Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2017-11-18 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1981 |
AREK
Kiedy przeprowadziłem się na Czarnów często słyszałem to imię. Arek, Arek wołali street workerzy stojący przed sklepami, a ja rozglądałem się do kogo?
Aż wreszcie go poznałem. Arek był kundelkiem przypominającym owczarka nizinnego. Wszyscy, albo prawie wszyscy go znali. Jak się potem okazało, także i na okolicznych osiedlach.
Kiedy Arek pogryzł jedną dziewczynkę, a potem coś znów nawyprawiał, jego sytuacja stała się trudna. I wtedy okazało się, że opiekuje się nim oficjalnie imć pan Grucha. Który, jak wieść gminna niosła, nigdy nie skalał się uczciwą pracą. Arek najczęściej chodził samopas. Sypiał pod samochodami. Czasem ktoś rzucił jakiś ochłap, a czasem coś znalazł. I tak mu biegło jego psie życie. Nie wiem, czy Grucha zabierał go do domu, czy tylko zgadzał się na jego towarzystwo w czasie spaceru od sklepu do sklepu w czasie sępienia na kolejne piwo. A po tych akcjach, zadymach Arek trafił do schroniska dla zwierząt.
Mój kolega mieszkał wtedy ze swą partnerką i jej psem, suką owczarka niemieckiego. Suka, co naturalne jest, miewa czasem te dni. I wszyscy, którzy z nią mieszkają pachną tymi dniami. I kiedy w ten czas mój kolega wyruszył z domu na sąsiednie osiedle, do urzędu skarbowego, miał towarzystwo. Budynek urzędu dysponuje dwoma parami drzwi – od ulicy i od parkingu. Kolega szedł, a raźnym krokiem w jedną stronę to ponad kwadrans. Arek szedł za nim, bo już czekał na niego przed blokiem –kolega przecież pachniał tak jak interesująca go suka. Kiedy przeszli przez kładkę nad torami, Arek cały czas mu towarzyszył. A kiedy już tak wędrowali przez sąsiednie osiedle mój kolega usłyszał, jak przechodzień woła: Arek! Arek!
Drzwi urzędu zamknęły się za moim kolegą, a przed nosem Arka. Kolega załatwił sprawę i ruszył do drzwi. A tam zobaczył jak Arek w walce o niego pachnącego jak upragniona suka – ten niepozorny, przyjazny mały piesek – walczy o mojego kolegę jak lew. I nie pozwala wejść do urzędu nikomu, a próbującą udrożnić przejście sprzątaczce i ochroniarzowi stawia dzielnie czoła. Kolega, by uwolnić się od jego towarzystwa, wyszedł innymi drzwiami.
Potem Arka zabrano do schroniska, ą że trafił akurat w czas akcji adopcyjnej, to jego zdjęcie ukazało się w darmowym tygodniku „plus Kielce” jako kandydata. No i jako farciarz znalazł… nie wiem, czy określenie nowy dom jest tu na miejscu. Ale przeprowadził się na drugi koniec miasta.
I ten mój kolega, odprowadzony przez niego do urzędu, spotkał go tam. Prowadzonego na smyczy, a nie biegającego, jak dotychczas samopas. Arek! Arek! I Arek zamerdał ogonem: poznał. Nowi państwo byli zdziwieni: ale on nie nazywa się Arek, tylko Max! Kolega wyjaśnił, że go zna i w poprzednim życiu miał na imię…
ratings: perfect / excellent