Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2011-10-21 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2373 |
Późnym wieczorem nad pałacem cesarskim zaczęły zbierać się czarne chmury. Cesarzowa siedziała na tronie, podpierając podbródek na dłoni. Jej kruczoczarne włosy spływały w dół zasłaniając twarz. Była wycieńczona dzisiejszym dniem. Kilku zagranicznych posłów renegocjowało traktaty handlowe. Nigdy nie lubiła polityki zagranicznej. Jednak jej ministrowie bardziej myśleli o swoich kieszeniach, niż o dobrze ludu. Rozejrzała się po sali tronowej spod półprzymkniętych powiek. Pomiędzy strzelistymi oknami wisiały portrety poprzednich władców. Nad głównym wejściem - na wprost od tronu - był portret Wielkiej Lirien. Tej, która zjednoczyła naród i pokonała najeźdźcę - ostatecznie kończąc pięciuset-letnią niewolę. Legenda głosi, że pomógł jej Kruk, bóstwo zmian. Zażądał w zamian zbyt wiele i pierwsza władczyni podstępem uśmierciła boga. Kruk wyklął całe państwo, obiecując swój powrót, gdy następcą tronu zostanie dziecię z nieprawego łoża.
Uśmiechnęła się pogardliwie.
`Czyli ja` pomyślała przyglądając się swojej przodkini. Podobieństwo było wręcz uderzające.
Burza w końcu uderzyła, rozświetlając niebo. Ryk pioruna zatrząsł szybami, wywołując gęsią skórę u kobiety. Wyprostowała się dumnie i wygładziła czarną, atłasową suknię. Kusiło ją, by zdjąć uwierające buty i rozprostować nogi na pięknym, miękkim, czerwonym, ręcznie plecionym przez pałacowe tkaczki dywanie. O tej porze nikt nie miał prawa zakłócać jej spokoju. Strażnicy stali za drzwiami. Nikt jej nie widział, ani nie słyszał. Zawsze mogła również wymknąć się tajnym przejściem, ukrytym za tkanym gobelinem, przedstawiającym stado kruków. Mimo tak nieprzychylnej historii, cały naród dalej wyznawał wiarę w Zmienny Los, a ptaki poświęcone bóstwu traktowano z wyjątkową czcią.
Cesarzowa ściągnęła ze stóp kryształowe pantofle i wstała delektując się przyjemnym łaskotaniem między palcami, gdy do odrętwiałych członków spływała krew. Kobieta miała ochotę wydalić swoją garderobianą i skazać ją na ciężką pracę w szwalni, za taki dobór strojów reprezentacyjnych. Niestety, nie mogła tego zrobić. Nikt tak, jak przebiegła starucha, nie znał się na konwenansach i tradycji. A pod tym względem młoda władczyni musiała przestrzegać zasad. Jej ojciec wziął za małżonkę kobietę z plebsu. Wprawdzie pochodziła z bogatej mieszczańskiej rodziny, ale byli zaledwie kupcami, nieposiadającymi żadnego tytułu, czy przywilejów, albo nadań ziemskich. Królewscy heroldzi długo pracowali nad ułożeniem odpowiedniego rodowodu, ale i tak wśród arystokracji pozostał niesmak. Utworzyło to bardzo silną opozycję wobec króla i jego rządów.
