Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2018-02-28 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1482 |
Rozdział III
Najbardziej ekskluzywne perfumy nie zabiją smrodu gówna. Zwłaszcza, kiedy się je rozdepcze…
Kolejne tygodnie upłynęły Piotrowskim na udawaniu względnego spokoju. Każdy udawał przed każdym. Paweł przed nimi, że jakoś sobie radzi. Oni przed sobą i przed nim, że jakoś tę sytuację ogarnęli. Taka cisza przed burzą. W szkole niby nikt o nic nie pytał, ale zrobiło się wokół niego pusto. Groziło mu wyrzucenie, na szczęście jednak dyrektor wziął pod uwagę wszystkie okoliczności: bardzo dobre wyniki w nauce Pawła, do tej pory dobrą opinię, no i oczywiście szybką rekację rodziców, których nie trzeba było wzywać, bo sami pokazali się w szkole w dwa dni po zatrzymaniu. Z wielu znajomych i kumpli został tylko Filip. Reszta omijała Pawła szerokim łukiem. Młodzi podzielili się na tych „prawych”, którym w ogóle do głowy by nie przyszło, żeby robić takie rzeczy i na tych „sprawiedliwych”, domagających się, żeby Paweł jak najszybciej poniósł konsekwencje, znaczy dostał wpierdol, co nastąpiło kilka miesięcy później…
Jak się później okazało, zachowanie Pawła, jego pozorny spokój, był jednym wielkim blefem. Świadomość, że rodzice wydali go policji, sugerowanie przez śledczego postawy podczas przesłuchania: ”Masz jaja? Bierzesz wszystko na siebie?, a przede wszystkim łatka rozjebusa, co to wydał kumpli, musiały przerosnąć siedemnastolatka. No i Kaśka, pozostawała jeszcze ona. Cały czas ją kochał. Nie mógł tylko zrozumieć okrucieństwa sytuacji, w której jego starzy dali się nabić w butelkę jej starym. Rola matki Kaśki była zdecydowanie mniejsza jak Machety. Może nie znała do końca jego planu? Te pytania miały być zadawane wielokrotnie przez najbliższe dwa lata. Razem z Kaśką próbowali sensownie wytłumaczyć to, co się stało, bezskutecznie.
Tymczasem Gośka i Arek przeżywali najgorsze chwile w swoim życiu. Czas zamiast iść na rękę i goić rany, działał wbrew wszelkim zasadom. Zwłaszcza Gośka nie dawała rady. Któregoś dnia jadąc z Arkiem samochodem, zaczęła nagle wrzeszczeć. W dupie miała miny przypadkowych ludzi, których mijali po drodze. Arek zachowywał spokój, wiedział, że to jakaś wewnętrzna potrzeba wyrzucenia z siebie bólu, poczucia krzywdy, bezradności.
- Kurrrwwwaaa!!!
- Pierdolony Macheta! Jak mogliśmy być tacy głupi? Nie wytrzymam! Zrób coś!
Arek jechał, nie odzywając się słowem, Gośka jeszcze przez chwilę rzucała najgorszymi bluzgami na Machetę, na nich, na Pawła…W tej chwili jej świat był wywrócony do góry nogami. Wszystko, w co wierzyła, okazało się jedną wielką brednią. Rozmowa w cztery oczy z Machetami i jego zapewnienie, że nie zrobi nic wbrew ich woli, co więcej, Paweł jest chłopakiem Kaśki i on – ojciec – nie zrobiłby takiego świństwa młodym, skutecznie ich zmyliły. Uśpił ich czujność.
W pracy koleżanki wykazały się prawdziwą dyplomacją, nie pytały o nic. Widziały jednak jak Gośka niknie w oczach. Stała się mniej rozmowna, ale i tak na przekór wszystkiemu udawała pozory względnej pogody ducha. Najgorsze były sytuacje, w których znajomi, doskonale wiedzący o całej sprawie, dość chętnie wypowiadali się w ich towarzystwie na temat zioła. Rozmowy były inicjowane, tak ot, niby przypadkiem. W niecałe dwa miesiące po zdarzeniu, siedzieli z paczką znajomych na imieninach sąsiadki. Byli to w większości rodzice rówieśników Pawła, temat, nie wiedzieć z jakiego powodu, zszedł na zioło.
