Author | |
Genre | horror / thriller |
Form | prose |
Date added | 2017-06-26 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1904 |
Noc księżycowa
Magdalena Lewańska
Tok, tok, tok - stukały o chodnik obcasy. Dźwięk był przenikliwy, słychać go było chyba w całej dzielnicy.
Barbara żałowała, że nie założyła cichych adidasów.
Bum, bum bum - waliło jej serce.
Barbara bała się.
Księżyc w pełni świecił jasno, ale tym głębszy był cień tam, gdzie jego blask nie dochodził.
Barbara wolałaby ciemną noc, nie byłaby tak widoczna.
Wiedziała teraz, że zrobiła błąd nie wzywając taksówki, ale w przytulnej aptece, dokąd od czasu do czasu przybiegał ktoś z receptą, zapominała prawie, że na zewnątrz jest noc i... niebezpieczeństwo.
Nie opowiedziała dotąd nikomu, co przydarzyło jej się raz, takiej samej jak ta nocy. Wtedy chciała nawet pójść na policję, ale uświadomiła sobie, że szok, jaki przeżyła, wymazał jej prawie wszystko z pamięci. Nie potrafiła przypomnieć sobie żadnych faktów, przy pomocy których policja mogłaby jej pomóc. Naraziłaby się tylko na przykre przesłuchania i badania, bo jej wygląd świadczył o tym, że COŚ się niewątpliwie stało. Poszła więc do domu, zakrwawione i podarte ubranie wyrzuciła do śmieci, a potem spróbowała wmówić sobie, że tylko śniła. Zadrapania na dłoniach i na szyi utrudniały jej przez dwa tygodnie ten zamiar, ale gdy się wreszcie zagoiły, całe zdarzenie rzeczywiście odpłynęło w niepamięć. Aż do dzisiejszej nocy, gdy nocny dyżur wypadł jej znowu na pełnię księżyca. Jasność, w którą wyszła na ulicę, zmyliła ją. Gdyby nie ona, Barbara cofnęłaby się od progu apteki, zadzwoniłaby po taksówkę. Teraz odważyła się na spacer do postoju. Nie leżał daleko, paręset metrów zaledwie. Niestety na postoju nie czekało żadne auto, a do następnego miała już bliżej niż z powrotem do apteki, poszła więc dalej wyludnionymi ulicami.
A księżyc świecił tak jasno, i jej kroki w butach na wysokich obcasach rozlegały się tak donośnie.
Tak samo jak wtedy... Barbara zaczęła czuć się nieswojo. Teraz przypominała sobie. Nie, nie wszystko oczywiście. Przypomniała sobie, że i wtedy, w tym samym chyba miejscu zaczęła czuć niepokój. To było więcej niż zwyczajny lęk. To była świadomość, że coś złego się stanie, że już zaczęło się dziać. Słyszała bicie własnego serca, czuła jak krew pulsuje w koniuszkach palców, w twarzy. Mięśnie napinały się spazmatycznie. Schodziła wtedy w przejście pod ulicą i gdy była już u stóp schodów, w dalekim wylocie tunelu zobaczyła, odcinającą się wyraźnie na tle nieba, sylwetkę mężczyzny. W tunelu było ciemniej niż na zewnątrz, dlatego nie widziała jego twarzy, ale coś w jego postawie, w jego ruchach sprawiło, że lęk przed tym, co miało się stać, sparaliżował ją niemal zupełnie. Gdy mężczyzna zaczął iść w jej kierunku, wiedziała, że gotów był ruszyć biegiem, gdyby tylko odwróciła się, by mu umknąć. Nie poruszyła się, tylko włosy na głowie zaczęły jej się unosić. Mrowienie na karku i plecach świadczyło o wysiłku atawistycznych mięśni, starających się najeżyć nie istniejące tam włosy. Paznokcie zaciśniętych pięści wbijały się coraz głębiej w dłonie.
Gdy przyszła do siebie, leżała w zaroślach pobliskiego parku. Nie pamiętała nic. Było ciemno, księżyc już zaszedł. Ubranie zwisało na niej w strzępach, była podrapana, pokrwawiona, nawet w ustach czuła krew. Już wtedy ogarnęło ją przemożne pragnienie wymazania wszystkiego z pamięci i Barbara poddała się podświadomości, wzbraniającej się przed przyjęciem tego koszmaru.
Tok, tok, tok - stukały obcasy.
Bum, bum, bum - waliło serce.
A księżyc w pełni świecił jasno i tym głębsze były cienie tam, gdzie jego blask nie dochodził.
Zobaczyła ich gdy zbliżali się z przeciwnej strony do czteropasmowej ulicy. Zamierzali przejść górą, przez jezdnię. Auta jeździły jeszcze dość często, ale Barbara wiedziała, że kierowcy nie widzieli nic poza zasięgiem reflektorów i nie słyszeli nic poza swoimi radiami. Nie byli ratunkiem, hałas motorów mógł jedynie dopomóc w zbrodni, zagłuszając krzyki ofiary. Powodowana podświadomym impulsem, Barbara zbiegła w podziemne przejście. Jak wtedy, tak i dziś było tu mroczniej niż na zewnątrz. Barbara przy pomocy jakiegoś zmysłu wiedziała, że mężczyźni, których przed chwilą ujrzała, podążą tu za nią. Była już w połowie tunelu. Tu w ścianie znajdowała się wnęka ze skrzynią, wypełnioną piaskiem do posypywania zimą schodów. Barbara wcisnęła się pomiędzy skrzynię, a jedną z bocznych ścian. W tej samej chwili na schodach dały się słyszeć lekkie kroki. Ten kto schodził, zatrzymał się nagle, jakby zaskoczony pustką panującą w tunelu. Starała się przewidzieć tok jego myśli. Czy zawróci, a nie zobaczywszy jej również na górze, zrezygnuje z pogoni? Czy domyśli się, że schowała się tu, na dole i przyjdzie ją znaleźć?
Kroki rozległy się znowu, tym razem z obu stron jednocześnie. Mężczyźni porozumiewali się krótkimi słowami. Domyślali się jej kryjówki. Była w potrzasku.
Jak wtedy Barbara słyszała bicie serca, włosy zaczęły się jej unosić, ciałem wstrząsały dreszcze. Czuła przedziwne napięcie skóry, szczególnie na twarzy, szczególnie w okolicy ust. Paznokcie zaczęły się wbijać w zaciśnięte dłonie. Spojrzała na nie bezwiednie i mimo mroku zobaczyła wyraźnie, jak ręce jej zaczyna porastać szara, gęsta sierść, jak paznokcie wydłużają się w ostre pazury. Czuła jak rośnie, zbyt ciasne teraz ubranie trzeszczało i darło się. Przypomniała sobie nagle, skąd wziął się wtedy ten smak krwi w ustach i zalała ją fala obrzydzenia. Chciała zawołać, ostrzec, ale nie zdążyła. To była jej ostatnia ludzka myśl.
Kroki zbliżały się.
ratings: very good / excellent
ratings: perfect / excellent
Ps. Psychologia ofiary - mimo 3. Tysiąclecia i tych lotów na Marsa!? - nadal jest terra incognita dla naszych dziewcząt i... chłopców, bo wciąż zajmujemy się we wszystkich klasach tymi sinusami i bardzo ważną interpunkcją - nie szkołą przetrwania!
ratings: perfect / very good
Gdyby tylko udało się wcześniej bardziej zaangażować emocjonalnie z bohaterką… Myślę, że opowiadanie powinno zaczynać się spokojniej, w aptece, jakimś dialogiem – byśmy polubili główną bohaterkę i dopiero wtedy…
Ale i tak jest nieźle.