Go to commentsPrzedsylwestrowe spotkanie
Text 7 of 5 from volume: Opowiadania o miłości
Author
Genreromance
Formprose
Date added2016-12-25
Linguistic correctness
Text quality
Views2170

Pasy lotniska Rzeszów-Jasionka witały pasażerów rejsowego z Warszawy sennym porankiem. Lekki śnieg przykrył śnieżnobiałym puchem liczne korony drzew i spadziste dachy przydając im świątecznego wyglądu. Dobrze się składa: w końcu za dwa dni – Nowy Rok.

Samolot miękko dotknął kołami ziemi. Mężczyzna uśmiechnął się i z ulgą odchylił fotel do tyłu. Lubi takie spokojne i płynne lądowania. Świadczą o maestrii pilotów.

Przeciągnął się, rozprostował nogi. Niespełna godzina lotu – i już. Po wszystkim… Serce kołatało. Głośno. Niespokojnie… Czy przyjdzie? Czy naprawdę przyjdzie?

Długo czekał na tę podróż. Będzie świetna okazja, aby mogli się zobaczyć. Lata wirtualnej znajomości – i oto za chwilę spotkanie w realu. Jego i Doroty. Tu – na lotnisku w Rzeszowie!

Uprzedził ją wcześniej SMS-em, kiedy przylatuje; nadmienił, że samochód spod hotelu zabierze go do Kombornii dopiero wieczorem. Oznacza to, że cały dzień będą mieli dla siebie…

Cały dzień. Być może to będzie ten właśnie dzień, o którym długo nie zapomną? Może… Nie miał jednak pewności, bo Dorota na SMS nie odpowiedziała. Po prostu zamilkła. To było w jej stylu. A on nie dopytywał… Tak. On dobrze ją zna. Wie, z jakimi musiała się zmagać rozterkami i pewno nadal musi. Ale nie potrafił odebrać szansy, sobie i jej szansy, ich wspólnej szansy na tak długo wyczekiwane spotkanie.

Wyszedł z samolotu i pewnym krokiem ruszył do hali z bagażami. Życie w porcie lotniczym kwitnie. Wszędzie wokół tłoczą się i przemieszczają pasażerowie, zwyczajni podróżnicy. Wszyscy spieszą się, by jak najszybciej opuścić rewir tego tętniącego rumorem „mrowiska.”

Odebrał swoją walizkę. Postawił pionowo na kółkach. Ruszył w stronę wyjścia. Minął ściankę, zrobił kilka kroków i zatrzymał się. Od razu ją ujrzał. Stała nieco na uboczu gęstego kręgu ludzi niecierpliwie wypatrujących gości. Czekała na niego. Pospieszył w jej stronę. Podszedł. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Milczeli. Wypuścił rękojeść walizki. Wziął ją w ramiona, przyłożyła głowę do jego piersi. Objął ją, przytulił.

– Chodźmy… – Odezwała się po chwili. – Pewno zgłodniałeś, nieopodal jest barek.

– Nie. Dziękuję. Jadłem coś przed odlotem. Więc całkiem niedawno…

Mocno chwyciła go za ramię. Pozwolił się prowadzić do wyjścia. Potem wsiedli do taksówki.

– Ile mamy czasu? – Spytała, gdy podczas zakrętu zarzuciło autem i gdy on, niby przypadkowo, musnął wtedy ustami po jej włosach.

– O dziewiątej wieczór przyjedzie po mnie samochód z Kombornii, gdzie jutro rano, w dworku, mam spotkanie autorskie z czytelnikami, z którymi potem spędzę wspólnego „Sylwestra”.

Przytuliła się do ramienia mężczyzny i z przyjemnością wdychała zapach jego perfum.

– Nie traćmy czasu! – rzekła, gdy wręczył już kierowcy pieniądze i wyjaśnił, gdzie dostarczyć walizkę. Potem już tylko powiedziała krótko: – Chodź, pokażę ci Rzeszów.

Niezapomniany dzień. Niezwykły. Z nią. Obok niej… Herbaciarnia „Królestwo Bez Kresu”, „Park jedności” – spacer alejką wzdłuż fontann. Potem dorożka. Wtuleni w siebie na tylnej kanapie „wędrują” małymi uliczkami… A wokół nich – zima. Śnieg na drzewach. Jej uśmiech… Chętnie i często się uśmiecha… Do niego. On to uwielbia. Pierwszy gorący uścisk, pierwszy spontaniczny pocałunek na kanapie dorożki…

A potem już tylko „Little Paradise” – przytulny hotelowy pokoik u „Fryderyka”. Spryciarz! Przewidział wszystko… Jego usta stają się natarczywe. Pobudzają krew. Mistrz dłoni i języka jak rasowy rzeźbiarz przydaje kształt niepowtarzalnej rzeźbie. Cyzeluje dzieło formując je z jej skrawków duszy i ciała. Jego gorące pocałunki studiując każdą ciała komóreczkę, pozwalają jej, wciąż zalęknionej dziewczynie, zapomnieć o wszystkim. O całym świecie.

