Author | |
Genre | mystery & crime |
Form | prose |
Date added | 2018-01-23 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1222 |
Trudno. Trzeba będzie kogoś wezwać na pomoc. Kogoś wtajemniczyć, przyznać się do wstydliwej fobii, wyznać przewinienie... Kogo wezwać? Luka? Jutro historia stałaby w gazecie. Któregoś z knajpianych towarzyszy? Żaden z nich nie utrzyma języka za zębami, rozbawi ich wyobrażenie policjanta bojącego się myszy. Więcej zrozumienia znalazłby raczej u jakiejś kobiety. Ale pewnie jeszcze mniej dyskrecji...
Chociaż... Tak... to może być wyjście!
Dirk niecierpliwie zaczął kartkować książkę telefoniczną. Po chwili wystukał numer Stacji Ekologicznej.
Jeden sygnał, drugi...
- Stacja Ekologiczna, Dobrzańska - usłyszał trochę zmęczony głos.
Była! Nie poszła jeszcze do domu!
- Dobry wieczór, tu Tielke. Komisarz Tielke.
- Mój Boże! Stało się coś?
- Nie, nie! Niech się pani uspokoi. Nie dzwonię do pani jako policjant, natomiast potrzebuję pani... pomocy... no powiedzmy na razie... porady jako biologa.
- Ach? W nocy? Znalazł pan może zranionego nietoperza?
To pytanie sprawiło Dirkowi niepomierną ulgę. - Jaka pani jest domyślna! – wyrwało mu się. – Ale nie o nietoperza chodzi, tylko o coś w tym rodzaju. Dość wstydliwa sprawa i prosiłbym panią o dyskrecje...
- Och nie...! – jęknęła niespodzianie Isia, a po chwili zapytała z rezygnacją – Ma pan w domu zdechłą mysz i brzydzi się pan wziąć ją na szufelkę i wyrzucić? Dobrze zgadłam?
Dirka aż zatkało. Nastawił się na długie i skomplikowane opowieści, tymczasem ta wspaniała osoba bezbłędnie trafiła w dziesiątkę.
- Trup jest w moim biurze za szafą - wyznał.
Isia milczała.
- Pomoże mi pani? – spytał wreszcie Dirk.
- Zaraz tam będę. Za jakieś pół godziny, może trochę więcej, jadę rowerem - odpowiedziała.
- Pojadę po panią - zaofiarował się ochoczo.
- Dziękuję. Wolę rower. Widzi pan, chcę się duchowo nastawić. Ja też się boję myszy i brzydzę trupów. Ale ze względu na mój zawód muszę się od czasu do czasu przełamać. Spróbujemy załatwić tę sprawę razem. Ja będę wspierała pana, pan mnie. Jakoś to będzie. (***)
Isia zapukała do okna.
- Wolno mi wprowadzić rower do korytarza? – spytała. – Nie mam zamka.
- W Kirchdorfie nikt nie kradnie rowerów - zapewnił Dirk. – Może pani zostawić go przed drzwiami.
Isia weszła do biura. Roztarła dłonie i przyłożyła je do zmarzniętych uszu. Rozejrzała się, następnie wskazała kolejno dwie szafy.
- Tu, czy tu? - spytała.
- Tu - Dirk wskazał węższą z szaf.
Isia westchnęła. Stała ciągle jeszcze przy drzwiach.
- Mówmy sobie po imieniu - zaproponowała. – Będzie nam łatwiej. Nazywam się Isia.
- Isza? – powtórzył.
- To zdrobnienie od Jadwigi. Hedwig.
- Ale nazywasz się Isza? – upewnił się Dirk.
- Mówi się do mnie Isia, w paszporcie mam Jadwigę.
- Czyli nazywasz się Jadwiga, a Isza to przezwisko.
- Nazywam się Isia, albo Jadwiga, albo Wisia, albo Jadzia... mów do mnie jak ci wygodniej, jak chcesz. Ja jestem najbardziej przyzwyczajona do Isi. W Polsce rzadko używa się pełnego imienia.
- To po co się je nadaje? Dlaczego twoi rodzice nie nazwali cię od razu Isza?
- Bo... – zaczęła Isia, ale nie dokończyła. – Wiesz co? Może najpierw załatwmy to z tym trupem?
- Myślisz, że specjalnie odwlekam tę chwilę?
- Myślę. Też się do tego nie palę. No więc jak tobie na imię?
- Dirk.
- To mam szczęście.
- Dlaczego?
