Go to commentsZAMIAST ... I WIĘCEJ ... / IV /
Text 40 of 43 from volume: Opowiadania - Brama
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2018-06-01
Linguistic correctness
Text quality
Views995

Zamiast... i więcej... /IV/


Po jakimś czasie, gdy już nieco ochłonęłam z pierwszych wrażeń i zaczęłam

dokładniej rozglądać się wokół siebie, wśród osób należących do zespołu tanecznego

dostrzegłam kilka znajomych twarzy.

Pierwszą osobą, jaka rzuciła mi się w oczy była Piękna Kasia. Należała do starszej grupy, która miała zajęcia na sali baletowej przed nami. Mijaliśmy się z nimi w świetlicy. Za którymś razem Piękna Kasia raczyła mnie zauważyć. Uśmiechnęła się wówczas kwaśno i ze zdziwieniem spytała:

- To ty też będziesz uczyła się tańca?

Miała przy tym minę, jakby odkryła coś niestosownego. Na szczęście sytuacja nie pozwalała na dłuższą wymianę zdań. Kiwnęłam twierdząco głową i poszłam z innymi na salę.

Z naszej ulicy na zajęcia przychodziły jeszcze trzy osoby. Były to osoby mieszkające w górze ulicy, w pobliżu dużego wiaduktu, czyli takie, z którymi dolna część ulicy nie utrzymywała kontaktów towarzyskich. Brak kontaktów nie oznaczał jednak anonimowości. Znaliśmy je przynajmniej z widzenia. W tym konkretnym przypadku bardzo szybko poznaliśmy też nazwiska, a właściwie jedno nazwisko, ponieważ wszyscy troje byli rodzeństwem. Dwie siostry bliźniaczki należały do mojej grupy, natomiast ich starszy brat chodził na ćwiczenia z grupą Pięknej Kasi. Cała trójka

bardzo prędko została zauważona z powodu swoich wyjątkowych zdolności baletowych. Byli pracowici, ambitni, skupieni na tym co robią i w ogóle, stanowili wzór do naśladowania. Wszyscy przewidywali, że w przyszłości zrobią karierę zostając profesjonalistami.

Znałam jeszcze dwie dziewczynki, z którymi spotkałam się wcześniej w jednym z ogródków jordanowskich. Obie były smagłe, z ciemnymi oczami i ciemnymi włosami. Mieszkały na ulicy, do której od Domu Kultury prowadziła prosto szeroka polna droga przy stadionie, bagnach, cmentarzach i kościele. Na zajęcia przychodziły same. W drodze powrotnej chętnie przyłączały się do mnie, gdy byłam z dziadkiem, który lubił spacery tą drogą nawet po zmroku – podobały mu się takie na wpół wiejskie klimaty. Obie dziewczynki bardzo chciały zostać Cygankami. Ponieważ w tamtym okresie otwarta byłam na wszelkie nowe pomysły, zaczęłyśmy wspólnie kombinować jak można osiągnąć ten cel? Doszłyśmy do wniosku, że najpierw należy odpowiednio przebrać się, wziąć karty i zacząć wróżyć a cała reszta przyjdzie sama.

Opowieści o zajęciach w Domu Kultury robiły coraz większe wrażenie na mojej przyjaciółce. Wypytywała mnie o wszystkie szczegóły i niektóre rzeczy kazała sobie po kilka razy powtarzać. Była wyjątkowo dociekliwa.

- To jak jesteście wszyscy ubrani? Na czarno? Tak? - pytała. - A ten wasz pan ma na nogach pantofelki z kokardkami i jest w samych rajtuzach? To teraz pokaż jak tańczy...

Miała przy tym wypieki na twarzy i w ogóle była jakaś podenerwowana. Zaczęłam podejrzewać, że znajoma jej matki, która sprzedawała gumę do żucia i której córkę baletmistrz usunął z zespołu musiała im coś niewłaściwego naopowiadać.

Pokazywałam proste ćwiczenia baletowe i tłumaczyłam jej, że baletki są szczególnymi pantofelkami a tasiemki służą do przytrzymania ich na nodze.

