Go to commentsAforystycznie IX (2016-08-31)
Text 9 of 12 from volume: Aforystycznie
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2016-08-31
Linguistic correctness
Text quality
Views1874

v

Totalność źle mi się kojarzy, a nawet źle na mnie działa.


v

Może trochę i jak zawsze przesadzam, przedobrzam, ale czyż nie tak, jak ja to potrafię (najlepiej, bo wyjątkowo i jedynie). Ale nie wiem, czy człowiek tak najlepiej potrafi, jak jest od tego, bo do tego stworzony (i to wystarczy), czy tak jak wykorzystuje swoje predyspozycje (dodając do tego, co robi oddanie do tego, co robi).


v

Głowa pęka, o ironio, najczęściej tym, którym nie ma od czego pękać, albo i tym, którzy nie mają głowy (czyli mają głowę do niczego).


v

Serce rośnie, że głowa odpada.


v

Sztuka to zgubić się w lesie i wyjść z lasu, chociaż jeszcze większą sztuką jest odnajdywanie się w każdym miejscu, gdzie się jest (nigdzie więc na zgubę).


v

Są też takie…, co nie znaczy, że nie ma takich męskich. I to są ludzie, którzy co innego mówią, a co innego robią.


v

Ale czyż nie ma tak że lewacy, że libertyni w swojej zaborczości, w swoim zacietrzewieniu są świętsi od najświętszych świętych (w wierze w Boga). Dlatego broń nas Panie Boże od jednych i od drugich (wrogich sobie, a więc wrogich nam) skrajności/ekstremów.


v

A nawet jeżeli tak jest i pewno tak jest, jak on i tylu już innych i coraz więcej takich, jak on mówi, co to zmienia? Świata na pewno nie, ale my sami w swoich sercach, w swojej duszy możemy się zmienić. No i lepiej chyba tyle i jak najwięcej wiedzieć, niż nie wiedzieć niczego, co nie znaczy, że ci, którzy niczego nie wiedzą (czy aby niczym się więc takim nie przejmują) są głupi, a są chyba nawet szczęśliwsi od wszystkowiedzących.


v

Ci którzy mówią o zmanipulowaniu wszystkich, sami są zmanipulowani wszystkim, ale najbardziej, a może nawet jedynie przez samych siebie.


v

Z daleka to jest do przyjęcia, z bliska już gorzej, jeżeli w ogóle możliwe.


v

Nie ma niewinnych, po żadnej stronie, co nie znaczy, że wszędzie są tylko złoczyńcy albo głupi.


v

Nie interesuje mnie zdanie niektórych osób o niektórych osobach, pewnie dlatego, bo już je znam, nim ono stanie się ciałem.


v

A pewnie że tak, są tacy, którzy tak chcą i kto wie, czy wkrótce wszyscy się tego nie doczekamy, czego oni chcą.


v

A to że władza dzieli, to nie znaczy, że władzą nie można się podzielić.


v

Myślałby ktoś, że taki z niego puszek, a on się tylko puszy i nadyma.


v

Jest taka gra - papier, kamień, nożyce, a może to nie jest gra, to samo życie, tyle z nami gra, co kpi sobie z nas.


v

Dobre, bo proste, przynajmniej dla tego, komu nie myli się prostactwo z prostotą.


v

Nie wyrzucaj sobie, nie obwiniaj się, jeszcze zdążysz, jeszcze będzie dobrze (bo jeszcze Cię spotka to, co ma spotkać /za to, co zrobiłeś/). Nawet dziwiłbym się, gdyby strata nie okazała się zyskiem, wszak w świecie takich zmian, takich przewrotności. Co nie znaczy, że szczęście jest przewrotne, a dobro relatywne (a znaczy że sprawiedliwość jest sprawiedliwością).


v

Trochę się rozszedł, zamiast schodzić, ale czy to źle, przecież można, a może i trzeba dojść odchodząc.


v

Nieraz od seksu lepszy jest bajer. Żeby tylko miłością nie szafować.


v

Może po mnie niektórzy będą płakać, że nic im nie zostawiłem, ale i to by dobre było (i jakby nie było będzie).


v

Przyjaciel, to nie pocieszyciel, to nie maskotka. Ale przyjaciel to obrońca (na którego można zawsze, a tym bardziej w beznadziejnej sytuacji liczyć).


v

O sobie to ja mogę powiedzieć, że jestem długodystansowiec. Może nawet inaczej mnie nie ma.


v

Są gorsze zajęcia niż pisania wierszy, są i lepsze, takie jak picie wódki na krzywy ryj.


v

Jakie to proste, szkoda tylko, że prostota, a bo to nie wiadomo dlaczego (akurat tym, a nie innym) myli się z prostactwem.


v

Czyż komuś może nie być wiadomo, że to sensacja (a nie prawda) najlepiej się sprzedaje. Jak wychodzi, jak widać, o nieba, może.


v

To był na jawie spełniony sen, a może to była jawa pełna snów.


v

Dobry, a nawet najlepszy kierunek, to każdy kierunek, który prowadzi, tyle do celu, co do uśmiechu. A zresztą, kto wie czy każdym celem człowieka na ziemi nie jest uśmiech.


