni Anny. Eliza chwyciła go i zawiesiła na szyi. Filip upadł na kolana i wpatrywał się w nieruchome ciało kobiety, którą kochał. Maks położył dłoń na jego ramieniu.

- Już czas – powiedział. Podszedł do Elizy i ujmując ją pod rękę wyszedł z biura.

Filip ujął trzonek sztyletu i delikatnie wyciągnął z rany. Krew trysła, ale Filip był przygotowany. Szybkim ruchem przycisnął dłońmi ranę. Poczuł pod nimi rozchodzące się ciepło, a jasny blask zalał pomieszczenie. Filip obserwował twarz ukochanej kobiety i gdy ujrzał w kącikach jej ust lekki ruch początkowo pomyślał, że to złudzenie, ale w jednej sekundzie jej serce drgnęło. Rana całkowicie się zasklepiła. Pierwszy haust powietrza, jaki Anna zaczerpnęła sprawił, że Filip odetchnął z ulgą. Maks miał rację, chociaż on sam wątpił w powodzenie tego planu. Anna powoli uniosła powieki i patrzyła na niego. Filip nie wiedział jak się zachować. Zabił ją wbijając sztylet w pierś. Zastanawiał się czy bardzo go nienawidzi za krzywdę, jaką jej uczynił. Sprawił jej ogromny ból. Jeszcze w tej chwili słyszał jej krzyk. Serce o mały włos nie pękło mu z rozpaczy. Tkwili w milczeniu przez dłuższą chwilę mierząc się wzrokiem, aż w końcu Anna odezwała się pierwsza.

- Kocham cię Filipie.

Całe napięcie, jakie czuł odpłynęło. Porwał ją w objęcia całując po twarzy, szyi. Poczuł radość nie do opisania.

- Ja ciebie też kocham kwiatuszku. Wybacz, że sprawiłem ci tyle bólu. Wynagrodzę ci wszystko.

- Wynagrodzisz, już ja się oto postaram. – Anna uśmiechnęła się.

Zanim nastał świt Anna w towarzystwie Filipa dotarła do domu. Wykonała telefon do Jacka i nie wdając się w szczegóły wyjaśniła jak się sprawy mają. Wzięła zaległy urlop. Razem z Filipem planowali spędzić trochę czasu w jego samotni. Tak minął ich miesiąc miodowy. Po czym Anna wróciła do pracy. W ciągu dnia żyła między ludźmi, a noce spędzała w klubie z ukochanym mężczyzną. Od pamiętnej nocy bywalcy uznali ją za swoją i darzyli ogromnym szacunkiem. Dagmara zdobyła się na szczerość i powiedziała Jackowi prawdę o sobie, a on o dziwo nie uciekł. Zakochał się w swojej kobiecie wilku i z czasem oni również mieli swój miesiąc miodowy. Anna miała wszystko, o czym marzyła, chociaż nie wszystko. Nadal w myślach miała obraz swoich rodziców i gdzieś w sercu skrywała marzenie, że pewnego dnia spotka się z nimi.

  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Jeśli chodzi o błędy to nie zauważyłam. Może są, może nie. Ale jeśli chodzi o samo o opowiadanie to było zajebisty, aż szkoda, że się skończyło. :( Mam nadzieję na więcej takich opowiadań. Lub też przedłużenie tego.
© 2010-2016 by Creative Media