Go to commentsZłomiarz
Text 1 of 4 from volume: Złomiarz
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2017-10-28
Linguistic correctness
Text quality
Views1701

Bolek szarpnął wózek. Złom jednak dużo ważył, więc postanowił zapalić papierosa, zanim wyruszy w bok ulicą Wąską, a następnie do góry, dawną Dzierżyńskiego. Szukał skrętów we wszystkich kieszeniach spodni i kurtki flyers z wypaloną dziurą nad łokciem. Papierosów nigdzie nie było. Czyżby tak szybko wszystkie wypalił? Zbliżało się dopiero południe, a przecież o świcie zrobił chyba piętnaście sztuk. Ach, te jesienne poranki! Wychodził zawsze przed chatkę, którą odziedziczył opuszczoną przez robotników leśnych, składujących w niej kiedyś narzędzia pracy. Oddawał mocz za trójkątnym głazem obok, oparłszy się o brzozę. Patrzył na dalekie góry. Wdychał swobodę i wąchał wolność. Pachniała lasem. Kiedyś obejrzał w schronisku film „Las, 4 rano” i prawie się popłakał. To było właściwie o nim. Od bohatera filmu różnił się tym, że zamiast korporacji, porzucił bogatą kobietę. Opłaca się to, na tamto szkoda forsy... Kupić, sprzedać, albo tego nie ma. Wieczny pęd, wieczny bieg. Pogoń kota za ogonem, którego chyba nie da się uchwycić.Wreszcie nie wytrzymał. Napisał pożegnalny list. Zabrał najpotrzebniejsze rzeczy, opróżnił konto w bankomacie. Złamał kartę bankomatową na pół, z telefonu wyjął kartę sim. Obie wrzucił do kosza przy dworcu PKP. Tak, to był jego czas! Zamiast iść do pracy, wsiadł w pociąg jadący możliwie jak najdalej. Wspominał to, szukając raz jeszcze papierosa. Nie potrafił wyzbyć się natręctwa wspomnień. Srebrny Jeep podjechał z drugiej strony ulicy. Kierowca najpierw uchylił szybę w drzwiach, po chwili otworzył całkiem drzwi i rozprostował lewą nogę. Bolek zwrócił uwagę na spiczasty, błyszczący pantofel kierowcy. Wychodziła z niego niebieska skarpeta w jasne grochy, co zapewne miało pasować do granatowych spodni od garnituru. W kieszonce marynarki, zamiast eleganckiej chusteczki, kierowca nosił mikrofalówkę, z krótką antenką. Nie popatrzył nawet w kierunku Bolka, tylko podniósł laptopa z siedzenia pasażera i otworzył go na kolanach.- Kurwa mać! Znowu się zamula... ! - przenośny komputerek podtrzymywał sens powiedzenia o złośliwości rzeczy martwych, odmawiając sprawnego uruchomienia. Bolek uśmiechnął się, słysząc miotane pod nosem obelgi kierowcy. Rozejrzał się dokoła, czy nie jedzie żaden pojazd i podszedł do srebrnego Jeepa.- Przepraszam pana, ja się na tym znam. - powiedział, pewnie patrząc, jak kierowca wolno obraca głowę w jego stronę. Miał twarz poirytowanego życiem człowieka, z pierwszą siwizną na włosach i zakolami nad pomarszczonym czołem. Niewielkie, lisie oczka trzymały się blisko długiego nosa.- A ja nie mam kasy ani papierosów! - kierowca asekurował się natychmiast, widząc w Bolku kolejnego żebraka ze zdartą płytą w ustach.- Nie palę, proszę pana. Zarabiam też na własne utrzymanie. Zwyczajnie chcę zrobić dobry uczynek. Mam zasadę, że codziennie robię taki jeden. - Bolka nie zraziła opryskliwość kierowcy. Patrzył na niego z uśmiechem młodego chłopaka, któremu nie sprawia problemu przeprowadzenie staruszki przez ulice.- Idealista, co? - kierowca spojrzał sugestywnie na wózek Bolka, oparty o krawężnik, zaraz obok schodków, prowadzącymi na parking spożywczego dyskontu. Z wózka wystawały poszarpane kawałki blach, nakryte kawałkiem rynny. - Ideały dużo kosztują w życiu. Ja też zapłacę. Za naprawę laptopa, kawałkiem dobrego metalu. Wożę takiego grata w bagażniku, do niczego mi niepotrzebny. Deal?Bolek zgodził się. Co mu zależało? Był przecież dawnym informatykiem w korporacji, którego poderwała pani prezes. Komputery znał tak dobrze, jak teraz mosiądz, miedź, żeliwo, oraz blachę z ocynkiem i bez. Naprawa nie była trudna. Wystarczyło ściągnąć z internetu program do czyszczenia rejestru z uszkodzonych plików. Cała operacja potrwała może kwadrans.