Go to commentsZe zbioru opowiadań 'Wykrzyczeć siebie' 1
Text 1 of 1 from volume: Wykrzyczeć siebie
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2010-09-08
Linguistic correctness
Text quality
Views5158

na kieliszka dnie

ostatnia kropla

kropla krzywdy

kropla bólu

sińca

krwi

Godzina dwudziesta trzecia czterdzieści. Mama jeszcze nie wróciła. Jestem w domu sam i trochę się boję. Nie mogę zasnąć. Czekam aż wróci. Leżę w łóżku. Wpatruję się w drzwi i nasłuchuję. Nasłuchuję, czy już idzie. Chcę usłyszeć jakim idzie krokiem. Po jej kroku wiem, czy jest zła bardzo, czy tylko troszeczkę. Czy będzie krzyczała na mnie bardzo, czy tylko troszeczkę. Czy może w ogóle nie będzie miała dziś siły na to, by na mnie krzyczeć. Nie lubię tak czekać. Nie lubię, kiedy ona wychodzi z domu i tak długo nie wraca. Im dłużej jej nie ma, tym bardziej się boję.

O, idzie. Słyszę ją. Chyba się przewróciła. Przeklęła. Teraz pewnie próbuje się podnieść. Jest coraz bliżej. Zaraz otworzy drzwi. Znowu się przewróciła. To dobrze. Jest za bardzo pijana, żeby się na mnie złościć. Nie muszę się bać. Próbuje włożyć klucz w zamek. Tam jest ciemno. Nie może trafić. Może pójdę jej otworzyć te drzwi? Nie, rozzłości się na mnie, że jeszcze nie śpię. A może jednak pójdę? Jak nie pójdę to się będzie złościć, że jej nie otworzyłem tych głupich drzwi. No i co mam robić? Nie wiem. Poczekam jeszcze chwilkę. O, udało się jej. Przekręca klucz. Zaraz tu wejdzie. Muszę zamknąć oczy. Będę udawał, że śpię.

Znowu się przewróciła. Coś mówi. Ale co? Nie słyszę. Schowałem głowę pod kołdrę. Poszła do drugiego pokoju. Zapomniała o mnie. Nie jest dzisiaj zła. Wiedziałem. Wiedziałem po krokach. Poszła spać. Hurrraaa, mama nie jest dzisiaj na mnie zła. Mogę iść spać. Idę spać.


Co proszę? Co mówisz, mamo? Tak, już ci, mamo, przyniosę, ale gdzie to leży? Gdzie? Aha, dobrze już idę, poszukam. Mamo, nie ma. Nie widzę. Nie złość się. Zaraz ją znajdę. Poszukam raz jeszcze tylko nie złość się na mnie. Mamo, ale tu naprawdę jej nie ma. No nie ma. Zobacz sama. Nie krzycz. Wcale nie jestem niedorajdą. Nie jestem głupi i nie jestem ślepy. Tu naprawdę tego nie ma. No naprawdę, mówię ci. Co proszę? Już idę. Słucham? Mamo, puść, to boli. Przecież ja nic złego nie zrobiłem. Nie, nie sprzeciwiam się tobie. Ja tylko - Ała - za co? Dlaczego dostałem po twarzy? Nie, nie wiem? Ała, mamo, to boli. Nie płaczę. Nie bij już, już nie płaczę. Zobacz, już nie płaczę. Dobrze, poszukam raz jeszcze. Gdzie to jest? No gdzie jesteś głupia butelko, gdzie? Muszę cię znaleźć, muszę. Muszę pomyśleć, gdzie mama mogła schować butelkę? Ona zawsze zapomina, gdzie i co położyła, a mi się potem obrywa. Już mamo. Już idę. Butelka! Gdzie jest ta cholerna butelka? Wiem. Mam. Mamo, proszę, znalazłem. Ała, mamo, dlaczego dostałem. Bo za długo? Przecież znalazłem. Dobrze, już idę. Tak. Dobrze. Zaraz posprzątam w kuchni. Tak. Słucham? Dobrze. Zrobię ci śniadanie. Co mam ci zrobić? Bułkę z masłem i serem. Dobrze, mamo, już robię.

