Author | |
Genre | nonfiction |
Form | prose |
Date added | 2017-04-11 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 3193 |
Na wyświetlaczu czytam kolejno: 23.11.2006, h. 18:00, temp. (w cieniu!) 19 gr. C.
Potężny, imponujący stadion...(olimpijski? - na jaki mi wygląda... tylko kiedy... na Majorce?? odbyła się tu jakaś olimpiada? ja nie kibic, ale musiałabym chyba tak ogólnoświatowe wydarzenie przecież zapamiętać) - ogromny, jakiego u nas ze świecą próżno szukać, stadion Son Moix, już za północną obwodnicą Via de Cintura, od dawien dawna - od tej olimpiady 20? 40? lat temu - świeci dzikimi pustkami, tą nieprzebytą makią, dziką pinią i śmieciowiskiem dzikim przesłonięty. Potężna, przytłaczająca, pod same chmury (których od 2 miesięcy nie widzę) ultranowoczesna budowla, całe pociągi nieskończone cementu, żelastwa, stali, rur nie rur, kabli, szyb nie szyb, siedzeń, sprzętu wszelakiego sportowego i tej trawy-murawy-tartanu itd. wydźwignięto na wysokość trybun kilkunastu kondygnacji po to... by dzisiaj to popadało na amen i bez żadnej apelacji w taką rujnację?! Tuż obok supernowa kilkupasmowa ogromna bieżnia, na profilowanych łukach nachylona pod kątem, umożliwiającym niewypadnięcie w tym pędzie na wirażach z wielkiego tego impetu... Może to jakiś welodrom? Ja nie znawca, ale tylko to mi przychodzi na myśl...
Gdyby nie jacyś dwaj samotni na nim amatorzy truchtania, zagubieni, jak te muchy, w tej przestrzeni, i ci też spoceni, sporadyczni, mnie mijający samotni długodystansowcy, pies z kulawą nogą by tu nie zajrzał. Miliony kubików sportowych inwestycji, gdzie ta w tłuszcz rosnąca młodzież i ci tej młodzieży zapasieni mentorzy i duchowi przewodnicy mogliby uprawiać jakąś własną aktywność fizyczną i coś robić z tym swoim pogubieniem i powalającą nudą żywota swego, amen - i komu to wszystko? po co? i na co??
Obiekt monumentalny na głucho zamknięty, chociaż świetne te bramy okazałe na oścież rozwalone! Brak w narodzie jakiejkolwiek kultury fizycznej - z naciskiem na słowa *kultura fizyczna*. Gigantyczna inwestycja Son Moix - to, jak widzimy gołym byle jakim okiem, inwestycja jednorazowego użytku; wielki ludzki wysiłek i wielki finansowy mega wydatek - w błoto! i niech się już jutro w proch i ten pył obrócą!
Nasz stołeczny *Stadion X-lecia* chociaż tyle dobrego do sportu polskiego był wniósł, że przez te 10-lecia można było na nim, ruszywszy swój tłusty tyłek i łażąc po nim od straganu do straganu - tzw. chodziarstwo uprawiając - można było na nim nie tylko *radomskie* i te *sporty* kupować dla zdrowia tego :)
O, ludzka beztroska bezmyślności - ty piramido Cheopsa głupoty naszej wszędzie na tym ziemskim padole dnia powszedniego!
I kto sfinansował te piramidy sportowe czyjejś mega beztroskiej głupoty??
Wracając *do domu* skrzętnie spisałam mijane po obu stronach kolejnych, na południe mnie wiodących ulic nazwy firm-rekinów z miejscowego Wall Street, a jest ich w tej konkurencji na sąsiednich przecznicach jeszcze dużo więcej. Oto pierwsze z brzegu: Sa Nostra, Banca March, La Caixa, Banco de Credito Balear, Telebanco, Deutsche Bank (no, przecież!), Caixa Galicia, Caixa Catalunya, Banco Gallego, Bancaixa - i wiele z nich czasami tak wygląda, jak ta jakaś psia nędza i speluna jakaś. Na każdym nieledwie tutejszym rogu musowo dzień w dzień czyha, jak ten cierpliwy pająk, jakiś *bankier*, co pasy drze z tej ubogiej najczęściej klienteli swojej, jakiś lombard czy te spod warsiawy naszej rodem inne miejscowe skoki na boki.
Żeby się byznes rozkręcał (i rozkręcał!) - trzeba kredytów, inaczej Ziemia i te inwestycje przestaną się kręcić!
Wobec czego tym, co cienko przędą, proponuję, zamiast do tych rekinów, chodzić na kasztany; wyjdzie i taniej, i bardziej zdrowo, bo bezstresowo.
A piecze się je - te kasztany - w przygodnych, naprędce skleconych budach, w 5 minut rozstawionych a to na chodniku, a to na placyku (i gdzie tu jakiś sanepid? w czym te ręce i produkt finalny wcześniej umyte?). Kilogram tego specyjału kosztuje... 12 euro?? Wszystko na wyspie droższe 3-4 razy niż u nas. Co mógłby na Majorce kupić za swoją nauczycielską kusą emeryturkę średni, jak ja szary, Polak?
Kończy mi się brulion, a od dawna nie mam już ani centyma. Już dwa miesiące czekam na swoją tak gorliwie w kraju gwarantowaną niani wypłatę. Resztę chyba dopowiemy sobie, jak się, Pawełku, spotkamy :)