Go to commentsPisarka - wstęp
Text 5 of 19 from volume: Prozaicznie
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2017-02-05
Linguistic correctness
Text quality
Views2079

Kiedyś bez tego nie mogła żyć... Potem mogła już tylko istnieć, jak istnieją w gąszczach leśnych przypadkowo zawieszone pajęczyny. Ukradkiem poruszać się, przyjmując opór powietrza, oddychać bez pewności czy za chwilę nie zostanie przerwana silnym ramieniem grzybiarza; wystawiać się na słońce, bez pewności czy rzeczywiście świeci dla ciebie. Potem była pajęczyną, w którą wbijały się wszystkie muchy z zagajnika. Zagarniała je i przechowywała, żeby nocą mógł je pożreć władca. Mogła je tylko przygotować na śmierć, oswoić z myślą, że tak wypełnia się ich przeznaczenie. A sama? Mogła stać się niewidzialną i odejść w najbardziej odpowiednim czasie.

Zawsze wiedziała, że to powołanie kiedyś ją zabije. I nie myliła się. Niebezpieczeństwo jej profesji podstępnie ukryło się wśród książek. Krążyło po jej domu, wychodziło na spacery, czasem zapuszczało się w odległe przestrzenie niezbadane, niedotknięte jej ręką, niezatrzymane wzrokiem, nieopisane słowem. Ale wracało do niej, zataczając coraz większe kręgi i wciągając w siebie więcej i więcej istnień. O wszystkim wiedziała! Nie zdążyła go zneutralizować, żeby innym nie zrobiło przykrości, żeby niepostrzeżenie nie przeszło na kolejną ofiarę. Teraz stało spokojnie blisko jej trumny i przyglądało się wszystkim żałobnikom.

Ciekawie było patrzeć na ich miny. Wielu miało wzrok utkwiony w suficie kościoła, ale nie z powodu pięknych malowideł czy kolorowych witraży w oknach, tych nie dostrzegał żaden obserwator, bo ich po prostu fizycznie nie było. Ale zadarte głowy nie przestawały się zadzierać... Większość wbijała wzrok w podłogę, czasami zatrzymywała go na chwilę na celebransie a potem na zdjęciu kobiety wpatrującej się w każdego bez względu na kąt nachylenia, odległość czy wcześniejsze relacje.

Trumna była zwyczajna, wyglądała, jakby ktoś przed chwilą zbił ją z różnych desek; miały sęki i były niedokładnie wyheblowane, nawet matowy impregnat nie ujednolicił linii kiedyś żyjących tam drzew. Przy trumnie nie leżały kwiaty, nikt nie trzymał ich obok siebie, nie leżały przed wejściem do kościoła ani przy wymurowanej wczoraj piwniczce grobu. Taka była wola nieboszczki! A jej wola była święta dla wysoczan. Ciekawskich, którzy zdążyli już zajrzeć już do grobu, zdziwiło, że zamontowano w nim od strony kaplicy – rodzaj drewnianej półki, chyba z tych samych desek, z których zbito trumnę. Już nawet spekulowali, czemu to miało służyć?

Ksiądz też miał niezły orzech do zgryzienia. Musiał wygłosić mowę pogrzebową na wysokim poziomie językowym i literackim; większość bowiem z zadzierających głowę żałobników co jakiś czas spoglądało na kaznodzieję, jakby natychmiastowo wydając opinię o tym, co mówił i jak. Bo od kiedy w Wysokiej zamieszkała beneficjentka dzisiejszego dnia, wielu zaczęło interesować się literaturą. Nikt nie kasłał, nie chrząkał, nie chlipał. Za trumną też nikt nie siedział – stały tylko dwa puste krzesła. Kościelny, ulegając plotkom, ustawił je w sytuacji awaryjnej, gdyby... Gdyby co? Jak mógł dopuścić myśl, że jednak przyjedzie! Nie po tym wszystkim, co się stało!

