Author | |
Genre | romance |
Form | article / essay |
Date added | 2017-07-13 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2052 |
- Kocha. Nie kocha. Kocha. Nie kocha !
Wykrzyknęła Sophii wyrzucając jednocześnie łodygę oskubanego kwiatka.
- Boże, dlaczego!? – warknęła - Dlaczego tak mnie karzesz? Mam dwadzieścia trzy lata, wykształcenie, a nie miałam nawet jednego chłopaka…
Narzekając skręciła z asfaltu na szosę prowadzącą ją do domu.
- I ponownie do „Twierdzy”. Może tak jakiś Książę uratował by swoja panią z tego „Zamczyska”. – zachichotała do siebie.
Jestem marzycielką o romantycznej duszy, bardzo pragnę, aby mnie ktoś pokochał. – drążyła w myślach swój monolog - Dziewczyna taka jak ja, mogłaby mieć nie jednego konkurenta o rękę, ale kto by zechciał taką nieśmiała dziewczynę. Zawsze taka byłam – jeśli chodziło o mężczyzn. I tylko wtedy, ponieważ inne sytuacje nie wprawiały mnie w zakłopotanie. Jestem na nie raczej otwarta. – uśmiechnęła się.
Siedziała na kanapie, przeglądając pocztę nuciła piosenkę Laury Pausini „Scrivimi”.
- Rachunki za światło, do widzenia! – w tym momencie list poszybował za kanapę. – Rachunki za wodę i opłata za czynsz, sio! – poleciały w tym samym kierunku co poprzednie. – List od rodziców, to później. – odłożyła go na ławę – O! Zaproszenie! – wyszczerzyła zęby w uśmiechu – To jest w sam raz, stanowczo potrzeba mi odpoczynku.
Sophii była nauczycielką języka polskiego klas 1-3 więc dzieciaki nieźle dawały jej w kość. Wyjęła zaproszenie z koperty i zaczęła głośno czytać.
Droga Sophio
„Ze względu na to, że dawno się nie widziałyśmy. Serdecznie zapraszam na spotkanie klasowe naszego roku pedagogiki. Spotkanie odbędzie się u mnie w domu (adres znasz), 14.05.2009. Dla przypomnienia Kalifornia.
Twoja najlepsza przyjaciółka
Penelopa
- Super. Tylko czy będę miała urlop? – zapytała samą siebie. – Spotkanie odbędzie się czternastego maja. Hmm. Chyba mi się uda. Kurcze to za dwa dni. Sobota – no tak. To problem z głowy.
***
Dwa dni później.
- Dziś jest dość chłodno, a impreza na podwórku. W co tu się ubrać? – zerknęła do szafy. – Spódnica i wszelkie sukienki odpadają. – podrapała się po głowie. – Wiem w co się ubiorę. Długie spodnie i jasnozieloną bluzkę na ramiączka oraz kremowy rozpinany sweterek z długim rękawem, żeby nie pogryzły mnie komary.
Godzinę później była już w drodze, gdy dojechała ujrzała piękny piętrowy dom z czerwonych cegieł. Duże okna, w nich firanki. Wejście chronił od deszczu kryty taras , który miał okwiecone balustrady.
- O, ho! Chyba nasza Penelopa postarała się trochę o wystrój.
Zaparkowała samochód tuż przed wejściem do garażu. Otworzyły się brązowe drzwi pokaźnego domu. Stanęła w nich przyjaciółka.
- Sophii! – Wykrzyknęła radośnie i ruszyła pędem powitać gościa.
- Och, Penelopo! Tak dawno się nie widziałyśmy. Musimy to nadrobić.
- Koniecznie. – potwierdziła szybko. – Chodź pomożesz mi przy zakąskach. No i przedstawię ci mojego starszego braciszka.
- Co? Ty masz brata? Nigdy nie wspominałaś. – naburmuszyła się żartobliwie.
- Zgadza się. Nie mówiłam ci, bo jak byłyśmy na studiach, Miał on wtedy narzeczoną i sądziłam, że jest to zbędne. Poza tym jest ciotecznym bratem więc…. Dwa miesiące temu go zdradziła flądra jedna – zezłościła się. – więc ją rzucił. Mądry chłopak co? – spojrzała na Sophii, która wzruszyła ramionami. – Ma to po mnie. – dodała z uśmiechem.