I zapomina…

Bo ona… Ona chce być teraz tylko jego – chce dzielić z nim jego pasję. To takie naturalne! Nigdy wcześniej nie przypuszczała, że aż tak… Jej ciało budzi się przy nim z zimowego snu, ożywa, rozkwita dla niego. Jej dłonie i usta budzą się dla jego dłoni, ust i jego duszy… Magiczne chwile. Ekscytujące połączenia. Odurzająca jedność. Unisono. Jeden kłębek. Ich ciała – rozmawiają ze sobą, przekomarzają się. Ich pocałunki – parzą. Ich serca – śpiewają.

Słońce szybko zaszło za horyzont. Za oknem jasne światła rozświetliły ulice.

– Nie będę potrafiła bez ciebie żyć – powiedziała cicho, mocniej tuląc się do jego piersi.

Bawił się kosmykami jej włosów. Podniósł na chwilę głowę, dotknął wargami jej czoła.

– Za kilka dni znów do ciebie przyjadę.

Gwałtownie oparła głowę na łokciu i z zachwytem patrzyła na uśmiechniętą, ale i na jakże troskliwą twarz swego ukochanego mężczyzny.

– Mówisz serio?

– Chodź, przytul się do mnie. Mamy jeszcze pięć minutek. Szkoda je tracić.

Wzięła jego dłoń między własne dłonie, przytknęła do swych ust, delikatnie musnęła wargami…


– …Szanowni państwo. Wylądowaliśmy na lotnisku Rzeszów-Jasionka. Za oknami minus dwa stopnie…

Pierwsze słowa kapitana samolotu wyłowił jeszcze podczas drzemki. Po krótkiej chwili już się dobudził całkowicie. Wyjrzał przez okienko iluminatora. Wszędzie było biało. Płatki śniegu powoli opadając na płytę lotniska pokrywały ją miękkim, białym, puszystym kocykiem.

Na lotnisku, jak zawsze w ostatnie dni odchodzącego starego roku, było głośno i tłoczno. Pasażerowie – zwyczajni podróżnicy – w pośpiechu odbierali swoje bagaże i opuszczali chwilowe schronienie. Mężczyzna zdjął z transportera walizkę, postawił pionowo na kółkach, chwycił za rączkę i ruszył do bramki. Dyskretnym spojrzeniem przeszył grupę oczekujących przy wyjściu ludzi, ale… jej wśród nich nie było. Spuścił oczy, ruszył w kierunku postoju taxi.

Przystał na propozycję jednego z taksówkarzy, którzy jeszcze przed postojem zaczepiali pasażerów oferując usługę. Uzgodnili cenę. Otwierając drzwiczki od taksówki instynktownie na chwilę zatrzymał się, znieruchomiał. Wyraźnie poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Dyskretnie odwrócił głowę, aby zobaczyć, czyje? Ale nie dostrzegł nikogo. Wsiadł do kabiny. Wolno trzasnął za sobą drzwiczkami.

Widziała, jak wsiadał do taksówki. Jak szofer wkładał do bagażnika jego walizkę. Widziała, jak taksówka ruszała z miejsca.

„Tak będzie lepiej… Lepiej…”

A jutro Sylwester. Razem z chorym mężem i z ich małym dzieckiem spędzą go przy domowej choince. I telewizorze.


  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Bardzo ciekawa i niezwykle barwna oraz realistyczna opowieść.
Moim zdaniem w pierwszym zdaniu brakuje słowo "samolotu". Ale to drobiazg. Natomiast razi mnie specyficzna maniera stawiania myślników tam, gdzie niepotrzebne są żadne znaki przestankowe, a szczególnie tak silne jak myślniki. Mam na uwadze: - Nowy Rok, - i już, - i oto, - na lotnisku, - rozmawiają, - śpiewają. Niepotrzebnie sylwester pisany jest wielką literą i w dodatku brany w cudzysłowy (dwukrotnie). Niepotrzebne też cudzysłowy przy słowach: mrowiska, wędrują. Brakuje przecinków przed: formując, pokrywały ją, oferując, instynktownie.
avatar
Opowiadanie albo część jakiejś fabuły ciekawe i chętnie się czyta,ale język jest niespójny,brakuje wiel wodniesieniu do sytuacji,zdania są urywane,jak mówi janko-myślnikami,przerywnikami zupełnie niepotrzebnymi.Myślnik wstawiamy tylko pod warunkiem podkreślenia tego,co bohater pomyślał,powiedział,więc przed tymi słowami.Inaczej jest to dialog.Wielkie braki dostrzegam od strony technicznej.Ale przy odrobinie albo dużej chęci można z siebie wykrzesać dduużo więcej.Czego życzę serdecznie.WIEM Z DOŚWIADCZENIA.
avatar
DODAM-pisarz wbrew pozorom cięzko haruje.
avatar
Dziękuję obu Panom za słuszne uwagi. Szczególnie te na temat myślników. obiecuję na przyszłość bardziej wstrzemięźliwie nimi gospodarzyć :-)
© 2010-2016 by Creative Media