Author | |
Genre | fairy tales |
Form | prose |
Date added | 2017-12-26 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2029 |
Swego czasu na obrzeżach pewnego miasta żył sobie chłopiec wraz z babcią i swoim najlepszym przyjacielem. Było im we trójkę bardzo dobrze i nikt nie chciał zmieniać niczego. Zmiany były zbędne. Chłopiec w ciepłe bezchmurne letnie wieczory siadywał ze swoim przyjacielem na dachu domu by popatrzeć na gwiazdy. W taki właśnie wieczór zapytał:- Powiedz Pacie, z czego zrobiony jest księżyc?Pat podrapał się po nosie, poprawił okulary i spojrzał na jasne koło nad nimi.- Hmm… To trudne pytanie. Sądzę, że być może z jakiegoś kamienia.Mały parsknął.- Coś ci nie pasuje w tej teorii?- Troszeczkę. Nie wydaje ci się, że byłby za ciężki? - To może jest z papieru? Jak uważasz? – zagadnął mężczyzna.- Tak.- pokiwał głową w odpowiedzi – To już brzmi bardziej prawdopodobnie. A co jeśli jest wielkim srebrnym balonem? Przecież lata.Pat przysunął go do siebie i mocno przytulił.- Może być też z sera.- Tak!- ucieszył się chłopiec.- Można byłoby go ściągnąć i już nikomu nie brakłoby sera! Każdy mógłby zjeść tyle ile potrzebuje i jeszcze by zostało.- Obawiam się mój przyjacielu, że to mogłoby się nie udać.Chłopiec zdziwiony popatrzył na niego z niemym pytaniem w błękitnych oczach.- Bogaci ludzie wieli by wszystko dla siebie i kazaliby płacić za ser.Siedzieli chwilę w ciszy patrząc na gwiazdy migoczące na atramentowym niebie. Uśmiechały się do nich i coś między sobą szeptały.Maluch mocniej przytulił się do swojego towarzysza.- Wczoraj na bazarze słyszałem jak rybak i pani sąsiadka mówili, że niedługo przyjdzie do nas wojna. Kto to jest?Pat westchnął ciężko. W jego orzechowych oczach często widać było wesołe iskierki, które teraz zgasły.- Nie, kto, tylko, co mój miły. Wojna to taka rzecz, która najpierw jest bardzo malutka, ale zbyt często wyrasta na bardzo dużego i żarłocznego potwora. Zaczyna się najczęściej od kłótni jakiś bardzo ważnych ludzi. Najpierw tylko oni są na siebie źli, ale w efekcie za ich sprzeczkę musi płacić znacznie więcej osób. To jak w domino. Pamiętasz jak układaliśmy domino?- Pamiętam- ożywił się chłopiec – Wystarczyło, że potrąciłem jedną kostkę i reszta też się przewracała!Pat uśmiechnął się smutno.- Tak to wygląda z wojną, a nasze miasteczko jest chyba kolejnym pionkiem w tej układance.Gwiazdy dalej świeciły nie przejmując się tą poważną rozmową. „One zawsze były zbyt próżne żeby pomyśleć o takich rzeczach” pomyślał chłopiec. - Chodź Pat. Trzeba pomóc babci.- Skąd wiesz, że potrzebuje pomocy?- Bo babcia to taka kobieta, której trzeba pomagać. A poza tym, jeśli zostawi się ją na zbyt długo to robi się jej smutno.Pociągnął przyjaciela za rękę pośpieszając go. W końcu obaj wrócili do domu przez okno dachowe. Zeszli ze strychu na pierwsze piętro, później schodami w dół do korytarza i w lewo do kuchni. Tutaj zawsze było ciepło i pachniało czymś smacznym. Było to fantastyczne miejsce do wspólnych rozmów, a nawet niektórych zabaw. Babcia siedziała przy stole wyraźnie przygnębiona. Na ich widok jednak jej pomarszczoną twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Przypominała nieco żółwia i z wyglądu i z zachowania.- Ah, dobrze, że jesteście chłopcy. Zrobiłam wam trochę kakao i przygotowałam kanapki. I mam jeszcze małą prośbę… Moglibyście poszukać moich pończoch? Gdzieś mi się zapodziały…Chłopiec rzucił Patowi spojrzenie pod tytułem „ A nie mówiłem?”. Tamten tylko uśmiechnął się i przytaknął babci. Następna godzina minęła im na wesołym przegrzebywaniu szuflad, szufladek, szaf i szafek w poszukiwaniu zaginionych pończoch. Zabawa była przednia. Wreszcie mały wyszarpnął z jednej z wielkich szuflad babciną zgubę. Szybciutko pobiegł do starej kobiety by wręczyć jej pończochy. Babcia zaśmiała się radośnie na ich widok.- Dziękuję ci. Jesteś moim Małym Rycerzem.- ucałowała go w czubek głowy.- Ale babciu to tylko pończochy.- zdziwił się chłopiec.- Czasem bielizna mój drogi może zmienić losy świata.- stwierdziła całkiem poważnie babcia.- Teraz lepiej bierz się za kanapki. Pat! Zostaw te książki chodź jeść. Razem zjedli kolację i nie pozostało nic innego jak po dobranocnej bajce opowiedzianej przez Pata iść spać.