- Musiał to bardzo przeżyć?
- Spokojnie. Mój braciszek poradzi sobie.
***
Zbliżała się osiemnasta. Gości było mnóstwo, większość z nich z partnerami. Impreza się rozkręcała. Dziewczyna bawiła się świetnie. Rozmawiała z kolegami, świergotała z koleżankami. Podświadomie czuła jakby ktoś ją z dala obserwował, ale było sporo ludzi więc nie mogła zauważyć kto jest tą osobą. Poczuła dłoń na ramieniu. Instynktownie odwróciła się i ujrzała przyjaciółkę.
- Sophii, kochanie mam do ciebie gorącą prośbę. Nie wyrabiam się. Mogłabyś pójść do kuchni i przynieść trochę ponczu?
- Jasne. Zaraz wracam. – zwróciła się do znajomych z którymi przed chwilą żywo rozmawiała.
Weszła od tyłu domu przez drzwi prowadzące wprost do kuchni. Szukając szklanek usłyszała szelest ubrania.
Odwróciła się i spojrzała prosto w tak niebieskie oczy niczym morska toń.
- Ja tylko szukam szklanek do ponczu. – z niewiadomych przyczyn zaczęła się tłumaczyć obcemu mężczyźnie.
- Są na górze w szafce po lewej stronie. – rzekł nie ruszając się z miejsca więc dziewczyna nie miała za dużo przestrzeni by się poruszyć. Mimo woli musiała się otrzeć o niego. Zadowolony z siebie uśmiechnął się.
- Och, są. Dzięki.
- Nie ma za co, Słoneczko.
W sercu Sophii coś drgnęło.
- Żadne Słoneczko. Nie życzę sobie, abyś tak się do mnie zwracał.
Objął ją ramionami tak , by nie mogła mu uciec lub co gorsza – przyłożyć.
- Co ty sobie wyobrażasz! Kim ty jesteś! Władcą kobiet?! Puszczaj mnie!
Mężczyzna perfidnie się śmiejąc odrzekł :
- Wiesz kochanie – uśmiechnął się z satysfakcją – jeszcze nikt tak mnie nie nazwał. To miło być władcą kobiet. – zachichotał.
- To nie miało być miłe…
Mężczyzna zbytnio się nie czając, pocałował ją delikatnie w usta. Słowa złości do niego, które chciała wykrzyczeć, zostały wypowiedziane w jego usta.
- Och! Jak śmiesz ty barbarzyńco! – bardzo chciała uderzyć tego człowieka w twarz, ale była uwieziona i nie mogła się ruszyć.
Mężczyzna zaśmiał się z jej bezradności, ponownie wpił się w jej usta. Kopnęła go w kostkę.
- Ałaaaa! Co ty wyprawiasz! - krzyknął – Dość tego! Idziemy! – rzekł krótko, po czym przerzucił ją przez ramię zadkiem do góry.
- Puszczaj mnie natychmiast!
- Cicho!
Mówiąc to klepnął ją po tyłku. Zaniósł ja do obcego pomieszczenia.
To jego pokój. O, jeny! On chce mnie przelecieć! – wpadła w popłoch. Przerażona zaczęła krzyczeć jakby ktoś obdzierał ją ze skóry.
- Pomocy! Ratunku! On chce mnie zgwałcić! Aaaaaaaaaaa! – pisnęła.
- Cicho bądź ty mała wiedźmo! Nic ci specjalnego nie zrobię, tylko trochę pobaraszkujemy.
Dziewczynę z lekka zatkało.
- Poba… co?
- Jak to przetłumaczyć. Poznamy się lepiej.
- O nie! Pomocy!
Krzyki na nic się jej nie zdały. Na zewnątrz budynku głośno grała muzyka więc nikt jej nie słyszał. Rzucił ją na łóżko i zamknął drzwi do pokoju na klucz. Schował go na najwyższej półce tak, aby Sophii nie mogła go dosięgnąć.
- No to teraz sobie pogadamy malutka.