v

Dziadek nadziany wart jest poświęcenia się dla niego, a przynajmniej niektórzy (ludzie, zwłaszcza płci pięknej, a brzydkich myśli) nie mogą sobie odmówić, tyle przyjemności, co właśnie zaznania tej świętości.


v

To ci chłodnym okiem, że robi się gorąco.


v

Jedno prześciga się z drugim, głuche słowa z ciszy brzmieniem.


v

A jaki inaczej nie postradać rozumu, jeśli się (właściwie) postradało wszystkich.


v

Coś mi się tu nie zgadza, a przynajmniej ja uważam, że kto jak nikt (tak bardzo) potrafi kochać, ten nie jest słaby, a jest nawet jednym z najsilniejszych ludzi na świecie. A nawet (dla tego, kto tak potrafi) ten świat nie kończy się na tym świecie.


v

Pewno chodzi o dobro czy radość, ale i tak wszystko co człowiek ma najlepszego jest w/dzięki uśmiechniętej buzi.


v

Jaka Rodzina, taka Ojczyzna. A życie nie żałuje i nie szczędzi nikomu niczego. Po prostu i jak najbardziej dla każdego jest wystarczająco wymagające. A że widocznie jednemu sprzyja, a drugiemu dowala, to jeden uważa, że mu sprzyja, a drugi uważa, że mu dowala. Ale i tak najgorzej to uważać, że w życiu może coś być przesądzonego.


v

I to dopiero będzie życie człowieka odrodzonego. Ale nie ma co czekać, a nawet czekać to grzech.


v

A ja myślałem, że nocą rodzą się demony.


v

Jeśli coś jest we krwi, to nie ma od tego ucieczki. Bestię więc człowiek ma zapisaną w genach, ale szkopuł w tym, że można mieć na dobre i można mieć na złe.


v

Tylko i aż zew duszy.


v

Że też można tak pięknie tęsknić, że też taka dobra może być zła godzina.


v

Mądry to milczy.


v

Tata nie wykupił i brat (zresztą nie bez bratowej) nie będzie się cieszył.


v

Przedtem ganiłem, teraz chwalę jego decyzję.


v

Nie ma co Bogu stawiać warunków, adwokatem Boga też nie ma co być. Wystarczy do Boga się modlić.


v

To chyba na tym świecie jest niezmienne, że każdy jest mądrzejszy od każdego, a może nawet jest to prawidłowa nieprawość.


v

A czy ktoś komuś (zawsze czymś) na tym świecie nie miesza w głowie.


v

Niestety wszystko (także więc religia) to również polityka.


v

Ciśnie się uśmiech i cisną się łzy (tyle jedno przed drugie, co jedno przez drugie).


v

Żeby tak jeszcze długo, jak/i szybko, i to wbrew temu, że jeśli szybko to krótko, a jeśli długo to powoli.


v

Nawet jeśli światu to nie obojętne, świat nie płacze, świat się śmieje. Znaczy to tyle, że jeśli nawet nie ma ubawu, to świat i tak się bawi, a może nawet bez obaw, bez przeszkód, bez klęsk, bez dziadostwa nie ma żadnej zabawy. Z tym, że dobra (nawet jeśli jest złą) zabawa, czy to nie gra, czy to nie niewiadoma.


v

Na szczęście poezja jest wszędzie, ale wszędzie tam, gdzie nie ma poezji też jest szczęście.


v

A kto nie ma jakichś perypetii/przejść ze samym sobą, czy choćby niepewności co do siebie (co robić, jak żyć), a co dopiero co do kogoś.


v

Sierpień mi się jednoznacznie kojarzy, tak ze żniwami i tak ze żniwami.


v

Pięknie wtedy będzie, ale nie polecam się spieszyć; bo czy to nie jest tak samo jak z łapaniem króliczka.


v

Tak czy inaczej (z kimś, czy samemu), człowiek i tak się spala i tak się spala.


v

Rzeczywistość jest gorzka, ale może słodko smakować.


v

Starość, czyli coś takiego, co przetrwało, czy nie przetrwało próby czasu.


v

Kiedy Bóg nie jest do pocieszania (się Nim), no to pewnie jest do straszenia (się Nim).


v

Nie ma różnicy, nie ma rozwoju.


v

Jeśli by to nie miało niczego zmienić, to po co komu byłoby się wysilać.


v

Wyjdzie w praniu, w przyszłości i to może nawet zaskakująco. A przewidzieć się nie da (co), ale nie myśl, że Cię straszę, raczej dywaguję sobie.


v

Wytchnienie każdemu od wszystkiego jest potrzebne. I w pewnym sensie po sprawie.


v

Jak to jeden wers może zmienić istotę rzeczy. A jak to można zobaczyć, jeśli nie wyobrazić sobie.


v

Z wierszami jest jak z chorobą (nałogową). Nie ma chyba od nich/niej ucieczki.


v

Ze zdobyczy cywilizacyjnych trzeba/dobrze korzystać.


v

Jaka pamięć jest zwodnicza, bez zapisania na innym (niż głowa) nośniku się nie obejdzie. A z drugiej strony to, czego nie chcemy pamiętać, pamiętamy w nieskończoność. A taka pamięć ponoć jest na szczęście, po prostu, żeby nie zwariować.


