Author | |
Genre | humor / grotesque |
Form | prose |
Date added | 2016-07-27 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2164 |
Na stoisku z niewolnikami stoją stłoczeni, ze związanymi rękoma i nogami ponure osobniki rodzaju męskiego. Na ich piersiach – pomarańczowe tabliczki z podstawowymi informacjami: „mężczyzna, zadomowiony, bezręki, kocha telewizor i kanapę”,” mężczyzna, podwórkowy, jada z naczyń”, „mężczyzna, antykryzysowy „, „dyżurny mężczyzna”,” mężczyzna kochanek, sześć miesięcy gwarancji „, „mężczyzna, pracowity, przeszkolony w oddawaniu całej pensji”, „mężczyzna – od trzech pokoleń bez wrednych nałogów” i inne przydatne inskrypcje.
Obok nich przechadzają się szykowne damy: zaglądają w twarze, szczypią palcami muskuły, proszą pokazać zęby. Szczególnie wiele kobiet zatrzymuje się przed niewolnikiem z napisem: „alkoholik, awanturnik, bez nałogów.”
Handlarz mężczyzn usłużnie kłaniając się i skręcając żmiją wobec dam bez przerwy chwali swój towar:
– A ten, proszę wielce szanownych pań, „zębaty” – to najprawdziwszy świeżak, bez konserwantów i substytutów GMO. Ledwo co wystawiony z domu na ulicę. Tylko dziś mogę sprzedać z upustem. Pospieszcie się, jutro cena skoczy dwukrotnie.
Wielce szanowne panie mądrze kręcą głowami, szepczą. Jedna z nich sumiennie zniechęca drugą:
– Po co ci ten zębaty? – Weź lepiej tego: „zadomowionego”. Będzie wił się jak kot u twych nóg, łasił się, mruczał. Nie chcesz i tego? – To weź kochanka. Sześć miesięcy w Raju – toż to szczyt naszych kobiecych marzeń.
– Fuj! To nie gach, to mielizna. – Mówi, mrużąc od ostrego słońca oczy, pani w czerwonym kapelusiku z daszkiem. – Nie potrzebuję zadomowionych kochanków… Chleją i żrą za dużo… Ostatnim razem wzięłam takiego jednego, i ogołocił mi lodówkę do cna. Potem solennie przysięgał, że podczas rozmrażania wszystkie produkty wyciekły wraz z wodą.
Z kolei dama z łysiejącą fryzurą i futrzanych szortach prycha, nie okazując zadowolenia.
– Zobacz, weźmiesz tego głupola i dopiero będą problemy. – Mówi. – Po nocach brykać będziesz jak oszalała, a za dnia będziesz ciągle wyczekiwać, kiedy otrzeźwieje. Chcesz tego?
– Chcę ekstremistę… Przewracając oczyma do góry odpowiada dama w czerwonym kapelusiku, – Chcę żyć tak, jakbym łopuchem w głowę dostała, jakby wylano na mnie wiadro zimnej wody.
Handlarz usłyszawszy spór wtrąca się do rozmowy:
– Proszę pani, mam dla pani super propozycję, proszę zwrócić uwagę na tego „dyżurnego mężczyznę”. On wszystkie sprawy pań za każdym razem rozwiązuje jednym skokiem. Wskakuje, robi swoje i szybko odskakuje. Między sobą, nazywamy go omamiaczem. Omamia tak, że ciągle się potem chce.
Damy wróciły do osobnika z napisem „dyżurny mężczyzna”. Przed nimi stał bosonogi, z lekko przykopconym licem jegomościu. Uśmiechał się. Pachniało od niego dymem z wygaszonego ogniska.
– Był żonatym? – Zainteresowała się dama w czerwonym kapeluszu.
– Nie, proszę pani… Już powiedziałem, on całe życie tylko w naskokach. Wymieni uszczelkę w kranie, albo usłuży szybkim numerkiem i znów uskakuje na wolne, do nas w odstawkę, w oczekiwaniu na kolejny wyskok.
– Hmm… Bardzo na czasie chłopina…
– Oj, wsiąkniesz, wsiąkniesz w takiego po same uszy… – próbowała odwieść od decyzji damę w czerwonym kapelusiku łysa kobieta w szortach.
– I co jeszcze z pożytecznych narzędzi macie na tym „złomowisku”? – Zadaje pytanie chrapliwym głosem dama, silniej naciągając nad oczy daszek przeciwsłoneczny.
