Author | |
Genre | mystery & crime |
Form | prose |
Date added | 2018-03-06 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1331 |
Nienaturalnie duże, zielone, pełne smutku i przerażenia oczy wpatrywały się w Ernesta przez ekran. Siedząca po drugiej stronie kabla kobieta odgarnęła kosmyk złotych włosów z twarzy chłopca i objęła go ramieniem. Malec się wzdrygnął, lecz bał się cokolwiek zrobić. Z nadzieją zerkał w monitor.
Mężczyzna przed nim położył rękę na ekranie, jakby chciał dotknąć synka. Rozpacz przedzierała się przez jego serce, mieszała ze wściekłością, co w rezultacie stało się nienawiścią. Najchętniej zabiłby tego siedzącego gdzieś daleko, czarnowłosego potwora, który już od roku zatruwał mu życie.
- Nie sądziłem, że posuniesz się aż tak daleko, Konstancjo – Podparł bezradnie głowę na ramieniu.
- Twój błąd – Konstancja usiadła, splatając ręce i zakładając nogę na nogę. Czuła, że teraz już ma pełną kontrolę nad sytuacją.
- Tato… - pisnął przerażony chłopiec. Nie rozumiał, co się dzieje. Jeszcze kilka dni temu wracał sobie z zabawy z kolegami, a teraz od tygodnia przebywał w obcym miejscu, nie wiedząc dlaczego, a nikt nie chciał mu tego wyjaśnić.
- Nic się nie bój, Nati, przyjdę po ciebie – zapewnił go Ernest.
Z wielkim skupieniem starał się wyszukać jakiś szczegół, który mógłby go naprowadzić na miejsce pobytu syna. Jednak Klementyna dobrze zadbała o to, aby podczas rozmowy nie zobaczył na ich tle nic z wyjątkiem czarnych ścian.
Szyderczy uśmiech nie schodził jej z twarzy. Posadziła Natiego na kolanach.
- Powiesz, mi w końcu czego chcesz? – warknął mężczyzna.
- No nie wiem – postanowiła chwilę przedłużyć tę zabawę. Spodobała jej się rola osoby pociągającej za sznurki. – A Anna wie?
- Co ma do tego moja żona?! – walnął pięścią w stół tak mocno, że stojące obok rodzinne zdjęcie spadło na podłogę.
- Dużo – odparła.
- Jesteś wariatką.
- Kto wie, ale nic nie stanie mi na drodze do osiągnięciu mojego celu.
- Jakiego celu?! Przecież ty nawet nie powiedziałaś, czego chcesz! Męczysz mnie tylko już od wielu miesięcy, a teraz porwałaś nawet moje dziecko!
- No błagam cię, ty serio się nie domyślasz? – Roześmiała się głośno.
- Chodzi ci o kasę?! A może chcesz być moją żoną?!
- Ehh… - westchnęła z zażenowaniem. – Bingo! Myślałam, że to ci rok chyba zajmie, ale gratulacje! Zgadłeś! Chcę być twoją żoną! Chcę, byś dokończył to, co zacząłeś siedem lat temu! – Pocałowała Nataniela w policzek. Podrapał ją lekko, więc pociągnęła go mocno za złote loki i przyjrzała się jego oczom. – Ludzie wiele za takiego dadzą…
Konstancja nie chciała na razie zabijać tego dziecka. Nie miała w zwyczaju tracić, nie zyskując czegoś w zamian, a nawet gdyby jakimś cudem ojciec nie podjąłby zadowalającej jej decyzji, to wolała przynajmniej zarobić na malcu jakieś pieniądze. Przy tym chciała zadać cierpienie tatusiowi. W końcu nic bardziej nie boli rodzica niż tragedia własnego potomka.
Ernest był w szoku. Zacisnął ręce w pięści. Próbował przypomnieć sobie, co takiego zrobił siedem lat temu, nim ożenił się z Anną. Miał jakiś przelotny związek, który zakończył, kiedy poznał swoją obecną żonę. Niestety nie pamiętał nawet imienia tej kobiety.