- Nie będę się do ciebie odzywać więc sobie daruj. – burknęła.
Zabawna jest. – pomyślał.
- Nie chcesz rozmawiać? Na pewno? – przecząco pokręciła głową. – To trzeba będzie cię do tego zmusić. –
Przeciągnął wzrokiem od dołu do góry cała jej figurę, uśmiechnął się.
Chodź wiedziała, że coś kombinuje jego wzrok i uśmiech przyciągał jak magnez. Po chwili spuściła wzrok czerwieniąc się jak pąk róży.
Podszedł do niej.
- Co my tu mamy?
- Stój tam! Zostań!
- Skarbie, ja nie pies. Nie słucham komend typu „zostań”. A ni mi się śni ciebie słuchać.
- Nie dotykaj mnie! Puszczaj!
Niestety po chwili leżał już na niej. Ujął w dłoń jej oba nadgarstki i umieścił nad jej głową. Mimo że się szarpała, wrzeszczała, to jej złość dodawała seksowności. Z lekka wyczerpana rzekła:
- Jak śmiesz! – wydyszała.
Walczyła z nim całą sobą, ale nie miała dość siły, aby podnieść tego kolosa.
- Zobaczysz! Penelopa zauważy, że mnie nie ma, znajdzie nas. A wtedy popamiętasz. – zagroziła. – Miałam przecież przynieść poncz i szklanki.
- Bez obaw. Uprzedziłem ją, że się tobą zajmę. Uhm… - wciągnął nosem woń perfum, którymi była skropiona. – A co do ponczu, to jesteś tak słodka i kompletnie uderzasz do głowy jak on. Tak samo smakujesz. Niebo…
- Ja ci zaraz dam niebo! – warknęła. – Smakuje jak poncz, bo go piłam cymbale! Puszczaj mnie i to już!
- Wybacz, ale nie słucham rozkazu żadnej kobiety.
- W takim razie, waćpanie. Proszę. - syknęła przez zęby.
- Proszę? – powtórzył. – O co prosisz słodka Sophii?
- Nie drażnij mnie, bo popamiętasz mnie do końca życia.
- Och jaka groźna. – udał przestraszoną minę. - Na pewno moja ty królewno.
- Odejdź zły demonie! – krzyknęła.
Manuel roześmiał się serdecznie.
- „Demonie?”. Nie kochanie mam na imię Manuel. Przyjaciele mówią mi Meni. A tak przy okazji jestem bratem twojej przyjaciółki. – widząc zaskoczoną minę dziewczyny, uśmiechnął się zadowolony.
- Penelopa!
- Zgadza się, tak ma na imię. Słyszałem, że miałaś nie zbyt wielu chłopaków i że twoja kobiecość przez to podupadła. Twierdzisz, że nie działasz na mężczyzn. Otóż się mylisz moja droga. Działasz jak płachta na byka. Mrrrr. – żartobliwie zamruczał. Efekt był taki jaki zamierzał – jeszcze bardziej się wkurzyła.
- Ja – wycedziła przez zęby – ją , zatłukę!
- Spokojnie to nie jej wina. Wydusiłem od niej te pikantne informacje pod groźbą, że powiem wujostwu. – dziewczyna zrobiła zdziwioną minę. - Chodzi o dzisiejszą imprezę. Jej rodzice są w Egipcie na urlopie, a przecież nie chcielibyśmy przyspieszać ich powrotu?
- Jesteś bezczelny, arogancki, wstrętny! Co z ciebie za brat? Żeby podrywać mnie dla swoich chuci takim sposobem? Szantażować siostrę? Niepoważny jesteś.
- Lojalna z ciebie przyjaciółka. Mam nadzieję, że wobec mnie także będziesz lojalna i posłuszna? – spojrzał na uwięzioną.
- Nigdy! W życiu moim pięknym! Nigdy!
- Oj. Nigdy nie mów nigdy. – pouczył.
- Nienawidzę cię. Słyszysz? Nienawidzę!
- No dość tego.
- Puścisz mnie? – zapytała z nadzieją. Niestety po jego minie stwierdziła ze raczej nie.
