Go to commentsCzat ... cz2
Text 2 of 2 from volume: Początki
Author
Genrehorror / thriller
Formprose
Date added2018-08-01
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views762

***    -

 

To wszystko było jak lawina. Nie zaczęło się powoli, ospale w rytmie kroków zbierających się do biegu. To był od razu sprint. Szybki i niepohamowany. To tylko litery, słowa na laptopie napisane przez nieznajomą osobę. Nie wiadomo do końca czy po drugiej stronie przysłowiowego kabla nie siedzi spocony facet trolujący nas z nieskrywaną dla siebie chorą satysfakcją. Ona sprawiła, że nawet przez moment się nad tym nie zastanawiałem. Słowa wypływały ze mnie nie przestanie przez całą wizytę w kawiarni, następnie ukradkiem przez cały dzień w pracy, wieczór w mojej kawalerce, aż do samego rana leżąc w łóżku nie zmrużywszy oka nawet na chwilę. Fascynacja Natalią bo tak miała na imię zawładnęła mną. Jej otwartość i co najważniejsza zainteresowanie moją osobą pochłonęło mnie bez reszty.

Trwało to dobre dwa tygodnie. Nieustannego pisania i dowiadywania się o sobie wszystkiego czym tylko mieliśmy ochotę się dzielić. Z czasem doszła do tego wymiana zdjęć i uwierzcie mi była piękna. Nie jak modelka, ale w naturalny sposób zwyczajnie piękna. Dla mnie piękna. Pełna kompleksów samej siebie ale wyjątkowa.

Nadszedł czas na coś czego się nie spodziewałem siedząc wtedy w kawiarni i pijąc swoją gorącą przeciętnego smaku kawę. Mieliśmy się spotkać przed tą konkretną kawiarnią. To był zbieg okoliczności bo to Natalia zaproponowała ją choć nigdy nie rozmawialiśmy o niej w naszych czatowych dyskusjach. Przeznaczenie to uczucie, które wtedy odczułem.

Pojawiła się następnego dnia przed drzwiami. Zobaczyłem przez witrynę kawiarni jak pięknie wygląda. Nawet w ten deszczowy dzień ukryta częściowo pod parasolem. Dostrzegła mnie natychmiast i podeszła szybkim zdecydowanym krokiem. Nie wiedziałem co zrobić, co powiedzieć na przywitanie. Na szczęście lub wręcz przeciwnie stanęła przede mną i chwyciła moją dłoń i wyszeptała.

Musimy iść. Szybko. - pociągnęła mnie za rękę w kierunku wyjścia.

 

***    -

 

Kubeł naprawdę zimnej wody wystarczył aby nagły wstrząs zmiany temperatury ocucił mnie do pełnej przytomności. Nie ugasił jednak ogromnego bólu głowy. Przede mną stało dwóch mężczyzn wyglądających całkowicie zwyczajnie. Koszula, dżinsy, zwyczajne twarze. Nie podobni z twarzy do tych, którzy wczoraj mnie zaatakowali i prawdopodobnie nieprzytomnego umieścili w tym pokoju. Z lekkim strachem w oczach nieznajomi podeszli do mnie.

Kim jesteś? Jak się tu znalazłeś. - zagadnął ten wyglądający na starszego. Może to ojciec i syn?

Milczałem. Nie żebym doznał amnezji, ale po wydarzeniach z wczorajszego dnia nie wiedziałem czy mogę ufać tym dwóm facetom, którzy zjawili się nie wiadomo skąd. Ktokolwiek mnie tu zamknął na pewno nie zrobił tego w miejscu, w którym ktoś mógł mnie znaleźć. Oczywiście mogłem się mylić. Nie wiedziałem tak naprawdę dlaczego się tu znalazłem i kto do tego doprowadził. I dlaczego? Jezusie dlaczego ja?

Słyszysz mnie chłopie? - zagadnął ponownie starszy

Chyba coś mu się pokręciło. Widzisz w jaki jest stanie tato. Musiał ktoś go pobić i tu zostawić. - rzucił młody. Moje przypuszczenia, że są rodziną się potwierdziły.

Ale jesteś domyślny. Przecież nikt sam się nie wiąże do krzesła, a wcześniej nie obija sobie mordy dla zabawy młody . - skwitował wywód syna ojciec.

Widząc, że nie rozmowny ze mnie gość zaczęli mnie odwiązywać , a młody na polecenie ojca wybierał już numer na policję.

Nic się mart chłopie. Synek zaraz to zgłosi i ktoś zawiezie Cię do szpitala. Nam nic nie musisz mówić. Im mniej człowiek taki jak ja wie tym lepiej dla niego. Nie chcemy mieć kłopotów.

