Author | |
Genre | mystery & crime |
Form | prose |
Date added | 2015-05-06 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2545 |
1.
Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w rozłożone przed nią białe teczki, próbując przeniknąć je wzrokiem, po czym z westchnieniem przesunęła je w odległy kąt biurka i sięgnęła po dokumentację medyczną, starając się skupić uwagę na opisach histopatologicznych. Jednak białe teczki, które widziała kątem oka, cały czas przyciągały jej wzrok. Wresczcie, tchnięta ciekawością, niecierpliwym ruchem przyciągnęła je do siebie i wydobywszy otrzymane od notariusza dokumenty,
zaczęła je metodycznie przeglądać.
Felicja zgromadziła na lokatach ponad sto tysięcy euro, ale jakoś fakt ten nie wzbudził w niej żadnych emocji, a jedynie porażającą obojętność. Pospiesznie odłożyła na bok wyciągi bankowe, mając wrażenie, że parzą jej dłonie i ujęła w dłonie akt własności domu. Przebiegła wzrokiem pierwszą stronę dokumentu, przerzuciła kartkę i wtedy zauważyła wypadający z jego wnętrza niewielki skrawek ciemnego papieru. Uniosła go na wysokość oczu. Papier był kawałkiem starej, wyblakłej gazety, z której najwidoczniej ktoś wyciął interesującą go fotografię.
Zdjęcie przedstawiało ciemnowłosego mężczyznę w trudnym do określenia wieku na tle okazałego, białego budynku. Kiedy Anika przyjrzała się uważniej budynkowi, dostrzegła nad jego wejściem złoty napis, jednak nie była w stanie odczytać poszczególnych liter. Nagle zerwała się i, wiedziona instynktem, podeszła do komputera. Włożyła wyblakły papier do skanera. Urządzenie zamruczało łagodnie i po chwili na monitorze pojawił sie powiększony obraz. W skupieniu wbiła wzrok w gruboziarniste zdjęcie, a następnie kursorem zaznaczyła jego górny fragment
i dokonała maksymalnego zbliżenia obrazu. Złote litery rozmazywały się przed jej
oczami, by w końcu utworzyć czytelny napis, jaki rozciągał się nad głową ciemnowłosego mężczyzny.
Kilkoma ruchami palców wpisała w wyszukiwarce logo firmy. Ku jej
zdumieniu pod tą nazwą działała dawniej firma farmaceutyczna, która kilkanaście
lat temu została wchłonięta przez jeden z największych koncernów medycznych, producenta najnowszej i głośno reklamowanej szczepionki przeciw grypie. Zagłębiła się bez reszty w odczytywaniu wyświetlonych stron.
Wtem jeden z artykułów przykuł jej uwagę. Przeczytała w nim o procesie, jaki wytoczyła owej firmie farmaceutycznej oraz Światowej Organizacji Zdrowia znana dziennikarka austriacka, pisząca na temat zdrowia i medycyny dla popularnych gazet i czasopism w Wielkiej Brytanii i Australii.
Oskarżenie dotyczyło świadomego przygotowania do szczepień szczepionkami zawierającymi zabójczy wirus, sztucznie wytworzony w laboratioriach, który był kombinacją kilku zwierzęcych wirusów, których normalnie człowiek nie przenosi.
Według dziennikarki szczepienia zapewnią katastroficzne rozprzestrzenianie się wirusa z człowieka na człowieka, a kombinacja wirusowa została sformułowana z maksymalną szkodą dla ludzkości.
Z przerażeniem wpatrywała się w złowieszczy tekst. Obowiązkowe szczepienia na nową odmianę grypy miały się rozpocząć już za kilka dni. Programem szczepień mają być w pierwszej kolejności objęte osoby z grupy zwiększonego ryzyka, czyli placówki szpitalne, szkoły i przedszkola. Anika wzdrygnęła się, otarła z czoła kroplę potu, która spływała z nasady włosów i przeczytała kolejny artykuł, który opisywał skutki uboczne szczepionki, jakie odkryto po zaszczepieniu stu tysięcy ochotników.
Zanotowano ponad sto przypadków wystąpienia skutków ubocznych, w tym cztery przypadki poważne. Dotyczyły one głównie dolegliwości neurologicznych, w tym przypadek wystąpienia syndromu Guillain-Bare, objawiający się reakcją alergiczną, kłopotami oddechowymi, oraz wywoływaniem rzadkich zaburzeń snu – narkolepsji.
W składzie szczepionki znaleziono duże stężenia rtęci, mogących przyczynić nawet się do zgonu.
Powyższych informacji nie przekazały żadne media. Nie można było ich znaleźć w prasie, stacje telewizyjne również milczały na ten temat.