- Teraz nauczę cię jak się rozpala mężczyznę i jak mężczyzna rozpala kobietę. Więc ucz się pilnie.
- Nie jestem królikiem doświadczalnym!
Mężczyzna nie słuchał już tego co mówiła. Wpił się w jej usta tak żarliwie, ze zabrakło jej tchu. Chwilę później otrzeźwiała z namiętności ugryzła go w dolną wargę. Poczuł krew pod językiem.
- Och ty mała czarownico! – nieugięty ciągnął dalej. – Dobra, sztukę całowania zostawimy na później. Zaczniemy od czegoś innego.
Zanim się zorientowała, poczuła jak rozpina jej guziki kolejno od dekoltu w dół bluzki. Z każdym rozpinanym guzikiem wpijał się ustami w dróżkę między piersiami. Sophii wydała jęk rozkoszy. Dziewczyna nie miała biustonosza na sobie, jej piersi na nieznany dotąd dotyku ust mężczyzny naprężyły się. Widok pełnych piersi zauroczył Manuela, natychmiast zaczął ssać jej sutki. Sophii wygięła się w łuk, mężczyzna zaś podążał dalej swą drogę doświadczonego badacza kobiecych krągłości, dolin spełnienia. Puścił jej dłonie, zniżył się ku jej udom, rozchylił je delikatnie. Ułożył się między nimi. Nie zdejmując z niej spodni, zaczął ocierać swe prącie o jej gorące wejście. Niczym archeolog odkrywał kolejne nowe miejsca. Solidnie przyglądał się reakcjom „przyrody”. Dziewczyna z wrażenia zadrżała. Manuel ponownie wpił się w usta dziewczyny już nie obawiając się, że zostanie znów ugryziony. Tym razem oddał swój pocałunek popadając w zapomnienie. Rozpiął jej zamek w spodniach, włożył swe zgrabne palce. Lekko zszokowany, lecz i zadowolony wyczuł, że nie ma także majtek.
Co za dziewczyna. – pomyślał.
Po chwili wrócił do przyjemnej rzeczywistości. Nie odrywając ust od pięknej kobiety, delikatnie dotykał doliny spełnienia. Zatoczył okrąg opuszkami palców, seksownie zbliżając się do punktu zapalnego gejzeru. Masował wejście do gorącego wejścia, dziewczyna głośno wydawała jęki rozkoszy. Manuel resztkami sił powstrzymywał się by w nią nie wejść. Wiedział, że to jeszcze nie ten moment. Dotarł do łechtaczki, punktu najwyższej rozkoszy. Ponownie zataczał delikatne kręgi. Dziewczyna powoli odrywała się od rzeczywistej sytuacji. W końcu doznała takiej rozkoszy że jej dłonie, paznokcie instynktownie zacisnęły się na barkach mężczyzny. Manuel szalenie całował zmysłowe, lekko chłodne usta. Gdy orgazm mijał jeszcze pływała w miłym odczuciu. Czuł że dziewczyna ma potencjał, że pragnie , chce kochać się z nim. Szepnął jej w ucho.
- Pragnę cię, mała wiedźmo. A ty mnie. – uśmiechnął się ciepło.
- Nie. – jęknęła – To nie prawda. Tak nie może być. To nie możliwe.
- Doprawdy? Wiesz mi, możliwe. Przed chwilą działa się przeciwność tego co mówisz.
- Puść mnie.- zaczęła się szarpać.
- O, nie. Teraz to nie możliwe.
- Dlaczego?
- Jestem śpiący, zrobiło się późno. Muzyki nie słychać więc sądzę że impreza dobiegła końca. Penelopa z pewnością nie wypuściła by ciebie dziś do domu, także śpisz u mnie, maleńka.
- Która godzina?
- Dwudziesta czwarta trzydzieści.
- O, rany jest naprawdę późno. Słuchaj, puść mnie i przyjadę innym razem co?
- Jednak myślałaś, że pojedziesz do domu? Przecież też wypiłaś więc to nie wskazane.
- Właśnie, że pojadę gdzie moje kluczyki od Garbiego?
- Nic z tego panienko z okienka. Zostajesz.
Dziewczyna zaczęła znowu się szamotać.
