Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2017-05-13 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 3510 |
Świeżutka wciąż jeszcze, jak ta chrupiąca bułeczka, powieść Patrycji Pustkowiak *Nocne zwierzęta*, wydana w 2013 r. *odrażająca i zabawna oraz serio polecana debiutancka powieść alkoholowa z kobietą w roli głównej* - ani odrażająca, ani tym bardziej zabawna?? wcale nie jest, mimo najszczerszych chęci Czytelnika, by ją tak właśnie wedle sugestii recenzentki, Justyny Bargielskiej, postrzegać. Odrażająca?? a już zabawna?! - jakim-żeż to sposobem?! TAKĄ ta książka w naszej polskiej percepcji być nie może chociażby z tej prostej przyczyny, że my-Polacy wszyscy aż do upojenia kochamy nie tylko Ojczyznę - patrz w biało-czerwonych barwach słynny podskakiwany radosny refren *Kocham Cię (3x), Polsko!* Sercem całym kochamy też tej Polski wizytówkę - tę w złowrogiej scenerii, jak się już po kilku akapitach lektury okazuje, wiecznie zaćpaną, naprutą i w nocnego trupa zalaną... Warszawę??
Za plecami odlecianej w oparach nie tylko alkoholu bohaterki powieści, Tamary Mortus - nie Wandy, co nie chciała Niemca, a Tamary - księżniczki burgunda?? tego białoczerwonego wina?? (z łacińskiego mortus, mortale - to śmierci deathale) - w tle za jej pijanymi plecami widzimy... naszą dumę i chlubę, miłość naszą wierną po grób, naszą nadwiślańską - krew z krwi i kość z kości! - Stolicę?? Cóż to jednak za dantejski obraz!
Pamiętacie Artura Oppmana magiczną Warszawę? Albo Warszawę kochanej Gieniuchny Wiecha? Warszawę *Lalki* Prusa? Canaletta? *Kolumbów*? Szemranego barda i piewcy Czerniakowa, więźnia Auschwitz - Warszawę Grzesiuka? Gierymskich? Ordonki? Bartoszewskiego? Szpilmana? (wymieniam losowo, poza chronologią i alfabetem)?? Gdzie się podziały nostalgiczny czar i Prometejski lot uświęconego historią i przelaną krwią - przecież nienadaremnie?? - podźwigniętego z popiołów wysiłkiem całego narodu naszego Wiecznego Miasta?!!
*... jest jak ciemne płótno upstrzone kilkoma jasnymi plamkami - światłami wież kontrolnych, zagubionych samochodów i szyldów sklepowych. W witrynach odbijają się twarze pojedynczych przechodniów. (...) najpierw tylko majaczy przed oczami, a wraz z upływem minut tężeje i przybiera kształt poszczególnych budynków, ulic i murów Stare Miasto. (...) Jego kontury wypełniają się, powstaje wyraźny odpychający kształt. Strup miasta. (...) Wkoło migoczą zapalone okna pubów, wabią przechodniów jak syreny zabłąkanych żeglarzy.*
Gdzie jakiś Teatr Wielki? Gdzie cień Powązek z grobami zasłużonych wielkich Polaków? Gdzie szeroki oddech królewskich Łazienek? Te karuzele na Bielanach co niedziela? Wielki Stadion Narodowy? Duma Europy - Politechnika Warszawska? Te krwią unieśmiertelnione Palmiry? Cud zawsze otwartego na wszystkie kraje demo i nie demo Okęcia? Gdzie futurystyczno-nowojorskie, tak cieszące oko z prowincji *drapacze chmur* i Most ten Wiszący??
Warszawa naszej nawalonej Tamary nie ma żadnych konkretnych punktów orientacyjnych ani adresów; jest równie anonimowa, jak wszystkie konurbacje współczesnego świata - tej naszej pozbawionej wszelkich rysów indywidualnych globalnej wioski.
Młoda niegłupia kobieta, reprezentantka nowego pokolenia nie szuka w tej wiosce żadnych korzeni, nie scala się z tradycją, nie łączy z przeszłością, ni z teraźniejszością (że o jakiejś przyszłości zapomnij!); nie kojarzy się z żadnym trendem ni spędem, z nikim i z niczym: Warszawa - ta dawniej Mekka wszystkich Polaków - dla niej jest przestrzenią znakowaną jedynie *krechami* i flaszkami, po które trzeba dokądś te swoje zgrabne nogi pijane, jak tylko minie działanie alkoholu (i - dla wzmocnienia efektu - tego *koksu*) musowo trzeba wtedy te swoje śmiertelne *zaprawione* zwłoki zwlec, ruszyć i pójść. Bynajmniej nie na wernisaż jakiś a jedynie do tej galerii, gdzie już ta młodsza konkurencja czatuje, bo nawet 13-latki za loda zrobią ci wszystko, czego byś sobie nie zamarzył!!
O odrazie i głupkowatej wesołości nie ma mowy tam, gdzie serce choć troszkę, choć ociupinkę myśli. I gdzie nic, co ludzkie, nie jest nam obce! OBCE!
A kim właściwie jest ta Tamara Mortus na swej ścieżce od umiaru do Monaru - bohaterka *Nocnych zwierząt*? To niedawno wyrzucona z pracy ze swoim więdnącym pięknym ciałem całem 30-letnia, porządnie wykształcona inteligentna ćpunka z 3. Tysiąclecia, nowoczesna wyzwolona Europejka, nad Wisłą zalewająca swojego robaka jak dzień długi, w dni powszednie i w niedzielę - literacki wariant kobiecy i polski tego jej rówieśnika z Lizbony, Bernardo Soaresa, choć ten żył wiek temu - i na trzeźwo! - zmagając się z upiorami własnej głowy.
Dlaczego DZISIAJ ktoś taki miałby stać się centralną postacią jakiejkolwiek narracji?? W dobie lotów na Marsa?! Pił prawie 2 stulecia temu jak ten szewc stary Marmieładow, ojciec ulicznej dziewki Soniec`ki - i JEDEN taki przykład już w światowej literaturze aż nadto wystarczyłby! Na co komu jeszcze nasz krajowy *wyrób* - Tamara Mortus, alkoholiczka i dziwka ulic warszawki z epoki już chyba dawno przełupanej??
cdn.
ratings: perfect / excellent