~*~
Niebo dopiero zaczynało się rozjaśniać, gdy nocną ciszę przerwały strzały i huki spadających pocisków. Mały Rycerz został brutalnie wyciągnięty z łóżka. Pat wcisnął mu w ramiona jego ubranie. Sam jeszcze był w koszuli nocnej i kapciach.- Szybko ubieraj się i migiem schodź na dół. Nie ma zbyt wiele czasu.Chłopiec nie zdążył zapytać, co się dzieje, bo jego przyjaciel już wybiegł z pokoju. Ubrał swoją czerwoną koszulę i pobiegł do kuchni gdzie czekała babcia.- Musisz uciekać mój Mały Rycerzu.- A wy babciu? Co z tobą i Patem?Staruszka pokręciła głową. - Damy sobie radę, ale ty musisz odejść. Tutaj też nadeszła wojna. - Ale mogę wam pomóc!- Pomożesz nam- odezwał się Pat wchodząc- jeśli gdzieś bezpiecznie się ukryjesz mój przyjacielu. Proszę, mam dla coś dla ciebie.Wyciągnął czarny parasol i wręczył go chłopcu.- Niech ci dobrze służy- rzekła babcia.- Teraz biegnij. I wróć po wszystkim!- Będziecie na mnie czekać? – zapytał już w drzwiach.- Oczywiście- mężczyzna przytulił chłopca na pożegnanie. Mały Rycerz puścił się biegiem przez ulice miasta, a później przez pola i łąki. Zmierzał w stronę pobliskiego wzgórza. Gdy był już u podnóży zabrakło mu tchu a małe nogi odmówiły posłuszeństwa. Przystanął patrząc na słup dymu widoczny od strony miasta. Jeszcze tu wróci i wszystko będzie tak jak dawniej, bez żadnych zmian.Wdrapał się na szczyt wzgórza i rozłożył parasol. Oby wszystko się udało. Złapał uchwyt obiema dłońmi i zaczął coraz szybciej i szybciej pędzić w dół. Wreszcie czarny wielki parasol złapał w swoje „skrzydła” wiatr i uniósł się wysoko nad ziemię niczym najlepszy samolot.„Pat to taki mądry człowiek” pomyślał chłopiec „ On zawsze wie, co będzie najbardziej potrzebne.” Nie było go w domu dopiero od kwadransa, ale już zaczął tęsknić. Bo tak samemu lecieć na parasolce to smutno. I jak da sobie radę bez tych wszystkich rad? Wiedział, że musi sobie poradzić, inaczej przecież zawiódłby babcię. A przecież ona w niego wierzyła. Leciał spokojnie niesiony przez letni wiatr patrząc na ziemię w dole. Wszystko było ciche i senne. Zwierzęta dopiero budziły się ze snu. Przypomniał sobie jak Pat opowiadał mu ożyciu zwierząt i drzew. O robakach i ptakach. Razem chodzili do lasu i nad jezioro. Ah, jezioro!Daleko przed nim widać było już błyszczącą taflę wielkiego zbiornika wodnego. Słońce odbijało się w nim sprawiając, że woda wyglądała jak płynne złoto, a pośrodku tego w oczy rzucała się czarna plamka wysepki. Obniżył nieco swój lot. Na skraju lądu stała maleńka postać. Tylko, co tam robiła? Nie widział tam żadnej chatki, więc nie mogła tam mieszkać. Zatoczył koło lecąc coraz niżej. Teraz widział wyraźniej dziewczynkę w błękitnej sukience. Czy to dama, która potrzebuje rycerza by ją wybawił? Wreszcie dotknął stopami piaszczystego gruntu. Złożył swoją parasolkę i podbiegł do dziewczynki.- Cześć! Co tutaj robisz?Obrzuciła go nieprzyjemnym spojrzeniem zielonych oczu.- Miałam łowić raki, ale moja łódka odpłynęła i nie mam jak się dostać na brzeg. A ty, skąd się tutaj wziąłeś?Mały Rycerz uśmiechnął się dumnie.- Przyleciałem.- pokazał swój parasol.Dziewczynka parsknęła pogardliwie marszcząc nosek.