Go to commentsCzerwone światełko cd. Łuny na niebie
Text 28 of 44 from volume: Kadry z życia
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2016-10-28
Linguistic correctness
Text quality
Views2346

Teresa chciała się wyrwać od tragicznych wspomnień rodzinnych, od schematu życia wiejskiego, do świata otwartego jeszcze jej obcego, nieznanego, ale czuła, że lepszego. Wiedziała, że furtką do jej marzeń będzie egzamin wstępny do liceum. Pojechała z ojcem, bo matka jakby nadal bała się świata, ludzi, otoczenia.

Weszli do olbrzymiego budynku szkoły i nagle w jej głowie zapaliło się czerwone światełko, koloru sukienki, którą miała na sobie. Spostrzegła, że nie może wtopić się w tłum, wyróżniała się, przeżywała tę inność bardziej niż egzamin, od którego zależała jej przyszłość.

Marzyła tylko o jednym, nie być czerwonym alarmem.

Po wyniki pojechała sama kolorystycznie dopasowana do tłumu, nie zwracając już uwagi na siebie.  Z zadowoleniem odczytała swoje imię i nazwisko na liście przyjętych.

Od tej pory stała się bacznym obserwatorem życia, świata i otoczenia, aby uniknąć światełka koloru alarmu.

Nie było łatwo, ale z uporem nadrabiała braki wynikające z różnic w poziomie nauczania szkół wiejskich i miejskich. Wiedziała, że jest to dopiero pierwszy etap jej edukacji. Krok po kroku realizowała swe marzenia, dążenia do wyrwania się poza obręb społeczności, w której dorastała. Cały czas czuwała, aby swym zachowaniem, wyglądem i kulturą bycia nie zapalała czerwonego światełka.

Wielokrotnie zmieniała swoje miejsce pracy, zamieszkania, ale ciągle w poszukiwaniu lepszego życia - w przeciwieństwie do matki i babci.

Po wybudowaniu własnego domu myślała, że nastąpił kres jej wędrówek życiowych. Wyzbyła się kompleksów, o czerwonym światełku już prawie zapomniała, aż tu nagle na jej drodze zapaliło się światełko koloru zielonego, które uprawniało ją do legalnego wyjazdu do miejsca marzeń wielu rodaków – Ameryki.

Łudzila się, że kolor nadziei będzie jej towarzyszył już cały czas. Niestety, czerwona lampka wracała ze wzmożoną siłą, czasem pulsowała bezustannie, a najczęściej zmieniała swój kolor na pomarańczowy - ostrzegawczy.


W swoim życiu nie zagubiła pierwotnych cech osobowości, jednak okazało się, że szczerość, otwartość, prostolinijność na obczyźnie były symbolem naiwności. Wkrótce przekonała się, że Polak Polakowi wilkiem, a nie bratnią duszą.  W środowisku emigrantów dominowała żądza szybkiego wzbogacenia się przeważnie kosztem rodaków oraz wyzysk, obłuda, zazdrość i nieszczerość. Podobnie jak jej nieżyjąca babcia zamykała się w sobie, a wymarzony sen o Ameryce stawał się koszmarem. Załamana, zdołowana, wykorzystywana, pracująca ponad siły człowieka, niejednokrotnie myślała o powrocie. Tylko nurtowało ją pytanie.

- Do czego wracać?  Przecież rynek pracy w kraju całkowicie się załamał po transformacji.

Jak większość rodaczek życie w nowym miejscu rozpoczęła od sprzątania domków w serwisie prowadzonym przez Polkę. Zajęcie to zupełnie ją nie satysfakcjonowało zarówno pod względem obowiązków, jak i wynagrodzenia. Czerwone światełko pulsowało, a uzupełnieniem jego był dwuwiersz z „Pieśni” Jana Kochanowskiego, który powtarzała w myślach jak mantrę. „Córy szlacheckie(żal się mocny Boże!) Psom bisurmańskim brzydkie ścielą łoże”

Punktem zwrotnym stał się wypadek syna. Brak ubezpieczenia zdrowotnego przyczynił się ostatecznie do zmiany pracy. Odtąd fabryki dawały jej stałe zatrudnienie na obczyźnie. Podjęła pracę w zakładzie produkującym porcelanę łazienkową. Obraz tego miejsca przypominał manufaktury angielskie z siedemnastego wieku. Pierwsze słowa, które poznała były: piecework i hurry up. Robota była na akord, a zarobki za najniższą stawkę godzinową w Ameryce, zaś warunki pracy urągające godności człowieka. Przypomniały się jej słowa piosenki, którą śpiewała podczas zabawy w klasy na podwórku.

„Ameryka panie USA, jak się robi panie, to się ma.

Byle prędzej panie, byle szybciej panie, byle prędzej raz i dwa.

Ameryka panie USA.

Tylko tekst odnoszący się do pracy był prawdziwy, ale druga część nijak się miała do jej zarobków.

Czerwone światełko alarmowało - znajomość języka pozwoli ci się wydostać z tego marazmu i koszmaru.

Poszła do polskiej szkoły sobotnio – niedzielnej na naukę angielskiego. Opłaciło się, dało jej to podwaliny pod samodzielną pracę nad językiem. Spisane ręce i uda nóg, były dla niej podręcznikiem, z którym nie rozstawała się. Wolontariuszka wróżyła jej zaliczenie egzaminu – Toefl - po dwóch latach tak intensywnej pracy.

Niestety znowu zaświeciło czerwone światełko informujące.