Przejmując tron w wieku lat nastu, młodziutka Ester musiała walczyć o władzę. Skorzystała z rady swojej służki, która pierwsza zauważyła jej podobieństwo do Matki-Założycielki. Ogłosiła się cesarzową z woli boskiej, zmieniając ustrój państwowy. Kilkoma dekretami odsunęła ministrów od realnej władzy, spychając ich do rangi doradców. Tytuły łaskawie pozwoliła zachować, po tym jak ścięła najbardziej opornych. Czystki przez nią dokonane bardzo podzieliły państwo. Prości ludzie ją uwielbiali. Możni szemrali, za każdym razem, gdy wprowadzała dekret zrównujący prawa obywateli. Wśród doradców też nastąpił rozłam. Ale mniej głośny. Ci, którzy byli jej nieprzychylni, po prostu nie pomagali jej w rządzeniu. Po dziesięciu latach sprawowania władzy, gdy każdy obywatel miał prawo do równej opieki, edukacji i możliwości rozwoju, cesarzowa myślała, że już po wszystkim. Niestety, potyczki w pałacu cesarskim osłabiły zdolności militarne i ekonomiczne państwa. Polityka zagraniczna wymagała nieprzychylnych traktatów, by nie sprowokować ataku. Wśród czarnych włosów ciągle młodej władczyni, zaczęły skrzyć się srebrne kosmki, a jej twarz postarzała się nienaturalnie szybko. Nic nie dały specjalne zabiegi upiększające, zdrowa dieta, czy ćwiczenia fizyczne. Cesarzowa ledwo przeżyła poród, wydając na świat dwójkę ślicznych bliźniaków. Chłopca i dziewczynkę. Z powodu nadmiaru obowiązków musiała oddać swoje potomstwo mamce do wykarmienia. Liczyła, że za kilka lat wreszcie zdoła poświęcić swojej ukochanej dwójce dość czasu, nim dorosną nie znając wyrodnej matki.
Kolejny grzmot zatrząsł szybami. Kobieta przysiadła na schodach pod tronem, wodząc dłońmi po długich włóknach dywanu. Z ciemności poza obrębem świec poniósł się... śmiech? Chichot. Skrzeczący, gardłowy chichot. Ester zadrżała. Omiotła wzrokiem całą salę tronową, szukając źródła dźwięku. Zdawał się dochodzić z naprzeciwka. Bliżej powały. Na wprost jednak nie było niczego, poza masywnym portretem Lirien, który patrzył na drobną, zmęczoną kobietę z góry.
- To ty? - parsknęła cesarzowa. - Będę musiała zwolnić nadwornego medyka, za nieskuteczne leki, skoro portrety się ze mnie śmieją...
Znowu rozniósł się ten sam dźwięk. Brzmiał, jakby ktoś się krztusił. Oczy ester zaczęły obficie łzawić, gdy poczuła drażniący zapach dymu w powietrzu. Zakasłała próbując złapać oddech, jednak spowodowało to tylko jeszcze mocniejsze łzawienie. Przetarła oczy dłonią. Uczucie duszności przeszło, a naokoło nigdzie nie było otwartego ognia. Zerknęła na żeliwne świeczniki. Świece dogasały zmniejszając oświetlenie sali tronowej. Przestrzenie nieprzeniknionego mroku rozlewały się coraz bardziej po pomieszczeniu. Sylwetki na obrazach. spowite ciemnością, zerkały na władczynię. Ich twarze wydawały się wykrzywione w grymasie zniesmaczenia. Jakby też przeszkadzał im zapach. Dopiero teraz go skojarzyła. Tak pachniały przypalone pieczenie z drobiu poprzedniego nadwornego kucharza, który, za domniemanie próby otrucia młodej Ester, został ścięty kilka lat temu.
Błyskawica na chwilę rozświetliła salę tronową. Kobieta zauważyła, że z portretu naprzeciw zsuwa się jakaś postać.
- Mów, ktoś ty! - krzyknęła zrywając się na równe nogi, jednak głos jej się załamał od kolejnego ataku duszności.
Postać rozłożyła skrzydła i opadła miękko na dywanie. Skrzydła gdzieś znikły, a kilkanaście metrów przed nią stała długowłosa kobieta. Ester zrobiła kilka kroków do przodu. Wyglądała zupełnie jak ona. Nie, nie jak ona. Władczyni rzuciła okiem na portret. Był pusty.
- Lirien? - zapytała niepewnie. Dłońmi próbowała rozgonić otaczający ją dym.
Obca kobieta otworzyła usta i z jej gardła poniósł się przeraźliwy, świdrujący skrzek. Cesarzowa złapała się za uszy, jednak ból był nie do zniesienia. Przez mgłę zobaczyła, że kobieta z czarnymi skrzydłami podchodzi do niej. Zamiast ust ma dziób. Próbowała ją odgonić machając ręką. Na palcach zauważyła krew. Było jej zimno w skronie.
Stwór stał tuż przed nią. Ponownie zaskrzeczał, a Ester poczuła mdlące zawroty głowy i odpłynęła w ciemność.