Go to commentsMajorka. Corridy akt drugi trwa
Text 12 of 23 from volume: Listy do Pawła. Palma de Mallorca
Author
Genrenonfiction
Formprose
Date added2017-04-02
Linguistic correctness
Text quality
Views2374

Palma de Mallorca` 3.11.2006 r.


Tuż obok naszych bloków, dosłownie nam na oczach i uszach, rozciąga się potężny plac budowy, na którym dzień i noc trwa opętany wyścig z czasem, bo obiekt - jakieś ogromne (w środku miasta?) Centrum Sportu i Rekreacji - musi być oddany do użytku już *na wczoraj*, do końca... roku (?! mamy początek listopada). A tymczasem ja z okien sypialni maluchów i z naszej kuchni widzę (i słyszę!) jedynie jakiś gigantyczny, w zaczątkach dopiero, mozolnie rosnący, w nocy oślepiająco iluminowany szkielet ni to wielkiej rotundy, ni to stadionu czy tego głównego korpusu, dookoła którego uwija się kilka wysokich do nieba żurawi; setki wszędzie krążących ciężarówek, betoniarek i wywrotek... plus góry gór tysiąca detali: góry-rury, kable-góry, góry żwiru, góry stali! Masakra! Spychacze jeżdżą tam i z powrotem; beton leją non-stop wprost z kolejno podjeżdżających betoniarek, robotnicy w kaskach (UPAŁY!) stukają, spawają, piłują, świdrują - hałas sakramencki piekielny na okrągło, 24 h/dobę - a w oknach sypialni dzieciaków jak wszędzie tylko te pojedyncze szyby! i wszystko to, cały ten nieludzki pieprznik za ścianą masz na swojej głowie dzień po dniu!


I jak tu usypiać malutkie, rozdrażnione brakiem snu dzieciątko?! Marijka wieczorami wcale nie może zasnąć, bo cisza i poczucie bezpieczeństwa są warunkiem sine qua non, by w ogóle mogła to zrobić! Płacze rozdzierająco do północy każdego dnia! Maktar, strudzony całodzienną własną ruchliwością, zasypia, gdzie stoi, kamiennym snem, a ona... Czy nie można tej ich sypialni przenieść np. na drugą stronę mieszkania, do tego pokoju tv?? Do np. tego szumnego z nazwy *gabinetu*, w którym sterty zabawek i jakichś piętrami klamotów plus ten komputer - i cudowna martwa cisza?


Matka prawie wcale niemowlęciem swoim się nie zajmuje. Jak wraca do domu późnym wieczorem po wielu godzinach nieobecności - do pracy nie chodzi, bo ma urlop macierzyński, więc cóż przez taki szmat czasu porabia?! - po powrocie wyrazy przywiązania okazuje jedynie... synkowi. Córeczka jej nie interesuje kompletnie. Mleczko i popicie robię dla małej ja, kąpię ją, karmię, przewijam, z nią chodzę na spacerki (byle najdalej od tej przeklętej budowy!) i zamiast za tą płatną bezpłatną, jak się okazuje, nianię - robię tutaj... za mamunię??


To mega dramat malusiej 2-miesięcznej, ślicznej i mądrej dziewczynki :( Tak! Bardzo mądrej! Dziecko jest MĄDRE już w matczynym łonie i wiele rozumie, chociaż dla własnej wygody uznajemy, że *jes gupie i nic nie słyszy*. SŁYSZY! I wszystkim WSZYSTKIM, także tym, co obok mówimy,  jak ta skorupka, nasiąka...


Zmiana jakby tematu: nasza ul. General Riera jest jedną z kilku głównych osi miasta. Wszystkie one zbiegają się nad zatoką na południu. Plan Palmy przypomina wachlarz, na północy oparty tą dłuższą swoją krawędzią o pobliskie góry, drugą, tą węższą - o zatokę. Samochodów, warczących od świtu do świtu, zatrzęsienie. Permanentny brak garaży i parkowanie pod chmurką wszędzie, gdzie się da i nie da - to kolejna zmora tego miejsca na Ziemi. Tysiące motocykli, skuterów, pojazdów na 2 i na 4 koła; warkot, szum i jazgot od wschodu do wschodu słońca - i jak tu wychować nieznerwicowane pokolenia??


Psy szczekają, cykady rzępolą, komar bzyka, ryba milczy, morze tłucze falami o cierpliwy brzeg - oto naturalne, błogosławione dźwięki, zrozumiałe dla uszu każdego dziecięcia. Reszta tego dzisiejszego harmideru jest ponad ich tycią wytrzymałość!


Nienawidzę wielkich miast, chociaż nijak nie można się bez nich obejść, bo to Mekki i Paryże wszelakiej w rozkwicie kultury. Na wsi stagnacja i trwanie/zamieranie - w miastach wre ludzka kreacja, pomysłowość, dynamizm. Ale to wołanie śp. Jonasza Kofty *Pamiętajcie o ogrodach...* ma przecież szerszy ponadczasowy sens, bo ten coraz bardziej wirtualny świat naszych wielkich odczłowieczających megapolis - to w końcu nasza pułapka-samołówka! Kiedyś złapiemy się za swój własny ogon...

  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Stukają plują świdrują
Hałas piekielny cholerny
Na dzień na dobę wiecznie robione

A potem skuter auto rykiem woła
Że ma dwa lub cztery koła
Od wschodu do zachodu słońca

Hałas w Sopocie i dupa
avatar
Taaaaaak. Zaczynamy naprawdę tęsknić za wilkami.
© 2010-2016 by Creative Media