Nati przycisnął nos do laptopa. Czekał, aż jego tata coś powie.
- Coś tak nagle zamilkł? Mowę ci odebrało? – roześmiała się. Schyliła się i wyciągnęła z kryjówki nożyk.
- Zapłacę, ile chcesz, ale nie rób mu krzywdy.
Konstancja uderzyła głową w czoło.
- Przecież mówiłam, że nie chcę pieniędzy. Wolę ciebie.
- Nie pamiętam, abym kiedyś z tobą chodził.
- AuA!! – pisnął chłopiec. Po słowach jego ojca porywaczka nacięła jego skórę na szyi. W mężczyźnie się zagotowało. Mało brakowało, a zapomniałby, że rozmawiają przez Internet i uderzyłby ręką w monitor.
Wyciągnęła kilka zdjęć z czerwonej torebki. Ernest nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Fotografie przedstawiały go spacerującego Konstancją po różnych miejscach. Było to dla niego jak mocne uderzenie w twarz. Szybko przypomniał sobie Konstancję, której nigdy nie uważał za kogoś więcej niż dobrą znajomą.
- Niczego ci wtedy nie obiecywałem!
- Wmawiaj sobie, wmawiaj – powiedziała, opatrując ranę chłopca. Szantażowany załamał ręce. Z nerwów zaczął też ruszać nogami.
Łzy ciekły po twarzy Natiego. Bardzo się bał. Nie marzył o niczym innym jak o przytuleniu się do kochającego taty. To, że syn widział go, ale nie mógł nawet dotknąć, najbardziej bolało rozmówcę Konstancji. Ona sama miała tego świadomość. Właśnie dlatego zdecydowała się na rozmowę przez Internet.
On jednak nie wiedział, co ma robić. Jego emocje sięgnęły zenitu, kiedy w pokoju rozległ się dźwięk telefonu.
- Nie odchodź! – zawołał chłopiec, widząc, jak Ernest odchodzi od biurka.
- Tatuś cię chyba nie kocha.
- Kocha! – zaprzeczył z dumą. – „Bardziej niż ciebie” – dodał już bezgłośnie.
Ernest wyciągnął telefon z kieszeni kurtki. „No pięknie! Jeszcze jej tu brakowało!” – zaklął w myślach. Bez wahania odrzucił połączenie od żony i wrócił do komputera.
- Nie zostawię cię, skarbie – zapewnił płaczącego na podłodze malca. – Konstancjo, spotkajmy się jutro.
Chwilę się zastanowiła. Wyczuwała podstęp w tych słowach, więc nie mogła się na to zgodzić tak od razu. Nigdy w życiu nie bawiła się tak, jak w tym momencie.
- Na co ci spotkanie, jak pogadać ze mną możesz teraz?
- Najpierw zabierz stąd mojego syna – zażądał. Miał dość tej całej gadki. Chciał ją zakończyć, nie robiąc Natiemu jeszcze większej krzywdy. Kobieta wyprowadziła małego zakładnika. Gdy wróciła, Ernest trzymał już w ręku broń.
- Myślisz, że jak strzelisz w ekran, to mnie zabijesz? To śmieszne, kochanie. Zresztą, po co ryzykować więzieniem? Udowodnij, że wysłałeś jej list rozwodowy i po sprawie, będziemy żyli długo i szczęśliwie we trójkę!
- Rozwód zająłby za dużo czasu – wycedził przez zęby – a po tym, co zrobiłaś mojemu synowi, nie mam zamiaru się z tobą pierdzielić.
Wcale nie zaskoczyła jej powaga, z jaką wypowiadał te słowa. Nie poczuła nawet, że traci grunt pod nogami. Uznała jedynie, że w ten sposób Ernest strzela sobie w kolano. Poprawiła sobie włosy.
- Masz czas do jutra, do dwunastej – powiedziała i się rozłączyła. Mężczyzna zawołał, aby tego nie robiła, ale nie zdążył. Zaklął pod nosem. Nie udało mu się nawet powiedzieć synkowi czegoś pocieszającego. Przez chwilę gapił się w ekran. Nie wiedział, co ma teraz zrobić. Z zamyślenia wyrwał go ponownie dzwonek telefonu. Tym razem odebrał.