v

Tam gdzie nie ma zdecydowania, tam co najmniej jest marazm.


v

Gwoli ścisłości, jak to (jedno) rozszerzając, zarazem (drugie) ściśniamy.


v

Czym bardziej się nie chce wracać, tym bardziej wraca. Ano właśnie, czyż człowieka nie ma tam i tylko tam, gdzie jest myślami i sercem.


v

Takie przyszłe życie dla niektórych to coś najgorszego, co by mogło/miało ich spotkać.


v

Uwierzyć, to przeżyć, a może nawet bez wiary (jak bez miłości i bez nadziei) nie ma życia.


v

Ale i tak najgroźniejsza broń, może nawet groźniejsza niż bomba atomowa, to bomba demograficzna.


v

A bo to jedno trzeba darować sobie i komuś i robić co się robi, czy to się komuś podoba czy nie podoba.


v

Coś podobnego, a człowiek i tak dał się zaskoczyć. I nie mogę się nadziwić dlaczego.


v

Jest to o uniesieniu, tak erotycznym, jak i twórczym.


v

Jakie to proste, przynajmniej do powiedzenia, jeśli się kocha, to nie ma przeszkód.


v

Chyba, a nawet na pewno zgodzę się z tym, bo wątpliwości mogą człowiekowi zatruć życie, co nie znaczy, że nie mogą też człowieka życia uratować.


v

A czy niektórzy tak (boją się) Boga nie odbierają, ale nie wiem czy to jest problem tylko tych niektórych.


v

Majstersztyk goni majstersztyk, co nie znaczy, że bez polotu.


v

Widać, kimś/czymś innym kiedyś żyłaś bardziej.


v

Biedni jak biedni, a przynajmniej tacy biedni, jacy bogaci.


v

A bo to ludzie nie umierają odpoczywając.


v

Ale wąsko pojęte wątpliwości mogą być jeszcze gorsze.


v

Poza tym, że (jak już mówiłem w innym miejscu) wątpliwości mogą tak samo skutecznie komuś zatruć/obrzydzić życie, jak i życie uratować. Chociaż (jak to się mówi) zbytnia ostrożność jest/może być gorsze od sabotażu.


v

Zdaję sobie sprawę, że tak (się sprawy mają), ale ja, jak to ja odpowiedziałem ciut złośliwie. Ale chyba nie masz wątpliwości, że moja złośliwość jest dobrotliwa.


v

Milo mi i głupio mi (głupio, czyli jestem zawstydzony).


v

Nie ma żarcia bez zębów, a co najmniej człowiek się nie naje.


v

Pewnie więc ważniejsze jest dla człowieka z każdego upadku/upodlenia się podnieść.


v

Niejedna potrzeba dla człowieka jest studnią bez dna.


v

Zasypiać nad ranem, kto tak nie ma, bądź nie miał.


v

Co za subtelność, myślę więc, że róże zmysłów też mają kolce (żeby poczuć coś więcej).


v

Skąd ja to (co najmniej to, co się nie godzi) znam. I to wszystko w majestacie prawa.


v

Nie wiem co to jest, ale wiem, że zawsze można się zachować wzniośle czy godnie. A jeżeli nawet nie, to przecież nie jest żaden koniec świata, chociaż dla niektórych ludzi faktycznie, co tu dużo mówić, może być.


v

Dzisiaj czyli zawsze.


v

Pierwsze i drugie jest czymś najlepszym co nas może spotkać, a czymś najgorszym jest to trzecie co nas spotyka.


v

Nie wiem co to jest kardigan, ale wiem, że musi to być coś ładnego i praktycznego.


v

Nie wiem dlaczego pikaderem, czyli dla mnie jakimś szpikulcem, ale wiem, że niektóre rzeczy na niektórych ludzi nie działają, nie wpływają, czyli nie imają się ich.


v

No tak, wyjątkowość, czy(li) po prostu inność może być zgubna.


v

Może nie każdy o każdego martwi się (śmiertelnie), ale każdego morduje jakaś (nieuleczalna) biegunka, czyli coś co ściga człowieka i nie daje człowiekowi wytchnienia od jednego i tego samego, czyli od siebie.


v

Że też (powiedzmy że) na spacerze można się poczuć (co do klimatu/nastroju) jak na seansie wróżbiarskim, a przynajmniej ja tak sobie myślę, albo wmawiam.


v

Dobrze bo erotycznie i (dlatego że) erotycznie to dobrze, po prostu dobrze literacko i pod każdym względem.


v

Są/były to też płomienne urodziny, poza tym, że co byśmy nie robili, oponenci tego zawsze będą, chociaż nie zawsze jawni.


v

Na świecie i to na szczęście jest tylko to, w co się wierzy. Inaczej mówiąc świat jest tylko taki, jaka jest wiara, w jakiego Boga wierzymy, jakie dobro uznajemy/uwierzytelniamy, a choćby i w Boga ateizmu/niewiary. I nie mówię, że umysł, zmysły i serce są drugorzędne, czy niepotrzebne, ale mówię, że bez Boga, bez wiary, bez dobra (nad dobro każdego), bez tego, co dobrem w dobru (co łączy, a nie dzieli/poróżnia) nie ma życia, czyli nie ma człowieka myślącego i kochającego, czyli rozwijającego się, a więc otwartego, co najmniej (jeśli nie bardziej) na innych niż siebie samego. Inna więc droga, niż wiara w Boga, to zguba (dla) człowieka i (dla) ludzkości. I to Ci ja mówię, a nie słuchaj nie wiadomo kogo, jakiego szarlatana.


