Author | |
Genre | horror / thriller |
Form | prose |
Date added | 2011-09-27 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2958 |
- … więc jak ci na imię?
- Lilly.
- Lilly…? - Zastanowił się. – Tak, więc Lilly, czy widziałaś coś dziwnego zanim to się stało?
- Nie, proszę pana.
Wyjął notatnik, przewracając od niechcenia kartki, spojrzał w górę, akurat w momencie, gdy jedyna działająca lampa przy Doku Królowej Elżbiety, splunęła na niego ostatnią, tęgą niczym trzmiel, kroplą deszczówki.
- Niech to szlag i wszyscy święci! – przeklął z pretensją, i wziął się za masowanie oka. Dosyć miał tej pieprzonej pogody, Jacka, jego głupkowatego zastępcy, nocnych zmian, w ogóle wszystkiego. Lilly stała, trzęsąc się z zimna, wpatrzona w niego swymi wielkimi, czarnymi oczyma (zapomniał o niej przez chwilę, przez co poczuł się strasznie głupio). Przykucnął obok, odwrócił głowę w stronę West End’u, ani śladu świateł, żadnych syren.
- Jak zawsze punktualni? – pomyślał.
- Dobra mała, zaraz się tobą zajmą. – powiedział najspokojniej jak umiał, zdobył się też na coś w rodzaju uśmiechu. – Poczekaj tu, nigdzie nie odchodź, pójdę do samochodu porozmawiać przez radio, ok? Tylko nigdzie nie odchodź…
Kamienna twarz dziewczyny poruszyła się lekko, jakby chciała coś powiedzieć, ale Aron był już daleko. Widać było tylko, smagane wiatrem, poły jego długiego prochowca i blade światło latarki, a potem… Potem została tam zupełnie sama ( przynajmniej w tym wymiarze).
- Nie powinien był tego robić, nie powinien mnie zostawiać – pomyślała.
Nieoznakowany Buick zaparkowany niechlujnie przed bramą, z daleka charczał elektronicznym tonem starej radiostacji. Aron w pośpiechu zostawił go na światłach, z otwartymi drzwiami kierowcy. Dok nie był używany od lat, bramę zamknięto na wielką, stalową kłódkę, do której klucz zgubił dawno temu najpewniej sam diabeł. Szkoda było marnować na nią kul.
Musiał pokonać jakieś dwieście jardów zbutwiałego, dziurawego nabrzeża, zanim dobiegł do małej, bocznej furtki, przez którą dostał się do tej rzeźni. Po chwili był już w samochodzie, chwycił mikrofon.
- Tu Sierra sześćdziesiąt sześć, centrala, zgłoś się! – Cisza w eterze. – Centrala, centrala, tu Sierra sześćdziesiąt sześć, zgłoś się! – Tym razem głośnik odpowiedział lawiną urwanych sylab i pisków, Aron nerwowo zakręcił gałką strojenia. – Halo, czy ktoś mnie słyszy?! Tu Komisarz Lateinos, chciałem zgłosić trzynaście, jedenaście, zero pięć… powtarzam, trzynaście, jedenaście, zero pięć, odbiór!
Szum, a potem coś jakby głos mężczyzny, ale z bardzo daleka.
- Halo, halo centrala, słyszycie mnie?! – krzyknął ponownie.
- Tu centrala, proszę o identyfikację. – odpowiedział, teraz już wyraźniejszy, głos z drugiej strony.
- Tu Komisarz L a t e i n o s, czekam na posiłki w Doku Królowej Elżbiety, anonimowy donos, wygląda na to, że mamy tu trzynaście, jedenaście, zero pięć. Dlaczego to wszystko tak długo trwa?! Odbiór!
- Lateinos, proszę się uspokoić, proszę…
- Mam też świadka, dziewczynkę około dwunastoletnią, jest w szoku. Prawdopodobnie widziała całe zajście ( zajście… nie lubił tego słowa, zbyt często było nie współmierne do tego, co się za nim kryło).
- Lateinos… zrozumiałem, dwie ekipy są w drodze, powinny już tam być, postępuj zgodnie z regulaminem.
- Centrala zrozumiałem, wracam do świadka, zabezpieczę teren… pośpieszcie się! – Kończąc to zdanie był już na zewnątrz samochodu. Rzucił mikrofon na siedzenie, sprawdził broń. Naładowana, zabezpieczona. Po czym ruszył w drogę powrotną, śpieszył się do Lilly, w duszy czuł nienazwany niepokój. Coś, w tym wszystkim, było nie tak.
- Halo, Lateinos, jesteś tam? Zgłoś się! – usłyszał nagle zza pleców. – Co u licha? – Przystanął, odwrócił się niedowierzając. Cisza. Przebiegł już dobry kawałek.
– Musiało mi się wydawać – pomyślał i ruszył dalej.
- Halo, Lateinos, tu Ce -n -la, zg -ś się… odbiór! – A jednak nie. – Zawrócił, złapał nerwowo mikrofon.
- Centrala, zgłaszam się, odbiór!
- Lateinos, słyszałeś najnowsze wieści…? Patterson przegrał z Listonem, przez nokaut, w pierwszej rundzie, dasz wiarę?.
- Że co?
- Patterson … z Listonem, nokaut... Jesteś tam?
