Go to commentsPieprzyć to! Stan i Wick powracają! 4
Text 5 of 5 from volume: Stan i Wick
Author
Genrehorror / thriller
Formprose
Date added2017-08-24
Linguistic correctness
Text quality
Views2012

Na podwyższeniu za chatką stał kamienny stół ofiarny. Podprowadzono pod niego Stana i Wicka. Do wesołej gromadki dołączył kolejny pomyleniec, na którego mówili Tasak.

- Co ich tak dużo dzisiaj? – zapytał ów jegomość.

- Też mówiłem, żeby ich podzielić na kilka dni – wtrącił Muck.

- Trzeba ich złożyć od razu, bo jeszcze uciekną.

- Tego byśmy nie chcieli. Którego najpierw?

- Tego z czerwonymi uszami.

- Wick popatrzył na Stana, którego uszy miały normalny kolor.

- Może jeszcze się dogadamy? – zaczął, ale został zdzielony wielką łapą.

- Czasem wydaje mi się, że składanie ofiar jest nielegalne – powiedział Muck.

- Bredzisz. Duch Lasu się ucieszy. Co mu zrobić najpierw? – zapytał Tasak.

- Zacznij od tego, co zawsze.

- A gdzie macie kadzidełka?

- Zapomniałem. Muck, skocz po nie.

- Gdzie są?

W szafce koło stołu, tam gdzie trzymamy kciuki.

- Okej, znajdę.

- Zaczynaj – rozkazał najwyższy z braci.

- Zaczekam na kadzidełka – odparł Tasak.

- Jak chcesz.

Wickowi zaschło w ustach, a serce waliło mu nienaturalnie szybko. Poczuł, że wpadł jak robaczywa śliwka w kompot.

Po chwili wrócił Muck z kadzidełkiem w ręku.

- Dobra, możemy zaczynać – ucieszył się Tasak i wyjął tasak. – Powachluj trochę dla aromatu.

- Robi się – powiedział Muck i okadził Wicka, który zaniósł się kaszlem.

- Starczy, nie chcesz go chyba udusić. Teraz ja przejmę pałeczkę.

Duch lasu postanowił trochę odpuścić Stanowi i Wickowi.

- Stać! Policja! – usłyszeli krzyk szeryfa. Niestety ich wybawiciel jak zwykle był sam.


*****


- Do cholery, skąd mogłem wiedzieć, że oni są tacy niebezpieczni? – poskarżył się szeryf, po tym jak związali go razem z kumplami i z powrotem wrzucili wszystkich do piwniczki. Szaleńcy poszli tymczasem podebatować, co zrobić z taką ilością ofiar.

- Jak myślisz, teraz nas wypuszczą? – zapytał Stan.

- Nie, kogoś załatwią, a potem znów podebatują.

- Wick, to ciebie mieli złożyć w ofierze.

- Teraz sytuacja się zmieniła. Pewnie myślą, że Duch Lasu zainterweniował i zesłał mi pomoc. Otrzymują znaki, ale nie wiedzą, jak je odczytać.

- To psychole. Musimy grać według ich reguł.

- Zaraz przyjadą tu moi gliniarze – powiedział szeryf. – Mieli się zebrać, jeśli nie wrócę za godzinę. Zostawiłem wóz przy drodze.

- Teraz jest mecz. Nie przyjadą. W dodatku nawet cię nie lubią.

- Wiele się zmieniło, czasem stawiam im piwo.

- To w pewnym sensie przemawia na naszą korzyść, ale przy wyborze mecz lub szeryf, wybiorą to pierwsze.

- No to przyjadą trochę później. Nie śpieszy nam się, co?

- Pssst. Pssst.

Wick rozejrzał się. W piwniczce było jedno niewielkie okienko, w którym na chwilę pojawiła się czyjaś twarz.

- Przybyła nieśmiała odsiecz albo kolejny z szalonej rodzinki.

- Pssst. Pssst.

Drzwi do piwniczki się uchyliły. Do środka weszło dwóch gliniarzy z pistoletami w rękach.

- Gamonie, czemu obydwaj tu schodzą? Psychole mogą ich zajść od tyłu – szepnął szeryf, a na głos powiedział: Mike i Joe. Moi kumple.

- Liczmy na ich rozwagę.

Mike zaczął rozwiązywać pojmanych, a Joe udał się na przeszukanie domu.

- Ilu ich jest? – zapytał Mike.

- Chyba czterech, ale nigdy nie wiadomo.

- Gdzie są?

- Pewnie w pobliżu. Mogli was zauważyć i szykują zasadzkę.

- Spokojnie, nie takie rzeczy w życiu się robiło.

- Strzelajcie bez ostrzeżenia. Mnie już na to nabrali. Ukradli mi broń, są bardzo niebezpieczni.

- Okej, zabierz tych dwóch – powiedział Mike do szeryfa. – My się wszystkim zajmiemy.

Szeryf wraz ze Stanem i Wickiem opuścili chatkę i udali się do radiowozu. Nie mieli ochoty czekać na dalszy rozwój wypadków. Po chwili dołączył do nich Mike.

- No dobra, nie trzymam was w niepewności Znaleźliśmy ich przy czymś w rodzaju ołtarzu. Wygląda na to, że popełnili zbiorowe samobójstwo. Cała trójka.

- Ale ich było czterech – wtrącił Wick.

- No tak. W takim razie sprawy się komplikują. Zarządzimy przeszukanie okolicy. Nie ma co panikować, z jednym szybko sobie poradzimy. Możecie spokojnie odjechać.

- Na razie jesteście wolni, chłopcy – powiedział szeryf do Stana i Wicka. – Przez telefon wspominaliście coś o jakimś pożarze?

- Nie, nie, zakłócenia na linii.

- Tylko proszę więcej nie rozrabiać.

- Tak jest.

Stan i Wick odetchnęli z ulgą. Nie mieli zamiaru już nigdy wracać w tamte rejony i poznawać mrocznych sekretów lasu. Jedyne czego się obawiali to, by przeszłość nie podążyła za nimi.


  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Czysty w gatunku slapstick :) I to sepuku dwojących i trojących się pogromców... O, jeżuniu :)
© 2010-2016 by Creative Media