- Na parasolu? Phi! To takie prymitywne. Mój tato lata samolotem. S a m o l o t e m. Rozumiesz? Pojechał na wojnę. Jest pilotem a nie jakimś zwykłym żołnierzem. Kiedy jeszcze był w domu dużo pomagał mnie i mamie… - zająknęła się a w jej oczach pojawiły się łzy.- Bardzo za nim tęsknię- powiedziała wycierając oczy wierzchem dłoni. Chłopiec wziął ją za rękę próbując dodać otuchy.- Gdyby tu był- zaczęła- gdyby tu był nie musiałabym sama łowić raków! A mama nie musiała by się tak męczyć! To jest takie niesprawiedliwe…Poklepał ją niezręcznie po ramieniu.- Spokojnie. Możesz płakać. Pat mówił, że łzy są naturalną reakcją na takie odczucia i że najlepiej jest się wypłakać. To przynosi ulgę. Mogę odprowadzić cię do domu. Co prawda mój parasol to nie to samo, co samolot twojego taty, ale dalej to coś. Jeśli nie ma się tego, co się lubi to się lubi to, co się ma. Tak mówi babcia, a ona jest bardzo mądra. To jak, lecimy?Popatrzyli sobie w oczy. Dziewczynka uśmiechnęła się przez łzy.- Dobrze.
~*~
Mama dziewczynki wybiegła do nich z domu by uściskać córkę i Małego Rycerza. Zaprosiła chłopca do domu. W środku było przyjemnie i schludnie. Przytulne rodzinne gniazdko było jednak niepełne. Niczym puzzle bez brakujących elementów. Razem wypili herbatę rozmawiając po prostu o życiu.- Wie pani, Pat jest bardzo mądrym człowiekiem. Często to powtarzam, ale w końcu tak jest. On zawsze wie, co robić. Przydałby się tutaj teraz. Ah, jestem zbyt małym rycerzem żeby ratować, aż dwie damy… Chociaż tak sobie myślę, że mogę coś zrobić. Pójdę poszukać pani męża. Jeszcze dzisiaj przyprowadzę go na podwieczorek.- Mój malutki, to przecież szaleństwo! To nie wykonalne!- Dla chcącego nic trudnego.- to powiedziawszy wziął parasol i wyszedł. Po chwili po chłopcu nie pozostał nawet ślad. ~*~
Niezawodny parasol niósł go szybko między chmarami ptaków. Im dalej był tym mniej widział trawy. Coraz więcej spalonych lasów i opustoszałych wiosek. Porzucone samochody, czołgi i śpiący w ich okolicach ludzie. Mały Rycerz pokręcił głową. Jak oni mogą tak spać na ziemi wśród pyłu i piasku? Dlaczego nikt ich stamtąd nie zabrał?Babcia mówiła, że jeśli człowiek zaśnie w ten sposób trzeba go umieścić w trumnie żeby było mu ciepło, bo będzie spał bardzo długo. Tym na dole musiało być zimno, chociaż spanie w letni ciepły dzień na zewnątrz nie jest takie złe. Wtedy zobaczył pod sobą człowieka i jego konia. Maszerowali dzielnie, chociaż widział, że są zmęczeni. Czuł, że i oni potrzebują pomocy. Wylądował obok.- Dzień dobry. - Dzień dobry- opowiedział nieznajomy.- Dokąd pan idzie?Mężczyzna przystanął i odwrócił się w jego stronę. - Nie wiem aniołku. Chwilę temu miałem jeszcze jakiś cel. Gdy zapytałeś zapomniałem, czym był.- Może mogę panu pomóc? Już dzisiaj odstawiłem pewną dziewczynkę do jej domu a teraz szukam jej taty. Przez chwilę myślałem, że może to pan, ale to nie możliwe.- Dlaczego?- On jest pilotem. Poza tym jest pan za młody by mieć taką córkę.Tamten tylko uśmiechnął się mrużąc oczy. - Jestem już starym człowiekiem.Chłopiec zlustrował go dokładnie wzrokiem.