Go to commentsStryjaszek Marian
Text 13 of 20 from volume: Suazi
Author
Genrebiography & memoirs
Formprose
Date added2011-11-13
Linguistic correctness
Text quality
Views3917

Stryjaszek Marian


Dopóki mały jak orzeszek dziadek Ado nie wybudował na szczycie swojej góry kapliczki, wielki jak arbuz stryjaszek Marian, z miejsca gdzie potem stanęła kapliczka, pierwszego dnia lata każdego roku, od kiedy całkiem utracił nadzieję na posiadanie potomstwa, wzbijał się, niczym prorok pomiędzy chmury kolorowym jak ogon pawia balonem i znikał w niebie na wiele dni.

Gdy wychylony z kosza, jak z przedziału maleńkiego wagonika dawał hasło - Start! - jego pomocnicy odcinali sznury przytrzymujące pojazd i zaczynał unosić się, machając na pożegnanie błękitną chustką do tłumu gapiów, wśród których znajdowała się zapłakana ciotka Kostka. Ciotkę trzeba było mocno w  tym momencie trzymać, aby nie uczepiła się odrywającego się od ziemi balonu. Dziadkowi Ado po każdym stryjaszka odlocie przybywało obowiązków, gdyż  musiał wtedy doglądać jego parobków, pilnujących licznych stad  koni stryjaszka pozostawionych na ziemi, a    także opiekować się stryjenką. Przybywało mu wprawdzie obowiązków, ale miał mniej stresów, gdyż nie musiał denerwować się ciągłymi stryjaszka tarapatami, które spotykały go na ziemi i z których, na prośbę stryjenki Kostki, musiał stryjaszka wielokrotnie wyciągać, co stanowiło okazję do wykazywania za każdym razem na nowo, jego wielkiej przemyślności, sprytu i zmysłu dyplomacji.

Po powrocie z   podniebnej wyprawy wszyscy wysłuchiwali opowieści stryjaszka o  przeżytych przygodach i zwiedzanych krajach, a stryjaszek Marian wysłuchiwał długich sprawozdań dziadka Ado ze sprawowanej pieczy nad końmi - jego ulubieńcami, zostawionymi na wiele dni pod opieką dziadka.

Jednak od czasu, kiedy dziadek Ado postawił na swojej górze kapliczkę, mieszkańcy Kamiennej Góry stracili największą atrakcję każdego roku, gdyż stryjaszek odtąd wybierał na miejsce swego dorocznego odlotu górę królowej Bony w Krzemieńcu.

Któregoś roku po powrocie z podniebnej wędrówki stryjaszek dowiedział się, że nie jest już właścicielem swoich włości oraz stad i  nawet jego balon został zajęty przez komornika. Podpisał bowiem  przed kilkoma laty  - o czym już zdążył zapomnieć - jednemu z licznych swoich karcianych przyjaciół, weksel na wielką kwotę, która znacznie przekraczała, jak się potem okazało, wartość jego majątku. Przyjacielowi natomiast zdarzyło się podczas jednej z licznych handlowych podróży zagrać w karty tak nieszczęśliwie, że przegrał cały majątek własny i musiał ponadto zastawić za długi weksel, podpisany przez stryjaszka.

Stryjaszek kiedy nie latał balonem, jeździł do Dubna albo do Krzemieńca na spotkania z licznymi przyjaciółmi i przyjaciółkami, wśród których było kilku poetów, malarzy i poetek oraz zachodził wieczorami spróbować swego szczęścia w grze w karty. Po każdym jego pobycie na gościnnych występach w którymś z tych miast, po całym powiecie krążyły barwne poetyckie opisy jego towarzyskich, łóżkowych, karcianych i także czasami, alkoholowych wyczynów.