- Halo? – rzekł zupełnie obojętnie. Zupełnie jakby rozmawiał z klientem.
- Ernest, to ty? – po drugiej stronie usłyszał głos Anny. Serce prawie podskoczyło mu do gardła. W pierwszej sekundzie nie wiedział, co ma odpowiedzieć. – Halo, jesteś tam?
- Jestem, jestem…
- Ale co się stało? Czemu jesteś taki smutny?
- Ja? Smutny? Chyba zmęczony! – zapewnił. Postanowił, że na razie nie będzie jej mówił o uprowadzeniu Nataniela. Niech przynajmniej bezpiecznie wróci do domu.
- Dopiero z pracy wróciłeś?
- Yhym… - Starał się udawać, że jest śpiący.
- No ok… Słuchaj, mam złe wieści. Odwołali mi samolot z powodu złej pogody. Nie wiadomo, kiedy wrócę. Zapowiadali śnieżyce jeszcze przez dwa dni… - westchnęła.
Ernest odetchnął z ulgą. Na całe szczęście Konstacja jeszcze nie skontaktowała się z jego żoną. W przeciwnym razie miałby już awanturę.
- Rozumiem…
- A jak tam Nati? Poradził sobie na zawodach?
Zamilkł. Nataniel dopiero dziś miał pojechać na mecz hokejowy. Niestety wariatka pokrzyżowała im plany.
- Poradził sobie świetnie.
Anna wyczuła w jego głosie, że coś jest nie tak. Dawno nie słyszała męża tak zdenerwowanego. Pomyślała sobie, czy aby ich syn jakoś poważnie nie narozrabiał albo jest zł, że przez kolejny doby nie będzie jej w domu. Miała jednak świadomość, że Ernest do jej powrotu raczej tego nie powie. Zresztą nigdy się tym jakoś specjalnie nie przejmowała, ponieważ jej partnerowi nie raz zdarzało się wściekać z powodu naprawdę błahych spraw.
- Dobra, kochanie, muszę kończyć. Ucałuj go tam ode mnie i dobranoc.
- Nareszcie… - powiedział, gdy tylko zakończył rozmowę. Podniósł leżące na podłodze zdjęcie i ustawił na swoim miejscu. Następnie przewinął listę kontaktów w komórce.
- Błagam cię, przyjedź do mnie najszybciej, jak możesz.
- Nie da rady – usłyszał po drugiej stronie. – Nie mam czym. Jest taki mróz, że samochód nie chce odpalić…
- To pożycz od córki albo jedź tramwajem czy autobusem! Nie wiem, ale sprawa jest zbyt poważna i jeśli ktoś tu ma pomóc, to tylko ty!
- To może najpierw mi powiesz, w ogóle, o co chodzi?
- Nie – Zacisnął mocniej palce na aparacie. – Ona może mieć mój telefon na podsłuchu
- Znowu ta baba?! Co tym razem zrobiła?! Czy to coś ma związek ze zniknięciem Nataniela?!
- Już ci mówiłem, że nie powiem, bo może mieć mój telefon na podsłuchu! Głuchy jesteś czy co, że się tak dopytujesz?! Ale to naprawdę sprawa życia i śmierci…
- Dobra, już się zbieram, będę najdalej za pół godziny.
Ernest schował telefon do kieszeni jeansów i zszedł na dół. Od razu otworzył stojący w salonie barek. Nie zastanawiał się nawet, po co sięga. Wziął pierwszą butelkę, która zobaczył i nalał wina do kieliszka. Rzadko spożywał alkohol bez okazji. Teraz jednak czuł, że musi coś zrobić, wypić chociaż jeden łyk, bo inaczej może tej sytuacji nie przeżyć. Dodatkowe pół godziny w samotności były dla niego jak prawdziwa wieczność. Usiadł na fotelu i wyciągnął spod siebie szminkę żony. Anna szukała jej tuż przed wyjazdem. Nie pamiętała, że po ostatnich nocnych igraszkach zostawiła ją na fotelu w salonie.