- Bierz pan – kierowca wysiadł z Jeepa, podniósł klapę bagażnika, wyjął z niego małą replikę napoleońskiej armaty. Wykonana z miedzi lub mosiądzu, może trochę podkolorowana, wagi około kilograma, ocenił Bolek, ważąc w dłoni armatkę. Przyjrzał się jej. Wypolerowana, połyskująca...- Z drogi, dziadu ! - od strony pobliskiego dyskontu spożywczego, ze schodków, zbiegł młody mężczyzna w szarej bluzie z kapturem i czarnych spodniach od dresu. Odepchnął Bolka łokciem ręki, w której trzymał reklamówkę, pełną skradzionego najwyraźniej towaru. Zawadził jeszcze o uchwyt wózka, z wyładowanego po brzegi wózka wypadły dwie kawy. Złodziej nie zwrócił na to uwagi. Pobiegł dalej w dół, migając czerwonymi butami, które zupełnie nie pasowały do reszty jego odzienia. Bolek postanowił szybko stąd odejść. Nie chciał być niepotrzebnym świadkiem.- Uciekł, kurwa jego zapluta... ! - w połowie schodów stał ochroniarz. Zdyszany, przecierał czoło chusteczką. Widząc brak szans, zrezygnował z kontynuacji bezsensownego pościgu. - Czekaj pan, sprawę mam!Poproszony o pomoc Bolek pomyślał nagle, że dzisiejszy dzień wcale nie musi być nudny. Czuł wewnętrzny niepokój. Armatka, trzymana w dłoniach, zrobiła się jakby cieplejsza. Spociły mi się dłonie, pomyślał. Zawsze mi się pocą, jak ma być coś niedobrego.- Słucham? - zapytał ochroniarza.- Pomożesz mi pan go rozpoznać. - ochroniarz, zdyszany, starszy pan, z jedną krótszą nogą, na którą utykał dość komicznie, niczym przetrącona czapla, zszedł po schodach – Dam za to jedną z tych kaw. Tylko morda na drut, że dałem ! Tych kaw tu nie było. Schowaj pan je pod blachy na wózku.Gdyby nie obawa przed wplątaniem w rozpoznanie złodzieja, coś by Bolkowi mówiło, że zapowiada się ciekawy dzień. Strach jednak zwyciężał z poczuciem ciekawego dnia. Westchnął ciężko, kopnął opróżnioną puszkę po piwie i poszedł za wolno utykającym ochroniarzem. Wyraźne kalectwo tego człowieka mocno kontrastowało mu z wyobrażeniem, jakie miał na temat ochroniarza. Dziwił się w duchu, że osoba mająca problem z poruszaniem, wykonuje tego typu zawód. Temu, że złodziej uciekł ochroniarzowi, już się nie dziwił ani trochę.- Wiem co pan myśli- kuśtykający przed Bolkiem ochroniarz, zaskoczył go intuicyjnym wyczuciem sytuacji- Powiem jedno... umowę o pracę mam, PFRON za mnie firmie płaci, to niech mnie pocałują w cztery litery. Teraz pan rozpozna na zdjęciu gnoja, wypiszemy wniosek o ściganie, kierowniczka zawiezie to na Policję, a sklep zdejmie kawy z wykazu strat i wszyscy będą zadowoleni! Tylko pamiętaj pan... On z tymi kawami zwiał. Tych kaw nie ma oficjalnie, ok? Żebyś pan nie położył wszystkiego na łopatki.- Niech pan będzie spokojny, dotrzymam słowa.- Wrzuć pan jedną kawę do środkowego kubła, póki nikt nie widzi ! - powiedział ochroniarz, kiedy mijali rząd zielonych, oraz czarnych kontenerów na śmieci. Bolek wziął kawę z wózka i szybko podszedł do środkowego kontenera, czując, że wzrok ochroniarza za chwilę wywierci mu dziurę w plecach, albo poparzy ręce.- Zawsze pan tak patrzy na ludzi?- zapytał ochroniarza.- Zawsze! Ja z tego żyję, a chwila nieuwagi wystarczy... Nie poczuj się pan urażony. Obserwuję ludzi odruchowo. To jest taki nawyk z lat pracy w tym syfie z burdelem...Weszli do dyskontu, wzbudzając powszechne zainteresowanie klienteli.- Kradną, dziady ! - warknął ktoś, sympatyzując z kulawym ochroniarzem.- Biedaka złapał, bo bandytów prawdziwych się boi... - inny głos należał do kogoś, kto raczej marnie oceniał kompetencje zawodowe kulawego.