Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2017-07-08 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1501 |
Tydzień później Karolina i Daniel chodzili między półkami wielkiego hipermarketu, w poszukiwaniu potrzebnych im produktów na wielkie urodziny.
– Nuggetsy. – Daniel był tego dnia strasznie wybredny. – Koniecznie muszą być nuggetsy.
– Okej. – Karolina wrzuciła do dużego, prowadzonego przez niego wózka panierkę do nuggetsów i skierowała się na dział mięsny, by wziąć jeszcze piersi z kurczaka.
– Zrób sałatkę. Nawet dwie.
– Co?
– Grecką. – Uśmiechnął się przymilnie. – Uwielbiam twoją grecką sałatkę. I tę drugą, owocową.
Zgodziła się skinieniem głowy, radując się w duchu, że smakują mu jej potrawy.
– Zrobię jeszcze kanapeczki, takie małe na przekąski. – Spojrzała na niego z ukosa.
– Pewnie. – Zgodził się ochoczo. – A alkohol?
– Najważniejsza sprawa. – Zaśmiała się. – Chodź, wybierzemy. – Kiwnięciem głowy wskazała półki z trunkami wysokoprocentowymi.
Danielowi zaświeciły się oczy na widok tych wszystkich butelek. Wiedziała, że był rozrywkowy i za kołnierz nie wylewał, jednak nie przeszkadzało jej to ani odrobinkę. Sama też lubiła dobrą zabawę, a pomoc w przygotowaniach do urodzin Daniela sprawiała jej niekłamaną przyjemność. Jakby to powiedziała jej babcia: „młodzi przecież są, muszą się bawić”.
– Whisky, jakieś piwo, wódka… – Wyliczał. Do koszyka wrzucili dwie, albo nie – trzy duże butelki Grant’s, wódkę i kilka piw Czarna Fortuna.
– Co to jest? – Mężczyzna zmarszczył czoło.
– Nie znasz? – W sumie nie było to dla niej wielkim zaskoczeniem, ponieważ niewielu jej znajomych znało Fortunę. – To jedyne piwo przechodzące przez moje wybredne gardło. Niewielki browar w Miłosławiu, a robi naprawdę świetną robotę w swoim fachu.
– Myślałem, że sportowcy nie piją alkoholu.
– Tak? Co ty nie powiesz, piłkarzyku? – Odparła ironicznie.
– Okej, jeden zero dla ciebie. – Zaśmiał się.
Napakowali jeszcze do koszyka przeróżnych chipsów, paluszków i orzeszków, po czym ruszyli do kasy.
– Sto siedemdziesiąt osiem złotych i czterdzieści osiem groszy. – Oznajmiła z uprzejmym uśmiechem kasjerka o ogniście rudych włosach.
Karolina bez wahania sięgnęła do portfela po kartę płatniczą i podała dziewczynie.
– Jesteś kochana – szepnął jej do ucha Daniel.
Poczuła jego ciepły oddech na swojej skroni. Była szczęśliwa, będąc tu razem z nim. Robili zakupy, jak normalna para. Poza tym Kowalska mogła przysiąc, że ruda kasjerka z zazdrością patrzyła na Daniela.
Wpakowali zakupy do samochodu chłopaka i skierowali się najpierw do domu Karoliny. Mężczyzna prowadził sprawnie i pewnie, więc w mig znaleźli się na miejscu.
– Jutro wielki dzień. – Odezwała się, gdy dojechali na miejsce. – O której mam do ciebie przyjechać?
– Goście są zaproszeni na dwudziestą – odpowiedział powoli, namyślając się. – Pasuje ci siedemnasta?
– Kończę wtedy trening. Od razu wsiądę w samochód i przyjadę.
– Super. – Ucieszył się. – Dziękuję ci jeszcze raz Karolinko. – Pocałował ją.