Drgnęła na dźwięk wibracji telefonu komórkowego. Zerknęła bezwiednie w stronę okna, za którym powoli zapadał zmrok. Musiała stracić poczucie czasu, przesiadując przed monitorem ładnych parę godzin.
Ku jej zaskoczeniu usłyszała w słuchawce głos Pierra.
- Dzień dobry, pani doktor. Co tam u ciebie?
- Kiepsko - odparła z rozbrajającą szczerością. Przed tym mężczyzną nie musiała niczego ukrywać. - Miło, że dzwonisz.
- Mam coś dla ciebie. Przy sprzątaniu pokoju Felicji znaleziono wszyty w powłokę materaca list. Myślę, że chciałabyś go przeczytać.
Oparła plecy o oparcie fotela, myśląc gorączkowo.
- Wyślij mi go kurierem. Albo nie... Wolałabym go odebrać osobiście. Problem w tym, że teraz nie dadzą mi wolnego...
- Przywiozę ci go w niedzielę - przerwał jej głośne rozważania.
Zaległa cisza. Z jednej strony cieszyła się, że chce pomóc, jednak nie mogła tak długo czekać. Do jej uszu dotarł cichy śmiech mężczyzny.
- Za pół godziny kończę dyżur i wsiadam do samochodu. Jesteś w domu?
Znowu udało mu się ją zaskoczyć.
- Naprawdę, mógłbyś przyjechać? - upewniła się, po czym dodała: - Przyjedź do kliniki, mam jeszcze trochę pracy. Potem zapraszam cię na kolację. Pierre?
Zawiesiła głos.
- Tak?
- Dziękuję ci.
Na myśl o wieczorze w towarzystwie doktorka, jak go nazywała Julia, poczuła
w brzuchu rozlewającą się falę przyjemnego ciepła. Mężczyzna, z którym połączyła
ją mroczna tajemnica Felicji, działał coraz bardziej na jej zmysły. Poza tym był jedyną osobą, której mogła w pełni zaufać. Miała nadzieję, że odnaleziony list coś wyjaśni.
W przytomności umysłu wydrukowała wstrząsające artykuły, schowała wydruki do torebki, po czym ponownie powróciła do opisów histopatologicznych.
Nowy Jork, w tym samym czasie
W siedzibie Banku Światowego rozpoczyna się kolejny dzień pracy. W ciągu kilku minut dziedziniec zalewa spora grupa kobiet w stonowanych kostiumach i mężczyzn
w doskonale skrojonych garniturach. Już po chwili wnętrze gmachu wypełnia harmider rozmów, z każdej strony rozbrzmiewają dźwięki dzwoniących nieprzerwanie
telefonów, piskliwe dźwięki faksów przecinają powietrze. W krótce korytarz wypełnia się pędzącymi w różnych kierunkach ludźmi, obładowanych dokumentami, zaprogramowanymi....
Kilka segmentów dalej, w oddalonej części budynku, panuje niczym niezmącona
cisza. Za wielkimi, dębowymi drzwiami ciemnowłosy starzec ze słuchawką przy uchu w milczeniu wysłuchuje słów rozmówcy. Jego nienaturalna czerń włosów kontrastuje mocno z trupiobladą twarzą, pooraną grubymi liniami zmarszczek.
- Zrozumiałem - mówi na zakończenie rozmowy i przerywa połączenie. Przez chwilę wpatruje się pustym wzrokiem w przestrzeń. Wtem telefon odzywa się ponownie, wytrącając mężczyznę z letargu. Zniecierpliwionym ruchem podnosi słuchawkę.
- Tak? - warczy.
Po chwili w jego oczach pojawia się zaniepokojenie, bruzdy na twarzy pogłębiają się jeszcze bardziej.
- Gdzie ona jest? - syczy. W milczeniu wysłuchuje odpowiedzi, potrząsając ze zniecierpliwieniem głową. Kosmyk hebanowych włosów opada na jego oczy.
- Ściągnijcie ją - decyduje. - Nie, ten doktorek mnie nie interesuje. Chcę tylko
dziewczynę. Tak, postaram się jak najszybciej przyjechać.
Zamiera w bezruchu, po czym pewnym krokiem podchodzi do stojącej w rogu gabinetu szafy i przesuwa jej drzwi, odsłaniając rząd błyszczących monitorów.
Kładzie rękę na konsoli i kilkoma sprawnymi ruchami uruchamia urządzenie. Monitory mruczą cicho, budząc się do życia, a po chwili rozbłyskują falą niebieskiego
światła. Mężczyzna nieruchomieje, opuszcza ciężko głowę i opuszcza powieki. Odnosi wrażenie, jakby czas stanął w miejscu. Sekundy stają się minutami, minuty godzinami, godziny przekształacają się w lata. Przed zamkniętymi oczami przemyka
mu coś nieuchwytnego, coś, co wyczuwa jedynie cieniem podświadomości.