Gdy stryjaszek odlatywał balonem, stryjenka Kostka dość szybko uspokajała się i wpadała w stan przypominający letarg. Nawet w  chwilach gdy nie spała, a przesypiała wtedy większą część dnia i  nocy, rzucając się we śnie i rozmawiając przez sen z różnymi ludźmi i  z ich duchami - a najczęściej z duchem stryjaszka - stryjenka zdawała się przebywać daleko od otaczającej ją codzienności. We śnie podążała za stryjaszkiem  przez różne egzotyczne kraje i odzywała się w wielu dziwnych językach, nie wyłączając języków plemion licznych ludów afrykańskich i amerykańskich Indian. Przebudzona ze snu, nie potrafiła jednak odezwać się w żadnym innym obcym języku, poza rosyjskim, francuskim i niemieckim.

Kiedy stryj wyjeżdżał na karty i na towarzyskie spotkania,  stryjenka każdego dnia  nad ranem budziła się o odpowiedniej porze, pełna zaciekawienia, co wyniknie z jego nowego  wyjazdu i rozpoczynała seans oczekiwania w oknie. Jeśli stryjaszek pojawiał się od razu we własnej osobie, w całej swej okazałości, wysiadając z dorożki swoim charakterystycznym, chwiejnym, a jednak pewnym siebie krokiem, znaczyło to, że przegrał. Wtedy wychodziła i   płaciła rachunek za dorożkę, po czym brała stryjaszka pod rękę i     prowadząc umęczonego do łóżka, wysłuchiwała złorzeczeń i utyskiwań, rzucanych pod adresem różnych jego karcianych partnerów - carskich generałów oraz polskich i ruskich książąt.

Czasami jednak zdarzało się, że z dorożki wysiadał najpierw stangret ze stryjaszka laseczką, po chwili z następnej dorożki drugi stangret z jego okularami, a po jakimś czasie trzeci, ze znajomym kapeluszem - wtedy wiedziała, że stryjaszek wygrał. Zapłaciwszy rachunki za wszystkie dorożki, często długo jeszcze czekała na pojazd, którym przybywał główny bohater tych wydarzeń.

Kiedy cały dom zbudzony w środku nocy wysłuchiwał triumfalnych  opowiadań o jego karcianych przewagach, stryjenka w milczeniu płaciła rachunek za ostatnią dorożkę i pozwoliwszy mu się do woli wygadać, kładła stryjaszka wypłukanego po jakimś czasie z euforii zwycięstwa, do łóżka. W czasie gdy spał, wyciągała z wszystkich kieszeni jego rozrzuconej po sypialni garderoby liczne poskręcane niemiłosiernie banknoty i ciepłe jeszcze monety. Po dokładnym przeliczeniu i  zapisaniu znalezionej kwoty wkładała pieniądze do szuflady szafki nocnej. Podczas późnego śniadania w łóżku stryjaszek sprawdzał dokładność finansowych obszukań i przeliczeń stryjenki, i w razie pomyłki, poddawał ostrej krytyce brak należytej staranności o rzetelność w pokazaniu jego karcianego sukcesu.

Po utracie majątku stryjaszek zostawił pod opieką dziadka Ado ciotkę Kostkę i wyjechał do Ameryki. Po pięciu latach wrócił z nowym majątkiem, wartości kilkuset tysięcy, podobno niewiele mniej od miliona dolarów, w postaci paczek banknotów, mieszczących się w  jednej niewielkiej walizeczce skórzanej, którą z sobą przywiózł z  drugiego końca świata. W czasie swego pobytu w Ameryce napisał dwa listy do stryjenki. Jeden otrzymała w kilka miesięcy po jego wyjeździe, a drugi na miesiąc przed powrotem.

Swój triumfalny powrót postanowił uczcić wielkim dziękczynnym nabożeństwem w kościele w  Dubnie. Przez cały czas nabożeństwa oczy wszystkich obecnych kierowały się ku jego wyprostowanej, dumnej postaci. Było wielu ciekawych widoku największego w okolicy podróżnika, bohatera, śmiałka i szczęściarza w jego osobie, toteż na nabożeństwo przybyły tłumy. Gdy po nabożeństwie i poświeceniu drogocennej walizeczki wrócił do domu, okazało się, że w cennej walizeczce jest tylko kilka paczek gazet.