Bułka z masłem i serem? Nie ma bułki i nie ma sera. Muszę szybko biec do sklepu. Ona pije. Pije tą swoją kolejną, głupią butelkę wódki. To dobrze. Może nie zauważy jak wyszedłem z domu. Ale zaraz, skąd wezmę pieniądze? Wiem, skarbonka. Jeszcze coś powinienem tam mieć.

Mamo, proszę, twoje śniadanie. Tak jak chciałaś bułka z masłem i serem. To ja idę posprzątać w kuchni, dobrze? Tak mamo. Już idę. Słucham cię mamo. Dlaczego? Co się stało? Jak to nie świeża? Mamo, ona na pewno jest świeża. Ja ją przed chwilą kupiłem w sklepie na dole. Skąd wziąłem pieniądze? Miałem jeszcze troszkę w skarbonce. Nie, ja nie kłamię. Naprawdę, mamo. Nie, nie ukradłem tych pieniędzy. Nie zabrałem ich z twojego portfela. Nie, mamo. Mamo, dlaczego mi nie wierzysz? Co? Znowu mam ściągać spodnie. Mam ci przynieść pas. Mamo, ja nie chcę, proszę. Dobrze. Dobrze już idę, mamo. Tylko się tak nie denerwuj. Nie krzycz. Mamo, ale - ale gdzie jest ten pas? Proszę. Znalazłem. Tak, wiem. Wiem, że mam głośno i wyraźnie liczyć. Mamo, czy mogę dostać przez spodnie? Dobrze. Dobrze już nic nie mówię. Przepraszam cię, mamo. Już ściągam spodnie.

Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć. To za czerstwą bułkę, która przecież była świeża.

Dziesięć, jedenaście, dwanaście, trzynaście, czternaście, piętnaście. To za ukradzione pieniądze, które przecież były moje.

Szesnaście, siedemnaście, osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia. To jako nauczka, żebym sobie popamiętał.

Dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy. To za karę, bo już przestałem liczyć głośno.


Boli mnie tyłek. Ała, ale boli. Dobrze, że to tylko dwadzieścia trzy pasy, a nie sto jak ostatnio. Mama wypiła już całą butelkę i teraz śpi. Muszę posprzątać zanim się obudzi, żeby znowu nie była na mnie zła. Ała, ale boli.


Mamo, mogę iść na dwór pobawić się z dziećmi? Dlaczego nie? Tak, odrobiłem już lekcje. Nieprawda. Byłem przecież grzeczny. Nawet posprzątałem kuchnię. I w pokoju też posprzątałem. Przecież nie pyskuję. Dobrze, mamo. Przepraszam. Już nic nie powiem. Przepraszam, mamo.

Tak, słucham? Dobrze. Co jeszcze mam kupić? Już powtarzam. Paczkę najtańszych papierosów i butelkę wódki. Tak, też najtańszej. Tak, mamo, pamiętam. Nie zapomnę. Już idę. Już. Nie denerwuj się.


Mamo, nie idziesz dzisiaj nigdzie wieczorem? Aha, rozumiem. A pobawisz się ze mną? Co? Pobawimy się w kumpli. Dobra. A jak w to się, mamo, bawi? Mamo, to chyba jest głupia zabawa. Ja się nie chcę w to bawić. Dobrze. Dobrze pobawmy się w to, ale nie krzycz już tak. Już idę po te kieliszki.