Po lewej stronie kościoła pod filarem stał młody mężczyzna. Głowę ukrył w kołnierzu płaszcza tak, że tylko widać było jego oczy utkwione w zdjęciu uśmiechniętej kobiety. Mocno ściskał jakieś zawiniątko. Inni też trzymali w dłoniach podobne przedmioty. Przekładali je z ręki do ręki. Sprawiali wrażenie zakłopotanych z powodu niemożliwości ich odłożenia. Ksiądz niskim głosem przeciągnął jedno zdanie po głębokiej tonacji dostępnej dla jego narządu głosowego:

- Odeszła do Pana nasza Pisarka! - Wyraźnie zaakcentował słowo nasza, co natychmiast zauważyła publiczność. Można się było spodziewać, że będzie mówił o wspólnocie, o parafii, o dzieleniu się dobrem, o odpowiedzialności, jak bywało na pogrzebach ważnych osobistości z Rawy, na które często zapraszali go potrzebujący wrażeń użytkownicy mowy raczej potocznej. W Wysokiej jeszcze nie umarł żaden prominent, poza tym - teraz... Przyszedł więc czas na pokazanie swego mistrzostwa. Pauza trwała jednak dłużej niż zwykle, w trakcie której Ksiądz otworzył kopertę i wyciągnął z niej kartkę.

- Umarłam... - zaczął czytać. - Nie ma, co do tego żadnych wątpliwości. Leżę w trumnie i jest mi wszystko jedno, czas już nie płynie dla mnie. To wy się śpieszycie, ciągle jednak zależy mi na waszym zdaniu, dlatego będę się streszczać. Dziękuję za to, że mogłam żyć pośród was. Było to najważniejsze moje doświadczenie. No może poza tym, które nazywam moją wielką przygodą. Nauczyłam się od was pokory, odpowiedzialności, przewidywania i wiary w słowa. Codziennie zdawałam przed wami egzamin, bo wymyśliliście sobie, że jestem literackim autorytetem, że się znam i że muszę wiedzieć... Zmuszaliście mnie do bycia człowiekiem, jakim nie chciałam być! Już rozumiecie?! Nie mogłam być waszą pisarką! Nie mogłam napisać książki o was ani dla was, dlatego grałam z wami tym, co sama znalazłam w moich lekturach. Wybaczcie, że nie stanęłam na wysokości zadania, było ponad moje siły. Nie można uwieczniać czegoś, co jest nietrwałe i niepewne. Pozostawiam was z myślą o waszej wątpliwej wartości – wiem, to niełatwe, ale niech każdy spojrzy głęboko w siebie i odpowie, czy na pewno jest wart literackiego portretu? Bądźcie szczęśliwi i wybaczcie mi, że nie było mnie stać na szczerość za życia. Wasza Pisarka.

Ksiądz przewrócił kartkę na drugą stronę, lecz nie znalazł tam żadnych słów. Natychmiast dało się zauważyć, że nie kryje rozczarowania, że to już koniec. Miał bowiem cichą nadzieję, że nie będzie musiał wygłaszać mowy pogrzebowej. Co prawda znał zmarłą dobrze, mógł na jej temat coś powiedzieć, ale nie był pewien, czy nie minie się z opinią wiernych, którzy mieli raczej podzielone zdanie na temat nieboszczki.

- A więc odeszła nasza Pisarka! - powtórzył. - Nie wszystko w jej życiu mogło się nam podobać, ale spróbujmy spojrzeć na nią i jej życie z wdzięcznością. Zawsze mówiła, że słowa są ważne, bo nazywają wszystko co, znamy. Uważała też, że poza słowami nie ma już nic, tylko kilka uczuć, które nie wszyscy rozpoznają. Kłóciłem się z nią, bo jestem zdania, że mamy jeszcze wiarę, że mamy Boga, któremu zawsze powinniśmy ufać... Była z wiarą trochę na bakier... - ksiądz wyczuł, że wchodzi na grząski grunt i szybko się wycofał: - Ale skupmy się na jej słowach, na tych, które wypowiedziała do nas za życia i tych, które napisała na okoliczność pogrzebu. Nie często się zdarza, by ktoś pisze list pożegnalny do kogoś spoza rodziny czy przyjaciół. Ona napisała do nas – wszystkich! Za to powinniśmy jej podziękować…

W tej chwili dało się słyszeć niepewne klaśnięcie w dłonie, potem drugie, trzecie. Ludzie popatrzyli po sobie i po sekundzie już wszyscy śmielej uderzali w dłonie, dając dowód swej aprobaty dla usłyszanych przed chwilą słów. Ksiądz zamilkł i także dołączył do świeckiej tradycji aplauzu. Wydawało się, że kaznodzieja całkowicie zostawił żałobnikom rozważanie na temat umarłej. Brawa rozlegały się jeszcze przez chwilę, uderzając o mury pięćsetletniego kościoła, który niejedno pamiętał, ale oklasków - nie.

