Text 16 of 17 from volume: no title
Author | |
Genre | poetry |
Form | blank verse |
Date added | 2018-06-27 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1212 |
podmuchy z płuc kaleczą żebra
tak łatwo jest je złamać
gdy nabiera się zbyt dużo powietrza
skaleczonego toksycznością miast,
wielkich miast, w których obok
świeżo zmielonych ziaren - bibułki
trują nasze krajobrazy sprzed snu,
po snach, choć śnić coraz ciężej,
gdy nogi wyrabiają cardio
w łóżku z gradem i deszczem,
noc przyniosła ulewę, pioruny
roztrzaskały kory i ludzi
stojących pod gniewną
koroną, bunt Matki Ziemi
Ojca Wszechmogącego i
innych bogów. będą w nas
strzelać w czasie przymkniętych
powiek, za unikanie dreszczy
w dzień i elektryzowanie
biegiem nieba.
ratings: perfect / excellent
Nie okradnie na dalekim zadupiu złodziej wieśniaka, którego żywi koza-karmicielka i który stare swoje drzwi zapiera kołkiem.
Nie stanie na wsi pod latarnią żadna "późna Jula", bo by ją baby zgniłymi jajami obrzuciły.
Nie naciągnie bandzior starej babki "na wnuczka", bo wnuczek z nią mieszka przez ścianę...
Itp., itp.
Już stary Jean Jacques Rousseau wołał, by ludzie powrócili na sielskie anielskie łąki wiejskiego Raju,
który nigdy nie był miastem!
na pewno!
(patrz końcówka)
Człowiek na wsi znajduje oparcie sam w sobie, bo tylko na siebie może liczyć - w mieście masz wszystko /od fryzjera, przez szpital, po policję i księdza/ na wyciągnięcie ręki
Wieśniak z takich nikomu nieznanych Babich Dołów na Sądzie Ostatecznym dostąpi łaski zbawienia