PS

No i jakżeby nie miało być tak, żeby nie było takiego czegoś co spaja zasadniczo wszystkiego z wszystkim, żeby się świat nie zawalił. tak więc Bóg, przynajmniej dla mnie jest takim spoiwem, takim katalizatorem, dzięki któremu/czemu dobrem jest to, co służy/pomaga człowiekowi w rozwoju (o ironio) cywilizacyjnym i jest szczęściem, tyle samo wiecznym, co doczesnym


PS II

A kiedy nie ma Boga, to jest/będzie (wcześniej czy później) anarchia, chociaż nie ma chyba gorszej (obrzydliwszej i straszliwszej, strachliwszej i straszniejszej) anarchii niż anarchia w imieniu Boga.


PS III

Dla mnie więc Bóg jest takim, a nie innym zbiorem, tak, a nie inaczej uporządkowanych, takich, a nie innych (a więc nierelatywnych) wartości i idei.


v

Lepiej się koncentrować na tym, co jest do przyjęcia, a nie martwić tym, czego się nie da przyjąć/zrobić.


v

Tak się jakoś składa, że różny jestem dla różnych ludzi. A może to ludzie są różni dla mnie wszędzie i zawsze jednego i tego samego. Chociaż muszę się przyznać, że w niektórych miejscach, czy z niektórymi ludźmi nie jestem sobą, a przynajmniej przechodzą siebie albo nie dorastam sobie.


v

Trudno zatrzymać to, co Bóg czy natura puszcza w ruch.


v

Czy to miłość czy śmierć, co za różnica, jeśli unicestwia.


v

Widocznie komuś ta droga jest nie po drodze.


v

Jeśli już, to lepiej bardziej angażować się w słuchanie dłońmi.


v

A ja myślałem, że ludziom zgryźliwym lepiej się żyje.


v

Musisz uważać, bo twórczość kosztuje wiele zdrowia, a przynajmniej wyczerpuje niemiłosiernie.


v

Nawet grzebanie w śmietniku jest rodzajem edukacji, a przynajmniej kształtuje, jeśli nie kształci.


v

Wiara, akurat w to, a nie w co innego, wyznawanie, akurat tego, a nie czego innego, to nas tworzy, scala, jednoczy, oczywiście z czegóż by innego, jeśli nie z rozbicia, rozproszenia (umacniając życie ponad życie). Zachowywanie takich, a nie innych reguł i zasad (zachowania i postępowania), to nam daje unieść się (a choćby i do nieba), jak na skrzydłach (o ironio) dość i ponad wszystko, że ponad siebie, dotąd nas (jakby nie było) uziemionych, przyziemionych.


v

Jakieś uwarunkowania muszą być i są, czy tego chcemy, czy nie chcemy, czegoś trzeba się trzymać, a czego najlepiej, jeśli nie wizji, jeśli nie przeświadczenia, tak czy inaczej o swojej wyjątkowości we wspólnocie.


v

Płakać się chce, jak się tak na ten świat patrzy, ale ja nie będę (ani płakał, ani tak patrzył), bo ani jest co samemu, ani komuś dać się zgnębić.


v

Jak to rzeczy niedorzeczne (które stoją na głowie) kwitną dorzecznością.


v

Nie ma od tego uwolnienia innego niż w kim/czym innym zauroczenie.


v

Tylko czy układy bez odniesień nie odnoszą się, może tylko nie do odniesień.


v

A jakie dobre ma umocowanie, bo w libertynizmie europejskim.


v

Dumam i dumam, a kto wie czy nie dumam, że duma to zguba.


v

Jak tu nie odpowiedzieć, że poezja nie jest tym, czym myślimy/czujemy, że jest.


v

Daleko sięgasz, ale może jest tak, że czym dalej, tym więcej zostanie.


v

Ależ czego to nie można zafałszować, zwłaszcza pięknymi słówkami, kto się nie nabierze na piękne słówka o miłości.


v

Literacko czy muzycznie, tak erotycznie i tak erotycznie.


v

Ważne, żeby było ważne, choćby i dla samej siebie.


v

Ja wyraźnie widzę niewyraźny, ale czub, a czub oczywiście najbardziej kojarzy się mi się z lubieniem.


v

Będę złośliwy i powiem, że człowieka jakoś bardziej boli czyjeś.


v

Trzeba tylko do tego/niego mieć charakter, tzn. umieć go/się nosić.


v

To się chwali.


v

A niektórzy to nawet dopiero i tylko wtedy, kiedy śpią grzeszą.


v

To lubię i to chwalę.


v

Nikt chyba bardziej nie opłakuje nikogo, że to może nawet jest polska specjalność.