- To ten, panie Marku ? - przy półce z proszkami do prania, czekała już kierowniczka sklepu, wagi raczej ciężkiej. Podparłszy się dłońmi na biodrach, marszczyła czoło i mrużyła oczy. Bolek przystanął w odległości, którą uznał za jeszcze bezpieczną. Marek rozłożył ręce.- Nie ten, kierowniczko. Złodziej uciekł z towarem, ale pan tutaj jest świadkiem i pomoże mi rozpoznać go na zdjęciach złodziei z monitoringu. Da mi pani te zdjęcia na kilka minut? Te podpisane nazwiskami? Rozpoznamy dziada i będą dane do wniosku o ściganie.- W żadnym wypadku ! - warknęła kierowniczka — Pan ma łapać na gorącym uczynku, a nie dawać mi robotę po godzinach, żebym musiała w wolnym czasie jeździć na Policję i zawiadomienia składać ! Towar, jak mi się zdaje, nie jest odzyskany, prawda?Marek pokręcił głową. Bolek chciał jak najszybciej wyjść, bo coraz bardziej czuł się złodziejem. Kierowniczka machnęła ręką, weszła do biura i zatrzasnęła za sobą drzwi.- Mogę już iść? - zapytał Bolek.- Idź pan! - Marek poczerwieniał, westchnął, pokuśtykał w alejkę z kawami i herbatami.Bolek wyszedł ze sklepu szybko, nie patrząc na ludzi dokoła. Marzył o sprzedaży złomu i bułkach ze smalcem z mięsem, zapijanych mocnym piwem z puszki.- Czekałam na pana — powiedziała z uśmiechem młoda dziewczyna, którą zauważył opartą o rączkę jego wózka ze złomem.- My się znamy, szanowna młoda pani? Co ja mam dzisiaj za zwariowany dzień?- Może to specyficzne układy gwiazd?Przyjrzał się jej. Czerwone włosy, splecione w warkoczyki, przechodzące z czerwieni w czerń. Ramoneska z błyszczącymi zamkami, nabijana równie błyszczącymi ćwiekami. Ćwieki błyskały tu i ówdzie, ale bez przytłoczenia przesadą. Podobnie jak błyskały oczy dziewczyny, podsypane piegami na policzkach. Bolek nie odmówił sobie szybkiej oceny jej figury z krągłościami, trudnymi do ukrycia pod ciasną ramoneską, oraz jeansami barwy grafitowej. Tylko wysłużone buty desantowe nie błyszczały w niej żadną energią. Reszta jakoś błyszczała, co komponowało się zgodnie ze stylem bycia dziewczyny.- Jestem Kinga Matlak, blogerka internetowa ! - energicznie wyciągnęła ku niemu dłoń, pokazując w uśmiechu aparat nałożony na zębach. Drugą dłonią przeczesała włosy, wyginając się, jak modelka.- Bolek Kowal, prosty złomiarz. Porządne dziewczyny nie powinny być ze mną widywane! - odwzajemnił uśmiech. Kinga zauważyła, że Kowal ma zadbane zęby. Zawsze, ale to zawsze zwracała uwagę na zęby u ludzi, co poczytywała sobie jako obsesję. Oczywiście, tyczyło się to również jej uzębienia, które uważała za krzywe, niedostatecznie białe, a ogółem całkowicie do naprawy. Stąd się wziął u niej aparat ortodontyczny, w którym pokładała nadzieję na upiększenie uzębienia.- Właśnie... prości ludzie, razem z ich dennymi stereotypami... - skrzywiła się z niesmakiem- Mam bloga z antylansem. Zamieszczam na nim treści inne niż wszystko, czym teraz karmią się internauci. Dzisiaj wymyśliłam, że zrobię sobie kilka fotek ze złomiarzem i jego wózkiem. Jeśli się zgodzisz, oczywiście. Pijesz?- Czasami.- To w zamian za uczestnictwo w sesji zaofiaruję ci butelkę rumu. Chociażby z tego powodu, że piwo czy wódkę piją wszyscy. Ja kocham oryginalność. Nie odmówisz, prawda?Kowal przegrywał w życiu na jednym, to samo też wiecznie przysparzało mu kłopotów.  Był zwyczajnie bezproblemowy. Nigdy się nie targował. Również nigdy nie odmawiał pomocy, wierząc, że dobra karma powróci. Raczej zbyt często ufał obietnicom oraz w dotrzymywanie przez ludzi umów czy terminów. Wykorzystała to jego była kobieta. Dlatego pchał wózek ze złomem, zamiast jak dawniej, ciągnąć za sobą wózek z bagażem na wakacje. Po Las Ramblas, lub przez port lotniczy Saloniki. Tym razem spacer smakował prowincjonalnie. Zastanawiał się, idąc, czy nie powinien mieć więcej godności, odmówić dziewczynie, może nawet unieść się gniewem? Odpuścił sobie szybko te myśli. Dziewczyna wydawała się ciekawa i sympatyczna, a bieda z rozwagą, rzadko pozwalaja na unoszenie honorem.