Obojętnie rzucił nią o ścianę i nalał sobie kolejny kieliszek wina. W oknie zobaczył światła samochodu. Z trudem zwlekł się z łóżka. W drzwiach stał Seweryn.
- Piłeś – zauważył na dzień dobry.
- Ledwo pięć czy sześć…no, może siedem kieliszków – machnął na to ręką. – Idziemy na górę – wszedł na schody. Przyjaciel jednak złapał go za rękaw białej koszuli.
- Najpierw powiedz mi, co to babsko znów zrobiło – zamknął za sobą drzwi.
- Porwała Nataniela.
- Przecież taką sprawę zgłasza się na policję.
Ernest popukał się w czoło.
- Ostatnio też mi tak radziłeś. Wystarczyło, że chwilę popłakała i ją puścili… - prychnął.
- Zgłaszałeś zaginięcie syna? – zapytał go w drodze do gabinetu.
- Teściowa się na to uparła. Ja nie mam zamiaru ryzykować – włączył laptopa. – Byłem przesłuchiwany, za nim do mnie zadzwoniła na Skipie – odnalazł odpowiedni plik. – Na całe szczęście udało mi się nagrać tę rozmowę – podał komputer swojemu przyjacielowi.
- I jaka jest w tym moja rola?
- Chciałbym, abyś dokładnie obejrzał to nagranie. Może wyciągniesz coś z niego.
- Bardziej mi się przyda nazwa jej konta.
- Na pewno ją jakoś znajdziesz – Podparł się na ramionach. Znał Seweryna na tyle dobrze, że wiedział, że dla niego żadne informatyczne zadanie nie stanowi problemu. Ufał mu bardziej niż komukolwiek innemu. W ciszy przyglądał się, jak przyjaciel w wielkim skupieniu przeszukuje jego komputer. Kalkulacje o wynagrodzeniu odłożył na później.
- I co? Wiesz już coś? – zapytał po dwóch minutach.
- Nie więcej niż ty. Tylko głupią nazwę użytkownika.
- Cholera…
Wspólnie obejrzeli film z rozmowy. Seweryn cały czas miał wrażenie, że skądś znał tę osobę, ale nie mógł jej na razie skojarzyć. Ernest za to zaciskal zęby ze złości, powstrzymując się przed uderzeniem w monitor.
- A czego ona chce?
- Rozwodu.
- A Anna wie o tym?
- Nie – odparł. – Dzwoniła powiedzieć, że wróci później, ale nie wie, że Natiego nie ma.
Seweryn zastanowił się chwile. Udało mu się odnaleźć nagranie rozmowy na komputerze Ernesta.
- Czemu milczysz? – zapytał zaniepokojony ojciec porwanego.
- Do, kiedy masz czas na ten rozwód?
- Do jutra, do dwunastej.
- To mało czasu, ale…
- Mało czasu na co?! – przerwał mu Ernest.
- Możemy podrobić rozwód. Znam faceta, który się tym zajmuje, ale potrzebuje na to z kilku dni.
- Kilku dni?! – złapał się za serce. Od razu sięgnął po butelkę i nalał sobie cały kieliszek alkoholu. Wypił wszystko za jednym razem. Seweryn nie wiedział, co ma w ej sytuacji powiedzieć. Gestem ręki poprosił Ernesta, aby jemu także nalał.
- Niestety…
- A ty nie możesz tego zrobić?!
- Nie jestem tak dobry w te klocki i na pewno rozpozna fałszywkę. Postaram się to, jak najbardziej przyspieszyć, ale do jutra nie da rady. Zresztą jej bardziej zależy na tym papierku i na tym, abyś był z nią niż na skrzywdzeniu Nataniela. Wie, że póki on żyje, to ma jeszcze jakąś szansę na zwycięstwo – Zrobił krótką pauzę.
- Masz taka minę, jakbyś chciał mi jeszcze o czymś powiedzieć.