Bawimy się z mamą w kumpli. Siedzimy przy stole, pijemy wódkę i palimy papierosy. Strasznie to wszystko niedobre. Piję tą wódkę, żeby mama nie była na mnie zła, że się z nią nie chcę bawić. Strasznie to niedobre, a mama nawet nie pozwala mi popić herbatą. Mówi, że muszę wyrosnąć na prawdziwego mężczyznę, a prawdziwy mężczyzna nie popija. Mama pije cały kieliszek, a ja na razie tylko po łyczku, bo muszę się nauczyć no i więcej musi zostać dla mamy. A papierosy to nie wiem jak mam palić. Mama mówi, że muszę się zaciągnąć, ale ja nie wiem co to znaczy. Próbuję, ale zaczynam się nimi dusić i kaszlę, a ona się strasznie śmieje. Ta zabawa jest głupia. Już nie chcę się w to bawić.

Wiedziałem. Wiedziałem, że nic dobrego z tej zabawy nie będzie. Mama się rozzłościła. Jest strasznie pijana. Nie ma już wódki. Krzyczy na mnie. Boję się.

Mamo! Mamo, ale przecież kazałaś mi pić. Ja nie chciałem. To ty mi kazałaś. Przecież się tak bawiliśmy. Mamo, zapomniałaś już, że się tak bawiliśmy. No, w kumpli się przecież bawiliśmy. Mamo, co robisz? Nie. Proszę. Nie, mamo. Nie rób tego. Nie szukaj kabla. Proszę weź pas. Zbij mnie pasem. Proszę tylko nie kablem. Nie kablem, mamo. Aaaaaaaaa - raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście, dwanaście.


Nie wiem już nic. Nie liczę. Nie czuję bólu. Do moich uszu dochodzą ledwo słyszalne krzyki mamy. Krzyczy, że ten bat to za nieposłuszeństwo, ten za bałagan, ten za to, że odszedł tato, następny za brzydki charakter pisma, za zniszczenie jej życia, za to, że płaczę, a nie powinienem itd., itd. A potem dlatego, żebym się nauczył, żebym wiedział, że życie jest twarde, że nie jest takie jak w bajkach, że czasem boli. Żebym wyrósł na twardego, prawdziwego mężczyznę, którego w życiu nic nie zdziwi, nic nie przestraszy, nic nie zaskoczy. Żebym wiedział co to jest ból, żebym go poczuł całym sobą, żebym się go potem nie bał. Krzyczy, że powinienem być jej za to wdzięczny, że to z miłości, że z troski o mnie, że to wszystko dla mnie.

Nie wiem, kiedy i nie wiem na ilu się skończyło. Nie mogę się ruszyć. Nie mogę się podnieść. Nie mogę nawet podnieść ręki do góry. A ta ręka jest jakby nie moja. Cała w ranach. Tą ręką próbowałem się bronić. Chowałem nią twarz i dlatego teraz wygląda tak brzydko. Jest na niej wiele brzydkich ran, a z niektórych leci krew. Całe ciało jest posiniaczone i wszędzie leci krew. A ja leżę. Leżę. Nie mogę się ruszyć i nawet nie płaczę. Łzy nie chcą lecieć. Zastygły. Zastygły tak jak ja, cały w bezruchu. Leżę i patrzę przed siebie. Powoli odpływam. Z trudnością otwieram oczy, które same opadają. Przez mgłę dostrzegam mamę, która odrzuca w kąt kabel, chwiejnym krokiem dochodzi do stołu, siada na krześle i bierze w dłonie kieliszek. Mój kieliszek. Kieliszek, w którym na dnie została jeszcze jedna, mała kropla. Kropla, którą wypija ona, a z nią i ja.


Kropla krzywdy

kropla bólu

sińca

krwi.


  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Strasznie smutne... ale tez strasznie rzeczywiste.
avatar
"Pręgi" inaczej...

Świetnie napisane.
avatar
Wczułam się. Przykre i smutne takie życie.
avatar
Tekst jest bardzo słaby; dawno nie czytałam niczego aż tak topornego. Tematyka jak najbardziej poważna, ale ten zapis niby rozbieganych myśli dziecka jest zbyt chaotyczny, zbyt banalnie potraktowane. Nie nazwę tego opowiadaniem. Raczej próbą zapisania czegoś istotnego, co niestety wygląda bardziej jak wyliczanka.
© 2010-2016 by Creative Media