- Pat mówił, że wygląd nigdy nie oddaje prawdziwego wieku człowieka. Jest pan młodym starcem.Nieznajomy zaśmiał się chrapliwie.- Ten twój Pat to mądry człowiek.- Wszystkim to powtarzam!Oparł się o swojego konia.- Możesz mi pomóc. Jestem zmęczony i chciałbym pójść spać, a tutaj na ziemi będzie mi niewygodnie. Wykopiemy razem dół. Będzie mi w nim cieplej. Za pomoc dostaniesz wisiorek dla swojej księżniczki, co ty na to?Mały Rycerz pokiwał gorliwie głową.- Umowa stoi.Razem zaczęli kopać. Chłopiec pożyczonym szpadlem, mężczyzna łopatą. Razem pracowali w milczeniu dopóki koń nie zacharczał i nie położył się.- Co się stało twojemu rumakowi?- Nic, jest po prostu śpiący.- Nie będziemy kopać dołu dla niego?Nieznajomy machnął ręką.- To wytrzymały koń. Da sobie radę. Uf… Chyba wreszcie skończyliśmy. Proszę twoja zapłata.- Chyba pan sobie żartuje!Nieznajomy zdziwiony spojrzał na niego. Mały upaćkany ziemią stał na skraju mogiły z oburzoną miną.- Chce pan się tam kłaść? Będzie panu niewygodnie!- Naprawdę się tym przejmujesz?- na jego twarzy odmalowywało się szczere zdziwienie.Chłopiec kiwnął głową.- Jeśli biorę się za coś to chciałbym zrobić to porządnie. Naznoszę panu trawy i gałęzi. Powinno być wygodniej.Jak powiedział tak i zrobił. Po chwili zimny dół wyglądał jak miękkie i ciepłe posłanie, w którym miło jest się położyć po ciężkim dniu pełnym pracy.- Dziękuję ci aniołku. - Nie ma za co młody starcu.Wisiorek przeszedł z ręki do ręki.- Niech pan śpi dobrze.Mężczyzna ułożył się wygodnie w dole.- Nie zapomnij dać tego swojej księżniczce.- Nie zapomnę. Babcia na pewno się ucieszy- Mały Rycerz zaśmiał się szczerze, rozłożył parasol, pobiegł i poleciał.- Dowidzenia! – krzyknął jeszcze na pożegnanie. Nie dostał odpowiedzi.Koń i jego jeździec zasnęli na bardzo długo.
~*~
Leciał tak jeszcze kilka godzin, przez te pustynne wręcz tereny aż wreszcie dostrzegł samolot i jedenastu mężczyzn przy nim.Gdy zapytał czy któryś z nich jest pilotem pięciu odpowiedziało twierdząco. Gdy powiedział o dziewczynce i jej matce tylko trzech przyznało się do tego, że zostawili swoje żony i córki. Tylko, który z tych pilotów to ten, którego szuka?- A może ktoś z was łowił ze swoją córką raki?Rękę podniósł jedyny do tej pory milczący człowiek.- Ja łowiłem.- Dlaczego wcześniej się pan nie odezwał? Wie pan ile czasu pana szukałem?- Eh, nie było, po co mówić. I tak nie dam rady wrócić. Nie mam jak.Chłopiec uśmiechnął się sam do siebie. Córka pilota była do niego bardzo podobna i z wyglądu i z charakteru.- One pana potrzebują. - To silne kobiety. Dadzą sobie radę.- Tak mówił mój znajomy o swoim koniu, a nawet ja wiem, że koń już nie wstanie. Myślałem, że jest pan dość silny by im pomagać, że jest pan ich rycerzem.Pilot pokręcił głową. Na jego twarzy zmartwienia odcisnęły już swoje piętno wieloma zmarszczkami i bliznami.- Wojna zmienia ludzi mój chłopcze.Mały złapał się za głowę i pobladł.- Co pan powiedział?- Szczerą prawdę.- O Boże w niebiosach! Szybko proszę się mnie łapać!- Dlaczego? Dokąd ci się śpieszy?Chłopiec spojrzał na niego zszokowany.- Jak to? Muszę się śpieszyć, bo jeszcze wojna zmieni Pata i babcię!