- Słuchaj, to naprawdę świetnie, muszę już iść, upewnij się, że nasi już tu jadą… A, i przyślijcie jakiegoś psychologa.
- Komisarzu?
- Tak.
- Nie ma po co się spieszyć.
- Słucham?
- Nie musi się pan spieszyć, tam i tak już nie ma żywej duszy. – Śmiech.
- Co do…? Mówiłem wam, że jest tam nieletnia… Lilly… Niech to szlag! – Znowu rzucił słuchawkę na siedzenie. – Co za dupek? – pomyślał poirytowany. Po wyborach, cholerni konserwatyści, zalali wydział protegowanymi, bezmózgimi kretynami.
W mgnieniu oka znalazł się za bramą, potem wertepy, nabrzeże i już miał w polu widzenia latarnię z jej wątłym, żółtym, przygasającym w nieregularnych odstępach, świetlnym baldachimem.
Schematy setek wałkowanych na okrągło scenariuszy, długie godziny spędzone na wkuwaniu charakterystyk profili bezdusznych łajdaków, zabójców, gwałcicieli i debili… Wszystko dla chwil takich jak ta, i może jeszcze dla długich nóg Scarlet O’Brien z biblioteki przy pięćdziesiątym drugim posterunku. Tak czy owak pełna koncentracja jest niezbędna, przestępcy lubią wracać na miejsce zbrodni i robią to. Często wtedy jeszcze, gdy krew ich ofiar wciąż tryska w najlepsze, a neurony przygasając niosą ostatnią, zaszyfrowaną wiadomość: Jesteś trupem przyjacielu, wolno ci wypróżnić się w spodnie…
Cisza i spokój, bez zmian, prawie bez zmian.
– Cholera, gdzie jest Lilly? - Było pusto, pusto jak na niedzielnym jarmarku o wpół do szóstej rano.
- Lilly, Lilly?! – Zawołał w ciemność. Brak odpowiedzi. Natychmiast wydobył broń.
- Jeśli ten skurwiel tu jest, dorwę sukinsyna! – postanowił i ruszył do środka, prosto tam gdzie były zwłoki.
Dwie pary martwych oczu, przyglądały mu się groteskowo ze zmasakrowanych twarzy. Złapał za czerwony klosz lampy zwisającej nisko z sufitu kierując snop światła w ich kierunku ( wzdrygnął się).
- Pal licho ze starym, ale co za zwyrodnialec mógł zrobić coś takiego dziecku? – zastanawiał się. - Nie zauważył żadnych nowych śladów, w powietrzu gęstniał już zapach krzepnącej krwi.
– Mogła pójść za mną do wyjścia i czmychnąć w jakaś kryjówkę. – pomyślał. Nie było rady, musiał to sprawdzić. Powoli skierował się z powrotem do bramy, po drodze penetrował napotkane zakamarki, niestety bez skutku. W miarę zbliżania się do wozu słyszał coraz wyraźniejsze komunikaty z radiostacji, wołano go.
- Sierra sześćdziesiąt sześć?! Komisarzu, jest pan tam?! Sierra sze…
- Tu Lateinos, zgłaszam się! – krzyknął zdyszany, ściskając mikrofon oburącz.
- Gdzie pan był do cholery? Wzywamy pana od dwudziestu minut! – Głos był kobiecy, pod zasłoną gniewu zdradzał troskę, Aron znał ten głos.
- Meggy? Czy to ty? – Chwila ciszy.
- Tak, to ja… Co ty tam robisz, melduj natychmiast?!
- Jak to? – spytał ( zupełnie zbiła go z tropu). – Przecież meldowałem jasno i wyraźnie, że mamy tu zabójstwo, i że wciąż czekam na te pieprzone posiłki! - Zakłócenia na linii, potem znowu chwila ciszy.
- Aron?
- Tak?
- Komu meldowałeś i kiedy?
- Jasna Anielko, Meggy, jaja sobie robicie?! Raport nadałem do centrali dobre pół godziny temu, co się tam u was dzieje?!
- Aron?... To nie możliwe… Burza przysmażyła nadajnik, nie mieliśmy w ogóle łączności, ledwo poskładaliśmy to wszystko do kupy, martwiłam się, wysłałam do ciebie Smitha i Brooksa, powinieneś już ich słyszeć… Aron?
- Tak.
- Nie ruszaj się stamtąd, czekaj na posiłki.
- Meggy, nie rozumiesz, tu była mała dziewczynka, zniknęła gdzieś i … Meggy?
- Tak.
- Ile dzieci miał latarnik?
- Jedno, jedno dziecko.
- Podaj płeć.
- Kobieta, lat dwanaście…
Bardzo dziękuję za komentarz. Lilly "wpadła" mi do głowy zupełnie przypadkiem, nie myślałem nad kontynuacją, ale skoro kogoś to interesuje, może warto to rozważyć...
Jeszcze kilka wyjaśnień, co do tekstu.
1. Raport policyjny sporządza się pisemnie, jednak tutaj bohater się po prostu przejęzyczył.
2.W Polsce powiedziano by dziewczynka lat dwanaście, rzecz dzieje się w państwie Anglojęzycznym, tam powiedziano by Female, age twelve (kobieta lat dwanaście). Pozdrawiam.
ratings: perfect / excellent
PONIEWAŻ NIKT NIE ZAJMUJE SIĘ DZIEĆMI NICZYIMI