Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2017-05-20 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2814 |
Był sobie raz mały chłopczyk imieniem Filip. Pewnego dnia wszystkie dzieci wybrały się do szkoły. Nasz Filip też nałożył czapkę i chciał iść, mama jednak powiedziała:
- A ty, Filipku, dokąd to?
- Do szkoły.
- Jeszcześ za mały, nie pójdziesz - i zatrzymała go w domu.
A dzieci poszły. Ojciec jeszcze z samego rana pojechał po drewno do lasu, mama pobiegła na pańskie pola. W izbie została tylko na piecu kości grzejąca babunia i Filipek. Zrobiło się nudno; babka zasnęła, i chłopczyk zaczął szukać swojej czapki, a że jej nie znalazł, wziął więc starą ojcowską - i poszedł do szkoły.
Szkoła była daleko, za wsią przy cerkwi. Dopóki Filip szedł po swojej okolicy, psy były spokojne i go nie ruszały, jednak kiedy tylko wyszedł na owalnicę, raptem wyskoczyła Żuczka, a za nią wypadł wielki Wilczek. Filipek rzucił się do ucieczki, a psy za nim. Krzyknął, potknął się i przewrócił. Z chałupy wyszedł jakiś chłop, odegnał Wilczka i Żuczkę i zapytał:
- I dokąd to, postrzeleńcu, sam tak biegniesz?
Filipek nic nie powiedział, podebrał poły swojej sukmanki i puścił się dalej pędem co tchu.
Przybiegł zasapany do szkoły; na ganku nikogo, ale w środku słychać gwar dziecięcych głosów. Zdjął go lęk: *A co jak nauczyciel wygoni?* I zaczął myśleć, co tu robić. Wracać z powrotem - znowu te psy opadną! do szkoły wejść - strach pana...
Mimo przechodziła jakaś baba z wiadrem i powiada:
- Wszyscy się uczą, a ty co tak stoisz?
Filipek więc wszedł na ganek. W sieni zdjął ojcową czapkę i otworzył drzwi do klasy. Było tam pełno dzieci. Jeden przekrzykiwał drugiego, a nauczyciel w czerwonym szalu przechadzał się pośrodku.
- Coś tu chciał? - zawołał do Filipka.
Malec uczepił się swojej czapki i stał, jakby go zamurowało.
- I któż ty jesteś?
Milczenie.
- Jesteś niemowa?
Chłopczyk tak się przeraził, że stracił oddech.
- To idź do domu, skoro nie chcesz nic mówić.
A Filipek nawet gdyby chciał coś powiedzieć, nie mógł - tak ze strachu zaschło mu w gardle. Spojrzał na nauczyciela i cicho zapłakał.
Wtedy ten użalił się nad nim, pogłaskał po lnianym łebku i spytał uczniów swoich, kim jest ich malutki gość.
- To Filipek, brat Kościuszki. Już dawno prosi, żeby go puścili do szkoły, ale mama nie pozwala, to on ukradkiem sam tutaj przyszedł.
- Ano, siadaj w ławce obok braciszka, a ja już waszą mamę poproszę, żeby puszczała ciebie też na lekcje.
I zaczął pokazywać Filipkowi litery, a ten je już znał i nawet umiał już trochę czytać.
- No, spróbuj przeliterować swoje imię.
- Hwie-i-hwi, lie-i-li, pie-ok-pok.
Wszyscy się roześmieli.
- Zuch, - powiedział nauczyciel. - Któż ciebie nauczył czytać?
Filipek ośmielił się i odparł:
- Kościuszko. Ja biedula zdolny, od razu wszystkom zrozumiał. Okropnie żem zręczny!
Nauczyciel parsknął śmiechem i rzekł:
- Nie tak hop-hop! z tym chwaleniem. Najpierw zabierz się do nauki.
I od tego dnia Filipek zaczął chodzić do szkoły.
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
Ale zastanawiam się też, czy nie można by zauważyć: „Kiedyś z nudów dzieci szły do szkoły, dzisiaj zaś z nudów, ze szkoły uciekają.” :]
Boję się też czy spryciarz Tołstoj nie napisał tego opowiadania, tylko jako propagandy edukacji szkolnej… Choć z drugiej strony, ja sam, jako dziecko, wpierw bardzo chciałem iść na lekcje – miałem wrażenie, że wtedy prawdziwe, poważne, życie się przede mną rozpocznie. I bardzo lubiłem (i pragnąłem) się uczyć.
W każdym razie tekst z pewnością bardzo przyjemny i wart przeczytania, i przetłumaczenia. Dzięki.
Pozdrawiam
Ten Śmiertelny