- Twoja nauka i kariera nie jest ważna, pewnych rzeczy już nie przeskoczysz, zajmij się pracą, aby twoje dzieci mogły zastartować w życiu z innego poziomu niż ty. Nie zmienisz prawdy o emigrantach – pierwsze pokolenie na stracenie.

Mimo tego, niektórzy uważali ją za osobę sukcesu, bo przeskoczyła kilka najniższych pozycji w bardziej nowoczesnej fabryce. Ale ona wychodziła z założenia - wyższy status, większa odpowiedzialność. Przekładało się to wprawdzie na ustne pochwały, ale niestety nie na wynagrodzenie, bo nie umiała walczyć o swoje.

Jej empatia i wrażliwość na innych sprawiła, że samotna Ukrainka wśród wielonarodowościowej ekipy pracowniczej, za wstawiennictwem Teresy, znalazła się w gronie jej ofisowych współpracowników. Może w ten sposób, chciała przebaczyć krzywdy doznane przez jej rodzinę, wykreślić przeszłość, zmienić zdanie o nich. Nie wzięła pod uwagę ostrzeżeń starej Polki, aby w życiu omijała szerokim łukiem sąsiadów zza wschodniej, polskiej granicy, bo jak mówiła - oni na polskich plecach jadą, a później nóż w nie wbijają.

Niestety, słowa rodaczki długoletniej emigrantki okazały się prawdziwe.

Wyciągnięta do niej dłoń przez Teresę, okazała się trampoliną w jej karierze, a dla naszej rodaczki przyczyną odejścia na wcześniejszą emeryturę. Przekonała się, że nie ma sił do walki z wiatrakami, w postaci pomówień, kłamstw, zmyśleń i wiecznych intryg.

Uciekła podobnie jak jej babcia i matka, ale nie przed czerwoną łuną na niebie, tylko przed pulsującym światełkiem w jej głowie.

Po czterdziestu sześciu latach pracy, czasem trudnej ze względu na swą specyfikę, czasem ciężkiej fizycznie, a czasem dość skomplikowanej, ale zawsze traktowanej odpowiedzialnie, Teresa przeszła na wcześniejszą emeryturę i stanęła przed najtrudniejszym wyborem - pozostania na obczyźnie, czy powrotu do korzeni?  Mimo roztrząsania wszystkich argumentów za i przeciw, nadal nie wie, gdzie ostatecznie powinna zakotwiczyć swoją życiową łajbę. Nostalgia przywołuje ją do powrotu, do kraju lat dzieciństwa, młodości i najszczęśliwszego wieku dojrzałego. Realia przemawiają do pozostania w kraju, wygranym na loterii wizowej, kojarzącym sie ze szczęściem, a dla niej również z jakimś fatum, które zniszczyło u wielu i w pewnym stopniu również u niej, wszystko tak skrzętnie budowane wcześniej. Spostrzegła, rozmawiając z rodakami, że nie jest odosobniona na tym życiowym rozdrożu, zauważyła podobną sytuację do jej u większości emigrantów, którzy zdecydowali sie na rozłąkę z najbliższymi.  Potocznie się mówi, że czas goi rany, że jest najlepszym lekarzem, że pozwala zapomnieć. To pozytywne działanie czasu w normalnie funkcjonującej rodzinie, ma wpływ kojący, natomiast wśród emigrantów i ich rodzin pozostawionych w kraju, czas powoduje pęknięcia i szczeliny, które sie pogłębiają i doprowadzają do rozpadu tej podstawowej komórki społecznej, oraz zupełnego poluzowania więzi z najbliższymi.

Okres emerytury, to również czas refleksji, wspomnień, rozliczania się z popełnionych błędów, żalu za nie, próby naprawy a przede wszystkim –powrót do korzeni.


  Contents of volume
Comments (6)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Świetna, barwnie napisana kontynuacja tematu. Niestety, nadal nie dajesz sobie rady z interpunkcją, a nawet jest coraz gorzej. Zbędne przecinki przed: były, niektórzy, chciała, okazała się, koloru sukienki, w postaci, nadal, wygranym, ma wpływ, czas powoduje, oraz, to również. Brakuje przecinków przed: znowu, jak mówiła, a przede wszystkim.
Ponadto brakuje spacji przed nawiasem otwierającym, brakuje cudzysłowu zamykającego. Zbędny myślnik przed trzecim słowem od końca tekstu. W zwrocie "sobotnio - niedzielny" zbędne są obydwie spacje. Tutaj potrzebny jest łącznik, a nie myślnik.
Sporo jest tych błędów, ale obniżam ocenę za poprawność językową tylko o jeden punkt, mimo że o jeden punkt obniżano mi ocenę za jedną przypadkową literówkę, czyli zgubioną literę.
avatar
Poprawione, serdeczne dzięki i pozdrowienia.
avatar
Czytam jak biografię, spisaną przez autorkę. To surowy, ale prawdziwy do bólu tekst, bez nagłych zwrotów akcji i i sensacji. Czyta się lepiej niż wymyślane historie.

PS. Nie rozumiem frazy: "Spisane ręce i uda nóg". Do tego "uda" są częścią nóg, więc ten drugi wyraz niepotrzebny.
avatar
Dzięki za miłe słowa. Dlatego uda nóg, żeby niewidoczny był podręcznik dla wspołpracowników.
Pozdrowienia.
avatar
Dobry, ale smutny tekst o smutnej rzeczywistości. Pozdrawiam
avatar
Niestety, taka jest rzeczywistość, a szczególnie emigranta.
Dziękuję za przeczytanie i refleksje.
© 2010-2016 by Creative Media