Author | |
Genre | romance |
Form | prose |
Date added | 2015-11-08 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2708 |
Nie była pewna co obudziło ją jako pierwsze budzik czy ten okropny ból głowy. Wydawało jej się że tej nocy prawie w ogóle nie spała. Zwlokła się niechętnie z ciepłego łóżka i wsunęła stopy w miękkie kapcie. Spojrzała zaspanym wzrokiem na niedawno spakowaną walizkę stojącą przy białej komodzie. Powinna była kupić większą gdyż w tej ledwie się pomieściła na te 3 dni ale oczywiście Ryanair zezwalał na bagaż podręczny śmiesznie małych rozmiarów a ją kontrolowano niemal zawsze. Cholerne linie niskobudżetowe, na pokładzie trzeba było płacić nawet za zasraną herbatę. Podeszła do okna i rozsunęła zasłony krzywiąc się na promienie słońca które niczym świetliste śruby wdarły się w jej skronie. Wolała kiedy padało, kiedy mżyło lub przynajmniej gdy chmury zasłaniały to nieznośne słońce które wydawało się oświetlać każdą zmarszczkę i grymas na jej twarzy. Po co zgodziła się na tę podróż? Gdyby nie to że lot był już zapłacony wycofałaby się jeszcze dziś. Wczoraj sprawdzała pogodę w Paryżu na najbliższy weekend –miało lać jak z cebra przez całe trzy dni. Zepsuło jej to humor, tak rzadko lata do Paryża że mogłoby choć raz świecić słońce kiedy akurat tam będzie. Chociaż zaraz zaraz..przecież ona nie znosiła słońca?! Ach nieważne..polubiłaby gdyby świeciło w Paryżu, byle niezbyt mocno bo wzięła dużo ciepłych rzeczy.
-No jedź niedojdo! - w ostatniej chwili nacisnęła hamulec tuż przed wjazdem na lotnisko. Kierowca w samochodzie przed nią zatrzymał się przepisowo przy szlabanie nie słysząc kolejnej wiązanki przekleństw dobywających się z jej pomalowanych na czerwono ust. Miała ochotę wyjść z auta kazać mu opuścić szybę i zapytać czy przez ostatnie 10 minut nieprzyjemności której doświadczyła podczas jazdy za tym imbecylem, facet miał spóźniony refleks czy po prostu zastanawiał się czy zieleń światła jest dostatecznie soczysta żeby już ruszyć ?W końcu jednak syknęła coś pod nosem i postanowiła zaoszczędzić energię na resztę trudów podróży. Na pewno będzie jeszcze nieraz musiała wykłócić się o miejsce w samolocie lub wytłumaczyć upierdliwej stewardesie że nie zamierza na czas startu kłaść torebki pod fotel bo nie po to zapłaciła 10 tysięcy euro za Hermesa żeby wycierać nią teraz podłogowe kurze lub zbierać gumy do żucia po rozbisurmanionych bachorach.
Odprawa poszła zaskakująco szybko i wszystko byłoby w porządku gdyby nie okazało się że na bilecie który kupił dla niej Francois miała do nadania duży bagaż. „ I po cholerę pakowałam się w to małe gówno?” pomyślała. Pewnym krokiem udała się w stronę bramki przeklinając się w duchu za to że zapomniała parasol. Nie będzie mokła i niszczyła sobie fryzury żeby po 15 minutach w deszczu wyglądać jak zmokła kura. Większość czasu spędzi w hotelowym pokoju, w końcu co tam jest jeszcze do zobaczenia oprócz przereklamowanej wierzy Eiffla której wyjątkowo nie lubiła i paru ładniejszych ogrodów. W ogóle Paryż jest przereklamowany, brudny i brzydki. Czy tam właściwie istnieją jeszcze jacyś rodowici Francuzi? Same arabskie i tureckie brudasy. Aż strach jeździć metrem bo w każdej chwili jakiś fanatyczny islamista może się wysadzić w powietrze krzycząc znienawidzone przez normalnych ludzi słowa „Allah Akbar”. Z zamyślenia wyrwał ją męski głos:
-„Przepraszam czy pani Danuta?”
Jej oczom ukazał się wysoki przystojny szpakowaty mężczyzna o hipnotyzująco niebieskich oczach. Był ubrany w idealnie skrojony garnitur a na ręku nosił jeden z tych bardzo drogich i bardzo ciężkich zegarków . „Kolejny amant do wzięcia” pomyślała. „ Ciekawe skąd zna moje imię i jaką tanią gadkę wymyśli żeby zaciągnąć mnie do łóżka? Jest ze dwadzieścia lat ode mnie starszy! Co on w ogóle sobie wyobraża że oczaruje mnie drogim zegarkiem i świdrującym spojrzeniem? Niegrzecznie jest się tak na kogoś gapić” Mężczyzna wciąż czekał grzecznie na odpowiedź. Odchrząknęła kilka razy dumnie unosząc podbródek i bawiąc się rękawiczkami powiedziała szorstkim zimnym głosem
-„ Zgadza się mam na imię Danuta” szczerze nienawidziła tego imienia, za każdym razem kiedy ktoś ją tak nazywał czuła się jak jakaś stara prukwa lub żona byłego prezydenta „Czego pan chce?”
Mężczyzna wyciągnął cienki skórzany portfel z marynarki i podał go jej z nieco zobojętniałym spojrzeniem
„-Zdaje się że upuściła pani portfel przy perfumerii. Pozwoliłem sobie zerknąć w dowód i pani wydała mi się najbardziej podobna do zdjęcia”
Jej oczy powędrowały na portfel z dokumentami ,kartą debetową i kartą pokładową . Strach radość i wreszcie ulga z odnalezionej rzeczy zderzyły się ze zmieszaniem i lekką rezygnacją niczym masy ciepłego i zimnego powietrza powodując burze zmarszczek na jej czole.