Skinąłem głową licząc, że za chwilę przyjedzie policja i to wszystko co mój umysł nie mógł pojąć się skończy.

Syn podszedł do nas i oświadczył, że nie może złapać zasięgu w telefonie i nie ma szans by powiadomił jakieś służby. Stary bardzo niechętnie, ale jednak zaproponował, że podwiozą mnie do swojego domu znajdującego się o kilometr od tego zadupia jak sam to miejsce nazwał i stamtąd zatelefonują  po pomoc, a między czasie może opatrzą mnie w jakimś podstawowym zakresie.

Zgodziłem się tylko dlatego, że chciałem być jak najdalej od tego miejsca. Jak najdalej od ludzi, którzy mogli się tu zjawić lada chwila, a wtedy nie wiem co by się stało. Na pewno nic dobrego.

 

***    -

 

Gdybym wiedział, że będę musiał dzisiaj biegać i to jeszcze w deszczu zdecydowanie ubrałbym się inaczej. A już napewno założyłbym buty do bieganie, choć oczywiście ich nie mam bo zwyczajnie nie biegam. Wypastowane, świecące mokasynki nie nadają się do tego co robiłem w tej chwili. Bieg bez oglądania się na kałuże. Przez wąskie boczne uliczki. Przez jakiś mostek, o którym nawet nie miałem pojęcia, a wyglądał na piękne, schowane przed wzrokiem turystów miejsce. Biegliśmy tak kilka minut bez wytchnienia. Brakowało mi sił i wtedy zacząłem się zastanawiać co ja robię. Biegnę w deszczu, w niewiadomym kierunku z nieznajomą kobietą tylko dlatego, że ujęła mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Co się dzieje?

W tym momencie ona jakby to wyczuła. Zatrzymała się i spojrzała na moją spoconą od wysiłku twarz i pocałowała mnie. Krótko, ale wystarczająco by wszystkie obawy, pytania i niedopowiedzenia rozwiały się jak mgła. Odeszły na razie na daleki plan. Tak daleki, że przestał mnie obchodzić. Biec, iść, czołgać się? Bez różnicy. Byle przy niej.

Biegliśmy dalej choć coraz wolniej. Nogi mimo adrenaliny powoli słabły. Brak tchu doskwierał coraz mocniej. Zatrzymaliśmy się w końcu przy ceglastym budynku, w jakiejś nieznanej mi uliczce przy małej fontannie przypominającej swoim kształtem łabędzia podrywającego się do lotu z tafli wody. Fontanna niestety była nieczynna, ale i tak miała swój urok.

Zaufaj mi proszę - powiedziała patrząc mi w oczy. - Zaufaj mimo wszystko co się wydarzy.

Rozumiem. Ale o co chodzi. Dlaczego biegliśmy? Przed czym uciekasz? - rzekłem zdezorientowany

Po prostu mi zaufaj. Wiem, że nie masz powodu by to robić ale mimo wszystko proszę.

Ale dlaczego? Powiedz co się dzieje.

Dobrze. Tylko zejdźmy z tej ulicy. Przejdźmy do tej kawiarni naprzeciw. - poprosiła.

Chodźmy.

Chwyciła mnie za rękę. Pośpiesznie przeszliśmy pod łukiem łączącym dwa budynki. Na szczęście przestało padać i słońce leniwie przebijało się przez coraz jaśniejsze chmury.

Byłem skołowany i lekko przestraszony całym tym spotkaniem i sytuacją, która na pewno nie była codzienna, a już napewno nie dla kogoś kto żyje poranną kawą, pracą i spaniem. Myśl o tym, że jestem przy niej, trzymam ją za rękę i jeszcze ten pocałunek. Chciałem więcej. Chciałem więcej jej.

Na chodniku po drugiej stronie jezdni zatrzymała się. Za jej plecami znajdowała się oszklona witryna kawiarni pełna ciemnozielonych liściastych roślin oraz grafik kawy na szybie.Uśmiechnęła się ale uśmiech w ułamku sekundy odpłynął z jej twarzy. Oczy zaszkliły się w odruchu przerażenia. Wróciła wzrokiem zza moich pleców prosto w moje oczy tylko na chwilę po czym znów utkwiły w czymś za mną. Odwróciłem się odruchowo.

Proszę nie ! - usłyszałem jej zdławiony głos w momencie gdy postawny mężczyzna w szarej bluzie z małą ale zauważalną blizną pod okiem uderzył mnie bardzo mocno w policzek. Zemdlałem.


  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Kubeł zimnej wody, hehe. Nomen omen. Początki zawsze są trudne.
© 2010-2016 by Creative Media