Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2017-10-28 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2046 |
W OCZACH SĄSIADÓW
Okładka zwraca uwagę, ale tytuł jest doprawdy intrygujący. „Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian” Ziemowita Szczerka to niemiła lektura na trudny temat. Nie jest słodko, bo w środku mnóstwo przykrych konkluzji na temat Polaków. Rzecz dotyczy polskich podróży na wschód i tego, czego od nich turyści tam jadący oczekują, i jak nas widzą gospodarze.
Znam takich, którzy tam jeżdżą i ich relacje niepokojąco współgrają z tym, co Szczerek pisze. To, że tam jest gorzej niż u nas, brzydziej i gorszego sortu standardy cywilizacyjne tam obowiązują, jest po prostu truizmem. Porównania jednak niekoniecznie działają na niekorzyść Ukrainy, bo skoro tam państwo działa słabiej, mniej, gorzej, to pozostawia tym samym więcej przestrzeni i wolności dla ludzi. Że służby i administracja działają gorzej i są bardziej skorumpowane? Tak, ale na co dzień takie duperelki jak spożycie alkoholu w przestrzeni publicznej nie są aż tak tępione jak u nas. Nie muszą więc być tacy Ą i Ę jak my. Że tam brzydziej, bo administracje nie dbają tak o mienie państwowe i komunalne? Że więcej jest olewactwa? Tak, ale Ukraińcy jako naród mieli przez Sowietów kręgosłup łamany kilkakrotnie i aż dziwne, że potrafią jednak utrzymać pion.
Ludzie spotkani przez autora dotykają wciąż i wciąż faktu, że dla Polaków jeżdżących tam podróż na poradziecki wschód to podróż w głąb tego, czego nienawidzimy u siebie w kraju, a co tam występuje w większym stężeniu. To książka o ludziach, którzy wyprawiają się tam, by przejrzeć się w oczach sąsiadów ze wschodu i, to stwierdzenie też tam pada, utwierdzić się w swej wyższości cywilizacyjnej. Napić się wódki w Kijowie, Lwowie z miejscowymi, by pozbyć się własnych kompleksów i deficytów cywilizacyjnych – to dość kosztowne i widowiskowe, ale nikt z tych podróżników nie próbuje przemeblować swego myślenia, poprzestając na gromadzeniu wrażeń z takich „egzotycznych” wypraw. To wygląda bardziej jak kultywowanie swoich kompleksów, niż próba wyzwolenia się z nich. Oni są inni, ale te wyprawy na hardcorowy wschód mają na celu wmówienie sobie, że inni jako gorsi. Ale jest tam epizod, który pokazuje naszą śmieszność. Polacy są zachwyceni tym, że w aptekach tam można nabyć za niewielkie pieniądze nalewkę leczniczą na 12 ziołach, która dla nich jest niczym innym, jak kolorową, tanią wódką. W jednej z aptek rozbawiona farmaceutka pyta kupującego o to, czy w tym wieku naprawdę ma takie problemy, na jakie balsam ma pomagać? Bo on potencję ma wspomagać i dla niej publiczne obnoszenie się z jego konsumpcją wygląda dość kuriozalnie, ale może to naturalne jest zachowanie dla Polaków?
No więc skoro są chętni tam jeździć, to znaleźli się tacy, którzy zawodowo zajmują się organizowaniem i prowadzeniem tych wypraw. I miejscowi we Lwowie, którzy noclegowanie takich uznali za dobry sposób na dorobienie sobie, co z kolei kończy się konfliktami na temat tego, kto Polakiem miejscowym jest, a kto tylko się podszywa robiąc konkurencję, a więc kto ma prawo ciągnąć profity z tych przyjazdów.