-„Dziękuję. To faktycznie mój portfel ale jeśli spodziewał się pan znaleźnego to muszę pana zmartwić, nie uznaję czegoś takiego” powiedziała chłodnym głosem, spuszczając wzrok. Czuła że na twarz wyszły jej rumieńce a nie znosiła zdradzać swoich emocji ..nie tych które mogłyby ukazać jakąkolwiek słabość. Mężczyzna spojrzał na nią lekko urażony
-„Nie oczekuję żadnego znaleźnego od pani, miłej podróży” powiedział poczym oddalił się szybkim krokiem
Trzymając w reku portfel patrzyła za nim jeszcze przez chwilę z nieco melancholijnym wzrokiem lecz zaraz potem zacisnęła zęby i pomyślała „Na pewno jakiś złodziej stwarzający pozory biznesmena, zdążył skopiować mój dowód i jeszcze będzie próbował wziąć jakiś kredyt na moje dane, jak tylko wrócę muszę natychmiast wymienić dokumenty”
Dalsza podróż przebiegła bez sensacji. Oczywiście nie zmrużyła oka w samolocie bo obok niej musiała usiąść kobieta która nie dość że wylała na siebie całą butelkę wyjątkowo cuchnących dusznych perfum to jeszcze próbowała zająć jej miejsce („Wolę siedzieć przy oknie”, „Ja też ale ja mam to zagwarantowane na bilecie”) i na domiar złego cały lot próbowała popisać się swoją wiedzą na temat II Wojny Światowej i ukradzionych dzieł sztuki tak jakby ją Dankę to akurat dziś interesowało. Nie znosiła rozmawiać. Nie znosiła ludzi. Nie znosiła rozmawiać z ludźmi. Szansa na sen przepadła wraz z oznajmieniem kapitana o lądowaniu.
Na lotnisku czekał na nią już Francois, jej o dwadzieścia lat starszy narzeczony. Wciąż wyglądał jednak młodo, ze wszystkiego cieszył się zawsze jak dzieciak, niczego nie traktował poważnie, miał w sobie więcej energii i chęci do życia niż ona nawet wtedy kiedy była dzieckiem. Nienawidziła go za to i zazdrościła mu tego do głębi. Nie kochała go. Nie potrafiła go też zostawić. Objął ją w talii i czule pocałował w policzek.
-„ Jak minęła Ci podróż kochanie?” wyszeptał jej do ucha przyjemnie niskim głosem
-„Bardzo miło, wiesz jak uwielbiam podróżować samolotami” uśmiechnęła się przywdziewając jedną ze swoich masek
-„ Pomyślałem, że może wjedziemy jeszcze dziś na wieże Eiffla albo pojedziemy tam wieczorem, wiem, że niektórzy uważają ją za dość oklepany i przereklamowany symbol Paryża ale mnie wciąż hipnotyzują jej światła po zmroku..tak jak hipnotyzuje mnie Twoja uroda kochanie” obdarzył ją szczerym chłopięcym uśmiechem
-„ Cudowny pomysł. Uwielbiam wieże Eiffla” powiedziała patrząc mu prosto w oczy muskając jego policzek wierzchem wypielęgnowanej dłoni. Była świetną aktorką.
Jeszcze tego samego dnia kiedy spał zamknęła się w hotelowej łazience i długo płakała.
ratings: acceptable / very good
Dwukrotnie wielokropek jest dwukropkowy i brakuje po nich spacji. Brakuje też spacji po myślnikach, a są zbędne po cudzysłowie otwierającym. Niepotrzebnie wypowiedzi są brane w cudzysłowy, a po wypowiedziach przed narracją zazwyczaj brakuje myślników.
No i dwa błędy ortograficzne, ale one są już z drugiej części. Nie piszemy "poczym", lecz "po czym". Nie piszemy też wielką literą II Wojna Światowa, podobnie, czyli małą literą, należałoby napisać I wojna światowa.
A fabuła? W sam raz dla kobiecego tygodnika pt. "Przyjaciółka" czy inna (obecna) "Kobieta i Życie".
Bo ten ostatni, przed transformacją, tytuł był wtedy naprawdę dużo ambitniejszy.
ratings: good / good
ratings: perfect / excellent
Mizantrop nienawidzi ludzi - w tym, oczywiście, siebie. O ile nienawiść do innych jest widoczna z daleka gołym okiem, o tyle ta do siebie najczęściej tkwi głęboko ukryta w warstwach podprogowych, i bohaterka tej historyjki /Danuta/ nie ma żadnej świadomości, w jak katastrofalnej sytuacji klinicznej "żyje".
Bycie hipokrytą - to jeszcze ŻADEN jakiś fenomen; hipokryzji uczymy się już na etapie przedszkola.
Mizantropia - to dopiero ekstremalne wyzwanie! Życie z takim garbem - to w zasadzie śmierć za życia. Żyjesz, lecz tak po prawdzie już jesteś trupem.
Błędy graficzne (ort., int.) w niczym W NICZYM nie umniejszają literackich i filozoficznych walorów tej prozy
Danka, potężnie sfrustrowana młoda, niegłupia, piękna, życiowo ustawiona babeczka
leci do swojego Francois
starszego od niej o 20 lat
niekochanego narzeczonego
do Paryża.
Jak szan. Państwo sądzą, w jak bardzo szampańskim jest nastroju?
Jakie "guci" musisz mieć od samego Gucci`ego,
jaki rozmiar ust, silikonowych piersi,
jakie gabaryty konta,
żeby kochać i szanować samego siebie
??