- Tutaj! - powiedziała Kinga, kiedy dotarli na skraj parku. Tu, obok starej kapliczki, stał pomnik archanioła Michała. Archanioł na pomniku deptał diabła, mierząc mu w głowę grotem włóczni.- Wyobraź sobie, że tu właśnie poznałem kiedyś kobietę, z którą spędziłem cztery lata życia- Bolka wzięło na nostalgiczne wspominki.- A  więc to twoje szczęśliwe miejsce - uśmiechnęła się Kinga - Złom też zbierasz szczęśliwie bo są wszelkie  rekwizyty. Teraz ci wytłumaczę, jak staniemy.Dwie starsze panie, na spacerze z pieskami, obserwowały po chwili, jak Kinga ustawia aparat na ławce, Bolek klęka przed pomnikiem, zasłaniając się pokrywką od gara przed włócznią archanioła, po czym dziewczyna podbiega do niego i próbuje zdzielić leżącego diabła kawałkiem ułamanej rynny.- Dzisiaj to jest wszędzie narkomania i patologia... ! - parsknęła jedna pani do drugiej.- Zdjęcia wyszły zajebiście. Ustawiłam serię na samowyzwalaczu - Kinga miała inne zdanie na swój i Bolka temat- Podretuszuje to, dodam klimatu, będzie naprawdę git.Obiecana butelka rumu, zakupiona w sklepiku obok parku, nie była jedynym zarobkiem Bolka za dziwaczna sesję zdjęć. Kinga odkupiła od niego małą replikę napoleońskiej armaty, którą dostał za naprawę laptopa od kierowcy jeepa. Czterdzieści złotych było na pewno większą kwotą, niż Bolek mógł otrzymać na skupie złomu. Dziewczyna wracała do domu zadowolona z transakcji. Problem imieninowego prezentu dla ojca został rozwiązany. - Wszystkiego najlepszego z okazji imienin ! - Kinga rzuciła się na szyję ojcu, po wejściu do mieszkania. Spojrzała mu w oczy i pomyślała, że jest podobny do lisa- Bum bum armatka! Taki rekwizycik, jak lubisz zbierać! Mogę pożyczyć laptopa do obróbki zdjęć na bloga?- Dziekuję. Weź sobie... - Marek Klacz ważył w rękach armatkę, którą zapłacił bezdomnemu złomiarzowi za naprawę laptopa. Bolek siedział pod lasem, oparty o kamień i spełniał marzenie o bułkach ze smalcem z mięsem, zapijanych mocnym piwem z puszki. Odgryzł jeden kęs bułki, na której rozsmarował smalec, pamiątkową finką, jeszcze z czasów harcerstwa. Chrupał skwarki patrząc na kartkę z numerem do Kingi. Prosiła, by dzwonił zawsze, kiedy będzie potrzebował pomocy. Postanowił, że jutro doładuje w schronisku baterię telefonu, po czym napisze jej miłego sms.Nie miał pojęcia, jak bardzo zmienia się jego życie.CDN

  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Doskonała proza. Tematyka, świat przedstawiony i bohater-złomiarz oraz wplecione w jego narrację postaci oboczne z gęstego od absurdów DZISIAJ realu - na topie i fali wznoszącej. Będzie się działo nie tylko w sferze akcji
avatar
Piękne i bardzo realistyczne opowiadanie, a być może nawet część większej całości. Sądzę jednak, że autor nie przeczytał dokładnie tekstu przed opublikowaniem, gdyż pełno w nim braku lub nadmiaru spacji. Brakuje też kilku przecinków, a sporo więcej jest zbędnych. No i dwa poważniejsze błędy. Piszemy "jeep", a nie "Jeep". Ten błąd powtórzony był trzykrotnie. Piszemy wielką liter ą w formule: samochód marki Jeep. Ponadto w znaczeniu potocznym piszemy "policja", a nie "Policja".
Minimalnie obniżam więc ocenę za poprawność językową.
avatar
Jest to pierwszy rozdział powieści. Dziękuję za cenne uwagi. Czekajcie na dalszy ciąg. Może miesiąc, może krócej?
avatar
P.S
Tekst zostal zamieszczony w nieco innej konfiguracji, niz na podgladzie. Teraz dopiero widze. Powinny inaczej dialogi wygladac.
© 2010-2016 by Creative Media