~*~
Lot z pilotem trwał dłużej. Mężczyzna obciążał parasol, ale trudy podróży wynagrodziła Małemu Rycerzowi radość, którą sprawił powrót ojca do domu. Matka i córka miały łzy szczęścia w oczach na przemian ściskając chłopca i pilota. Podziękowania nie miały końca, a on przecież tak bardzo się śpieszył!W końcu jednak udało mu się wytłumaczyć, że musi już lecieć. Przed odejściem zatrzymała go jeszcze żona pilota.- Mam dla ciebie coś w podzięce. To tylko jabłko, ale więcej nie mam, co ci dać. Jeśli będziesz potrzebował się gdzieś zatrzymać ze swoją babcią i Patem śmiało możesz przyjść tutaj.- Dziękuję pani.- opowiedział biorąc owoc. - Jeśli mogę chciałbym jeszcze dziś ich tu odstawić.Kobieta mocno go przytuliła.- Oczywiście. Jesteście tutaj mile widziani.
~*~
Dom był ponury, cichy i zimny. Chłopiec wbiegł do środka. Wszędzie porozrzucane rzeczy i meble dawały przerażający efekt grozy. Po raz pierwszy Małego Rycerza ogarnął strach. Szedł przez korytarz, a później do kuchni. Na krześle przy blacie siedziała otulona w koce babcia. Nie miała swoich pończoch.- Babciu… - Wnusiu!Padli sobie w ramiona. Nie minął jeszcze cały dzień, a wydarzyło się tak wiele rzeczy, że chłopiec czuł się jak gdyby nie było go w domu całe lata. A może tak właśnie było?- Oh, babciu droga… Zabieram cię stąd. Jest taka rodzina mieszkająca w takim domku w okolicach jeziora… Powiedzieli, że możemy z nimi zamieszkać.Babcia otarła zbierające się w kącikach oczu łzy.- Zabiorę ciebie i Pata. Właśnie… Gdzie jest Pat?- Wyszedł, skarbeńku. I nie sądzę żebyś dał radę zabrać naszą dwójkę ze sobą. Parasol nie udźwignie takiego ciężaru. Poczekajmy na Pata. Ja zostanę.Mały Rycerz pokręcił żarliwie głową.- Nie ma takiej mowy. Najpierw wezmę ciebie później wrócę po Pata.
~*~
Babcia cieszyła się z lotu. Uśmiechała się do powoli zachodzącego słońca jak gdyby wiedziała, że nie stanie się już nic złego, że wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie.
