Go to commentsAndriej Płatonow - Dżan / fragmenty /3
Text 88 of 252 from volume: Tłumaczenia na nasze
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2018-05-23
Linguistic correctness
Text quality
Views2018

Nazar poszedł ku wyjściu, mijając stare jabłonie, i spostrzegł tę dziewczynę ze smutną buzią, całą schowaną w mroku; nie widziała go i nadal rozsypywała sobie na głowę kwiaty i serpentyny a potem wyszła z sadu znowu w stronę oświetlonych stołów i tanecznego kręgu. Ciagatajew natychmiast zawrócił: chciał powywracać wszystkie te krzesła i stoły, powalić drzewa i przerwać to poczucie słodyczy, nad którym kapią łzy żalu, lecz kobieta była teraz szczęśliwa, roześmiana, z różą w ciemnych włosach, chociaż oczy wciąż były zapłakane.


Pozostał na balu; podszedł do niej i się przedstawił; okazało się, że jest absolwentką instytutu chemii. Zaprosił ją do walca, chociaż sam tego nie znał, lecz ona tańczyła świetnie i prowadziła go w takt orkiestry tak jak trzeba. Oczy jej szybko wyschły, twarz wypiękniała, i ciało, nawykłe do dzikiego lęku, teraz ufnie przytulało się do niego, pełne spóźnionej dziewiczości, pachnące dobrym ciepłem jak chleb. Nazar całkiem przy niej odleciał; sen i szczęście płynęły od tej obcej dziewczyny, z którą przecież nigdy już więcej nie spotka się zapewne; jakże często tuż obok na wyciągnięcie dłoni mamy mary sen o nirwanie...


Tańce i radosne to wokół wesele trwały do samego świtu na niebie; sad opustoszał, pozostały porzucone martwe sprzęty i talerze, wszyscy się rozeszli. Nazar i jego nowa znajoma, Wiera, poszli na spacer po pustej Moskwie, oświetlonej porannym różem wstających zorzy. Ciagatajew kochał to miasto jak swoją ojcowiznę i był wdzięczny za ostatnie lata, za światło wiedzy i za to, że zjadł tutaj wiele ubogiego studenckiego darowanego chleba. Spojrzał na swoją towarzyszkę spaceru - twarz jej była piękna w blaskach wstającego na horyzoncie słońca.


Czas mijał, czyste niebo uniosło się na wysokościach, uporczywe słońce bez wytchnienia słało ziemi swoje dobro - światło. Wiera szła w milczeniu. Nazar chwilami wpatrywał się w nią i zdumiewał, jak to możliwe, że nikt nie widzi jej urody, kiedy nawet to skromne jej milczenie przypomina ciszę traw i wierność starego wypróbowanego druha. Widział teraz z bliska na jej policzkach ślady znużenia, jej oczy, przysłonięte powiekami, jej spuchnięte wargi - całe skryte uduchowienie tej buzi, całą jej dobroć i siłę. Tracił odwagę wobec fali delikatności dla niej, i robiło mu się wstyd na samą myśl o tym, czy piękna jest, czy nie.


- Padam z nóg, nic przecież nie spaliśmy, - powiedziała, - musimy się pożegnać.


- To nic. Nie szkodzi, - odparł. - Dzisiaj wyjeżdżam - pobądźmy jeszcze trochę razem.

  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Piękny jest ten fragment, Emilio :)
Z wielką przyjemnością... :)
© 2010-2016 by Creative Media