- No dość już tego. Uspokój się. Śpijmy.
- Co? – pisnęła zaskoczona jego stanowczością.
- Dobranoc. – rzekł zgryźliwie.
Przysunął się do niej, ułożył na boku, przytulił ją silnym ramieniem. Tak, by nie mogła mu czmychnąć. Zamknął oczy.
- Meni? Manuel! – usłyszała lekkie pochrapywanie. – O, jeny! – zaczęła panikować. – On zasnął. – jęknęła. Chwile później zaczęło ją nużyć i także zasnęła.
Następnego dnia mężczyznę obudziły wrzaski własnej siostry.
- Wstawaj leniu patentowany! Co ty sobie wyobrażasz? Ile to można spać? Pomóż mi posprzątać.
Nie ma jej. – zmartwił się.
- Zaraz. Litości. – rozglądnął się po łóżku, pokoju.- Gdzie do cholery jest Sophii?
- Co ty raptem taki wściekły? – zainteresowała się. – Pojechała rano do domu.
- Rano? To która jest godzina?
- Trzynasta dwadzieścia. Wstawaj! – dała mu klapsa.
- Dobra, dobra. – uniósł dłonie w ramach ugody. Spojrzał na nią chytrze. – Pod jednym warunkiem.
- Jeszcze mi warunki stawia! – nawiązała kontakt wzrokowy. – No dobrze. Jaki to warunek.
- Dasz mi jej adres i numer telefonu.
- Nie mam mowy. Zabroniła mi. Jeśli to zrobię to zagroziła ze nasza przyjaźń się zakończy. Nie chcę tego.
- Ej, no siostra. Bądź człowiekiem.
Teraz ona zrobiła chytrą minę.
- Co ja z tego będę miała?
- Niech pomyślę. – podrapał się po zaroście. – Może pomogę ci posprzątać?
Penelopa zaniosła się śmiechem.
- I tak będziesz sprzątał. Z tego to na pewno się nie wywiniesz.
- W takim razie. Hmm… A co byś powiedziała na szwagierkę?
- Co? Chyba żartujesz? – spytała zaskoczona. Była pewna że żartuje, lecz Manuel był bardzo poważny.
- No szwagierkę. Czuję że Sophii jest dla mnie stworzona.
- Jak to? Czekaj, czekaj. Ona ci się podoba. – stwierdziła. – Zakochałeś się?
- Oj. Już od razu zakochałeś. Sophii? Nie wiem o co ci chodzi. – przewrócił żartobliwie oczami. – Zgoda. Jest nie złą laską, a poza tym odbyliśmy wczoraj małą pogawędkę. – zachichotał.
- Pogawędkę! Ha! Jasne. – zapisała adres, wstała. - Do roboty leniu! - rzekła.
***
Sophii usiadła wygodnie w fotelu i rozpamiętywała namiętną noc. – Bony, te jego pocałunki, pieszczoty. Nikt tak jej nie dotykał. Ten wybuch namiętności, miałam orgazm. – zachichotała, zawstydziła za razem. – I co z tego? Z pewnością się mną nie interesuje. Ja, taka szara niedoświadczona myszka. Nie mam szans. Pewnie jak się obudził, to nawet nie wspomniał o mnie siostrze. Dla niego byłam kolejną przygodą. Kolejne zbajerowanie laski. Dlaczego tak o nim myślę, to palant. Dobrze że zabroniłam Penelopie o przekazaniu mu swoich danych. Na pewno mnie nie zawiedzie. Dość tego. – zwerbowała się. – Trzeba brać się do roboty. Przecież jutro poniedziałek. Muszę ustalić plan dla moich dzieciaków.
***
Minął miesiąc.
Wakacje, co za ulga. – pomyślała. – Morze, plaża, piękne słońce. Hmm… Chyba pójdę zaraz się opalać. Ostatnio trochę się zaniedbałam.
Sophii spakowała potrzebne jej rzeczy na plaże. Zabrała koszyk z prowiantem i zimnymi napojami, ruszyła do świata relaksu.
