Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2016-09-03 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1916 |
Znacznie mocniej inspiruje nas zawsze nieco zakręcona prawda. Sądzę, iż właśnie taka ma na nas o wiele poważniejszy wpływ, czasami rozdmuchana do granic przyzwoitości szerokimi planami, jak w obrazach filmowych Fassbindera czy Felliniego, architekturą Gaudiego, muzyką Bacha i postawami Gandhiego czy matki Teresy z Kalkuty lub psychoanalizą Freuda. A kiedy już czyta się książki Freuda nie są one już tak niepodważalne i spostrzegasz, iż ukryta w nich prawda jedynie prowokuje cię dziś do dyskusji. Jeśli wyziera z nich historyczna czy też filozoficzna tradycja to ich historia powstania (sama przez się) nie ma już kluczowego znaczenia. Są tam jednak sploty spraw i problemów, które nadal są trudne do sprecyzowania. Wprawdzie bardzo często Freud dotykał w nich rzeczy jeszcze dziś niektórych bulwersujących, choćby i przez same konteksty seksualne, jednakże nie mające z samym seksem zbyt wiele wspólnego. Inspirują, a i owszem, niczym film o rozdmuchanym scenariuszu, który od początku oglądania mocno przynudza i w którym trudno znaleźć coś inspirującego poza gołymi czterema literami.
Z filozofią jest troszkę jak z fotkami dzwonu Zygmunta, wywołanymi tuż po zakończeniu wycieczki do Krakowa, wsadzonymi do pięknego albumu odłożonego na półkę i natychmiast zapomnianego. W osobistych przemyśleniach filozofów przelewa się bowiem niejedna czara goryczy, chociaż niekoniecznie we wszystkim jest to tylko jeden stan skupienia cieczy. To raczej taki wyraz tego, jak się patrzy na wiele spraw z różnych okresów swojego krótkiego żywota. Zwykle są to rzeczy dość bolesne. Nie powinno się jednakże grzebać się wraz z nimi w do końca niespełnionej nieskończoności. Gdyby raz na zawsze ustalono nam jasne ramy czasowe każda tego typu filozoficzna praca byłaby bardziej zrozumiała. Świadomość, że mamy ograniczony czas i trzeba się uporać z daną robotą od tego do tego dnia wpłynęłaby na nas niezwykle mobilizująco. To wtedy głowa była by pełna od pomysłów i rozwiązań. Takie przynajmniej mam o tym zdanie. Najlepsze rzeczy powstają w prosty sposób i na ogół dość szybko. Lecz, jak wspominałem już wcześniej, znacznie gorzej z ich właściwym wykorzystaniem.
Nie muszę nikomu (kogo nie znam osobiście) zlecać jakiejś roboty, aby później wyjaśniać i tłumaczyć mu coś, co nie jest mojego autorstwa. Tak, jak w przypadku tego, co teraz czytasz i chwała Ci za to, że jeszcze Ci się chce. Pamiętaj jednak, że „mądrzejsi od każdego” zaraz zarzucą jakieś plagiaty. I wtedy każdemu akurat to, czego mu wcale teraz nie trzeba. Wielu weźmie tylko to, co przynosi jakiś dochód. Wszędzie tylko gadka o pieniądzach, inne rzeczy ma się w szlachetnym zakończeniu pleców. Więc nie będę dłużej ukrywał, iż nie jestem akurat tym, kogo można by zmusić do działania czymś innym niż solidny grosz. Lecz nie jestem taki głupi, by będąc fabrykantem produkować kolorowe, bajeranckie koszulki dla ubogich za kompletne friko albo alchemikiem, za darmo robiącym złoto z kawałków ciężkiego ołowiu.
Karmazynowy król to w języku alchemików po prostu słońce. Pytam zatem (nieco filozoficzne) jakiego kształtu jest złota moneta? W tłumaczeniu przeróżnych filozofów to również Lucyfer, lew, władca – ogromna, szkarłatna tarcza na tle nieba, świecąca by dać nam życie i by w nocy księżyc mógł przyjść do nas w pentagramach jako szatan. To jedno i drugie, zresztą alchemia jak i filozofia zawsze udowadniały dwoistość rzeczy. Nie ma dobra bez zła, lewicy bez prawicy. I proszę się nie dziwić, że coraz częściej mało filozoficznie chcę stać pośrodku, z wypchanymi złotymi monetami wszystkimi kieszeniami.
I to już nie jest inspirująca prawda, lecz moja najprawdziwsza prawda.
Czasami gówno prawda.
cdn...