Author | |
Genre | romance |
Form | prose |
Date added | 2016-07-07 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2623 |
PROKURATOR
– Jesteś jak mój osobisty anioł! – wykrzyknęłam przestraszona, kiedy prokurator znowu przytrzymywał moją dłoń, abym nie upadła na zimną brukowaną posadzkę, z kocich łbów.
– Nie, to ty nim jesteś – szepnął, gładząc moje delikatne palce i zapraszając mnie do środka.
Tą nagłą pieszczotą, sprawił, że moja zaciśnięta ręka na nowo zaczynała topnieć pod jego gorącym dotykiem. Mimowolnie ją cofnęłam, ale rękawiczka zdążyła się już zsunąć. Zapytałam samą siebie, czy ręce mam odcięte jak paryska Nike z Samotraki i czy zdołam je oddzielić od mojego serca, które zaczyna coraz mocniej bić, od gardła, które coraz bardziej spłyca mój oddech. Cóż mam począć z sobą? Nogi chcą biec, a ręce nie pozwalają, usta chcą coś rzec, ale rozum zabrania, nawet ramiona zaczynają się bardzo powoli kurczyć. To mój strach powoduje, że odwracam się mimowolnie od ciebie. Muszę odejść, aby mnie nie sparaliżował, chyba, że się otworzę i ci zaufam.
– Prokuratorze, nie zamierzam pić kawy zaparzonej przez ciebie samego i dla ciebie samego. To rodzaj używki, za który mogę także słono zapłacić, chyba, że ty zapłacisz za nią.
– Ha, ha, ha – tym razem śmiałeś się za głośno. – Za zwykłą parzoną kawę?! Paradoks diabła.
– Nie zapominaj, że to mistrz doskonałego krawiectwa. Nawet Bóg bez niego nie istnieje! Nie żyjemy w raju. Jutro zaś nadejdzie niebawem. I dlatego jutro możesz znowu zmienić o mnie zdanie.
– Jestem prokuratorem, ale także, a może przede wszystkim, człowiekiem i nawet pozwolę sobie na małe tête-à-tête z tobą. Z pewnością nie jesteś tu bez powodu Lukrecjo?
– Przyszłam w swojej sprawie. I w sprawie opinii, o którą prosiłeś! ? Ale mogę wyjść – za wszelką cenę postanowiłam zagrać na jego słabościach. – Bo może to, co powiem, nie zmieści ci się w głowie! To, co chciałam wyrazić… – w porę ucięłam zakłopotana.
– Dlaczego? W mojej głowie jest dużo miejsca. Jego zdziwienie chyba sięgnęło zenitu.
– Bo czasem myślisz zbyt mało albo nie tak, jak powinieneś.
– Interesujące spostrzeżenie. Jestem tylko człowiekiem, jak sama zdążyłaś zauważyć, a teraz stawiasz mnie pod murem własnych ograniczeń?
– Nie, ale kusisz mnie na tyle, że mogę wpaść w twoją pajęczynę jak zbłąkana mucha. Gdybyś mnie miał utopić w alkoholu, lepiej mnie otruj – załamywałam zmarznięte dłonie.
– Jesteś radykalna, a nawet niebezpieczna w swoim osądzie.
– Tak! I wiesz co? Cieszę się ze swojego radykalizmu.
– Ale wypijasz od czasu do czasu to czerwone wino. I to wspólnie ze mną.
– Masz mnie! Więc powinieneś rozumieć, że najpierw muszę cię poznać, aby unieść jego ciężar.