Author | |
Genre | nonfiction |
Form | prose |
Date added | 2017-03-05 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2403 |
Odkąd zamieszkałam w G., łatwiej mi znaleźć korepetycje, niestety, dziwacznym zbiegiem absurdalnych okoliczności tylko... z matematyki.
Los zrządził. że moim pierwszym matematycznym uczniem zostaje sześcioklasista Michał, z którym miałam taką niepisaną umowę, że będzie u mnie odrabiał swoje trudne lekcje w zamian za codzienne dalekie spacery z moją Mądrusią. Nigdy tego z psiną co prawda nie robił, ale był przemiłym chłopcem, i nawet nawiązaliśmy z jego rodzicami serdeczny kontakt.
Michał przychodził czasami tylko ot tak, posiedzieć sobie ze mną, coś pojeść, wytarzać się z kundelkiem pod stołem, pograć w warcaby albo w zbijanie statków na prawdziwych panelach z wyświetlaczami trafień i sygnałami S.O.S., kiedy to zwykle tylko mój, niestety, kolejny okręt szedł biedny na dno i całkiem bez ratunku. Wysyłaliśmy też do siebie różne wesołe mmsy, no, i Michał również pasjami pogrywał sobie na grach komputerowych na moim pececie. W weekendy wybieraliśmy się na naszych kolarzówkach (on) i damkach (ja) do Mescherin czy do Gartz, żeby bliżej poznawać naszych za miedzą sąsiadów-Niemców w tej praktyce i na własnej skórze. Tak po prawdzie, więcej było w tym babko-wnuczkarskich naszych zabaw niż jakiejś poważnej matematyki.
Po roku tych *korepetycji* rodzice Michała wyprowadzili się któregoś dnia do swoich mężatych córek do Germanii aż het! pod holenderską granicę, i nasze kontakty siłą ciążenia urwały się.
Jakież było moje zdumienie, kiedy któregoś grudniowego wieczoru odwiedził mnie wielki jak brzoza, wąsaty... Michał z ogromną jak cegła czekoladą i prezentem, mówiąc, że przychodzi prosto z podróży złożyć mi świąteczne życzenia i sprawdzić, jak tam nasza Mądrusia...
- Michał, Panie święty na wysokościach! Kochany! Aleś mi sprawił piękną niespodziewankę! Siadaj, a ja ci już lecę zrobić to twoje ulubione kakao - i szybko opowiadaj, gdzieś się to podziewał taki szmat czasu!
No, i pośród dzikich tych zabaw z psiną i wśród radosnego jej szczeku usłyszałam zdumiewającą historię o tym, jakie to oszałamiające sukcesy matematyczne w dalekim niemieckim gimnazjum odnosił przez te ostatnie lata... właśnie on?? dzięki tym naszym *korepetycjom*?? Koń by się uśmiał z tych przechwałek kochanego Michała-zucha!
Aliści tego samego dnia jeszcze zadzwoniła do mnie jego mama - z którą jeszcze w G. wcześniej też przecież smsowałam w sprawie różnych matematycznych Michała zadań (gdy jemu nie chciało się w taaaki deszcz do mnie lecieć zimą w tych sakramenckich ciemnościach samemu przez całe to strasznie straszne nasze miasto) - teraz zadzwoniła... i też zaczęła bredzić o wielkiej syna matematycznej furorze w nowej niemieckiej przy granicy z Holandią Michała szkole...
Cuda i dziwy... Bezsprzecznie, był to niegłupi chłopak, miał spory potencjał i łatwo chwytał wszystko w lot, ale żeby był z niego aż tak wybitny cudotwórca tych dywanów Sierpińskiego?? Koń by się uśmiał :)
Jednak skutek finalny tej niebywałej wręcz historii był taki, że w całym G. z bezrobotnego rusycysty zostałam okrzyczana renomowanym matematykiem - no, koń by się uśmiał! - i zgłaszali się do mnie na te matematyczne korepetycje nie tylko drobni uczniowie podstawówki, ale nawet maturzyści!