Turystów nie brakowało. Plaża była zapełniona. Spotkała koleżanki z pracy, które wraz z mężami i dziećmi opalali się niedaleko. Zapraszały do siebie, lecz ten dzień chciała przeznaczyć dla siebie na wyciszenie. Musiała nabrać sił, zregenerować się. Wolała towarzystwo szumu fal, ciepłego słońca. Znalazła miejsce, ułożyła się wygodnie na kocu. Posmarowała skórę olejkiem i poddała promieniom słonecznym. Jej przyjemny czas nie trwał długo. Zaledwie parę minut później, ktoś zasłonił ciepło słoneczne. Usiadła raptownie.
- Co jest do cholery! – otworzyła oczy, lecz przez ostre światło nie widziała wyraźnie osobnika więc przysłoniła oczy dłonią. Na widok znajomej twarzy, serce załomotało w jej piersi.
Boże, to on! – rozpoznała mężczyznę. – Te oczy, usta. Natychmiast powróciły wspomnienia majowej imprezy.
- Witaj sodka Sophii. Ponownie się spotykamy.
- Co ty tu robisz? – spytała zaskoczona.
- Raczej co my tu robimy. Jestem tu wraz z Penelopą z wizytą u ciotki. Mieszka w twojej dzielnicy. Przyjechaliśmy na parę dni więc będziemy się częściej widywać.
- Z twoją siostrą. Oczywiście. Ty natomiast - wskazała na niego palcem – trzymaj się ode mnie z daleka.
- Co ty taka nie w humorze? Czyżbyś miała złe wspomnienia? – zaśmiał się. Po chwili poważniał. – Posłuchaj. – włożył dłonie do kieszeni spodni. Zakołysał na piętach i kontynuował. – Co do tamtej nocy. – zamilkł na chwilę. – To ja nie mogę o tobie zapomnieć. Ciągle myślę o tobie. Jak wspaniale było cię trzymać w ramionach. Twoje pocałunki rozbudziły by największy opór człowieka bez serca.
- Wiesz co? Darujmy sobie tą rozmowę, do niczego dobrego ona nie doprowadzi. Jeśli myślisz ze mnie przekabacisz, to się grubo mylisz. Nie wierze w twoje ani jedno słowo. Jestem pewna na sto procent, że od minionej nocy nie jedną przeleciałeś więc proszę oszczędź mi tego i daj mi święty spokój.
- Przecież to prawda, na serio mi się podobasz. Dlaczego tak trudno w to uwierzyć?
- Dlaczego? – wściekła stanęła naprzeciw niego z założonymi dłońmi na biodrach. – Ponieważ świat jest pełen takich cwaniaczków jak ty, którzy nie widzą piękna wewnątrz kobiet. Tylko zacierają ręce na zgrabne, ładne dupy, a później sam wiesz co się dzieje. Żegnam.
Odwróciła się od mężczyzny i spakowała rzeczy do torby. Wstała i skierowała się w stronę domy. Jak okazało się, że większość plażowiczów przyznało jej rację gdyż zorientowała się że odprowadzają ją burzliwe oklaski.
***
Następnego dnia dziewczynę obudziło natarczywe dzwonienie telefonu.
- Sophii? Tu Penelopie. Błagam przebacz mojemu bratu za tamtą noc. Biedak prosił mnie niemal na kolanach, abym zadzwoniła do ciebie.
- Posłuchaj, ja nie mam…
Przyjaciółka wtrąciła się w zdanie.
- Proszę nie odmawiaj, on naprawdę się w tobie zadurzył. Od czasu imprezy chodzi po domu wściekły. Jest nie do wytrzymania, gdy ktoś chciał z nim porozmawiać , zabrać do Clubu , to rzucał w tą osobę czym popadło, po czym wyrzucał z domu. Jeżeli tak będzie dalej, będę biedna.
- Wiesz wczoraj znalazł mnie na plaży mówił, że przyjechaliście do ciotki na parę dni.
- Naprawdę rozmawialiście? I co? Nic mi nie mówił.
- No właściwie nie była to rozmowa tylko mała kłótnia. Penelopo tak mi trudno mu zaufać, myślę że jemu chodzi o jedno, by zaliczyć. Wiesz przecież, że taka nie jestem.