- …mówiłem młodemu, żeby uważał na siebie, dzisiaj to wszystko można załatwić od ręki, zioło, amfa… wypowiadając ostatnie słowa Marek wymownie spojrzał na Gośkę i Arka. Ewidentnie był ciekaw ich reakcji. - Sobota, impreza, młodzi dziś chcą się bawić na bogato – kontynuował.
- „Je-dzie-my po zio-ło, je-dzie-my po zio-ło” – sylabizował, nucąc słowa piosenki Grzesiek.
- Tiaaak - wtrącił Andrzej – zapaliłbyś Grześ?
- No jacha – ochoczo przytaknął Grzesiek – tylko od kogo skołować towar?
Atmosfera się zagęszczała i nawet dziewczyny zajęte rozmową, zaczęły się przysłuchiwać. Gośka czuła, że krew uderza jej do głowy i zaczyna się czerwienić. Tymczasem Teresa wtrąciła mimochodem, chyba chcąc ulżyć trochę Gośce.
- Trawa nie jest taka zła, w naszych czasach też była i nic się nikomu nie działo, gorsze dopalacze. To jest dopiero cholerstwo.
Arek nerwowo się uśmiechał, udając, że go to specjalnie nie obeszło. Gośka nawet zaryzykowała i zabrała głos w sprawie dopalaczy, rzecz jasna. Dlaczego byli dla nich tacy okrutni? Dlaczego chcieli ich przeciągnąć po podłodze i z satysfakcją patrzeć jak błagają o litość? Bezczelnie używali sobie na Piotrowskich ci, którzy nigdy w życiu zioła na oczy nie widzieli, nie mówiąc o paleniu. Znali się od dziecka…wspólne ogniska, wypady, potem kawalerka, śluby, dzieci…Właśnie… dzieci, sądzili, że ich są lepsze, bo nie wycięły takiego numeru, nie palą gandzi, nie mówiąc o dilerce.
Przecież Piotrowscy też wierzyli w swoje dziecko. I o ile byliby skłonni przyznać, że może coś poeksperymentować, tak nigdy nie sądzili, że byłby w stanie tak ryzykować. Owszem, wychodził z telefonem, nie chciał, żeby słyszeli z kim i o czym gada. W weekendy znikał wieczorem na kilka godzin, ale nigdy nie zobaczyli niepokojących oznak. Może nie umieli patrzeć…W szkole szło mu rewelacyjnie. Małym nakładem pracy, więcej zdolnościami, osiągał wysokie wyniki. Dlatego, kiedy Macheta wmawiał im, że Paweł jest już wysoko w „strukturach”, nie chciało im się wierzyć. Rzekomo kiedy miałby się tym zajmować, skoro trenował, w tygodniu się uczył.
Bardzo szybko, bo już na drugi dzień po zatrzymaniu, mieli się dowiedzieć, że Paweł jest jednym z wielu młodych goniących po mieście z ziołem, że nie ma żadnego kontaktu ze środowiskiem przestępczym, bo nawet dwóch kolesi, od których załatwiał towar, to też chłopaki z normalnych rodzin, tegoroczni maturzyści. Niemniej poniesie konsekwencje.
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
1. pochodzą z tzw. porządnych rodzin;
2. są już (co najmniej) dorośli;
3. swobodnie na oczach całej "naszej klasy" piszą sobie o tej swojej dilerce na priv, ganiając przecież z ziołem po mieście nie od wczoraj;
4. uprawiają przy tym od lat sport i świetnie się uczą;
5. zatrzymani przez policję, nie posiadają się ze zdumienia/wściekłości, oskarżając cały podły ten świat (w tym rodziców i szkołę), że im się z rąk - tak wysportowanych - wywinął i był wymsknął.
Z kim zatem mamy tutaj do czynienia? Co to za typ bohatera? Ani to dzieci-kwiaty, ani to mądre wykształcone dzieci, ani to kto? co? (mianownik)
Bardzo oryginalne spojrzenie na zdawałoby się dobrze już nam znany, dawno rozpoznany temat