Author | |
Genre | prose poetry |
Form | prose |
Date added | 2017-03-30 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1713 |
Tak powiedziałam do ziomka tuż nad ranem.
Siedzieliśmy jak zwykle niedaleko burdelu, wschodziło słońce, nawaleni w cztery dupy jak skurwysyn. Szambo wybijało, aż rzygać się chciało. I nic kurwa nam nie przychodziło do głowy. Rzygi i tak okropny smród naszego potu po denaturatowej libacji. Kaka bo tak ją nazwaliśmy dawała dupy każdemu. Kiedy zaczynam spisywać ten parchaty stan mojej psychiki i życia naprawdę nie czuje się dobrze. Nie mam ani grosza przy dupie i chyba jakaś podłość i brak szczęścia coraz bardziej i mocno mnie upodla jak jakiegoś pierdolonego psa. Skurwiałe to życie, ja się tak mocno skurwiłem i tak faktycznie pozostała mi jedynie Kaka. Poznałem ją kilkanaście lat temu wtedy ona zaczynała się puszczać, a mi się całkiem nieźle powodziło, miałem pracę, rodzinę, przyjaciół. Nie spostrzegłem się a minęło kilka lat, chwila moment i jestem w czarnej pieprzonej dupie. Uwędzony jak chuj.
Kurwa jak ode mnie jebie, w końcu poczułem ten zapach zmieszany przepoconych ubrań z alkoholem. Zauważyłem to kiedy mi mała dziewczynka na ulicy powiedziała, a nie bezpośrednio tylko szła ze swoją matką tak szybko jakby mijała trędowatego. I to właśnie wtedy sobie przypomniałem o swojej córeczce. Ona ma chyba piętnaście lat, straciłem z nią kontakt. Już nie ma powrotu dla mnie.
W pobliskim burdelu dziwki szły spać po pracy i ja też chciałem jedynie zasnąć.
Tak cholernie jestem rozpierdolony.
ratings: perfect / excellent
W fazie pierś ssącego dziecka
Zawsze taka jest zdradziecka,
Że do grobu żyjesz na wózeczkach.