v

A czy to złośliwość (swoją drogą) nie może być pewnego rodzaju lojalnością.


v

Nie wiedziałem, że to się nazywa skrzypce (i proszę się nie dowiadywać co mam na myśli).


v

Słowa delikatne jak skrzydła motyla.


v

Co dla jednych jest normalne, dla drugich nieosiągalne.


v

Co ja sobie myślałem, a co bym nie myślał, jakie to ma znaczenie (poza tym, że myślenie to ludzki przywilej, tyle do rozwoju, co do szczęścia). Po pierwsze takie (to ma znaczenie), że tak samo, jak i to, co kto myśli, czas zrewiduje, czyli ustosunkuje się do tego (na tak albo nie, a może nawet na dobre i na złe).


v

Porządek musi być, a najlepszym porządkiem jest Bóg, co nie znaczy, że Bóg nie jest kumulacją i kulminacją tego, co najlepsze i najodpowiedniejsze, tyle w człowieku, co dla człowieka. I człowiek powinien (nie mówię, że tylko i wyłącznie) czerpać z tego dobra, ale też do tego (dobra i czerpania) nikt go nie może zmusić (nawet Bóg, a prędzej już człowieka do czegoś zmusi diabeł).


v

Bóg ludzki czy nieludzki jest miarą, tyle czasu i rozwoju, co serca i umysłu ludzkiego.


v

A pewnie że tak, ty wiesz, co ja wiem, a ja nie wiem co ja wiem. Co nie znaczy, że mi się nie zdarza błądzić, ale i tak pewnie w przeciwieństwie do Ciebie.


v

Niektórzy to nawet orbitują nim staną w pionie.


v

Jakby się nie było (kogoś blisko czy daleko) poezja jest (też) ucieczką od rzeczywistości, nawet jeśli rzeczywistością jest poezją… A bo to nie ma ucieczek od siebie, a rzeczywistość nie jest, nie bywa mrzonką.


v

Jakże niektórzy dbają/martwią się o nas przerabiając/przekabacając nas na ideały, takie pewnie jakimi oni sami są (i/że nie mogą się z tym pogodzić).


v

Na szczęście jest też czas oderwania (od prowadzenia/trzymania za rękę), czas samodzielności. A jeśli nawet dla kogoś to jest czas samotności, to przecież równie samotnym, a nawet bardziej można być z kimś, i można w tłumie.


v

To jest coś więcej niż dużo i dobrze, ale nie za dużo, i mam nadzieję, że nie za dobrze, nie za łatwo.


v

Jest ssanie - jest chęć, nawet życie wyssie życie.


v

To, bez czego jeden nie może się obejść, drugi omija szerokim łukiem.


v

Co polskie to polskie, co złote to złote, a co euro to euro.


v

Ci, co się mają ze sobą (nawzajem), ci to, gdzie by nie byli, ci, nigdzie się nie zgubią, chyba że w sobie (wzajemnie), a może nawet ci, to już są zgubieni.


v

Gorzej będzie nam wrócić, gdy my sami się w proch obrócimy.


v

Jak można się podszywać pod kogoś, kogo nie ma, kto po prostu nie istnieje, chyba że w wymysłach, w wyobrażeniach, i to jest dopiero istnienie godne samego Boga.


v

Właściwie to nie znam angielskiego, a jeśli bym znał, to najbardziej po to, żeby (że tak powiem) wnikać w twórczość Emily Dickinson.


v

Ja nie mam nic przeciwko tym (a może nawet mam dla nich/tychże /ateistów/ większy podziw niż do ludzi religijnych), którzy bez Boga potrafią zachować taki porządek, który najbardziej sprzyja rozwojowi i szczęściu ludzkiemu. przecież dla jednych (religijnych) i drugich (niereligijnych), co by się nie działo, dzieje się w świecie pełnym pokus, zwątpienia, zła; i uważam, że wiara, że religia jest ułatwieniem sobie życia, że w imię Boga łatwiej znosić niedogodności. ale, powtarzam, jeśli ktoś chce i potrafi bez Boga żyć, to dlaczego by nie. a ja jedynie co mam do tego, to mam tylko takie przeświadczenie, że ich życie kosztuje więcej (żeby tylko wysiłku), po prostu ich życie jest niebezpieczniejsze, a tym samym droższe/cenniejsze.


PS

A przynajmniej mnie się wydaje, że bez Boga jest łatwiej zejść na psy.


v

Dla mnie Bóg jest Bogiem, diabeł diabłem, dobro dobrem, zło złem.


v

Ale przede wszystkim ludzie nie powinni być wścibscy.


v

Czy ja się kiedy skarżyłem, a podoba mi się jakoś to, co nie jest sileniem się na nie wiadomo na co.


v

Ja sam jestem wystarczająco zawiły, a do tego zawiłość twórcza kojarzy mi się ze sztucznością, a nie z wykwintnością.


v

A czegóż my to nie robimy pod jakim by nie życzliwości płaszczykiem.


v

Inaczej mówiąc piękne słówka nie kojarzą mi się pięknie, raczej już fałszywie.


