Author | |
Genre | poetry |
Form | poem / poetic tale |
Date added | 2015-12-11 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1625 |
Czasem, kiedy patrzę w ciemność,
Widzę w niej olbrzymią piękność.
Ta nie karci, nie odrzuca,
Od słów cichych bolą płuca
Od słów cichych - wręcz bezgłośnych,
Jakby dzikich, niepomocnych,
W gardle drapie, w piersi piszczy,
Spokój mój wewnętrzny niszczy.
Spokój? Cóż to jest za słowo?
Budowany wciąż na nowo,
Twarzą mą jest, i skorupą,
Ponoć twardą - ale kruchą.
Noc na świecie, noc i w duszy,
Blask księżyca mi ją kruszy!
On jest słuchacz idealny,
Tak jak ja - milczący, ranny.
Dialog głośny jest od ciszy,
Czy on mnie na pewno słyszy?
Może wraz z księżyca światłem
Będę w śnie Twym partyzantem.
Tak... Tak, gładzę Cię po głowie,
Delikatnie, w snu osnowie.
Bronię myśli przed koszmarem,
I niejednym nocnym marem.
Ja je przyjmę, sam przeżyję,
Potem jeszcze ciut rozwinę,
Abyś tylko dobrze spała
-Nieświadomie pilnowana.
Tak, wiem o tym, to marzenie.
Nie dziś dla mnie to spełnienie.
Gdzie ty leżysz? Czy wogóle?
Czy zakończysz moje bóle?
Trochę marzyć dobra sprawa
(zwłaszcza, że nikt nie wymawia)
Księżycowi się pożalić,
Nocną ciszę znów zapalić.
Wstydem będzie znaleźć rano
Ślady, Jakby coś rozlano.
Na poduszce znajdę włosy,
No i kilka kropel... Rosy?