– Przyjdźcie w przyszłym tygodniu, – burknął niezadowolony handlarz. – Przywiozę wam z Afryki mena-King-Konga. Ten, gdy już naskoczy, to już naskoczy…
Panie spojrzały na siebie. Łysa machnęła białą rączką, jakby dając replikę handlarzowi, a ta z czerwonym kapelusikiem skarciła:
– Też mi nowość… King-Kong. To już retronarzędzie… do bani! Trzy lata temu wzięłyśmy na próbę. Od nas, to jest: ode mnie i Kati – uciekł już po pierwszym tygodniu. Zgubił się gdzieś na przedmieściach. Teraz pewno błąka się po prowincjach, miota i wiejskie baby wyciąga na schadzki.
Łysa Kati wyczekująco zamilkła, ale po chwili i ona rzekła:
– Byście sprowadzili mi z tej Afryki jakiegoś chłopo-mamuta, czy chłopo-hipopotama. A najlepiej – humanoida. Nudzą mi się już te wulgarne siermiężne istoty, te ich szorstkie dłonie, zrogowaciałe nogi, diabelskie mordziska i nieświeży z gęby oddech.
Oniemiały handlarz uniósł brwi, podrapał się po głowie. Widocznie sugestia o mężczyźnie-hipopotamie dała mu wiele do myślenia w kwestiach uatrakcyjnienia asortymentu towarów.
– Zrozumiałem, kogo wam trzeba, szanowne! – Krzyknął. – Mam w sprzedaży mężczyznę na haju, rozgorączkowanego. Ostał się już tylko jeden egzemplarz. Wcześniej zalegał w magazynach. Ale teraz – z takimi u nas prawdziwy deficyt. Obaczą, paniusie, spać nie będą z uciechy przez okrągłą dobę. Rozpierać będzie nie tylko głowę, ale i po całosci. Ful wypas!
U damy w kapeluszu zaiskrzyły oczy, u łysej – odmalowała się panika na twarzy. Natychmiast chciała strzelić se lufkę dla złagodzenia stresu.
– Cóż, przy takim… Nasze sąsiadki, Clavinko, ogłoszą w domu alarm i szybko ewakuują się na Ural. – Rzekła nerwowo drapiąc się po swej szczecinie na głowie.
– Co pani, szanowna… – Powiedział przedsiębiorca. – I dla sąsiadek wigoru z mojego towaru nastarczy. Ten facio jak tylko w temat wejdzie wszystkim zafunduje egzotyczną podróż z krainy nudy i domowej beznadziei w cudną skandalizującą uciechę. Obskandalizują się panie na trzy miesiące naprzód, nasycą się i jeszcze będą całować mnie po rączkach za rekomendację. – Pocierając dłonie kontynuował zachwalanie przedsiębiorca. – Proponuję wam specjalny strój: tarczę, kamizelkę kuloodporną, kajdanki, gogle z maksymalnym stopniem ochrony, woreczki na amunicję, kaski, osłony z tworzywa kuloodpornego, apteczkę pierwszej pomocy.
– Proszę mi wybaczyć, to aż taki strój specjalny dla faceta? – Wybałuszyła oczy nieszczęsna łysa głowa.
– No, co pani? To dla pań… Szanowne! Na pierwsze spotkanie… W przypadku pęknięcia lub uszkodzenia z powodu nadmiernej uciechy można wymienić na bardziej efektywne środki ochrony – gaz łzawiący, race oświetlające, oślepiające bomby, armatki wodne…
– I to jest prawdziwy extrim!… – ledwie słyszalnie przemówiła pani z kapeluszem, a łysa wtórowała jej kiwaniem głowy. – I nawet jeszcze lepszy od hipopotama. – Stwierdziła. – Bierzemy!
*
Pytasz, Czytelniku, jaki morał z bajki?
Oj, koleś, uważaj, to wcale nie była bajka…
ratings: perfect / excellent
;-)))
ratings: perfect / excellent
ratings: very good / excellent
Trochę potknięć poprawnościowych. Brakuje przecinków przed: ponure, usłużnie, bez przerwy, odpowiada, usłyszawszy, wtrąca, drapiąc; zbędne przecinki przed: i ogołocił, albo.
Zawsze słyszałem: "obuchem w głowę", obuch to przeciwległa do ostra strona w siekierze, czyli część służąca do wbijanie, podobnie jak młot. Sprawdzę, czy jest powiedzenie "łopuchem w głowę". a łopuch to gatunek łopianu, czyli tzw. łopian większy.
No i jeden błąd ortograficzny. Piszemy "superpropozycja", a nie "super propozycja".
ratings: perfect / excellent
(patrz tekst i tytuł)
i tylko trzy zblazowane mocno zdezelowane potencjalne klientki??
Wow!
Toście, Panowie, już całkiem zeszli na psy!
?
Mężczyzna jako towaroznawca-ekspert od mężczyzn jest niewiarygodny