v

Nie łączę dobrego, ani złego człowieka, ani żadnego człowieka (że człowiek jest właśnie taki, a nie inny) z religią, z Bogiem, czy z diabłem (że niby to jest robota tychże w człowieku). Jeśli już, to zło ludzkie łączę z jego naturą (dziką, pierwotną) i z jego charakterem (nieokiełznanym). Nawet się tutaj powtórzę (z tym, co powyżej pisałem): ‘dla mnie Bóg jest Bogiem, diabeł diabłem, dobro dobrem, zło złem’, czyli Bóg to jest ten, czy(li) to coś, co pomaga, a diabeł, to jest ten, czy(li) to coś, co przeszkadza/szkodzi. I tak z Bogiem, czy bez Boga, z diabłem, czy bez diabła jest tylko i wyłącznie osobista odpowiedzialność (po pierwsze przed sobą i przed innymi ludźmi) za swoje czyny, i nie ma tu znaczenia czy te czyny są bezpośrednie/jawne, czy są czynione pod płaszczykiem (niby ochronnym/usprawiedliwiającym), bo zło jest i zawsze będzie złem, a dobro dobrem (czyli nie ma co liczyć na relatywizm w tych sprawach).


v

No właśnie, człowiek głodny (zwłaszcza miłości) cierpi, a nawet umiera (przedwcześnie), ale nieraz przydaje się, pomaga mu ‘zdrowa’ głodówka. Wszak, ile można być na głodówce, bez uszczerbku dla zdrowiu, ale czyż nie lepszy już uszczerbek na zdrowiu z powodu przesytu.


v

Co by ta fotka nie mówiła, mówi też o dwoistości natury, a więc i o tym, że jednym pokazujemy jasną, a drugim ciemną stronę siebie. Poza tym, że jakby się nie chciało, to i tak radosnego (uśmiechniętego) oblicza nie da się ukryć.


v

Ano właśnie, tak się śmieje na czarno-białej fotce Twoja dusza.


v

No cóż, niektórym musi wystarczyć wyobraźnia, ale i tak każdy ma/niesie tyle, ile jest w stanie unieść, a przynajmniej więcej może przytłoczyć człowieka.


v

Jednym, gdyby czas nie uciekał, a drugim gdyby się nie nudziło, to by czasu nie było.


v

Bo dzisiaj ktoś kogoś nie wyzyskuje.


v

A bo to miłość jedno ma oblicze. A bo to ktoś jest gorszy (nawet jeśli są lepsi/wybrani).


v

Ale dlaczego jak zwierzę, a nie jak człowiek, poza tym, że dla efektu.


v

Powiedzmy, że to tylko wracają traumatyczne przeżycia.


v

Wiara pomaga, tzn. tyle ponosi, co uskrzydla, a najlepszym tego dowodem są anioły.


v

Nie wiem jak kto z kim, ale ja najczęściej rozmawiam sam ze sobą.


v

A bo to jedno życie, jedna miłość kończy się na wstępie i zostaje tęsknota, chociaż najczęściej to nie zostaje już nic.


v

Tam gdzie jest zaborczość, tam jest utrapienie, lepiej więc żeby coś się rozleciało, niźliby to utrzymywać na siłę.


v

Właściwie od życia, to my otrzymujemy więcej niż chcemy mieć.


v

Ale przecież kobiety i tak głównie żyją marzeniami.


v

Szczęśliwi, którzy nie mają niczego, a co dopiero czegoś do ukrycia (czyli do utrapienia).


v

Ja już tam dobrze wiem, że śmierć najczęściej chodzi w białym kitlu, ale cóż, siła wyższa.


v

Ano właśnie, najlepiej to nie pozostać sobie dłużnym, oczywiście w najlepszym tego słowa znaczeniu, i to tak w seksie, jak i w twórczości.


v

Ale lekkie niedojedzenie jest wskazane, choćby dlatego żeby się nie przejeść.


v

Trochę poukładane/przepisowe to szaleństwo (ten szał ciał), ale kto wie, czy tak nie jest (a przynajmniej ludzie rożnie mają).


v

Życzliwi ci prawdę powiedzą (tak jak donosiciele doniosą).


v

Nie znam regulaminu, czyli reguł gry, i nie chcę znać, ale utwór ten, co to nie wiadomo, czy jest bardziej wierszem czy prozą, tym bardziej jest super. Czesław Miłosz w ‘Ars poetica?” tak to widzi:

Zawsze tęskniłem do formy bardziej pojemnej, 

która nie byłaby zanadto poezją ani zanadto prozą 

i pozwoliłaby się porozumieć nie narażając nikogo, 

autora ni czytelnika, na męki wyższego rzędu.


v

Ano właśnie, stawia się na piedestale odmienność, jakby odmienność (od tego co naturalne), po pierwsze nie prowadziła do samozniszczenia. Odmienność więc to może i dobra rzecz, ale na krótką metę.


v

Niech no tylko nie wygrasz, to miej Boże w swojej opiece Kielce.


v

Dosadniej już chyba nie można.


v

Czy czasami jedna osoba nie wystarczyłaby za wszystkich? Ze swoimi dokonaniami pewnie wystarczyłaby. Ale nie wystarczy, bo za wszystkich i dla wszystkich uczestników, tyle czego potrzebnego, co zlotu towarzysko-rozrywkowego.