Nikt już nie unosił głowy, by zobaczyć „coś” pod sufitem. Trumnę wynoszono powoli z kościoła. Ludzie zebrali się w kondukt i ruszyli powolnym krokiem. Nie było słychać żadnej pogrzebowej muzyki ani śpiewów. Żałobnicy szli w milczeniu, spoglądając na siebie niepewnym wzrokiem. Cmentarz znajdował się niedaleko, położony u podnóża sporego - jak na tę szerokość geograficzną wzgórza, które raptownie opadało w dół i tworzyło rodzaj doliny, jak kolebki mającej na zawsze uśpić swoich mieszkańców. Wszędzie zieleniła się trawa, bo grobów nie było wcale dużo. Miało się niemal wrażenie, że to łąka i park a nie miejsce wiecznego spoczynku.

Kiedy trumnę ustawiono nad grobem, dało się słyszeć pojedyncze pomruki zdziwienia. Wszystkie pochodziły od osób stojących nad obmurowaną dziurą w ziemi, która za chwilę miała stać się grobem Pisarki. Ksiądz dokończył swoich ceremonii, uchylił biretu i szybkim krokiem oddalił się w kierunku bramy.

Zanim jednak trumna znalazła się w grobie, niektórzy żałobnicy zwrócili się w kierunku asysty i zaczęli podawać jakieś pakunki. Mężczyźni w czarnych pelerynach bez słowa wydobywali z papierów, torebek i reklamówek różne książki, notesy i zeszyty, układając niewielki stosik. Wyglądał trochę jak archiwum czy biblioteczka. Młody mężczyzna też podszedł do grabarzy i chwilę szeptał z jednym z nich.

Na pewno! Taka była jej wola! - zakończył nagłą interwencję w przebieg pochówku.

Za chwilę zebrane podarunki znalazły się na ziemi tuż obok jeszcze pustego grobu. Grabarz podrzucił kilka rozsypanych kartek, wyciągnął zapałki i podpalił. Na twarzach zebranych wymalował się smutek i rozczarowanie. Widocznie liczyli na inny przebieg zdarzeń. Ktoś chwalił się jeszcze przed kościołem, że jego opowieść na pewno się nadaje. Inny próbował wydobyć z ogniska przed chwilą ofiarowany dar, ale było za późno. Młody mężczyzna podszedł do trumny. Z kieszeni wyciągnął pakunek, rozwinął go i wydobył zeń książkę. Drżącymi rękami ułożył ją na trumnie. Zapanowała całkowita cisza. Miało się wrażenie, że świat stanął w miejscu.

- Moja matka już dawno przestała się liczyć w moim życiu - zaczął mówić nieznajomy. - Opuściłem ją dla sławy, pieniędzy, dla bycia sobą. Zażądała ode mnie rzeczy niemożliwej. Chciała, żebym był taki jak ona. Żebym pisał książki. Żebym pisał jej książki. Nie mogłem spełnić tego życzenia. Co innego było dla mnie ważne...

  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Jakbym zobaczyła siebie :-) Teraz i po swojej śmierci :-) Ale bez testamentu :-D

"Fajnie" napisane :-)))

Serdecznie :)))
avatar
Te Poetki/ci Literaci... Genialny, światowej klasy satyryk, Nikołaj Wasiliewicz Gogol, spalił wiele nieopublikowanych swoich arcy-dzieł (co wiemy "z resztek resztek" ocalonych Jego listów)... Zmarł bez grosza przy duszy :(
avatar
Pozostaję pod wielkim wrażeniem, zarówno atmosfery, jak i treści.
© 2010-2016 by Creative Media