Ona jednak nie chciała uznać tego wszystkiego za normalne. Chyba uważała, że dostałam się do czegoś w rodzaju piekła.

- Tańczycie z chłopakami? To nieprzyzwoite... Tylko dorosłe kobiety mogą tak tańczyć...

W tym co mówiła potępienie mieszało się z ukrywaną chęcią uczestnictwa. Po takiej rozmowie z jej strony często padała propozycja, by pójść na ogrody i …

Określenie było szczególne ale też czynność, której dotyczyło była dość osobliwa.

- Chodź... Pójdziemy na ogrody i będziemy udawać paniusie – proponowała.

W jaki sposób ten pomysł zrodził się w jej głowie, nie potrafię powiedzieć.

Udawanie paniuś polegało na szczególnie wytwornym poruszaniu się. Idąc pod rękę, stąpałyśmy po błotnistej drodze stawiając, według własnego mniemania, z gracją stopy i dokładnie prostując nogi. Musiało wyglądać to dość komiczni i dziwacznie - zwłaszcza, że miejsce w swoim charakterze kłóciło się z naszymi intencjami a nasza inwencja w tej dziedzinie po pewnym czasie przekształcała spacer w coś, co przypominało późniejszą angielską grupę komików Monty Python i jej „Ministerstwo głupich kroków”.

Rozmowy o tańcach miały też wpływ na dorosłych. Nagle, przy okazji jakichś

imienin w domu mojej przyjaciółki pojawiły się płyty i uruchomiony został gramofon. Jej rodzice i ich znajomi postanowili trochę potańczyć. Dzieci odesłano do kuchni, by nie przeszkadzały. Było nas pięcioro - my dwie, dwie dziewczynki, które przyszły z rodzicami i syn współlokatorów.

Kuchnia odznaczała się sporą powierzchnią, ale nie aż taką, by pięcioro dzieci mogło urządzić sobie tutaj jakąś zabawę wymagającą ruchu. Nudziliśmy się więc. Wreszcie dorośli skończyli tańce i radio z gramofonem trafiło do nas. Z miejsca oświadczyliśmy, że chcemy posłuchać płyt. O dziwo, pozwolono nam na to, pod warunkiem, że gramofon nastawia ta osoba, która potrafi ustawić igłę bez zarysowania płyty. Teraz wreszcie zaczęliśmy bawić się. Miejsca było za mało, by tańczyć ale ktoś wpadł na pomysł, że można nauczyć się śpiewać jakąś piosenkę z którejś z płyt. Wybraliśmy jednego singla. W domu było na tyle gwarno, że nikt nie zwrócił uwagi na nasze wygłupy.

Później, gdy impreza już zakończyła się i goście się rozeszli, pani domu zmywając

naczynia, chyba z uprzejmości, spytała czy nie nudziliśmy się siedząc przez całe popołudnie w kuchni?

Obie szczerze zaprzeczyłyśmy. Pochwaliłyśmy się też, że wszyscy spędziliśmy czas na uczeniu się ładnej, nowej piosenki... Z płyty... I zaraz, jeśli chce możemy ją zaśpiewać.

Moja przyjaciółka miała dobry słuch, całkiem niezły głos i śpiewała znacznie lepiej niż ja ale razem ze mną też jakoś to nawet brzmiało.

- Skoro nauczyłyście się, to słucham...- powiedziała jej matka.

Dwa razy nie trzeba było nam tego powtarzać. Obie z radością ryknęłyśmy na całą kuchnię:

„Czy pani mieszka sama,

czy razem z nim?

Czy w domu czeka mama

z humorem złym?

Koszulka czy piżama

jest w łóżku strojem twym?

Czy pani mieszka sama

czy też z amantem swym?”

No tak – pokiwała głową jej matka. - Nic ładniejszego nie potrafiłyście znaleźć? Lepiej tego już nie powtarzajcie. W waszym wieku to nie wypada śpiewać takie rzeczy.




  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Proza wspomnieniowa najwyższych lotów. Świat dorosłych, widziany uważnymi oczami myślącej dziewczynki, bywa zaskakująco bogaty w wiele spostrzeżeń, które umykają wytrawnym obserwatorom
© 2010-2016 by Creative Media