v

Fałszywe, czyli nieuczciwie osiągnięte dobro z reguły obraca się przeciwko nieuczciwym. A jeśli dobro/szczęście nie może być fałszywe, to czyż to nie chodzi o takie bogactwo. I już wiadomo do czego to zmierza, że nim (o ironio, tyle dobrem, co szczęściem) nie można się nacieszyć.


v

A bo to są tacy ludzie, których nikt i nic nie gryzie.


v

Największym świata kłamcą już czas, a przynajmniej do nas najczęściej dociera to, czego już dawno nie ma.


v

Byleby pamięć nie zmieniła się w rozpamiętywanie.


v

Żeby była jasność, nie wiem czy ‘samobezkrytyk’ to samolub, ale wiem że ‘tworzący literaturę’ to samolub.


v

Ano właśnie, czyż nie szukamy daleko, tego co jest blisko, ale cóż, skoro ludzie w swojej naturze są nieokiełznani. Jedni (głęboko) wbijają się w siebie, a drudzy są dla siebie odskocznią.


v

Dla mnie to za daleko, co najmniej o jeden most.


v

Ano tak, nic się nie bierze z niczego, chyba że z księżyca/kosmosu.


v

Tam, gdzie nas nie ma, tam jest lepiej, pewnie dlatego, że tam nas jeszcze nie ma i tak pewnie będzie dopóki nas tam nie będzie.


v

A kto się jej nie boi, chociaż ona taka złota.


v

Józefie drogi, Twoja powaga mnie powala.


v

Ależ nie myślę tylko, jeśli w ogóle o długości życia, raczej o uposażeniu, ubarwieniu, ubawieniu życia życiem.


v

Powiedzmy że ci, którzy nie mogą się dogadać z innymi, czyli wybitne, czyli ambitne jednostki tak mają.


v

Ano właśnie, powiedziałem, powiedzmy, że to, co wiedziałem, można się więc teraz śmiać i można się wyśmiewać…, tak do rozpuku i tak do woli, bo tak to do ludzi dociera. Żeby tak jeszcze do kogoś dotarło, że śmiech z tego, czy wyśmiewanie tego, co kto powiedział jest, czy nie jest wyśmiewaniem tego, który to powiedział. I do kogoś, żeby dotarło (a do kogo, jeśli nie do siebie), że wyśmiewanie kogoś nie jest śmieszne dla nikogo.


v

Lepiej już chyba tego nie można wytłumaczyć i podsumować, poza tym, że (kiedy jak kiedy, bądź komu jak komu) najlepiej nie tłumaczyć i nie sumować, bo nie można się wtrącać, jeśli ci na tym kimś do kogo mówisz, a nie na tym co mówisz zależy.


v

Nie wiem jak kto, ale ja już wolę nie patrzyć na nikogo, nawet na siebie, bo mi się wtedy rozmowa nie klei. Po prostu, nie wiem co, ale coś mnie rozprasza, wybija z toku rozmowy/myślenia (może co innego widzę /wyczuwam, przeczuwam/, a co innego słyszę).


v

Dopóki one są dostępne (na wyciągnięcie ręki, bądź przyciągnięcie oczami) będą dla mnie. A przynajmniej ja nie przywykłem odmawiać sobie tego, co (choćby z uszczerbkiem dla zdrowia) można mieć.


v

Kiedy ja już jestem taki, że na siebie, to ja nawet sam nie mogę liczyć, ale też wolę swoje mało, niż czyjeś dużo.


v

Dziękuję w imieniu swoim i Twoim, chociaż nieproszony, robię więc za czyjegoś adwokata, ale może to się źle nie skończy dla mnie. I nawet nie skończyło się źle.


v

Poniekąd przetłumaczyłeś mądrość Osho z polskiego na polski dla idiotów, wcale nie mówię, że to źle, no, może nawet ta mądrość sama się o to prosiła dla dobra więcej nas niż tylko wybranych idiotów.


v

Że też ja wszystko chyba biorę, tyle dosłownie, co w przenośni. I ta myśl głównie oznacza to, że również/dopiero po śmierci można się dać komuś poznać (i to nawet/także od podszewki). Grunt więc, to nie zamykać się na (przyszły) świat małostkowością dokonań.


v

Idę na kolację (pierwszą, o dwudziestej drugiej pewnie będzie druga, i jak mam schudnąć).


v

Miej do mnie żal i wstaw się za mną, a jak inaczej, jeśli nie modląc się za mnie.


v

Człowiek, jak to człowiek przyzwyczai się, przywyknie, nie tak do dobrego, jak do złego, a przynajmniej na człowieku, co by nie, zagoi się, jak na psie. A co złego, to spłynie po człowieku, jak po gęsi (jakby kaczka była gorsza), jeśli to tylko nie są pobożne życzenia człowieka. No i człowiek, żeby być człowiekiem musi się nosić, jak paw i puszyć, jak indor.


v

Grzecznie, że aż strach.