Nie jestem ciekaw, jaki Szczerek jest na co dzień tu, w Polsce, bo tam na normalu jest podchmielony albo pijany i często pod wpływem innych substancji psychoaktywnych. Czyli, nie wprost, ale jednak mówi w ten sposób, że jako przybyszowi wolno więcej. Obawiam się, że i tu czasem pozwala sobie na takie zachowania, co z naszej perspektywy stawia go na pozycji zwykłego chama – co z tego, że piśmiennego? Jeżdżąc tam nie poszukuje twórców, nie ma w książce nic o muzykach, pisarzach – on tam szuka świrów, lgnie do postsowieckiej patologii. Ot, kulturalny cham z Krakowa. Do czego zresztą sam się przyznaje. Otóż istnieje taka konwencja literacka jak GONZO i on w niej brylował swymi tekstami. Nie byłem dotąd świadom jej istnienia ( tak jak i konwencji BIZARRE, ale to inna para kaloszy), ale pan Szczerek chwali się, że dobry był w przedstawianiu brzydziej, straszniej i gorzej, więc sporo za te teksty zarobił. W gonzo chodzi o to, by opisując to i owo pokazać obiekt tylko z tych negatywnych aspektów. Je wyszukać, uwypuklić, a kiedy jakaś ładnota się trafi, to pominąć milczeniem, zamknąć oczy i jej nie widzieć. Ziemowit przyznaje, że popełnił całe stada tekstów w tej konwencji na temat Ukrainy, gdzie chlebem, wódką i kwasem chlebowym go podejmowano, a także wielokrotnie traktowano lepiej jako gościa. W takiej sytuacji nie widział on gościnności, ale uniżoność wobec przybysza z zachodu, gdzie UE i cywilizacja. I że jeździł tam wyszukiwać brzydy różnej maści w szczególności, aby na tym zarobić.
Ale co autor mimowolnie, podświadomie tu mówi o sobie, to tylko część opowieści. A to co widzi, to sprawy dla których warto sięgnąć po tę pozycję. To czyta się lekko, a widoki pokazane nie zostaną ujrzane na wycieczce z biura podróży. To, mimo wszystko, rzut okiem za dekoracje.
Od pewnego czasu pracuję z Ukraińcami. Gdyby nie inne ubrania robocze nie rozpoznałbym w nich innej nacji. Mają poczucie humoru i poczucie obowiązku, a ich twarze nie różnią się od naszych. I nie jestem w stanie uwierzyć w to, że tu są tacy jak my, a po powrocie do domu zmieniają się dzikich i pijanych postsowietów.
My Polacy, będąc na Wschodzie gramy wielkich panów, a faktycznie jesteśmy wielkimi chamami.
ratings: perfect / excellent
sssssusznnnnna pppoppprrrrawwwwwwna ideolllllloggggggia,
takie teksty będziemy łykali, jakie nam pod twarz na posrebrzanej tacy podadzą.
Kto się chce dowiedzieć więcej,
czym jest np. unikalna ukraińska kultura, jej fascynująca religia czy krwawa wielka historia,
przestanie ślizgać się po powierzchni, pić te tanie jak ukraiński barszcz ziółka na wzmocnienie i obżerać się miejscowymi specialite de la maison,
a z marszu przejdzie do podróży WGŁĄB
Głupiec jest zawsze mądrzejszy
ratings: perfect / excellent
/w Danii np. płacą w pracy - średnio - 44 € za GODZINĘ/
- naród w dodatku wewnętrznie głęboko skonfliktowany, lawinowo starzejący się -
należymy do najbardziej sfrustrowanych ludów Europy, więc gdzieś trzeba to sobie /najlepiej na kimś/ "odbić".
Potrzebujemy na gwałt jakiegoś chłopca do bicia, kogoś, na kim bezkarnie rozładujesz swój Jowiszowy gniew. "Pod wpływem" /napojów wyskokowych/ - będąc w gościnie u swych wschodnich sąsiadów - zrobisz to ot, tak, z automatu i na pstryknęcie! wyskakując z kapci jak ten filip*) z konopi
----------------------
*) filip /nie mylić z Filipem!/ - w gwarze myśliwskiej zając