~*~
Chłopiec szedł ciemnymi ulicami nawołując przyjaciela. Co raz przebiegały pod jego nogami szczury, koty albo bezpańskie psy tak jakby wszyscy ludzie z miasta zamienili się w zwierzęta. Kostka brukowa odbijała dźwięk jego kroków zamieniając je w stąpanie groźnego giganta. Mały Rycerz był poważnie zmartwiony. Co się stało z Patem? Jak dobrze byłoby gdyby spotkał kogokolwiek…I po tej myśli ktoś wyszedł zza rogu. Był to brudny obdarty i brodaty człowiek o złych czarnych oczach.- Szukasz kogoś chłopczyku?- zapytał jadowicie.-Tak, szukam mojego przyjaciela- odpowiedział- Dziwnie pan patrzy. Jest pan głodny? Mam jabłko, jeśli pan chce.Wyciągnął przed siebie piękny czerwony owoc.W odpowiedzi usłyszał szczęk odbezpieczanej broni. Srebrna lufa zabłyszczała w prawie zagasłym już świetle dnia. Takie małe narzędzie, a potrafi narobić tyle szkody.- Chyba nie chce mnie pan zastrzelić? Pat mówił, że tak robią tylko ludzie głupi albo dzikusy. Normalni ludzie nie zabijają się bez powodu. Proszę, może pan wziąć moje jabłko.Człowiek nie chciał brać prezentu. Padł strzał i chłopiec usłyszał krzyk. Po chwili, gdy upadł prosto w brudną kałużę uświadomił sobie, że to był jego własny krzyk. Poczuł jak człowiek grzebie w jego kieszeniach. Pachniał rybą. Był to rybak, od którego co niedzielę kupował rybę na obiad. Nie do wiary.Ponownie usłyszał huk strzału i wtedy rybak padł martwy na bruk obok. Robiło się coraz –ciemniej, gdy Pat wziął go na ręce. - O Boże… Nie… Nie…- szeptał jego przyjaciel.Mały Rycerz przytulił się do niego mocniej.- Wreszcie cię mam. Gdzie się schowałeś Pat?- Po co tu wróciłeś?- odpowiedział pytaniem na pytanie tamten.- Po ciebie. Nie chcę żeby wojna cię zmieniła, jesteś dobry taki, jaki jesteś.- zakaszlał krwią.Pat zakrył usta dłonią hamując szloch.- Jestem bardzo zmęczony- powiedział chłopiec.- Nie zasypiaj, nie możesz jeszcze iść spać! Tutaj niedaleko jest doktor on ci pomoże…- Cicho. Sam mówiłeś, że czasem człowiek jest tak zmęczony, że musi iść spać. Ja teraz też jestem tak bardzo śpiący. Tak samo jak ludzie na wojennej pustyni i jak nieznajomy z jego koniem. To będzie bardzo długi sen.Pat kręcił głową.- Nie możesz, jesteś jeszcze zbyt mały by odchodzić.- Nie oceniaj wieku po wyglądzie tylko po stanie duszy, pamiętasz? Musisz polecieć do babci. Jestem pewien, że parasol cię zaprowadzi. Mam ostatnie pytanie.- Słucham cię mój przyjacielu.- Czy byłem odważnym rycerzem?- Tak. Najodważniejszym, jakiego spotkałem i jakiego spotkam.- Ale nie byłem taki jak król Artur albo Lancelot.- Masz rację. Oni robili zbyt wielkie i wzniosłe rzeczy. Ty pomagałeś w tym w czym trzeba było. Dziękuję.
ratings: perfect / excellent
ratings: acceptable / good
Bajeczka po trosze ciekawa, a po trosze nudna, ale w sumie do przyjęcia.
Najbardziej jednak rzuca się w oczy niechlujstwo zapisu. Brakuje około pięćdziesięciu spacji i to zazwyczaj po kropkach lub też przed myślnikami lub po myślnikach.
Zwrot "wieli by" jest niezrozumiały i prawdopodobnie miało to być "mieliby". Jest to być może przypadkowa literówka, ale ponadto na pewno nieprzypadkowy błąd ortograficzny. Piszemy nie "Ah", lecz "Ach", czyli kolejny błąd ortograficzny. Nie widzę też powodu, by "Mały Rycerz" pisać wielkimi literami.
Brakuje przecinków przed: bezchmurne, letnie, by Pacia, jeśli, ile, mój (2), patrząc, jak rybak, jak układaliśmy, nie przejmując, żeby, pomyślał, to robi, i z zachowania, by wręczyć, to tylko, mój drogi, może, chodź jeść, jak po; zbędne przecinki przed: kto, co. Łącznie 23 błędy interpunkcyjne. Ponadto bardzo dużo zbędnych kropek w dialogu po wypowiedziach przed myślnikami.
Nie bardzo rozumiem sens wystawiania najwyższej oceny choćby za poprawność językową, gdyż to błędnie utwierdza autora w przekonaniu, że pisze bezbłędnie. Jest to najzwyklejsze wyrządzanie krzywdy piszącemu oraz sugerowanie, że inni komentatorzy są źli, gdyż nie popadają w niesłuszny zachwyt i niepotrzebnie wskazują błędy..