Jeszcze nigdy nie byli tak blisko celu, przebiega przez jego głowę myśl.
Jedyne, co musi uczynić, to podjąc decyzję, byc może najważniejszą w jego życiu.
Jego ciałem wstrząsa gwałtowny dreszcz, który skutecznie wyrywa go z letargu
i zmusza do działania. Palec mężczyzny wędruje w kierunku czerwonego przycisku i nadusza go. Na dwóch ekranach pojawia się komunikat o oczekiwaniu na połączenie, a potem na jednym z nich ukazuje się postać starca siedzącego na wózku inwalidzkim. Do ramienia mężczyzny była podłączona kroplówka.
Wtem drugi z monitorów rozbrzmiewa katafonią dźwięków, obraz znika na ułamek sekundy, po czym pojawia się uśmiechnięta twarz potężnego mężczyzny.
- Witaj, Zac! - grzmi tubalnym głosem. - Stało się coś? Mam mało czasu, za dziesięć
minut muszę być na naradzie...
- Stało się, John - wchodzi mu w słowo brunet. - Dawidzie, słyszysz mnie? - zwraca
się do drugiego z mężczyzn. Ten kiwa kilkakrotnie głową, próbując odpowiedzieć, jednak wydaje z siebie głuchy, nieartykuowany dźwięk. Wtem za plecami starca
pojawia się ciemna postać, pochyla się nad nim i wciska w jego dłoń respirator. Zac przez chwilę wpatruje się z niepokojem w ekran, po czym jego twarz rozciąga się
w szerokim uśmiechu.
- Stan! Nie poznałem cię w pierwszej chwili. Jaki jest stan twojego ojca?
Starzec na wózku łapie gwałtownie powietrze, nie będąc w stanie skorzystać z aparatu oddechowego. Stojący za nim mężczyzna delikatnie wkłada respirator
w jego usta i odpowiada:
- Kiepski, Zac. Lekarz twierdzi, że właściwie powinien przebywać w szpitalu. Często
traci kontakt z rzeczywistością, a napady duszności nasilają się z każdym dniem.
- W takim razie zostań przy naszej rozmowie. W końcu już niedługo przejmiesz jego interesy.
- Zac, możesz wreszcie powiedzieć, o co chodzi? - rozlega się niecierpliwy głos. Ciemnowłosy mężczyzna przenosi wzrok na drugi monitor i spoglada ponuro na nalaną twarz blondyna i odyzwa się głuchym, pozbawionym wyrazu głosem:
- Przed chwilą otrzymałem telefon w sprawie, która nas może zainteresować.
Fundusz Madoffa stracił właśnie swoją wiarygodność. Wkrótce wierzyciele zaczną się
poważnie niecierpliwić, część z nich już domyśla się, że ich pieniądze może trafić szlag. - Zawiesza głos i wbija zimne spojrzenie w minitory. - Panowie! Czas, abyśmy wkroczyli do gry!
Zalega cisza. Mężczyźni zamierają, chłonąc usłyszane słowa. Wreszcie najmłodszy
z mężczyzn otrząsa się i pyta
- Jesteś pewny, Zac? Mieliśmy się wstrzymać do przyszłego roku...
- Ale zrobimy to teraz - przerywa mu ostro ciemnowłosy starzec, wodząc po ich twarzach przenikliwym wzrokiem. - Wiecie, co macie robić?
Stan z wahaniem kiwa głową, kładąc dłonie na ramionach swojego ojca, który
wbija pusty, obojetny wzrok w przestrzeń.
- Mam rozumieć, że wyprzedajemy wszystkie akcje? - odzywa się ponunym głosem
John. Jego palce bębnią niecierpliwie o blat biurka.
- Wszystko. Papiery wartościowe również - decyduje Zac. Nagle odczuwa opadające na jego ciało potworne zmęczenie. Przymyka oczy, próbując zwalczyć narastający z każdą chwilą ucisk w klatce piersiowej. - Stan, wsiadaj natychmiast w samolot i zajmij moje miejsce.
- Przyjadę, jeśli to niezbędne, ale czy zdajesz sobie sprawę, jakie reperkusje spowodują nasze oparacje?
- Teraz jest najlepszy moment - ucina krótko.
- A ty, Zac? Jakie masz plany? - pyta z nutą ironii blondyn.
- Lecę zaraz do Berlina - odpowiada i, widząc ich zdziwione spojrzenia, dodaje: - Pani doktor zaczęła być bardzo dociekliwa. Najwyższy czas, aby ktoś z nią porozmawiał.