Go to commentsZapis dla powołanych - część 12
Text 12 of 41 from volume: Zapis dla powołanych
Author
Genrefantasy / SF
Formprose
Date added2016-03-15
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views2073

Oddziały zmotoryzowanych mrówek złupiły centrum doszczętnie, nie wyrządzając jednak żadnej krzywdy jego mieszkańcom. Pierwsi osadnicy wspominali później, że już raz to zrobiły, ale od tego czasu minęło już sporo lat. Wtedy kolonia na Olcoppe dopiero się „narodziła”, licząc nie więcej niż półtora tysiąca mieszkańców. Wiadomość o napaści dotarła do nas tak niespodziewanie, że na początku dokładnie nie rozumieliśmy o co właściwie chodzi i co właściwie zaszło. Goniec, przybyły na łaidongu pocztowym, był straszliwie roztrzęsiony i ledwo poinformowawszy nasze sioło o tych ważkich wydarzeniach z Urm niemal natychmiast pognał w kierunku innych wiosek. Dopiero po kilku przedyskutowanych godzinach zdaliśmy sobie sprawę z grozy nowej sytuacji – oznaczała głód, głód tuż przed zimą ! A mróz na Olcoppe potrafił panować niepodzielnie przez siedem miesięcy ! Z pewnością należało również spodziewać się ilości kilkuset strażników, którzy używając Kontpsów z łatwością odbiorą nam wszelki zapasy żywności pomimo to, że większość wiosek, nie wyłączając i naszej, była przecież chroniona prawem. Oczywiście rząd miał prawo uchwalić w każdej chwili wypadek nadzwyczajny, lecz wówczas dla uprawiaczy roli nie pozostawało zbyt wiele do jedzenia.

Jak było do przewidzenia Kontpsy już kilka dni później pojawiły się w samym środku nocy, w dodatku sterowane zdalnie za pomocą ciężkich, bolidowych obroży. Nie dozorowane przez nikogo zagryzały małe dzieci i drobny inwentarz, zadeptując ogromnymi racicami przywiezione tu przez niektórych osadników nieliczne, choć dobrze się aklimatyzujące białko twory, które ze strachu ryczały wręcz przeraźliwie głośno. Nie mogliśmy zrobić absolutnie nic i to właśnie w zaistniałej sytuacji powodowało w nas uczucie beznadziejnego przygnębienia. Jak każda wioska posiadaliśmy wprawdzie miotacze plazmy, ale zbicie czy choćby zranienie rządowego Kontpsa, nawet zupełnie przypadkowe, na ogół kończyło się natychmiastowym unicestwieniem zamieszkującej wioskę społeczności. Świadomi tego faktu przyglądaliśmy się z pozornie wyuczoną biernością i niemal już obojętnie na odbieranie nam niemal wszystkich zapasów żywności i większości zwierząt hodowlanych. Kontpsy grasowały po naszej okolicy przez niemal trzy tygodnie, nie pozostawiając wiosce chociaż kawałka strawy. Jęki i krzyki rozpaczy matek nad rozerwanymi na strzępy noworodkami i małymi dziećmi nie milkły w wiosce przez następne dwa tygodnie.

Okrutna prawda dotarła do nas ze zdwojoną siłą. Pojęliśmy wreszcie, że ten nasz nowy świat nie jest z pewnością rajem, proponowanym tubylcom przez gwiezdne reklamówki biur podróży, że rządzą tu twarde prawa walki o byt i gwałtu, zadawanego w imię jakiś bliżej nieokreślonych ideałów. Świat, w którym jednostki, takie jak my, są na ostatnim szczeblu drabiny hierarchii i z którymi nikt i nic się nie liczy. Nasz nowy raj to piekło, z którego nie sposób było się wydostać, ponieważ żaden latacz transportowy przywożący nowych kolonistów nie ryzykowałby zabrania jakichkolwiek zbiegów. Kto raz zagościł na Olcoppe musiał pozostać tu do końca swoich dni.



cdn...


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media