- Nieprawdopodobnym było, aby w czasie nabożeństwa, na oczach wielu ludzi, można było wyciągnąć z walizeczki paczki dolarów  i  podrzucić gazety. Ktoś musiał zamienić walizeczki - twierdził stryjaszek. A ponieważ po swoim przyjeździe w domu i w kościele otoczony był z bliska tylko przez członków rodziny, do końca życia podejrzewał najbliższą rodzinę o kradzież przywiezionego majątku, który pomimo wielu prywatnych i urzędowych dochodzeń, nigdy nie został znaleziony. Dlatego, gdy potem dowiadywał się, iż ktoś z rodziny coś kupił - ubranie, konia, buty, wyprawił wesele, albo chrzciny, mawiał – to na pewno kupione za moje pieniądze.

Niedługo potem, na początku pierwszej Wielkiej Wojny, stryjaszek nagle którejś nocy odleciał, najwyraźniej ukradzionym nowemu właścicielowi, swoim niegdyś balonem, kierując się na zachód i nigdy już nie wrócił w rodzinne strony. Niektórzy mówili, że zginął, gdy jego balon, którym chciał dolecieć do Ameryki, aby nie musieć więcej oglądać znienawidzonej rodziny, co to jego zdaniem go okradła, został zestrzelony przez niemiecki samolot. Inni twierdzili, że zawiało go do Afryki, do kraju o nazwie Suazi, skąd nie dając znaku życia, pozostał już na zawsze wśród afrykańskich plemion, jako łącznik pomiedzy nimi i wysłannik w różne strony świata, w sprawach specjalnych.

Za tą drugą hipotezą przemawiałoby to, że stryjenka Kostka do końca swego życia rozmawiała z nim w czasie wieloletniego letargu, w wielu różnych afrykańskich narzeczach i śpiewała afrykańskie pieśni, jakby wciąż  podążając jego afrykańskimi śladami, we wciąż nowe, coraz to inne miejsca czarnego lądu.



  Contents of volume
Comments (7)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
To niezwykle piękna i fascynująca opowieść o równie fascynującym stryjaszku Marianie. Czytałem ją w napięciu, a podczas lektury naszła mnie myśl, że Autor swoją barwną osobowością bardziej przystaje do stryjaszka niż do ojca, który w opisach jawił się jako spokojny, zrównoważony, spolegliwy i niezwykle pracowity oraz odpowiedzialny i prawy mężczyzna. Zaskakujące też jest pojawienie się afrykańskiego państwa Suazi.
avatar
Dołączam się do komentarzy poprzedników.To niesamowicie barwna i ciekawa opowieść, którą czyta się jednym tchem. Niezwykle barwnie został namalowany główny bohater. Bardzo mi się podoba.
avatar
"Dawne życie poszło w dal - dziś pierogi, dzisiaj bal..."
avatar
Janko,także czytam takie opowiadania,które przypominają mi nowele,ale...pewnie odbiorcy takich opowiadań są w mniejszości .
avatar
Dzięki szanownym Paniom za przeczytanie i życzliwe komentarze oraz najwyższe oceny. Szczególnie dlatego jest to cenne, że na portalu króluje, wymagająca mniejszej uwagi i cierpliwości, forma, jakby wojskowej czy innej, konkretnej, zwięzłości i prostoty.
avatar
Nietuzinkowy, barwny, wielowymiarowy bohater opowiadania: karciarz, podróżnik, bon vivant i baloniarz stryjaszek Marian, jego żona-medium - biegła w mowie znawczyni wszystkich języków Afryki - i malutki jak orzeszek dziadek Ado - słowem WIELKA LITERATURA najczystszej próby.

Dała Bozia talent nad talentami buzi dać!
avatar
Ach, Emilio! Nie zapeszaj!Może się tylko bardziej postarałem, niż normalnie.
© 2010-2016 by Creative Media