- No, gdyby twoi rodzice nadali ci dwa imiona z łącznikiem, musiałabym teraz co zdanie powtarzać, dajmy na to, „Johannes–Eberhardt“.
- Z łącznikiem nie daje się takich długich imion. Klaus–Peter, albo Hans-Helmut, albo Jan-Patrick...
Zamilkli. Isia patrzyła na jedną ścianę, Dirk na drugą. Wreszcie spojrzeli sobie w oczy.
- Obawiam się - stwierdził Dirk - że skończył nam się temat.
- Na upartego, dałoby się jeszcze - zapewniła Isia.
- Ale nie powinniśmy...
Uśmiechnęli się do siebie ciepło.
- Dobrze, zaczynamy – zdecydowała Isia. – Przyniosłam jednorazowe rękawiczki, gdzie jest szufelka?
- Leży tam... – wskazał Dirk. – Co ja mam robić?
- Odsuniesz szafę. Ja wrzucę mysz na szufelkę i szybko ją wyniosę. Gdzie stoi kubeł?
- W podwórzu. Poczekaj. Otworzę najpierw wszystkie drzwi i pokrywę kubła. Odsunę szafę. Ty weźmiesz mysz i wyniesiesz. Ale nie pokazuj mi jej i nawet nic nie mów. Wynieś ją bez słowa.
- Dobrze. Tak zrobimy. Pchaj!
Wąską szafę po brzegi wypełniały zbierane latami broszury informacyjne i stare formularze. Dirk pociągnął i ciężki mebel zakołysał się niebezpiecznie.
- Ostrożnie! – zawołała Isia. – Musisz chwycić niżej.
- Niżej? Tam jest mysz! – zaprotestował.
- Zdechła! – przypomniała Isia. – Nie ugryzie cię.
Zaśmiali się nerwowo.
Dirk szarpnął. Szpara przy ścianie poszerzyła się o pół centymetra.
- Więcej! – zażądała Isia. – Muszę widzieć, co robię. Wiesz, mój ojciec wziął kiedyś w ciemności do ręki zdechłego szczura i myślał, że to zgniły burak... Palce mu w niego weszły...
- Nie teraz!!! – jęknął Dirk błagalnie, zaparł się i szarpnął. Szafa przesunęła się o następnych kilka milimetrów.
W tym samym momencie Isia wrzasnęła. Krzyk zmroził Dirkowi krew w żyłach i unieruchomił cywilizowane części mózgu. Isia rzuciła szufelkę i skoczyła ku wyjściu. Wpadła na biurowe krzesło na kółkach, to podjechało do uchylonych drzwi i zatrzasnęło je. Reszta mózgu Dirka, ta odziedziczona po zwierzęcych przodkach, przejęła rządy i nakazała mu natychmiastową ucieczkę. Przy drzwiach wpadł na Isię. Nastąpiła zacięta walka o klamkę. Isia pchała, Dirk, lepiej zorientowany w topografii terenu, ciągnął ku sobie. Dzięki temu, gdy atak paniki minął, znajdowali się ciągle jeszcze w biurze, a nie na rynku.
- Co to było? – spytał wreszcie Dirk. – Dlaczego uciekałaś?
- Ty też uciekałeś... – przypomniała Isia.
- Uciekałem, bo ty uciekałaś. Zresztą nie zastanawiałem się. Ale dlaczego? Zobaczyłaś mysz?
- Nie mysz... – Isia odwróciła się od drzwi i spojrzała w kąt koło szafy. – Uaaa!!! – zatrzęsła się ze zgrozą i podskoczyła parę razy.
Dirk podążył za jej wzrokiem.
- To tylko pająk - stwierdził spokojnie. – Zawsze tak reagujesz? Zaraz go usunę.
- Tylko go nie zabijaj!! – uprzedziła Isia. – Złap go w szklankę i wynieś daleko od domu!
Dirk zabrał się do dzieła.
- Rzeczywiście ogromny... – zaczął.
- Nie chcę wiedzieć! – zaprotestowała.
- I jaki szybki! – wyrwało się Dirkowi.
Pająk zbiegł ze ściany i popędził po podłodze. Isia wskoczyła na krzesło. Gdy Dirk zakończył łowy i powrócił z krótkiego spaceru ze szklanką po rynku, oświadczyła:
- Słuchaj, Dirk. Po tych przeżyciach nie czuję się na siłach pomóc ci z myszą. Przekroczyłam swoje granice. Mogę próbować, ale wiem, że uda nam się najwyżej powtórzyć kilka razy całe przedstawienie jakie daliśmy przed chwilą.