- Jeny Sophii – jęknęła – co ci przyszło do głowy? Jakie zaliczyć. No co ty. Mój brat nie jest taki. To że jest przystojny nie znaczy, że łapie wszystko co się rusza. No proszę cię, opanuj się nie wszyscy są tacy. – Naburmuszyła się broniąc brata.
Sophii przekonała się, może da mu szanse.
- No dobrze. Porozmawiam z nim, ale ostrzegam jeżeli mnie wkurzy, powie coś nie tak. To wyleci na kopach. Niech przyjdzie do mnie o dziewiętnastej.
- Dzięki, jesteś wielka. No to kończę, pa. – rzekła zadowolona, że osiągnęła swój cel, odłożyła słuchawkę.
Dziewczyna lekko speszona tym że dała się przekonać słuchała ciszy w słuchawce, odłożyła ją na widełki. Myślała o Manuelu.
Czy naprawdę tak mu na mnie zależy?
Boże daj mi siły, abym pokonała swoje obawy.
Zbliżała się godzina spotkania. Sophii układała sztućce obok wyłożonych wcześniej talerzy. Ubrała się w granatową sukienkę na ramiączka sięgającą do kolan która otulała jej ciało jak druga skóra. Prawie nie czuła jej na sobie.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. U progu ujrzała Manuela.
- Cześć, Sophii. To dla ciebie. – podał jej bukiet czerwonych róż.
- Witam. Wejdź proszę. Och, jakie piękne róże. Dziękuję.
- Cała przyjemność po mojej stronie. To gdzie się wybieramy. Gdzie byś chciała spędzić dzisiejszy wieczór? Kino, restauracja? Jedno i drugie?
- Wiesz może zostaniemy u mnie w domu.
Zaskoczony powtórzył.
- U ciebie w domu?
- Tak przygotowałam kolację. Zapraszam. – Spojrzała w oczy mężczyzny do którego ciągnęła jakaś magiczna siła.
Weszli do kuchni.
- Usiądź proszę. Zaraz podam do stołu.
- Dziękuję.
Usiadł i napawał się widokiem kobiety krzątającej się koło kredensu. Sophii była spięta. Doskonale czuła na ciele jego palący wzrok. To było, to samo odczucie co na imprezie. Opanowała się szybko, wzięła talerze z cielęciną, postawiła przed nim danie i usadowiła na przeciwko niego.
- Umm. Doskonale pachnie. Jak również doskonale smakuje. Co to za przepis, umm jadłbym to co dziennie.
- Przepis pochodzi z zeszytu mojej babci. „Cielęcina w sosie grzybowym”. Jeśli chcesz podam przepis i siostra ci ugotuje.
- O tak proszę. - odpowiedział prawie natychmiast.
Meni odłożył sztućce, oparł się rękoma o stół i wpatrywał w dziewczynę. Sophii złapała jego spojrzenie i zarumieniła się.
- Jakaś ty piękna, szczególnie jak się rumienisz.
- Przestań, natychmiast. To nie prawda. – zarumieniła się jeszcze bardziej.
- O. Mnie nie odwiedziesz od tego stwierdzenia.
- Wiesz co? Lepiej skończ jedzenie i opowiedz o sobie. – zmieniła szybko temat.
- No cóż. Mam dwadzieścia sześć lat. Skończyłem studia magisterskie. Mam własną firmę w Bostonie, tworzymy kartony do np. serków. Lubię sport, muzykę jazzową, dobre filmy. A teraz twoja kolej.
- Hmm. Mam dwadzieścia cztery lata. Za sobą studia pedagogiczne, polonistykę. Uczę dzieci w szkole w klasach
1 - 3. Również jak ty lubię jazz i dobre filmy.
- Ej, nie ściągaj.
Roześmieli się.
- Na prawdę jeśli chodzi o muzykę i filmy, to lubimy to samo.
- Tak więc mamy wiele wspólnego. Opowiedz mi o życiu prywatnym.
- O życiu prywatnym. – powtórzyła. – Może ty pierwszy. Bo ja mam mało do powiedzenia w tej kwestii.
