Author | |
Genre | biography & memoirs |
Form | prose |
Date added | 2015-03-23 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 3248 |
Dziewczynka zabita w dniu I komunii
Pamiętam ciebie przede wszystkim z tamtego zdjęcia, ułożoną w białej sukience do białej trumny. Dopiero wtedy mogłem ci się dokładnie przyglądać. Tak wyglądają anioły – pomyślałem naiwnie, do czego miałem prawo, gdyż byłem zaledwie czteroletnim chłopakiem. Możliwe, że ktoś wcześniej powiedział, że po śmierci na pewno znalazłaś się wśród aniołów. Podobnie myślałem o swojej mamie, gdy nie wracała.
Wtedy jeszcze nie umiałem myśleć pojęciami i tamten twój obraz na zdjęciu długo został w mojej pamięci, jako konkretne wyobrażenie anioła. Chyba nazywali ciebie Moniką. Niewiele wiedziałem o tobie poza tym, że mieszkałaś w sąsiednim domu i gdy ci się przyglądałem, pokazywałaś mi język i uciekałaś z podwórka do domu, zatrzaskując z hałasem drzwi. Więc nie zapamiętałem ciebie jako żywej, normalnej istoty, tylko jak anioła. Widziałem ciebie ostatni raz, gdy rano wychodziłaś z domu, w białej sukni, ze świecą w ręku, do kościoła parafialnego. Szłaś tego dnia do pierwszej komunii i powadze tamtej chwili zawdzięczam to, że gdy jak zwykle z napiętą uwagą gapiłem się na ciebie, może głupio jak zawsze, jednak ten jeden raz nie pokazałaś mi języka, tylko przyśpieszyłaś kroku.
Zrobili ci zdjęcie w sukni komunijnej, w której spotkała cię śmierć z ręki tych, których nazywali banderowcami. Napadli na kościół w dniu twojej pierwszej komunii. Nie oszczędzali nikogo. Znalazłaś się wśród kilkudziesięciu zabitych, dorosłych i dzieci.
W drodze z Wołynia na Pomorze wiozłem w myślach tamten twój obraz, jak obraz anioła z Wołynia, który musieliśmy nagle opuścić i wyjechać wielkim długim pociągiem, w którym każdy wagon był na wiele dni jakby domem na kołach.Jechaliśmy przez wiele dni, gdzieś daleko w kierunku północno-wschodnim, w miejsce nieznane i przypadkowe, które trafiło nam się jako nowa ojczyzna, z woli jakichś urzędników. Tam na wiele lat zapomniałem o tobie. Przypomniałem sobie ciebie zeszłego roku, gdy po sześćdziesięciu latach znowu znalazłem się na Wołyniu.
Wiele razy kąpaliśmy się razem w Ikwie. Oczywiście daleko od siebie, gdyż nie pozwalałaś mi się do siebie zbliżyć. Niektórzy mówili, że przyszli topielcy mają we włosach znaki, przypominające wiry na rzece. Te wiry porywają pływaków, tarmoszą nimi, topią, duszą i wyrzucają na brzeg martwych.
Idę ulicą i widzę ciebie po drugiej stronie. Wyciągam ręce przez szparę w ogrodzeniu, za którym stłoczony jest tłum żołnierzy, wziętych do niewoli. Chcę dosięgnąć plecionego z cienkich pasków drewna i kory, kolorowego ptaszka, aby ci go podarować. Ręka żołnierza nie stawia oporu i ptaszek po chwili już jest mój. Żołnierz ma tylko jedną nogę. Tam, gdzie powinna być druga noga, zwisa i powiewa w ruchu strzęp pustej nogawki spodni, ocierając się chwilami o drewnianą kulę, której główkę żołnierz opiera o pachę.
- Charoszij malczik (Dobry chłopiec) – słyszę.
Za ptaszka daję mu swoją bułkę.
- Halt! Halt! (Stój! Stój!). Słyszę gardłowe, głośne okrzyki. Daję błyskawicznie nura w pobliskie krzaki i znikam w krętych uliczkach miasteczka.
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent