Go to commentsMężczyzna ze snu.
Text 1 of 1 from volume: Powiastka nr 5
Author
Genreromance
Formarticle / essay
Date added2017-07-13
Linguistic correctness
Text quality
Views2252

Noc. 22:50. Rosita wracała ulicą Publice w Chicago.

- Chyba dobrze zamknęłam drzwi sklepu? A, alarm! A, no tak włączony.

Rosita z niewiadomego powodu czuła niepokój w sercu. Miała wrażenie, że ktoś podąża za nią. Oglądnęła się za siebie, nikogo nie zobaczyła. Szła dalej, przed sobą miała cichą, ciemną uliczkę do pokonania, chciała jak najszybciej położyć się do łóżka czuła się zmęczona po całym dniu harówki.

- Kiedyś podobno kogoś tam zabili. – przeszyły ją ciarki więc szybko odgoniła złe myśli. Wzięła się w garść i weszła w zaułek. Usłyszała szelest jakby kurtki, później tupot butów – ktoś za nią biegł.

- To pewnie tak ktoś biegnie, pewnie śpieszy się do domu tak jak ja. – uspakajała siebie. - Czemu odmówiłam Karolinie, gdy proponowała, że mnie podwiezie?

Nagle poczuła jak osobnik chwyta ją, unieruchamia, powala na ziemię.

- To już koniec, zabije mnie! – krzyczały jej myśli.

- No w końcu cię dopadłem ty mała dziwko! Myślałaś, że mi uciekniesz? Nic z tego!

- Nie, proszę, nie! – wyszeptała.

- Zamknij mordę kurwo! I tak ci nikt nie pomoże! – ryknął sprawca.

Uderzył ją w twarz, przez chwilę ją zamroczyło.

- Nie rób mi krzywdy…

- Och, kochanie przecież od dawna chcieliśmy przeżyć wspaniały sex. Ty tak ponętnie się ubierałaś, przyjąłem to jako zaproszenie.

Pocałował ją w szyję, zerwał z niej spódnicę, rozerwał bluzkę, guziki posypały się na ziemię. Jednym ruchem ściągnął majtki. Ugniatał jej piersi, tak natarczywie, że sprawiał jej ból. Obślizgłymi ustami wpijał się w jej usta. Czuła obrzydzenie, lecz nie potrafiła już z nim walczyć. Skutecznie ją unieruchomił. Dziewczyna rozpłakała się, tylko to jej pozostało, niestety bardzo to podnieciło napastnika. Mocniej dotykał pośladków, ud, aż w końcu dotarł do jej łona.

- Brzydzę się tobą bydlaku! Puszczaj mnie!

- Oj, tak ci się tylko wydaje. Zobaczysz, będziesz pływała w ekstazie. – zaśmiał się z pogardą.

Wszedł w nią tak brutalnie, że ból był niedopisania. Czuła jakby, wyszarpywał jej środki.

- Och, tak maleńka, tak! – wykrzyknął.

W pobliżu nie było nikogo kto mógłby jej pomóc. Wbijał się w nią swoim przebrzydłym przyrodzeniem, dziewczynie zebrało się na wymioty. Na koniec uderzył ją w twarz, tym razem mocniej. Straciła przytomność.

Po około dwóch godzinach, Rositę obudziło przechodzące do szpiku kości zimno. Otworzyła oczy, spojrzała na siebie i wspomnienia wróciły. Została zgwałcona! Okryła się szczelnie płaszczem i ruszyła w stronę domu.

Weszła do łazienki, zdjęła resztę ciuchów co zostały ma niej. Weszła do kabiny prysznicowej odkręciła kurki z ciepłą wodą, usiadła na podłodze i zaczęła gorzko płakać.

- I co ja teraz pocznę. – wyszeptała.

Rano obudził ją dźwięk telefonu, na szczęście włączyła sekretarkę.

- Rosito, coś się stało? Dlaczego nie przyszłaś do pracy? Odezwij się.

Dziewczyna leżała w łóżku i słuchała głosu przyjaciółki. Niestety nie była w stanie ruszyć się z miejsca. Nic ją nie obchodziło, ciągle spała, nie jadła.


MINĄŁ TYDZIEŃ


Rosita w końcu zdecydowała wziąć się za siebie. Przecież nie może się przez cały czas chować od świata, lecz postanowiła wyjechać. Nie miała pojęcia dokąd podąży, oby jak najdalej od miejsca zamieszkania. Nie potrafiła już pracować w sklepie, spotykać się z tymi samymi ludźmi i z przymusu się uśmiechać, udawać że nic się nie wydarzyło. Nie ma siły jeszcze o tym rozmawiać z kimkolwiek. Popłynęła popołudniowym rejsem do Północnej Szkocji do miasteczka Glasgow. Musiała zapewnić sobie spokój, wewnętrzną harmonię. Wynajęła domek na wzgórzach. Miejsce było tak malownicze, że poczuła jakby mieszkała tu od dzieciństwa. Co prawda klimat był zimny, jednak nie miało to dla niej większego znaczenia. Domek był usadowiony na skałach, u ich stóp rozbijały się fale morza celtyckiego. Nie daleko domu w dół prowadziła wąska droga do miasteczka.

Cieszyła się, że jest w takim odizolowaniu. Dom był dobrze wyposażony. Tylko zapasy w lodówce mówiły - jest nas za mało. Rozpaliła ogień w kominku, zrobiła sobie ciepłą herbatę, usiadła w fotelu wpatrując się w ogniki ligające ściany kominka. Na zewnątrz wiał mocny, zimny wiatr.

- Pewnie jest sztorm. – pomyślała.

Rosita była zmęczona i z każdą chwilą coraz mocniej chciało jej się spać. Po chwili zapadła w głęboki sen. Śniła, że wiruje w tańcu w ogromnej sali balowej z mężczyzną w spódnicy w czerwoną kratę, a wszyscy wokół klaszczą i śmieją się do nich przyjaźnie. Nagle ktoś wyrywa ją z objęć Szkota i rzuca ją na ziemię, zrywa z niej ciuchy, gwałci… Obudził ją krzyk, jej własny krzyk. Usiadła, objęła rękoma podkulone kolana i czekała do świtu. Rano zrobiła sobie kawę, zjadła jajecznicę na bekonie i postanowiła się dotlenić. Później pomyszkuje po domku. Ubrała się, zarzuciła poncho na plecy ubrała ciepłe buty i wyszła. Uśmiechnęła się, gdy wyjrzało słońce zza ciemnych chmur. Podziwiała wzgórza, lekki wiatr głaskał dywany traw. Nie przeszkadzało jej, że nie zna okolicy, po prostu szła przed siebie. Każdym spojrzeniem na krajobraz zapamiętywała cudowne obrazy, które z każdym krokiem stawały się nad wyraz ciekawsze. Zauważyła pastwisko, na nim pasące się owce. Podeszła bliżej i co ujrzała? Mężczyznę ze snu. Odziany był w szkocką spódnicę zarzucony na plecach kożuch. Idealny!

- Tak jak z mego snu. – szepnęła do siebie.

Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Strzygł właśnie owcę, a wełnę składował obok siebie. Tworzyli wspaniały obraz pracy.

Ta gra mięśni.

Ta ogromna siła.

Mężczyzna ze snu był wysoki, barczysty, cudowny tors delikatnie pokryty włoskami, wąskie biodra, nogi miał tak silne niczym dwie potężne kolumny podtrzymujące budynek. Blond, prawie platynowe włosy, oczy fiołkowe, nos zgrabny, odpowiedni do owalu twarzy. Coś wspaniałego, jeszcze nikt nie zainteresował jej jak ten właśnie mężczyzna, który właśnie szedł w jej stronę?!

- O, Boże! - speszona chciała czym prędzej uciec stamtąd, niestety mogła o tym zapomnieć.

- Hej, panienko!- krzyknął.

Dziewczyna patrzyła na gospodarza.

- Co tu robisz panienko? – powtórzył pytanie – Zgubiłaś się?

- Nie, ja tylko szłam przed siebie, właściwie powinnam skierować się do miasta, ponieważ potrzebuję trochę zapasu jedzenia, ale jakoś tak chyba zboczyłam z trasy. Przepraszam chyba przeszkodziłam?

- Och. Wszystko w porządku, w sumie akurat miałem zrobić sobie mały odpoczynek. To ty jesteś tą osóbką, która zamieszkała na wzgórzu?

- Tak, to ja. Wieść chyba szybko się rozniosła?

- O tak, to prawda. Glasgow jest małym miasteczkiem więc domyślasz się jak to jest.

- Tak.

- By to grom. Nie przedstawiłem się, nazywam się Fil Tabasco.

Wymieniając swoje nazwisko z uśmiechem wyciągnął dłoń. Rosita chciała uniknąć kontaktu z mężczyznami po niedawnym napadzie więc nie podała swojej.

- Rosita.

- Rosita… Jak?

- Po prostu Rosita.

- Po prostu Rosita? Dziwne nazwisko.

- Przepraszam muszę iść.

Śmiejąc się zawróciła w stronę swego zacisza. Gdy znalazła się w domu, zrobiła herbatę, żeby się rozgrzać. Z uśmiechem na twarzy wspominała rozmowę z Filem Tabasco.

„ Po prostu Rosita? Dziwne nazwisko.”

Roześmiała się radośnie i zaczęła przygotowywać obiad.

Kilka tygodni później popijając kawę usłyszała natarczywe pukanie w wejściowe drzwi. Wstała nieco wzburzona, podeszła do nich. Ujrzała obcego mężczyznę.

- Słucham! Czego pan tu szuka!

- Spokojnie proszę pani. Ja tylko przyniosłem zaproszenie na tańce u Tabasków. Mam też koszyk jadła od pana Fila, ponieważ stwierdził, że tak drobna i ładna kobieta nie powinna targać z miasta zakupów.

- Jestem mile zaskoczona, dziękuję za pomoc. Faktycznie już zaczyna mi brakować tego i owego.

- Rozumiem pani nazywa się Poprostu Rosita?

Ros znowu roześmiała się.

- Tak, to ja.

- Oto pani zaproszenie.

Mówiąc to podał je.

- Do widzenia pani! – krzyknął odchodząc.

- Do widzenia panu!

Rosita usiadła wygodnie na kanapie w pokoju i zaczęła czytać.


Poprostu Rosito”


Proszę mi nie odmawiać. Jutro odbędzie się bal maskowy u mnie w domu. Przyjadę po Panią osobiście specjalną karetą o godz. 19:30.

Proszę być uszykowaną.

Fil Tabasco!


Bal maskowy to doskonała okazja aby poznać mieszkańców tej malowniczej krainy. Ucieszyła się. W co ja się ubiorę? Zdecydowała, że poszuka w szafach któregoś pokoju. Poszła do pierwszego pokoju od poddasza i nic. W szafie były koce, natomiast w drugim pokoju znalazła szafę w której znajdowały się suknie z dawnych czasów, niczym królewskie.

Miała kruczoczarne długie włosy i błękitne oczy więc wybrała niebieską suknię z falbanami i bufiastymi rękawami które kończyły sięgające do łokci koronkowe rękawiczki. Była bogata w ozdobniki, były to rozmaite koronki, paciorki, pąki róży okalające pas bioder. Tylko jeszcze dodatki, niebieskie buciki na lekkim obcasie oraz maska przyczepiona do kijka tak, aby było ją wygodnie trzymać. Grzebała głębiej w szafie i znalazła w identycznym kolorze pelerynę do sukni.

- Super. Tego było mi trzeba. - zeszła na dół o rozwiesiła suknię u siebie w pokoju.

Wybiła 19:30 następnego wieczoru. Usłyszała stukanie do drzwi. Rosita otworzyła drzwi, a w nich stał nikt inny jak sam we własnej osobie Fil Tabasco. Wyglądał oszałamiająco, był ubrany w szaty godzien króla więc w pewnym sensie strój Rosity również godnie się na niej komponował.

- Pięknie dziś wyglądasz wręcz olśniewająco.

- Och! Zawstydził mnie pan, dziękuje.

Wchodząc na salę wszystkie głowy zwróciły się w ich stronę, a konkretnie w jej stronę.

- Panie i panowie. – krzyknął do tłumu. – Proszę o uwagę. Chcę wam przedstawić tę oto damę. – wskazał dłonią na dziewczynę stojącą obok. – Jest nią Rosita Po prostu.

- Rosita Roberts. – szepnęła.

- Och, przepraszam. Zaistniała mała pomyłka. Rosita Roberts.

Towarzystwo ukłoniło się z uśmiechem. Zeszli schodami w dół i podeszli do bufetu.

- Możemy mówić sobie po imieniu?

- Oczywiście.

- Ponczu?

- Poproszę.

- Dlaczego nie powiedziałaś jak naprawdę masz na nazwisko?

- Oj, nie mam pojęcia. Może po prostu ciężko mi jest komukolwiek zaufać.

- Ale… Czy jest jakiś konkretny powód, by ukrywać swą godność? Uciekasz od kogoś?

- Nie, nie. Bo tak jakoś wtedy wyszło. – uciekała wzrokiem na rozmawiający tłum. – Wziąłeś słowo „po prostu” za moje nazwisko, to mnie rozbawiło, no i tak to pozostawiłam.

- No cóż… Chciałbym przeprosić cię za moja nieobecność w twoim domu przez ostatnie dwa tygodnie. Tak akurat się złożyło że musiałem wyjechać z miasteczka, aby sprzedać wełnę.

- Rozumiem, nie musisz mnie przepraszać, nie jest twoim obowiązkiem mnie pilnować.

Zauważyła że mężczyzna zamyślił się. Po chwili rzekł.

- Wtedy, gdy zawędrowałaś pod moje progi, zauważyłem smutek na twej twarzy. Wyglądałaś na zagubioną, przeszytą bólem kobietę. – klepnął się dłonią w czoło. – Głupek ze mnie. Nie pomyślałem żeby wysłać do ciebie kogoś, byś czuła się bezpieczniejsza. Na pewno sztormy, które ostatnio nawiedziły nasze miasteczko zaniepokoiły cię? Mam rację?

- Troszeczkę. Dałam obie radę. Poza tym jestem dorosłą kobietą i umiem o siebie zadbać.

- W to nie wątpię. Obiecuję ci, ze od tej pory będę zaglądał do ciebie częściej. – nalegał.

Rosita zdenerwowała się. Nie chciała by jakikolwiek mężczyzna plątał się po jej domowym zaciszu potrzebowała czasu by poukładać swoje życie. Nauczyć się żyć od nowa.

- Nie potrzebuję łaski.

- Przestań. Denerwuje cię, że ktoś chce się z tobą zaprzyjaźnić? To nie dorzeczne.

- Zaprzyjaźnić? – uniosła głos. – Wy mężczyźni przyjaźnicie się tylko w swoim męskim gronie. Kobiety traktujecie jak szmaty do podłogi o które tylko wycieracie nogi i idziecie dalej. Nie umiecie się nimi opiekować, zatroszczyć. Tylko potraficie zbesztać, czasem pobić, czy nawet zgwałcić! – to ostatnie słowo podkreśliła.

Gdy fala złości nieconej przeszła. Zorientowała się, że wszyscy zgromadzeni patrzą się zszokowani na nią jak na wariatkę. Rozpłakała się i uciekła.

Biegła po wrzosowisku na oślep, byle dalej od tego mężczyzny. Wiatr smagał po twarzy, zimno przeszywało do kości. Słyszała, że ktoś wołał za nią. Nie obchodziło ją kto to był. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu. Dotarła do swojego zacisza, przebrała się i wskoczyła do łóżka.

- On nigdy nie zrozumie tego co ja czuje, bo skąd. Nic mu nie wyznałam i niech tak zostanie.

Z tymi słowami zasnęła. Była wyczerpana z płaczu i upokorzenia.

Kilka dni później tajemniczy przybysz zapukał do drzwi, wszedł nie czekając na zaproszenie.

- Rosito? – zawołał kobiecy głos.

- Proszę do kuchni.

Młoda blond włosa kobieta zaglądnęła przez drzwi.

- Cześć. Jestem Pati siostra Fila.

- On cię tu przysłał. Tak?

- Nie. – prędko zaprzeczyła. – Przyszłam sama. Pomyślałam, że czas cię odwiedzić.

Spojrzała na nią podejrzliwie, lecz po chwili poddała się. Miała dość samotności i mężczyzn. Stwierdziła, że fajnie będzie pogadać z kobietą.

- Może zjesz kawałek ciasta, wypijesz kawę czy herbatę.

- Kawę.

- Świetnie, siadaj zaraz przygotuję.

Chwilę później już zajadały słodki wypiek.

- Ummm. Bardzo dobre, dasz mi później przepis?

- Jasne. Słuchaj – dodała po chwili namysłu. – wtedy na balu… Nie chciałam aby tak wyszło. Zrobiłam z siebie pośmiewisko…

- Coś ty. Jestem pewna, że nikt już o tym nie pamięta.

- Ja… - czuła się skrępowana. – Tak mi przykro że nad sobą nie zapanowałam nad sobą.

- Rosito, czy jest coś o czym miałabyś ochotę porozmawiać? Nie zmuszam cię, ale sądzę że powinnaś wyrzucić to z siebie.

Dziewczyna histerycznie rozpłakała się. Ręce jej drżały nie z płaczu tylko ze wspomnienia, które ją dręczyło.

- Cztery tygodnie temu zgwałcono mnie. Dlatego tu przyjechałam, chciałam na siłę o tym zapomnieć.

- O, matko! – krzyknęła Patii zszokowana ty co jej powiedziała Rosita. Przytuliła ją. – Tak mi przykro. Złapali drania?

- Nie. Nie zgłosiłam tego na policję.

- Zwariowałaś? Dlaczego tego nie zrobiłaś?

- Łatwo ci teraz mówić co robić. Postaw się w mojej sytuacji. Zostałam zgwałcona! Nikt mi nie pomógł, – mówiła łamiącym się głosem. – nie wiedziałam jak sobie pomóc. Bałam się swojego cienia. Bałam się, że on znowu mnie dopadnie…

Płakała.

- Cichutko. No już dobrze. Wszystko się ułoży. Ja z Filem pomożemy ci się z tego otrząsnąć.

- Nie! – krzyknęła zrywając się na równe nogi. – Fil nie może się dowiedzieć, ja nie chce nic od niego.

- Ale…

- Nie! Proszę Patii zrozum mnie. Nie chce mieć nic wspólnego z facetami.

- Dobrze. Fil na pewno będzie pytał dlaczego tak wybuchłaś na balu.

- Nic mu nie mów. Wymyśl coś.

- Dobrze.

Gdy emocje opadły, znowu paplały o ludziach z miasteczka. Jak byli ubrani itd.

Po wyjściu Pati, Rosita cieszyła się ze to dobrze mieć kogoś z kim można tak od serca porozmawiać.

Nazajutrz słońce rozświetlało jak dotąd pochmurne niebo. Ciepło słoneczne aż zachęcało do wyjścia z domu więc dziewczyna zabrała się za sadzenie kwiatów. Zawsze chciała mieć ogródek kwiatowy za domem. W ubiegłym tygodniu znalazła w szafce w szopie na narzędzia nasiona więc wzięła się do roboty. Robiąc rabatki drgnęła na dźwięk męskiego głosu.

- Dzień dobry. – był to Fil.

- Czego chcesz! – wysyczała.

- Hej! Przychodzę w pokoju, odłóż ta grackę na ziemię. – zachichotał.

- Wolę nie. Czego?

- Chciałbym porozmawiać.

- Nie ma o czym.

- Uważam, że jest. Pati powiedziała mi co się stało, ale mam wrażenie że kłamała.

- Nie twoja sprawa! Odczep się, odejdź.

- Oj. Ostra z ciebie kobitka. Ja też jestem zawzięty i zostanę tu dopóki mi nie powiesz prawdy.

- Już mówiłam nie twój interes, wynoś się.

Pocałował ją lekko w czoło, później w policzek.

- Nie! – krzyknęła przerażona. – Nie, proszę. Nie rób mi krzywdy. – rzucała się, ale on przygarnął ją do siebie. – Dlaczego to znów mnie spotyka – płakała. – proszę nie gwałć mnie, ja tego drugi raz nie zniosę!

- Hej, spokojnie. Nic ci nie zrobię. Jesteś bezpieczna, cichutko, nie płacz. – prosił. W środku, aż się gotował. Był wściekły na siebie, że tak postąpił i doprowadził ją do płaczu. Do takiego stanu. Najbardziej wściekły był na tego drania który tak zniszczył tę biedna dziewczynę. Miał ochotę wypruć mu flaki za to co jej zrobił.

Kołysał Rosi w ramionach, aż się uspokoiła. Zaprowadził ją do domu, do pokoju, podał szklankę ciepłej herbaty. Położyła się na kanapie, przykrył ja kocem, a sam usiadł na fotelu i rozmyślał jak jej pomóc. On też zasnął. Obudził jego krzyk kobiety. – Rosi! – od razu rzucił się w jej stronę.

- Rosi, spokojnie. To tylko zły sen. – kołysał ją w ramionach. Przytuliła się.

- To był ON, znowu mnie dopadł. – płakała.

- Cichutko, jestem przy tobie, cichutko.

Położył się obok niej, przytulił i czekał, aż ponownie zaśnie. W końcu jego też zmorzył sen.

Następnego ranka wstał zrobił śniadanie i zaniósł Rosi do łóżka. Siedziała na kołdrze.

- Dzień dobry! - zawołał na wejściu.

- Dzień dobry. Uhmm. Co tak ładnie pachnie? -

- Oto moja specjalność. Jaja na bekonie i kakao.

- Pycha.

- Smacznego. Ja muszę wracać na farmę.

- Musisz? - uśmiechnęła się słodko. - Zostań na śniadanie.

Rosita z czasem zaczęła zaufać Fillowi, choć nie do końca. Spacerowali po wrzosowiskach ręka w rękę. Mężczyzna nauczył dziewczynę śmiać się, rozmawiać otwarcie. Pewnej nocy, gdy wrócili ze spaceru, Fill zapytał:

- Minęło parę miesięcy, a ja bardzo ciebie polubiłem...

- Ja też ciebie polubiłam mocno Fillu.

Mężczyzną targały uczucia.

- Powiem wprost. Pragnę cię i w tej chwili zagłębił bym się w tobie z ogromną ochotą. Proszę pozwól mi zostać i kochać cię.

- Fill . - zawahała się .

- Ufasz mi?

- Ufam całym sercem.

- Więc proszę pozwól mi.

- Dobrze, ale nie oczekuj de mnie zbyt wiele.

- W porządku.

Fill zaprowadził kobietę do jej pokoju. Przytulił, czuł opory ale odwzajemniła się tym samym. Wciąż pamiętała tamten napad, ale Fill był tak czuły, że całkowicie oddała się przyjemności. Pocałował ja lekko w usta, tak jakby usiadł na nich motylek. Całował ja z głęboką czułością. Pieścił rękoma jej szyję. Położył się na niej, przycisnął swoja męskość do jej łona. Rosita jęknęła. Dotykał jej nabrzmiałych piersi. Rozebrał ją, potem siebie. Wodził dłońmi po zewnętrznej stronie ud, aż „tam” dotarł. Rosita wygięła się w łuk. Przyciągnęła mężczyznę do siebie i w rozkoszy lekko podrapała jej plecy. W końcu, gdy dostał pozwolenie wszedł w nią delikatnie. Poruszał się stanowczo. W ekstazie Rosi wykrzyknęła jego imię, a on szeptał jej do ucha piękne słowa, tak aby się nie wystraszyła. Ogarnęła ja senność.

- Kocham cie Fillu Tabasco. -szepnęła.

- Ja również ciebie kocham Poprostu Rosito Roberts.

Pięć tygodni później odbył się ich ślub, a za nie cały rok urodziły się bliźnięta, Adam i Diana. Fill wciąż okazywał jej swą miłość na wszelkie sposoby. Rosita zaś z każdym dniem oddawała mu serce i zaufanie. I była pewna, że już żadna jej krzywda nie spotka.


  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Tekst w swoim gatunku wzorcowy i dla każdej sfrustrowanej Czytelniczki-singielki do poduszki i zamiast.
avatar
ja postaram się merytorycznie ocenic ten tekst-
jest w nim zlepek klepek-torcxhe udaje tekst ameryjkanski=kakao,bekon i thiller amerykański-z historia o gwałcie,jezyk jest niespójny,scean i narracja jest tez niespojna,marzenia o wielkim swiecie moznby ująć w wielkim swiecie,do którego Rosiata moglaby się przenieść,a tak niestety całościowo to się zozchodzi w dwie strony,zachowanie przestępcy-opisane w sposób sugestywny i empatyczny-inni bohaterowie tez sa tak przedstawieni,ale nie spaja to teksu w calosci-klucz do literatury amerykańskiej jakiej już pelno na polkach to nie jest stral w 10 ale może być wykorzystany do pisania kolejnej tzw kiepskiej literatury,z tym,że autorka musi się jesze nauczyć-nie zlepiać językow i teksyow,ale swojskiego jezyksa i zastosować go co najwyżej rozdzielnie-każda ksiazka z bekonem,sniadaniem,albo gwałtem musi być podzielona,n jakiąś histroię/
pozdrawiam
avatar
EMILIO-PLIZZ-b lagam-przecież dobrze piszesz,i musisz znać się na literaturze.
© 2010-2016 by Creative Media