- Mało, powiadasz? - No dobrze. Nie będę kłamał, od najmłodszych lat miałem powodzenie u dziewczyn. Pierwszą dziewczyną była prostytutka. Oczywiście chodząc z nią nie miałem o tym pojęcia, lecz gdy dowiedziałem się – rzuciłem ją. Później miałem chwilowy uraz do kobiet więc zrobiłem sobie przerwę. Do czasu kiedy pewnego słonecznego dnia spotkałem Anett. Była córką wojskowego. Matka jej umarła, gdy była niemowlęciem, ale tatuś dostatecznie ją rozpuścił. Myślałem – jest porządną dziewczyną – jednak myliłem się. Chodziliśmy ze sobą pół roku. Od jakiegoś miesiąca podejrzewałem że kogoś sobie znalazła. Koniec końców cztery miesiące temu złapałem ją w łóżku z kochankiem. Wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Wybiegła za mną mówiąc: To nie tak jak ja myślę, że to tylko chwilowa miłostka. Oczywiście nie uwierzyłem jej. I oto tak jestem sam.
Smutno zwrócił wzrok ku podłodze.
- Strasznie mi przykro.
- Daj spokój. Poradzę sobie z twoja rzecz jasna pomocą.
- Moją? - zdziwiła się.
- No dobrze, teraz twoja kolej. Jakie skrywasz tajemnice. - Uśmiechnął się tak przyjaźnie, że rozpłynęła się w zaufaniu i zaczęła opowiadać:
- No więc. Boże jak ja mam to tobie wyznać?
- Sofio przerażasz mnie. - Ujął ją za dłonie usadowił na kanapie. - Spokojnie, powolutku. Niczego nie obawiaj się z mojej strony.
- Nie. To nic wielkiego. Boję się że mnie wyśmiejesz i ucierpi na tym moja duma.
- Chce być twoja bliska osobą. Nie zrobię tobie przykrości.
W takim razie zgoda. Będąc młodsza dziewczyną, nosiłam aparat na zębach – wiesz taki druciany i wielkie okulary. Moim zamiłowaniem była nauka. Wszyscy mnie odtrącali, czułam się osamotniona. Nazywali „Stalowe zęby”, „Kujon”. Bardzo te przezwiska mnie bolały. Nigdy nie miałam przyjaciół. Na studiach poznałam Penelopę, zaprzyjaźniłyśmy się. Od czasu, gdy zdjęli mi aparat, założyłam szkła kontaktowe, mężczyźni nie odrywają ode mnie oczu. Czuję się skrępowana, czasem patrzą tak pożądliwym wzrokiem, że aż się boję. Nie miałam zbyt burzliwego życia więc do tej pory sama jestem. Oto cała moja historia.
Spojrzała w oczy Manuela i zobaczyła ogrom współczucia. Nie śmiał się z niej tylko słuchał i chciał z nią przebywać. Nie widział w niej kogoś strasznego tylko piękną mądra kobietę.
- Boże, szkoda że nie było mnie przy tobie. Nigdy bym na to nie pozwolił, by tak cie traktowano.
Mówiąc to przytulił ja do siebie niedźwiedzim uściskiem. Sofii objęła jego mocno i rozpłakała się, gdy już się uspokoiła. Poczuła jak Manuel ją gładzi po plecach. Pocałował jej pełne obietnic usta raz, potem drugi. Kobieta oddała się w pełni przyjemności. Jej serce wiedziało ze to ten jedyny. Kochali się, odkrywali tajniki namiętnej miłości. Rano, gdy była już w pełni obudzona Manuel zapytał ją czy wyjdzie za niego, gdyż był pewien że Sofii jest kobietą jego życia.
- Słucham? - odparła.
- Spytałem, czy zostaniesz moją żoną?
- Przecież to za szybko prawie się nie znamy.
- Zhańbiłem twoją niewinność, a poza tym małżeństwo właśnie polega na poznawaniu się.
Sofii roześmiała się szczęśliwa, przytaknęła na zgodę.
- Dokładnie masz rację. Zgadzam się, zostanę twoją żoną.
Manuel z radości pocałował przyszłą pannę młodą. Chwilę później kochali się namiętnie.
- Przecież musimy zadbać o większą rodzinkę. - pomyślał gubiąc swój uśmiech w rozkoszach.