Author | |
Genre | prose poetry |
Form | poem / poetic tale |
Date added | 2017-06-27 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2438 |
Jak nie zapłacze Awdotia,
Jak się łzami nie zaleje.
Trzy dni po zgliszczach chodziła,
Ręce załamując, strasznie zawodziła,
Męża i brata przyzywała,
Po synku strasznie szlochała.
Wypłakała swoje oczy,
Wykrzyczała żale.
I twardo rzekła:
- Pójdę w ślad za Siną Hordą,
W ślad za tatarską.
Pójdę po zwęglonych kościach,
Po grodach zniszczonych.
Dotrę do Hordy przeklętej,
Znajdę i męża, i brata,
Znajdę synka najmilszego!
Wrzeszczą trzy staruchy:
- Nie dojdziesz tam i za trzy lata.
Zginiesz, żonko, w drodze;
Kości twoje zwierz rozwlecze,
Ptacy rozniosą po świecie.
Awdotia na to tylko:
- To i dobrze! To tym lepiej!
Deszcz kosteczki zmyje,
Bujne wichry osuszą,
Słonko zaś ogrzeje.
A staruchy krzyczą:
- Głowę ci Tatary zniosą,
Knutem wygarbują plecy.
- Dwóch śmierci nie będzie,
A jednej nie miniesz!
I poszła Awdotia z Riazania:
W chłopskim kaftanie,
Na nogach łapcie.
Trzy pasy kolorowe,
Trzy białe koszule
Swoim w darze niesie:
- Żywych czy martwych znajdę,
W czyste koszule odzieję.
Szła Awdotia z Riazania,
Szła, pałką swą sękatą podpierając.
Minęło cudne lato,
Brnęła przez słotną jesień,
Szła po śniegach po mrozie.
Deszcze ją smagają,
Zimowe zamiecie sieką.
W cichych borach straszno:
W lasach ni drogi, ni ścieżyny,
Ślizga się Awdotia po gołych lodach,
Przewraca, wstaje i przewraca.
Szła Awdotia z Riazania,
Szła ku wschodnim zorzom,
Szła w południa strony,
Skąd słoneczko wschodzi.
Niosła podarki najmilszym:
Trzy pasy kolorowe,
Trzy koszule białe.
Szła, synka wołając,
Męża i brata przyzywając.
Tylko wtedy o nich milczała,
Kiedy twardym snem sypiała.
Szła Awdotia blisko roku,
Jadła często liście,
Piła z bagien wodę.
Doszła do piasczanego morza:
Płyną piasczane rzeki,
Lecą z gór gorące skały,
Nie widać ni zwierza, ni ptaka.
Leżą tylko martwe kości,
Rade z wiecznego pokoju.
W palących promieniach,
W lutych nocnych chłodach
Martwieją ręce i nogi,
Usta słoną zapiekają krwią.
Aż tu ciche wiatry wieją.
Wiosna krasna woń rozwiewa,
Ziemia kwieciem rozkwita.
Żoneczka Awdotia Riazanka
Na wysoką górę wchodzi,
Brzegi niebywałe widzi:
Widzi sine morze szerokie,
Sina Horda tam koczuje.
Za sinymi dymów kłębami
Skaczą konie tabunami,
Chodzą mur/zy-tatarzy,
Składają swoje ułusy-tabory.
Spostrzegli już Awdotię,
W popłochu uciekają:
- Ałaj-bułaj, Baba-Jaga!
Ałaj-bułaj, mary miraż! -
Zawołała wielkim głosem Awdotia:
- Stójcie, mur/zowie-Tatarzy!
Ja - człowiek z rosyjskiego narodu,
Idę do was już rok prawie
Spojrzeć waszemu carowi w oczy. -
I prowadzą Awdotię
Przed oblicze Chana.
Błyszczą świetne złote namioty,
Na klęczkach głowy kłonią mur/zowie,
Grzmią trąby, werble w bębny biją,
Żałośnie w rogi uderzają,
Cara Chana wszystkim pocieszając.
cdn.