v

Życzył bym sobie, żeby każdy robił to, co robi i na czym się zna najlepiej. A każdy zawsze jakoś tam (nie wiem jak, ale wiem że) bardziej, lepiej, więcej zna się na czymś jedynym/innym. I życzył bym sobie, żeby każdy wiedział co mówi i co robi.


v

I to wcale nie polityka, nie stanowiska, a pieniądze najbardziej rozzuchwalają i deprawują człowieka.


v

Każdy kto jest mniejszością w jakimś kraju, żyje pod presją większości. I nie wiem, czy tak jest niestety, czy na szczęście dla mniejszości, ale wiem, że mniejszość nie powinna rządzić większością, co nie znaczy, że mniejszość nie powinna mieć swoich i nie swoich praw. I nikt z zewnątrz nie zagwarantuje (bez ingerencji siłowej) mniejszościom zadawalających ich praw (obowiązków i przywilei), czy(li) świętego spokoju (chyba że przekupstwem, ale to na krótką metę).


v

Choroba nie wybiera (nie ma na nią mocnych), a szalbierstwem jest przypisywanie, sugerowanie, wmawianie czegoś komuś.


v

Nieważny człowiek - ważny dowód, nie ma dowodu - nie ma człowieka.


v

Czego to się nie robi, żeby zaistnieć, żeby porażkę obrócić w sukces. Żeby tak jeszcze to, co się robi, robiło się tak czy inaczej odpowiedzialnie, a więc nie bez serca, umysłu i duszy, acz nie tylko z chciwości, zawiści, czy nienawiści.


v

Niech się tym zajmą ci, którzy powinni się tym zajmować, a my i tak zadość zrobimy, jeśli chociaż nie będziemy w tej sprawie jątrzyć i jęczeć.


v

Zasadniczo nie mówi/mówił niczego, czego nie można by się było (każdemu rozsądnemu człowiekowi) spodziewać.


v

Człowiek jest dlatego, bo nie jest sam, a nawet jeśli jest sam, to nie jest tylko dla siebie.


v

O czym by nie, zawsze o jednym i zawsze dobrze.


v

Ale coś na szczęście istnieje, a co to jest, to jest tylko kwestia oddziaływania i nazywania tego.


v

Abstrahując od wiersza, a kto wie, czy i nie od ulicy Widok, ciekawa byłaby nazwa ulicy ‘Marny widok’.


v

A któż to człowieka bardziej pocieszy, jeśli nie człowiek sam siebie.


v

Mieszkanie można zamienić, ale świata to nie zmieni, już prędzej lepiej zmienić się samemu, czyli nasze postrzeganie świata, czyli ludzi.


v

Status jest najważniejszy, no a co o statucie człowieka (o ironio) najlepiej świadczy, jeśli nie zło(to).


v

Najpierw przeczytałem jeden wiersz, który ma trzy zwroty, a potem drugi, ten o pięciu zwrotach. I tak sobie myślę, że jak dla mnie, to ten drugi wiersz jest za bardzo dopowiedziany, co nie znaczy, że nie otwiera szerszym/nowym zagadnieniem szerszych/nowych horyzontów.


v

Nie warto być takim (delikatnie mówiąc) służbistą, bo czy to ważne, czy to jest wiersz, czy proza, czy nie najważniejsze jest to, żeby się po prostu podobało. A w każdym razie tę/taką kwestię poruszał już Czesław Miłosz w Ars poetica? Oto pierwsze wersy:

Zawsze tęskniłem do formy bardziej pojemnej, 

która nie byłaby zanadto poezją ani zanadto prozą 

i pozwoliłaby się porozumieć nie narażając nikogo, 

autora ni czytelnika, na męki wyższego rzędu.


v

Tyle Ci się wydaje, co wiesz (widocznie więcej niż myślisz, że wiesz), i tyle chcę powiedzieć, co powiedziałem. A powiedziałem, i to, co Ty zauważyłeś, i pewnie jeszcze coś, bo wiersza wcale nie trzeba widzieć na jedno zrozumienie/postrzeganie i interpretować na jedno kopyto.


v

Ależ warto (wierzyć) nawet z góry, a może nawet inaczej się nie da, tj. inaczej nie ma wiary (tylko jest pewność).


v

Szczątkowa wiedza, częściej chyba szkodzi niż pomaga.


v

Nie wiedziałem, że to się nazywa kopytko, ale wiem że, gdzie by do rana nie byli, byli w niebie.


v

Jeśli nie dzięki wyobraźni, to nie można być w dwóch miejscach naraz, chyba że po ścięciu (głowy jak głowy).


v

Nie ma co kogo na siłę uszczęśliwiać. No, może tylko matka ma co, bo ma dzieci.


v

Dobrze, bo najgorzej to się na kogoś oglądać.


v

Jeśli zakochani, to taki ten mrok, to taka ta noc, co oczy (i żeby tylko oczy) im zachodzą mgłą.

  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Nie wiem, kto z kim, ale ja najczęściej rozmawiam sam ze sobą.

(patrz stosowny aforyzm)

Łaaaaaaał! To są te same wypisz-wymaluj moje gadki do lustra!

Ps. Podpisuję się pod tą kopalnią mądrości oburącz
© 2010-2016 by Creative Media