Dirk patrzył na nią ze zgrozą. Dopiero dzięki Isi zrozumiał w całej pełni, co to znaczy mieć fobię. Czuł się rzucony na pastwę dzikich, pierwotnych uczuć... Isia odejdzie, a trup zostanie... Trudno, trzeba będzie zrobić karierę...
- Musimy wymyślić coś innego - powiedziała Isia niespodzianie. Widocznie nie brała jeszcze pod uwagę możliwości dezercji. – Kogo by tu wezwać?
- Straż pożarną..? – zaproponował Dirk uśmiechając się do Isi z wdzięcznością.
- A, wiesz... - odpowiedziała. – To może jest myśl! Podpalimy tę szafę. Trzymasz tam coś ważnego?
- Makulatura. - Zamyślił się. – Masz zapałki? Ja nie palę.
- Ja też nie. Trzeba pójść do knajpy kupić. Tylko potem będziesz się musiał tłumaczyć z podpalenia, bo wszystko się oczywiście wykryje.
- Będziemy - poprawił.
- O, nie! Ja sobie zrobię alibi. Będę jeździła śpiewając na rowerze po rynku, a jak mi dasz znak, że już się porządnie pali, zacznę wołać „Ratunku, pożar!“
- No więc pożar odpada. Jako podpalacza wyleją mnie z policji i nie zrobię kariery w polityce.
- Możesz zrobić inną karierę. Sportową, naukową...
Zamyślili się.
- A czas mija... – odezwał się Dirk.
- A mysz zaczyna się rozkładać... – dodała Isia.
- Mam!! – krzyknął nagle Dirk. – Znasz Edeltraud Funke?
- Edeltraud Funke!! – ucieszyła się Isia. – Oczywiście! Ona się niczego nie boi! I można jej zaufać! Ale... Nie jest już za późno?
- Może. Mam nadzieję że nie. W każdym razie dzwonię do niej teraz i nikt mnie nie powstrzyma.
Edeltraud Funke nie spała jeszcze. Dirk nie owijał niczego w bawełnę. Szczerze i otwarcie przyznał się do kłopotu i poprosił o natychmiastową pomoc. Pani Funke zręcznie ukryła rozbawienie.
- Już jadę - zapowiedziała. – Usunę mysz, a w nagrodę opowie mi pan wszystkie szczegóły morderstwa Pagla. Znałam tego gagatka... Wiedziałam, że prędzej czy później źle skończy.
Czekając na przybycie pani Funke, Dirk wraz z Isia zajęli się opróżnianiem szafy, żeby w decydującym momencie szybko i sprawnie ją odsunąć. Dopiero teraz Dirk opowiedział dzieje swojego martyrium. Isia słuchała z przejęciem i wyrażała współczucie; zarówno dla Dirka, jak i dla myszki. Jednocześnie jednak sprawiała wrażenie rozbawionej.
- Wiesz - powiedziała - gdyby nie ten trup za szafą, to cała ta historia byłaby bardzo śmieszna, mógłbyś ją opowiadać jako anegdotkę.
- Chciałbym już patrzeć na to z dystansu, ale póki ona tam leży, nie mogę... Sumienie mnie gryzie. Poza tym martwię się, czy ta fobia nie ma jakiegoś głębszego podłoża.
- Tylko nie wmawiaj sobie problemów, których nie masz. Rzecz w tym, że nie spodziewałeś się jej wtedy zobaczyć. Pokazała ci się znienacka i obudziła w tobie jakiś atawistyczny instynkt. Wiesz, niektóre zwierzęta też się boją myszy... Gdybyś był na to spotkanie przygotowany, na pewno nie wpadłbyś w panikę. Ja też nie zawsze tak reaguję na pająki... – zapewniła. - Na twoim miejscu przestałabym się przejmować. Wiesz teraz, że masz w biurze myszy, więc...
- Myszy..?! – jęknął Dirk.
- A ty co myślałeś? Myszy żyją w grupach. Już choćby dlatego, że ciągle się rozmnażają...
- Rozmnażają...
- No dobrze - Isia poczuła, że lepiej będzie pocieszyć Dirka - może ta myszka to była forpoczta, pierwszy osadnik. Na twoim miejscu poodsuwałabym jutro wszystkie meble od ścian i porządnie zagipsowała wszystkie szpary.
- Zacementuję.
- Zacementuj. I nie zapomnij o szparach pod sufitem. Myszy potrafią łazić po chropowatych ścianach.
- Nie strasz…