- No bo on nie jest tani, ale spokojnie, w razie czego…
- Zapłacę, ile zechce.
- …ci pożyczę – dokończył zdanie. Ernest natychmiast sięgnął po telefon i zaczął przeglądać listę kontaktów. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek zapisywał jej numer telefonu, ale wolał się upewnić. Seweryn zabrał mu komórkę i podsunął laptopa.
- Chcę to załatwić od razu – wyjaśnił.
- To dzwoń przez Internet. Wyjdę, aby się niczego nie domyśliła.
- Dobra…
Seweryn opuścił gabinet, a mężczyzna chwilę czekał na odebranie połączenia. Tymczasem Konstancja wyszła właśnie spod prysznica. Zaplotła turban na głowie i owinęła się ręcznikiem. Wtedy usłyszała pukania. Wywróciła oczami, niezadowolona z tego, że akurat teraz ktoś musi jej przeszkadzać.
-Dzwoni ten cały Ernest – usłyszała w końcu za drzwiami.
- Niech sobie dzwoni – odpowiedziała. Wcale nie miała zamiaru się spieszyć. Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie to, przez co musiał przechodzić. Żałowała jedynie, że nie ma w jego domu ukrytej kamery. Wtedy oglądałaby go na żywo!
- A co z tym dzieciakiem?
- Nic, a co ma być? – Zaczęła rozczesywać czarne włosy. – Nakarm go, a jutro się zobaczy. „Nie jestem zbyt cierpliwą osobą” – dodała w myślach. Nie spieszyła się wcale z opuszczeniem łazienki. Wręcz przeciwnie. Przeciągała tą czynność tak długo, jak tylko się dało. Dzięki temu wiedziała, że ma kontrolę nad sytuacją.
Gdy była małą dziewczynką, matka cały czas jej powtarzała, że najważniejsze jest, aby to ona rządziła i stawiała warunki. Nigdy nie dopuszczała do siebie sytuacji, w której to ona mogłaby być zdana na czyjś kaprys i tego samego uczyła swoją córkę. Uważała, że wtedy wszystko będzie dla niej prostsze. „Na całe szczęście nie każdy się tego uczył od rodziców” – pomyślała Konstancja.
Mimo wszystko była bardzo ciekawa, co takiego Ernest ma jej do przekazania. Raczej mało możliwe, aby miał już papiery. Postanowiła, że zaraz do niego oddzwoni. Nie uznawała tego za jakiś brak kontroli. W końcu, gdyby nie chciała, to by tego nie zrobiła. Nazywała to jedynie zwykłą ciekawością.
Szybko się przebrała i zeszła na dół. W małym pokoiku, na łóżku siedział Nataniel, a przed nim stał nietknięty jeszcze talerz z jedzeniem. Konstancja tylko pokręciła głową z nie zadowoleniem. Z drugiej jednak strony podziwiała upór tego małego chłopca.
- Nie będę jadł – odpowiedział z dumą.
- Jak chcesz, nikt cię nie zmusza – oparła się o futrynę drzwi i dalej mu się przyglądała.
- Chcę do taty…
- Wybacz, młody, ale twój tatuś musi najpierw zrobić kilka rzeczy, a jak cię wypuszczę, to o tym zapomni.
- Nie prawda! – zaprotestował. – Tata jest uczciwy i o wszystkim pamięta!
Na jej twarzy znów zagościł uśmiech. Chyba maluch nie wiedział, co go czeka, jak jego ojciec nie wykona jej poleceń.
- Taki uczciwy, że aż nieuczciwy – Nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł.
- Jak?
- To sprawy dorosłych, nie zrozumiesz – Machnęła na to ręką. Chciała jeszcze bardziej zachęcić chłopca do zadawania pytań.
- Zrozumiem! Jestem już duży!
- Na pewno? – Poprawiła nogawkę czarnych spodni.
- Na pewno!
Dla Nataniela największą nie uczciwością było ściąganie na klasówce. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić, co mogłoby większym oszustwem niż to. Wielkie było jego zdziwienie, kiedy usłyszał, co miała na myśli Konstancja.